pioter50 prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w kategorii

Czechy

Dystans całkowity:11402.08 km (w terenie 57.00 km; 0.50%)
Czas w ruchu:149:24
Średnia prędkość:19.96 km/h
Maksymalna prędkość:56.00 km/h
Suma podjazdów:127189 m
Suma kalorii:133070 kcal
Liczba aktywności:68
Średnio na aktywność:167.68 km i 8h 18m
Więcej statystyk

Przełęcz Okraj od czeskiej strony

  • DST 183.00km
  • Podjazdy 2233m
  • Sprzęt Giant scr 4.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 4 maja 2013 | dodano: 04.05.2013

Tak jakoś niespodziewanie wyszło...Na razie mapka trasy a jutro fotka i opis.

Po kontuzji prawego kolana miałem zamiar zrobić tylko małą rundkę po płaskim, żeby sprawdzić co się będzie działo.Miałem dwa dni przerwy i trochę czasu na analizę i zmiany ustawień w rowerze i w butach.Tymczasem zadzwonił Tadeusz i zaproponował jazdę na granicę z Czechami.Nie bardzo mi to pasuje, bo nie chciałem podjazdów a tu trzeba będzie podjechać do Rybnicy Leśnej.Zgadzam się jednak bez wahania.Na starcie o godz 11 zjawia się również Marek.Mówię kolegom, że jeśli poczuję ból w kolanie to zawrócę a oni niech jadą dalej.Pierwszy podjazd na zaporę jeziora w Lubachowie poszedł gładko, bez bólu, do Rybnicy Leśnej też wjechałem bez problemu, jednak nie cisnę, staram się oszczędzać kolano. Szybka jazda z Unisławia do Mieroszowa, chwilowy postój pod Biedronką, bo koledzy muszą kupić coś do jedzenia, po czym szybki dojazd do granicy.Tutaj trzeba ustalić dalszy przebieg trasy.Mamy jechać do Teplic przez Vernerovice i Bohdasin a następnie przez Zdonov do Mieroszowa, Krzeszowa i przez Kamienną Górę powrót do Świdnicy.W Czechach kiełkuje mi w głowie inna myśl:podjazd na Przełęcz Karkonoską od strony Czech.Jest jednak zbyt późno na realizację takiego planu.-Cóż więc mogę zrobić?-zastanawiam się wjeżdżając do Teplic.-Może więc chociaż Przełęcz Okraj od czeskiej strony?
Ten pomysł wydaje się być realny na dziś.Jeśli nie będę miał żadnych przygód i awarii, powinienem wrócić do Świdnicy bez potrzeby włączania świateł.Doskonale wiem, że Tadeusz musi iść na nocną zmianę a Marek jest umówiony na grilla , więc nasza wspólna jazda kończy się na skrzyżowaniu drogi prowadzącej z Teplic do Adrspachu, gdzie koledzy skręcili do Zdonova, w kierunku polskiej granicy a ja pojechałem do Trutnova przez Chvalec. Podjazd na Okraj od Trutnova to ponad 30km ciągłej jazdy pod górkę.Jedzie mi się bardzo dobrze, upajam się jazdą i widokami, ale wciąż nie zapominam, że należy oszczędzać prawe kolano, jechać spokojnie i nie cisnąć.Trochę je czuję, ale nie ma bólu.Zdumiewa mnie niewielka ilość czeskich rowerzystów.Zawsze było ich dużo w drodze na Okraj.Na szczyt Okraju docieram przed godziną 17.Robiąc tam pamiątkową fotkę spotykam troje członków Legnickiej Inicjatywy Turystyki Rowerowej.Kilka lat temu miałem przyjemność poznać ich nad Jeziorem Bystrzyckim i oprowadzić po asfaltach Gór Sowich.Cieszę się jak dziecko z tego spotkania bo to bardzo fajni ludzie.Porozmawialiśmy niestety tylko chwilkę bo pora byla już dla mnie późna.Trzeba było wracać.Nie spodziewałem się dzisiaj takiej trasy, więc do jedzenia mam tylko pół małej paczki suszonych daktyli i bidon napoju.Te suszone daktyle to niezła odżywka na trasie, przekonałem się o tym nie raz, jednak mam już ochotę zjeść coś normalnego.Do domu docieram o godz 7.30 a więc w świetle dnia, więc wszystko udało się zgodnie z założeniami.To był naprawdę super wyjazd.Na tej trasie było kilka sytuacji, kiedy to rowerzyści widząc mnie na kolarzówce próbowali się ze mną ścigać.Ja jednak nie podjąłem i nigdy nie podjemę się ścigania z kimkolwiek.Po wyprzedzeniu mnie, zawiedzeni oglądali się co chwilę za siebie, sprawdzając czy nie zacznę ich gonić.Nie goniłem i nie będę gonił.Uciekał też nie będę.Ta zabawa dawno przestała mnie interesować.Jeśli ktoś jedzie wolniej, zostanie wyprzedzony, jeśli jedzie szybciej, to pojedzie...Dla mnie liczy się wyłącznie realizacja mojego celu, który sobie wyznaczam.


Na przejściu granicznym Golińsk-Starostin


Tadeusz z Markiem w Teplicach


Cerna Hora widoczna podczas jazdy z Trutnova na w kierunku Okraju


No i niespodziewanie jestem na Przełęczy Okraj


Kiedy robiłem fotki, wjechał najpierw jeden rowerzysta z Legnicy


Kiedy wjechał drugi, po bluzie poznałem, że są to koledzy Legnickiej Inicjatywy Turystyki Rowerowej(LITR).Pozdrawiam cały LITR a szczególnie Janka Materka, który jest Trenerem-Katem ;) tej ekipy.


Na zjeździe nie mogło się obyć bez tradycyjnej fotki Zalewu Bukówka


Ostatni widoczek i w drogę.Te widoki najbardziej mnie cieszą podczas tego wyjazdu





Kategoria Czechy

Jelenka

  • DST 138.00km
  • Kalorie 4765kcal
  • Podjazdy 1961m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 10 listopada 2012 | dodano: 10.11.2012

Schronisko Jelenka jest położone na wysokości 1260mnpm po czeskiej stronie Karkonoszy, niedaleko Przełęczy Okraj.Razem z kolegami: Tadeuszem i Markiem postanowiliśmy dzisiaj zdobyć schronisko na rowerach.Pogoda od samego początku była bardzo wietrzna.W Karkonoszach miało się wrażenie, że to huragan.Bardzo zimno i wilgotno.Koledzy jadą na szosówkach a ja Lincolnem na kołach '26, przez co nie mogę za nimi nadążyć.Dla mnie jednak najważniejsza jest nie prędkość a cel, jakim jest zdobycie schroniska Jelenka.


Podjeżdżamy na Przełęcz Okraj


Marek wjeżdża na Przełęcz Okraj


Przełęcz Okraj.Widok na czeską stronę.Mgła i huraganowe porywy wiatru...

Na Przełęczy Okraj przez chwilkę się wahamy, czy nie zawrócić bo pogoda jest naprawdę fatalna.Po chwili narady jedziemy jednak dalej.


Początek podjazdu do Jelenki.Tu jeszcze nie wiemy co nas czeka dalej


Dalej było bardzo fajnie, choć bardzo stromo...


Zaczęło się od 19% i nie odpuściło do końca


Zdjęcia robione w drodze powrotnej










Te fotki to kadry z kamerki, która cały czas pracowała


Droga wygląda jak na Przełęcz Karkonoską.Wrażenie potęguje mgła i huraganowe porywy wiatru




Marek zawraca bo koła jego roweru ślizgają się na oblodzonej nawierzchni, Tadeusz też odpuszcza ze względu na stromiznę i lód...


...Ja jadę dalej pomimo coraz trudniejszych warunków, bo mam inny niż koledzy rower


Nachylenie 25% i lód na drodze.Trzeba bardzo uważać, żeby nie zaliczyć gleby.Posuwam się jednak uparcie do przodu


Wreszcie z mgły wyłania się budynek schroniska Jelenka


Ostatkiem sił docieram do schroniska, robię pamiątkową fotkę.Jest sukces 1260mnpm.


Przy schronisku Jelenka


Teraz tylko zjazd

Zawracam z powrotem.Koledzy nie czekają bo zimnica jest taka, że chyba by zamarzli.


W drodze powrotnej focę jeszcze podjazd na Przełęcz Okraj od czeskiej strony i bez chwili dalszej zwłoki wracam do domu

Na Przełęczy Kowarskiej dostaję telefon od Tadeusza z pytaniem czy mam skuwacz do łańcucha bo urwał mu się łańcuch.


W Ogorzelcu Tadeusz czeka na mnie.Skuwam mu łańcuch i po 5 minutach jedziemy razem do domu

Wyprawa była wyjątkowo udana dla mnie bo zrealizowałem cały plan, zdobywając Jelenkę ale i koledzy mają powody do satysfakcji bo wjechać na Okraj przy dzisiejszej pogodzie było niemałym sukcesem.W przyszłym roku wykorzystamy podjazd do Jelenki, jako trening przed zdobywaniem Przełęczy Karkonoskiej.


<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=efpyyhavzkqmpmbv" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>


Kategoria 100 i więcej, 1000 mnpm i więcej, Czechy

Modré Sedlo-w cieniu kontuzji

  • DST 119.00km
  • Kalorie 5313kcal
  • Podjazdy 2361m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 13 października 2012 | dodano: 14.10.2012

Na sobotę i niedzielę, prognoza pogody jest doskonała, jak na tę porę roku.Spakowałem się więc i w drogę.Pomyślałem, że spróbuję zrealizować jeszcze jeden karkonoski pomysł.Trasa na Przełęcz Kowarską, już tradycyjnie pod wiatr.Od Przełęczy Kowarskiej na Okraj, przed wiatrem chroni mnie już las.Jedzie mi się wyśmienicie i na Okraj docieram w doskonałym nastroju i formie.Szybki zjazd na czeską stronę i jazda do Pecu pod Sněžkou a następnie podjazd do Výrovki.Podczas zjazdu z Okraju zauważam, że na asfalcie w wielu miejscach woda zamieniła się w lód.Trzeba uważać, żeby się na takiej lodowej szklance nie przejechać.Wszystko bylo dobrze, podjazd osiągający w porywach 21% nachylenia nie stanowił dla mnie problemu, aż do momentu, kiedy poczułem w prawej nodze ostry, przeszywający ból.Było to kilkadziesiąt metrów przed Výrovką.Pokonując ból dojechałem jakoś do Výrovki, zatrzymałem się na chwilę, mając nadzieję, że ból za chwilę przejdzie.Poczekałem kilka minut, zrobiłem kilka fotek ale ból nie tylko nie ustępował ale nasilał się.Pomyślałem, że ten ból trzeba jakoś zwalczyć i wjechać na przełęcz a później zobaczy się co dalej.Nie ujechałem daleko.Prawa noga praktycznie przestała kręcić a lewą obawiałem się przeciążyć.Musiałem przecież jeszcze wrócić do domu.Zatrzymałem się mając w zamiarze podejść na przełęcz, przecież został tylko kawałeczek drogi...Okazało się, że iść też się nie da.Najmniejszy ruch prawym kolanem wywoływał ostry ból.Nie miałem jednak wyboru, kuśtykając, uparcie posuwałem się do przodu.Przy okazji zrobiłem kilka fotek, których pewnie nigdy bym nie zrobił, gdyby nie ta kontuzja.Kiedy docieramm na szczyt przełęczy, mogę wreszcie wsiąść na rower i zjechać do schroniska Luční Bouda.Na szlaku do schroniska Dom Śląski tłumy turystów, więc nie wszędzie dało się jechać, w końcu jednak docieram do schroniska i teraz już tylko jazda po kostce na dół.W miejscach, do których nie dociera słońce widać śnieg.Jest go tyle co na lekarstwo ale jest...Poniżej Strzechy Akademickiej zjeżdżam na żółty szlak bo inaczej szlag trafi moje koła, na których mam założone sliki i mnie ze złości przy tej okazji.Na żółtym szlaku jest szuter ale jest to o wiele lepsza nawierzchnia, niż ta kostka, której miałem stanowczo dość.Jest prawie godzina 17 gdy docieram do Karpacza a potworny ból prawej nogi sprawia, że zaczynam zastanawiać się nad noclegiem bo czuję, że tej nodze trzeba dać odpocząć, bo może skończyć się większą kontuzją.Trochę mi jednak szkoda trasy, bo chciałem przejechać ją całą w jeden dzień.Przecież nie jest to jakaś wielka trasa.Zjeżdżam więc z Karpacza do Kowar, mając nadzieję, że dam sobie jakoś radę.Po wyjeździe z Kowar zaczynam podjazd w kierunku Przełęczy Kowarskiej.Pracuje tylko lewa noga, podczas gdy prawa tylko bezwładnie opiera się na pedale.Mimo to, ból prawej nogi jest trudny do zniesienia.Jazda jedną nogą na podjeździe idzie mi nieźle i oceniam, że do domu dojadę około północy.Jest to dla mnie do przyjęcia.Zaczynam jednak analizować sytuację.Zastanawiam się co będzie, jak przesilę lewą nogę, która przecież tego dnia nie odpoczywała sobie.Ruch prawej nogi, mimo braku obciążenia jest ostry i zwiększa się kiedy jadę.W poniedziałek muszę iść do pracy sprawny fizycznie na 100%.Uznałem, że nie mogę narażać się na jeszcze większą kontuzję.W końcu to tylko wyjazd turystyczny i nie ma znaczenia czy wrócę do domu dzisiaj, czy jutro.Na podjeździe na Przełęcz Kowarską stoi samotny zajazd, w którym biorę sobie pokój, zamawiam dobry obiad i piwo i czuję, że to była właściwa decyzja.Wreszcie mogę się napić piwa w trasie bo jechał będę dopiero jutro.Właściciele mają jakąś prywatną uroczystość i stół zastawiony jest wyśmienitym jadłem i piciem a rozweseleni goście wypytują mnie o moje trasy rowerowe i o wszystko co z tym jest związane.Po posiłku muszę jednak przerwać miłą pogawędkę bo w końcu to nie moja impreza i nie wypada mi przeszkadzać.Na pytanie gospodarzy, o której chcę śniadanie, wywołuję konsternację, mówiąc, że o godz 7...Niech się cieszą, że nie powiedziałem że o 5, widząc jednak imprezę wiem, że trudno będzie im zrobić mi śniadanie o tej godzinie...Wracam do pokoju i tak kończę ten dzień.


A teraz czas na fotki


Zjazd z Okraju


Velka Upa


Pec pod Snezkou


Studnicni Hora.Trzeba się będzie na tę górkę wspiąć...


Pec pod Snezkou


Ostatnie spojrzenie za siebie na początku podjazdu


Vyrovka


Vyrovka


Vyrovka 1357mnpm



My Polacy zakazy mamy w...głębokim poważaniu ;)"Abośmy to jacy tacy...?"


Mój rumak pewnie ma się lepiej ode mnie


Tych zdjęć nie zrobił bym, gdyby nie dopadła mnie kontuzja


zoom z poprzedniej fotki


Pogoda zaczyna się psuć, tworząc fantastyczne widoki


Nie tylko ja łamię zakazy


To tę górkę fotografowałem, stojąc na dole w Pecu pod Snezkou...


Daleko na szczycie góry dostrzegam jakieś schroniska...


...mogę je sobie przybliżyć :)


Co za sceneria...gdyby nie kontuzja, nie odwrócił bym się do tyłu i ta fotka nigdy by nie powstała.


Choć nie Polak a zakazy łamie, jak swojak :)


Pogoda wygląda coraz groźniej


Turyści rozkoszują się tymi widokami i ja też, dzięki kontuzji.




Na przełęczy w oddali widać bunkry


Szczyt Śnieżki tonie w chmurach



Schronisko Lucni Bouda.Za chwilkę tam zjadę tylkooo...


...zrobię sobie fotkę przy kapliczce...;)


Schronisko Dom Śląski.Tam też muszę dotrzeć


Malutkie ludziki wspinają się na tonącą w chmurach Śnieżkę


Koniec żółtego szlaku.Teraz zjazd przez Karpacz do Kowar


Mapka pokazuje całą trasę, łącznie z powrotem, ktory miał miejsce na drugi dzień.Liczy się jednak to, co w ten dzień przejechałem i tylko to wpisałem do statystyki za ten dzień, czyli 119km.Podobnie jest z ilością podjazdów.
<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=ksatnexgxayroamv" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>


Kategoria 100 i więcej, 1500mnpm i więcej, Czechy

Šerák zdobyty

  • DST 158.00km
  • Kalorie 5303kcal
  • Podjazdy 2056m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 7 września 2012 | dodano: 07.09.2012

Dzisiaj dorzuciłem kolejny szczyt górski do kolekcji a jest nim czeska góra Šerák.

Šerák stał się moim celem od momentu przeczytania relacji z wyjazdu Ryjka na ten szczyt.Kiedy poczytałem o Šeráku i obejrzałem fotki, powiedziałem sobie, że i ja muszę tam wjechać.
Od tego momentu, wszystkie wyjazdy na Chełmiec a także ostatni wyjazd na Przełęcz Okraj oc czeskiej strony, miały wyłącznie za zadanie przygotować mnie do wyjazdu na Šerák bo analizując teoretycznie trasę, wiedziałem, że łatwo nie będzie.
Jako że w piątek miałem zaplanowany urlop i prognoza pogody była korzystna na ten dzień i czzułem się już dobrze przygotowany kondycyjnie, więc decyzja wyjazdu zapadła na ten dzień.
Wbrew prognozom, poranek nie zachęcał do wyjazdu.Widok sporej ilości ciemnych chmur zasiał wątpliwość, jednak intuicyjnie czułem, że będzie dobrze.Spakowałem potrzebne i niepotrzebne rzeczy i szynobusem pojechałem do Kamieńca Ząbkowickiego.Plan zakładał przejazd z Kamieńca do Klodzka., z kąd również szynobusem miałem wrócić do Świdnicy.Mogłem oczywiście całą trasę przejechać rowerem, jednak szkoda mi bylo czasu na jazdę kolejny raz dobrze znanymi mi drogami.cały tydzień zastanawiałem się, jaką konfigurację sprzętu wybrać na tę trasę, na której było sporo asfaltowych dróg ale i nieznanych mi szutrów przecież też nie brakowało.W końcu wybór padł na Kellysa z oponami terenowymi 2,1...To najgorsza możliwa konfiguracja na asfalt ale najlepsza na szuter.Miałem jeszcze pomysł, żeby jechać na cienkich oponach a do torby załadować grube opony bezdrutówki, zwijane i w trasie dokonać dwukrotnie zmian ogumienia.Komplet opon potrafię zmienić w 10 minut, więc 20 minut łącznej przerwy w trasie nie zrobiło by wielkiej różnicy, bo na asfaltach nadrobił bym prędkością i oszczędził trochę sił.Nie znalazłem jednak w tygodniu czasu, aby podjechać do sklepu po opony bezdrutowe.
Już na starcie miałem silny wiatr od czoła i tak było aż do Kłodzka.Jedynie podczas jazdy po leśnych szutrach nie czuło się wiatru, choć i tu na podjazdach było kilka miejsc, gdzie wiatr mocno utrudnił mi życie.Kellys z tymi oponami to prawdziwy klamot.Nawet na dużych zjazdach wiatr sprawiał, że trzeba było mocno kręcić, żeby w ogóle jechać.Te wiatrzysko sprawiło, że po 56km jazdy, kiedy to wreszcie skręciłem na podjazd w kierunku Šeráka, czułem się, jakbym podjechał Pradziada.Kiedy jednak schowałem się w lesie, pomimo podjazdu zacząłem szybko odzyskiwać siły.Sam podjazd od miejscowości Domašov to 10km, jednak im dalej, tym bardziej stromo.Nachylenia wachają się od 8-28%, czasem gps pokazał nawet 32% ale to były chwilowe nachylenia.Spora część trasy to 10-11% nachylenia.Na podjeździe spotkałem tylko dwoje czeskich rowerzystów, poza tym było bezludnie.Dopiero przed samym szczytem napotkałem spore grupy pieszych turystów.Po wjeździe na szczyt nagroda w postani zapierających dech widoków.Robię sporo fotek i i zaczynam zjazd.Goni mnie czas bo ostatni szynobus z Kłodzka do Świdnicy odjeżdża po godz 18...Przed zjazdem upuszczam trochę powietrza z kół, dzięki temu mogę pozwolić sobie na szybszy, bezstresowy zjazd.W połowie drogi do Ramzowej zaczyna kropić deszcz.Nie przejmuję się tym jednak, mam dobre ciuchy i jestem zahartowany na takie sytuacje.Od Ramzowej kolejny podjazd.Znowu czuję, że jest pod wiatr ale tylko do ściany lasu, jednak mocno mnie spowalnia a czas ucieka.Mam sporo jedzenia ale czasu na jego spożycie brak, więc posilam się wyłącznie suszonymi daktylami, popijając czystą wodą.Ten posiłek daje niezłą energię, nie obciążając organizmu trawieniem.Na końcu podjazdu trochę pokićkała mi się droga.W moim wieku wzrok jest już słabszy i na 2 calowym gps-ie niewiele widzę.W końcu zdezorientowany odpalam 7 calowy tablet, który posiada świetną mapę topograficzną i gps.
Wożę go własnie dla takich sytuacji.Szybko orientuję się gdzie dokładnie jestem i gdzie powinienem pojechać.Jadę wzdłuż granicy i docieram do niby asfaltowej, lecz mocno zniszczonej drogi po polskiej stronie, która bezbłędnie prowadzi mnie do Starego Gierałtowa.
W oponach mam wciąż obniżone ciśnienie powietrza bo droga jest jak szutrowa a ja chcę jechać jak naszybciej, nie zważając na kamienie.W końcu las się kończy i w twarz uderza mnie silny wiatr, słabo napompowane opony powodują mocny spadek prędkości.Trzeba się zatrzymać i dopompować koła na twardo.Po tym zabiegu rower jedzie odczuwalnie lżej, jednak sailny wiatr sprawia, że trzeba ostro kręcić, żeby utrzymać rozsądną prędkość.Już wiem, że na ostatni szynobus do Świdnicy nie zdążę...Jest jednak szansa na ostatni szynobus do Wałbrzycha, pod warunkiem, że utrzymam średnią na tej trasie 25km/h.Do Stronia dojeżdżam ze sporym zapasem czasu i nie zatrzymując się skręcam w kierunku Lądka.Po tym zwrocie wiatr mam z boku i utrzymuję prędkość 36km/h z wyjątkiem jednego podjazdu przed samym Lądkiem.
Na tym krótkim podjeździe poczułem, ile sił dzisiaj straciłem przez ten wiatr.Na wyjeździe z Lądka znowu ustawiam się twarzą do silnego wiatru i jest trochę pod górkę.Prędkość spada drastycznie a przecież mam już tylko 23km do przejechania.Dalej jednak jest już tylko z górki.W Żelaźnie już wiem, że zdążę i zmniejszam tempo żeby trochę odpocząć, jednak czas jakby przyśpieszył zmuszając znowu do ostrzejszej jazdy.Dojeżdżam do stacji PKP, mam 20 minut do odjazdu pociągu.Kupuję dużą wodę mineralną i wypijam połowę.Jedzenie zawiozę do domu, teraz zjadam tylko suszone daktyle, które sprawdziły się doskonale, jako odżywka w trasie.
Kiedy dojeżdżam do Jedliny Zdrój i wysiadam, na stacji panują egipskie cdiemności.Trzeba przejść przejściem podziemnym, gdzie jest całkiem czarno.Jestem na to przygotowany.Włączam reflektor diodowy, bez którego nie wiem, jak bym wogóle wyszedł ze stacji na szosę.Na drodze jest równie czarno a w dole widać światła Jedliny.Zjeżdżam do głównej szosy i drogą przez Jugowice i Zagórze jadę do Świdnicy.Zaliczyłem przy tej okazji nocną jazdę.Miałem wrażenie jakby wybuchła wojna i obowiązywało jakieś zaciemnienie.Jedynymi, dobrze oświetlonymi wioskami na trasie z Jedliny do Świdnicy były: Burkatów i Bystrzyca Dolna.My Polacy mamy wielką propagandę, że żyjemy na "zielonej wyspie", że jesteśmy europejskim krajem a tymczasem to tylko wielka pozoracja, bo nawet na oświetlenie ulic nas nie stać.Prawda jest taka, że żyjemy w totalnym czwartym świecie, bo trzeci wyprzedził nas już dawno.
Mimo ciemności z Jedliny do Świdnicy jechało mi się wyśmienicie.Wiatr uspokoił się całkiem a mocne światło roweru pozwalało mi na jazdę z pełną prędkością.Była to bardzo przyjemna, nocna jazda.Kiedy dojeżdżam do miasta, nie mogę sobie odmówić ostatniego podjazdu ul.Słowiańską pod centarz, który pokonuję z dziecinną łatwością.To jak runda honorowa po długiej trasie i dowód, że jeszcze na wiele mnie stać...Czuję radość, że znowu udało się zrealizować cel i wrócić szczęśliwie w jednym kawałku.I tak oto zakończył się jeden z moich najbardziej udanych dni w tym roku.Šerák zdobyty i dzięki Ryjek, że pokazałeś drogę na ten szczyt.


Na dobry początek


Jezioro Paczkowskie


W oddali widoczny Paczków


Zamek w czeskim Javorniku


Javornik


W oddali widoczny Praded...


Ciężki podjazd mają czescy rowerzyści.Ja na szczęście mam tu dzisiaj tylko zjazd.


Jesenik


W drodze na Szerak






Tu jest 1050mnpm.Jeszcze tylko 300 metrów w pionie... z małym "hakiem"...;)Kadr z kamerki.


Widoki z Szeraka


Ja tu jestem...

Widoki z Szeraka








Szczyt Pradziada widoczny z Szeraka




Po to tu przyjechałem i warto było


Jakaś chatka widoczna na szczycie góry poniżej




Widok w kierunku Ramzowej.


Zoom na hotel w Ramzowej.Za kilkanaście minut będę podjeżdżał tą drogą po lewej stronie.


Tymczasem muszę zjechać drogą wzdłuż wyciągu krzesełkowego.

Później już nie fotografowałem bo śpieszyłem się na pociąg do Kłodzka,Jednak kamerka na na kierownicy pracowała cały czas i kiedyś być może pokażę jakiś zmontowany film z tego wyjazdu.










<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=aeklisqoxwslbxkk" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>

Nocna część trasy z Jedliny do Świdnicy

<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=jalvcxcegwlfsndk" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>


Kategoria 1000 mnpm i więcej, 150 i więcej, Czechy

Vodní nádrž Rozkoš

  • DST 185.00km
  • Kalorie 6500kcal
  • Podjazdy 2068m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 28 lipca 2012 | dodano: 28.07.2012

Wyjazd nad czeskie jezioro Rozkoš.

To miała być łatwa i przyjemna trasa.Po zdobyciu Pradziada mam już dość ciężkich tras w tym roku.Wymyśliłem więc sobie, że dobrym celem łatwego wyjazdu może być czeskie jezioro Rozkosz, którego jeszcze nie widziałem.Żeby było jeszcze łatwiej i przyjemniej, do Kłodzka udałem się szynobusem.W końcu jak relaks, to relaks.Już na stacji w Świdnicy zgromadziła się spora grupa bikerów.Większość z nich jechała do Barda, żeby pojeździć sobie po tamtejszych górkach, były też rodziny z dziećmi, oraz kolega, który jak się później okazało, jechał do Kamieńca, aby z tamtąd wystartować na szczyt Pradziada.O naszym rajdzie na Pradziada z przed dwóch tygodni zrobiło się dość głośno w świdnickim rowerowym światku i ten kolega zainspirowany naszym wyjazdem, też postanowił zdobyć ten szczyt, jednak podobnie jak ja w zeszłym roku, podjechał do Kamieńca szynobusem.Bardzo ucieszył się, że to właśnie ja brałem udział w wyjeździe na Pradziada i przegadaliśmy na ten temat całą drpogę do Kamieńca.Z całego serca życzyłem mu udanej wyprawy ale łatwo nie miał bo i upał był potworny i całą drogę na Pradziada wypadło mu jechać pod wiatr.Mam nadzieję kolego, że udało Ci się zdobyć Pradziada i wrócić żywym.
Pogoda jest piękna ale czuje się, że będzie upalnie.Nic to, przecież do nikąd nie zamierzam się śpieszyć, zabrałem ze sobą światła, więc wrócę, kiedy zechcę.
Od samego początku czuję, że zmoim samopoczuciem nie jest najlepiej, jednak podjazd przez Góry Bystrzyckie do Mostowic poszedł mi dość łatwo.Po przekroczeniu granicy podjazd w Górach Orlickich daje mi niesamowicie w kość, czuję się coraz gorzej, upał i duchota są potworne, piję spore ilości napojów, co jest do mnie absolutnie niepodobne.
Nie poznaję w sobie człowieka, który jeszcze niedawno mógł mierzyć się z najtrudniejszymi trasami.Zamyślam o powrocie do Kłodzka i o powrocie szynobusem, jednak myśl, że miałbym się poddać, jest dla mnie nie do przyjęcia.Tymczasem na trasie trwa jakiś maraton rowerowy i wszyscy obserwatorzy dziwią się, że ja akurat jadę w przeciwnym do maratonu kierunku.W Górach Orlickich podjazd kończy się na wysokości bliskiej 1000 metrów i zaczynam zjazd.Chyba ze zmęczenia nie zwracam uwagi na sygnalizowane przez Garmina sugestie skrętu w prawo i jadę sobie w głąb Czech.Zdarza mi się to kilka razy, co znacznie wydłuża trasę ale też dzięki temu zajeżdżam do pięknego miasta Nove Mesto nad Metuji.
Cieszę się z tej swojej niefrasobliwości bo miasteczko jest zabytkowe i przepiękne.Po zwiedzeniu miasta i obcykaniu go fotkami, jadę wreszcie nad jezioro, które jest daniem głównym dzisiejszego wyjazdu.Kończy mi się picie, wszystkie sklepy są pozamykane a przed restauracjami stoją watachy cyganów.Nie zostawię przecież między nimi roweru i nie pójdę do restauracji.Jadę więc, oszczędzając picie.Nie da się niczego zjeść bo w ustach mam sucho jak na pustyni Saharze, wywalam więc jedzenie bo stanowi wyłącznie balast ale mam sporą paczkę rodzynek i podjadając je sobie kontynuuję trasę.Wreszcie docieram do jeziora i schładzam się w jego wspaniałej, czystej i lekko ciepłej wodzie.Może dobrze, że jest taka ciepła, to przynajmniej nie ma szoku termicznego.Nad jeziorem widzę, że pogoda zaczyna się psuć...W kasecie odkręca się nakrętka, pewnie od upału i kaseta rozsypuje się.Na szczęście woże ze sobą cały warsztat naprawczy i klucz do kasety też...W 10 minut załatwiam problem i jadę dalej, już bezawarujnie.Wodę udaje mi się kupić dopiero w małej knajpce na końcu Cervenego Costelca, w której to miejscowości ten czerwony kościół wydaje się być jedyną atrakcją turystyczną.W czasie jazdy jedna z butelek wywala korek i tracę jedną trzecią tak cennej dziś wody.Znowu muszę oszczędzać picie bo kupić nie ma gdzie.W planie miałem jazdę w kierunku Teplic, jednak poziom zmęczenia, gorąc i coraz większa duchota sprawiają, że za Cervenym Costelcem kieruję się na Hronov.Jak to dobrze, że znam te wszystkie drogi bo chyba bym dziś umarł na tych podjazdach w kierunku Teplic.W Hronovie pogoda jest już naprawdę kiepkska, zbiera się na porządną burzę.Widząc bankomat zastanawiam się, że nie wziąć trochę czeskiej gotówki i nie przenocować.Po namyśle jadę jednak dalej.Mam wiatr w plecy, więc może ta burza mnie nie dogoni?Docieram do granicy w Starostinie a tam, jeden ze sklepów jest otwarty, choć piszę, że tylko do godz 18...Czescy właściciele siedzą pod parasolem i piją piwko.Na mój widok pani podchodzi i pyta, czym może służyć.
-Mineralke prosim- odpowiadam.
Tankuję wodę do mniejszych butelek i ładuję do torby ale wesoło usposobiona czeszka nie odpuszcza mnie i zaczyna wypytywać o trasę, o mnie a jej oczy błysjkają filuternie.Odpowiadam z humorem na pytania, gdy tymczasem rozpętała się burza.Postanawiam przeczekać tę nawałnicę, choćby do rana.Jakiś młody kolarz decyduje się na jazdę w tę burzę, miałem za nim krzyknąć, żeby poczekał bo przecież burza musi przejść, jednak zanim krzyknąłem, on już odjechał.Pewnie całą drogę jechał w tej nawałnicy, co za bezsens, miał przecież światło, mnógł poczekać...
Tymczasem ja stoję sobie podjadając rodzynki i popijając wodę, której teraz mam już w nadmiarze.Po około godzinie burza przechodzi.Odczekuję jeszcze trochę bo wiem, że będę jechał za tą burzą i nie chciał bym jej dogonić.Wiem jednak, że za tą burzą idzie następna bo widziałem je wcześniej, przed zjazdem do Mezimesti, ruszam więc już bezzwłocznie.Wracam do domu w kompletnych ciemnościach.Na zjeździe z Wałbrzycha do Pogorzały jest całkiem czarno ale mam ze sobą swoją super latarkę, więc jadę sobie na pełnej prędkości.
Kiedy docieram do domu, rozpętuje się kolejna burza.Miałem dziś naprawdę fart z tą pogodą.Ciekaw też jestem, jakie przygody miał kolega, który pojechał zdobyć Pradziada.


Jedziemy szynobusem do Kłodzka.A to kolega, który własnie rusza na Pradziada.Powodzenia kolego.


W Górach Bystrzyckich






Sporo tu takich urokliwych miejsc


Widok na Mostowice z czeskiej drogi w Góry Orlickie


Po czeskiej stronie, ujęcie z kamerki


Podjazd 10% w taki upał potrafi dać w kość


Właśnie trwa maraton...



Jeden z zawodników złapał gumę ale koledzy mu pomogli





Po czeskiej stronie wielu zawodników prowadzi rowery a niektórzy nawet siedzą przy drodze wykończeni.Tu góra jest naprawdę długa i stroma.Ja na szczęście zjeżdżam


na zjeździe wypadek z udziałem motocyklisty.Na ten widok Zwiększam czujność.


Mostowice widziane z czeskiej strony


Widoki na zjeździe są niesamowite.






Po drodze w oddali widok jakiegoś starego zamczysta albo fortu


Czesi na górce postawili sobie wiatraki i nie myślą o atomówce...


Zapierający dech widok Novego Mesta nad Metuji z punktu widokowego


Nove Mesto nad Metuji






Nove Mesto nad Metuji,Zamek


Pomnik Bedricha Smetany


Wejście do zamku






Nove Mesto nad Metuji.Widok z bramy miasta.


Zamek od strony tarasów


Cel mojego wyjazdu: Vodní nádrž Rozkoš


Rozkosznie było się schłodzić w ten upał w wodach Jeziora Rozkosz...;)


Przeciwległy brzeg jeziora.Widok zamglony, zoom x20 bardzo się przydaje




Ceska Skalice, Ratusz.



Ostatni rzut okiem na Jezioro Rozkosz z podjazdu, na którym zakręciło mi się w głowie z upału i wysiłku.


Cerveny Costelec bierze chyba swoją nazwę od koloru kościoła




Hronov.Od tej pory już nie fotografuję, tylko uciekam przed burzą.

<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=bkxtooudyadzuatn" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>


Kategoria 150 i więcej, Czechy

Pradziad i 300 kilometrów

  • DST 306.00km
  • Czas 14:51
  • VAVG 20.61km/h
  • Kalorie 10027kcal
  • Podjazdy 3355m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 13 lipca 2012 | dodano: 13.07.2012

Zdobyć Pradziada i przejechać 300km.To dwa cele, które na dziś sobie nakreśliłem.Oba cele osiągnięte.Reszta w późniejszym terminie bo jestem padnięty.

W tym miejscu chcę też gorąco pogratulować Markowi i Arturowi, którzy zdobyli Pradziada i również (dokręcając dodatkowo)przekroczyli dystans 300km.Gratuluję chłopaki!






Niestety, bateria w gps-ie nie wytrzymała całości trasy, dlatego mapka nie pokazuje całej trasy.Na szczęście miałem jeszcze licznik.Liczba przewyższeń też jest nieco zaniżona przez to, że bateria gps nie wytrzymała całej trasy.


Tego dnia na szczycie Pradziada.Na zdjęciu od lewej strony: Marek, Artur i Ja.

Kiedy w zeszłym roku, po relacji Toompa z wyjazdu na Pradziada, pojechałem zdobyć ten szczyt, potraktowałem tamten wyjazd, jako rekonesans.Chciałem poznać nieznaną mi część trasy.Posiłkowałem się wówczas szynobusem, obiecując sobie, że w tym roku całość trasy zrealizuję na rowerze.Od początku tego roku przygotowywałem się własnie do tej trasy.Tym przygotowaniom podporządkowane były wszystkie tegoroczne wyjazdy, łącznie z dwoma wyjazdami na Przełęcz Karkonoską i wyjazdem na Śnieżnik.Początkowo miałem pojechać sam.Zaproponowałem jednak Markowi wspólny wyjazd a później złożyliśmy propozycję wyjazdu Arturowi.Pogoda była bardzo niepewna, wszystkie prognozy, do jakich mieliśmy dostęp, zapowiadały opady deszczu.Już tydzień wcześniej musieliśmy zrezygnować z wyjazdu przez burze i gradobicia.Tym razem jednak burz i gradobić nikt nie zapowiadał a sam deszcz, to bylo za mało, aby mnie powstrzymać.Czuję, że to właśnie ten dzień jest przeznaczony do realizacji tej trasy i za nic się nie wycofam.Załadowałem plecak i torbę dodatkowymi ciuchami, oraz odpowiednią ilością jedzenia i picia.Jestem dobrze przygotowany.Startujemy o 5 rano, wszyscy trzej stawiliśmy się na starcie przed czasem, co jest dobrym prognostykiem na tę trasę.
Z początku mamy wiatr od czoła, jednak później ustawiamy się bokiem do wiatru.Bez przygód i problemów docieramy do Złotego Stoku, gdzie musiałem trzykrotnie strzelić, aby odstraszyć psa, który zaczął ścigać Marka.Jestem trochę za daleko od tej akcji, ale pies i tak podkulił ogon i czmychnął do zagrody.W Złotym Stoku przekraczamy granicę i kierujemy się do czeskiego Javornika.W Javorniku zatrzymuję się trzykrotnie aby zrobić fotki.Koledzy tymczasem znikają za widnokręgiem.Nie przejmuję się tym, chłopaki jadą na kolarzówkach i próba dogonienia ich kosztowała by mnie zbyt wiele wysiłku a pewnie i tak bym ich nie dogonił.Wiedziałem że tak będzie, więc już na początku trasy ustalamy, że nie mają na mnie czekać, ani tym bardziej wracać po mnie, gdybym się gdzieś zawieruszył.Spokojnie więc sobie jadę, czasem robiąc fotkę, czasem zatrzymując się na posiłek.W końcu docieram do Kralovej Studanki i z marszu zaczynam podjazd na Pradziada.Zatrzymuję się przy Owczarni, żeby zrobić fotkę szczytu Pradziada i później okazuje się, że była to dobra decyzja bo kilkanaście minut później szczyt "utonął" w chmurach i wykonanie takiej fotki byo by niemożliwe.Kiedy docieram na szczyt, koledzy już tam są.Pogoda błyskawicznie się psuje.Artur strasznie zmarzl i cały się trzęsie z zimna.Widzę, że chyba zaraz dopadnie go hipotermia.Musi przecież jeszcze zjechać z tego szczytu.Wyciągam z plecaka kurtkę kangurkę i rękawiczki z długimi palcami.Dziękuję Bogu, że zabrałem te rzeczy ze sobą.Daję je Arturowi, żeby założył.Robimy szybkie fotki pamiątkowe i uciekamy ze szczytu.Po szybkim zjeździe do Kralowej Studanki zatrzymuję się, żeby zjeść posiłek a koledzy odjeżdżają.Tego dnia już się nie spotkaliśmy.Mieliśmy wracać dokładnie tą samą drogą, którą tu przyjechalismy, jednak ja, na widok fatalnej pogody w Górach Złotych, za Żulową skręcam w prawo na Bernatice i Kamieniec Ząbkowicki.W Paczkowie wjeżdżam do rynku, żeby popatrzeć na świetnie zachowane mury obronne i baszty.Za Kamieńcem Ząbkowickim pada mi bateria w gps-ie.Włącza się on jeszcze kilkakrotnie na krótko aż w końcu pada całkiem.Klnę w żywy kamień bo przecież po to kupiłem ładowarkę solarną, która ma własny, pojemny akumulator, żeby zabezpieczyć się przed takimi zdarzeniami a nie zabrałem jej.Na szczęście mam jeszcze licznik.Będąc w Pieszycach dzwonię do Artura.Wieść, że szczęśliwie dotarli z Markiem do Świdnicy uspokaja mnie.Wiem, że do 300km braknie mi 22km.W Pieszycach jadę w kierunku wsi Kamionki ale na widok paskudnej pogody zawracam.W Burkatowie skręcam w kierunku Lubachowa i docieram prawie pod zaporę Jeziora Bystrzyckiego.Po drodze mignęła mi znajoma twarz jadącego w przeciwnym kierunku rowerzysty.To Ra1984.Ze zmęczenia zbyt późno kojarzę jego twarz.Do domu docieram z niedowierzaniem, że znowu tu jestem, że już nie muszę kręcić, wystarczy, że wejdę po schodach do domu...Jestem zmęczony i szczęśliwy.Pobiłem swój rekord długości trasy i zdobyłem Pradziada, realizując całą trasę na rowerze.Wykonałem postawione sobie zadania.Szkoda tylko, że gps nie zanotował pełnej ilości przewyższeń.Czy jeszcze kiedykolwiek zrobię taką trasę?Na razie, to nie chce mi się nawet patrzeć na rower hahaha...

Spora część fotek to kadry wycięte z filmu, który kręciłem kamerką zamontowaną na kierownicy.



Ekipa, która ruszyła na podbój Pradziada:Artur(w niebieskim) i Marek


Panorama przed Javornikiem.W oddali po lewej Pradziad


Zjazd do Javornika


Zamek w Javorniku


Pradziad coraz bliżej ale wciąż daleko...


Pierwszy parking i początek podjazdu na szczyt Pradziada


Drugi parking w drodze na szczyt...


Pogoda jest coraz gorsza, robię więc tę fotkę w obawie, że później może to już nie być możliwe.


Kadr z kamerki, skierowanej do tyłu w czasie podjazdu


Wieża zaczyna tonąć w chmurach a jeszcze przed chwilą była świetnie widoczna


Robimy sesję zdjęciową a jakaś dzielna rowerzystka właśnie zdobywa szczyt...


Po co ja polazłem w tę trawę...?


Tylko ten mały fragment gór był przez chwilkę widoczny


Uciekamy ze szczytu.W oddali Artur a po prawej Marek.ja oczywiście za nimi ;)


Ucieczka z Pradziada...


Paskudna pogoda nad Górami Złotymi i Złotym Stokiem.Tamtędy pojechali koledzy...


Baszta w Paczkowie


Jezioro Paczkowskie






Zamek w Kamieńcu Ząbkowickim


Kościół w Kamieńcu Ząbkowickim


Na zjeździe do Bielawy, widok znajomej góry jest pokrzepiający.








<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=buqtwasbgdopevuf" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>


Kategoria Czechy, 300 i więcej, 1000 mnpm i więcej

Upał...

  • DST 122.00km
  • Temperatura 33.0°C
  • Kalorie 4128kcal
  • Podjazdy 1333m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 30 czerwca 2012 | dodano: 30.06.2012

Niesamowity upał dziś, więc trasa została trochę skrócona.Trzeba się stopniowo zaaklimatyzować do wyższych temperatur i dużego wysiłku w takich warunkach.Naprawdę ciężko się jechało, nie przez upał, tylko przez duchotę.Załadowany Kellys, na grubych oponach, o agresywnym bieżniku przykleił się do asfaltu i nie chciał jechać.Był jak z ołowiu.Nie było czym oddychać.Dwa razy dopadł mnie deszcz, który przyniósł chwilową ulgę ale po nim zrobiło się jeszcze bardziej duszno.Pomimo krótkiego dystansu, jestem zadowolony z trudnych warunków dzisiejszych przygotowań.Nie obyło się też bez zakupów piwa i salami w Czechach, co dodatkowo wpłynęło na mój doskonały nastrój.

Mapka dzisiejszej trasy

<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>


Kategoria Czechy

Karkonosze

  • DST 246.00km
  • Czas 11:59
  • VAVG 20.53km/h
  • Kalorie 9407kcal
  • Podjazdy 3444m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 23 czerwca 2012 | dodano: 23.06.2012

Wyjazd z dwoma kolegami w Karkonosze.Na trasie pokonaliśmy Przełęcz Okraj od polskiej strony, Przełęcz Karkonoską od czeskiej strony, podjazd do Karpacza pod Wang od strony Sosnówki. Przełęcz Kowarską i Rozdroże Kowarskie od strony Kowar, Przełęcz Chełmską i Strażnicze Naroże...To tak z grubsza na razie.Relacja, fotki i filmy w późniejszym terminie.

Z dużym opóźnieniem uzupełniam wpis z tej trasy.Musiałem odwiedzić rodziców, zrobić film z trasy dla siebie i kolegów a wyszedł ponad 40-minutowy film.Trzeba było też zrobić krótki filmek na Youtube, przygotować zdjęcia...

O podjeździe na Przełęcz Karkonoską od czeskiej strony myślałem już od dawna, często też rozmawialiśmy na ten temat z Markiem.Ostatnio przygotowywałem się na tego typu trasę, mając też na myśli wyjazd na Praded.Swoim zwyczajem, miałem jechać sam, jednak zadzwonił Tadeusz, kolega z którym kiedyś przejeździliśmy na rowerach kilka tysięcy kilometrów,.Powiedział, że miałby wielką ochotę pojechać na Przełęcz Okraj.Tadeusz miał bardzo długą przerwę w jeżdżeniu ze względu na stan zdrowia ale ostatnio trochę potrenował, więc zaproponowałem, żeby jechał ze mną na Okraj, ja pojadę dalej sam a on po zdobyciu Okraju, wróci do domu sam.Markowi też spodobała się trasa, więc pojechaliśmy we trzech.Kiedyś z Markiem zdobywaliśmy razem Przełęcz Karkonoską od polskiej strony, byliśmy razem w Harrachovie i paru innych miejscach, więc towarzystwo było doborowe.Pogoda i humory dopisywały, złe przygody trzymały się od nas z daleka.
We trzech bez problemu docieramy na Przełęcz Okraj, tu żegnamy Tadeusza, który z Okrajem poradził sobie znakomicie i teraz rozpoczyna powrót do domu a my z Markiem ruszamy do Vrchlabi, aby od czeskiej strony zdobyć Przełęcz Karkonoską.W Vrchlabi na lotnisku impreza na całego, samoloty wyciągają w górę szybowce a obok zawody MTB.W rynku trafiamy na wielki start następnych zawodów MTB,.W Spindleruv Mlynie też trwa jakiś festyn, trafiamy na kawalkadę polskich motocyklistów, których pozdrawiamy machając rękami, oni też nam machają, atmosfera jest fantastyczna, widoki obłędne.
Po długim podjeździe zdobywamy Przełęcz Karkonoską i tradycyjnie podjeżdżamy do schroniska Odrodzenie.Tu decydujemy, że kolejnym podjazdem od Sosnówki wjedziemy do Karpacza.Dobrze wiemy co to za podjazd bo już kiedyś razem go podjeżdżaliśmy ale własnie o to chodzi, żeby tego dnia nie szukać ułatwień.Nie jest łatwo ale dajemy radę, zjeżdżamy przez cały Karpacz i kierujemy się do Kowar.Trwa dyskusja, czy jechać przez Kamienną Górę, czy wspiąć się na Rozdroże Kowarskie.Obaj z Markiem nie mamy ochoty na powrót przez Kamienną Górę, więc wybieramy opcję trudniejszą: jazdę przez Lubawkę i Chełmsko.Trzeba będzie podjechać Szczepanów i Przełęcz Chełmską ale od początku plan zakładał, że łatwo nie będzie.
Dpoadł mnie kryzys związany z brakiem jedzenia.Zaczynam się naprawdę wlec.
W Chełmsku orientuję się, że Marek chciał by zdążyć do domu na mecz, mnie na tym nie zależy a jestem już trochę zmęczony i mam cięższy rower na mniejszych, grubszych kołach.
Proponuję, żeby Marek jechał dalej sam, bo jadąc kolarzówką, na pewno zdąży na mecz.Rozstajemy się.Marek szybko oddala się a ja zatrzymuję się na szczycie Strażniczego Naroża, zjadam spokojnie kupiony w sklepie kawał sernika, wypijam sporo napoju, łapię drugi oddech i ruszam.
Po posiłku i odpoczynku jedzie mi się o wiele lepiej.Siły powróciły.W Unisławiu decyduję się na jazdę przez Wałbrzych, Kozice i Poniatów.Zawsze to kilka podjazdów więcej, choć kilometrów mniej, niż bym miał jadąc przez Rybnicę.Do domu docieram godzinę wcześniej, niż przypuszczałem.
Z najtrudniejszych tras na ten rok pozostal tylko Praded i Harrachov.Nie jestem pewien, czy w tym roku pojadę do Harrachova bo jakoś mnie tam nie ciągnie ale Praded...Myślę, że w niedługim czasie przyjdzie mi się zmieżyć z trasą na Pradziada.Właśnie rozmawialiśmy z Markiem o wyjeździe na Pradziada.Szykuje się nam kolejna trudna trasa, którą pewnie niedługo zrealizujemy.


No to wyruszamy...








Tadeusz wjeżdża na Przełęcz Kowarską










Dziękujemy Tadeuszowi za towarzystwo i dalej jedziemy już tylko z Markiem


Robimy sobie pamiątkową fotkę z czeskim bikerem


Jak będziemy w wieku tego czeskiego bikera tak podjeżdżać Okraj jak on, to to będzie prawdziwy sukces


Zjazd z Okraju do Czech




Pałac w Vrchlabi


Ratusz w Vrchlabi


Krakonos na starcie maratonu MTB w Vrchlabi


W rynku Vrchlabi trafiamy na start maratonu MTB



Spindleruv Mlyn.Widok na Karkonosze


Spindleruv Mlyn.Marek fotografuje fantastyczny widok Karkonoszy


Schronisko "Odrodzenie".I znowu mnie tu przyniosło...


Marek też się cieszy, że znowu tu jest


Z Markiem na przełęczy Karkonoskiej.Pokonaliśmy Królową z obu stron




Widok z Przełęczy Karkonoskiej na polską stronę.Słynny podjazd wydaje się jeszcze bardziej stromy, kiedy się zjeżdża, aż trudno uwierzyć, że można podjechać rowerem taką stromiznę...Zauważyłem też, że ktoś odświeżył napisy na asfalcie.I fajnie, miło się czyta napis "Wielkie brawa dla wszystkich", kiedy ostatkiem sił zdobywa się Królową Podjazdów.To naprawdę podnosi na duchu.

Film z trasy




<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=znqjvgxrgejfhjir" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>


Kategoria 200 i więcej, Czechy, 1000 mnpm i więcej, Przełęcz Karkonoska

Do Czech po salami

  • DST 81.00km
  • Czas 03:34
  • VAVG 22.71km/h
  • Kalorie 2730kcal
  • Podjazdy 941m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 4 czerwca 2012 | dodano: 04.06.2012

Kończy mi się salami, więc po pracy skoczyłem do Czech po salami a przy okazji jedno piwko sobie kupiłem.Pogoda straszyła niskimi, ciemnymi chmurami, jednak udało się cel zrealizować bez deszczu.


<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>


Kategoria Czechy, Rundka po pracy

Broumovske Steny-Podjazd z Martinkovic do Panuv Kriża

  • DST 120.00km
  • Teren 9.00km
  • Czas 06:00
  • VAVG 20.00km/h
  • VMAX 48.00km/h
  • Kalorie 4290kcal
  • Podjazdy 1413m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 26 maja 2012 | dodano: 26.05.2012

Dziś jest Dzień Matki, więc żadnego poważniejszego wyjazdu zrobić nie mogłem.Do południa jednak miałem wolny czas, więc zrobiłem dziś trasę planowaną na jutro.
Głównie chodziło o szutrowy podjazd na Broumovskich Stenach, z Martinkovic do miejsca zwanego Panuv Kriż.Do tej pory jedynie zjeżdżałem tą drogą i chciałem spróbować pojechać odwrotnie.W Głuszycy Górnej na rondzie tradycyjnie wypijam wyborną oranżadę.Na podjeździe na Przełęcz Pod Czarnochem spotykam dwóch bikerów, którzy terenem pokonują Góry Suche.Życzą mi smacznego piwka w Czechach, dzięki chłopaki, piwko było wyborne :)
Podjazd z Martinkovic do Panuv Kriża fascynujący, cały czas 10-15% a na dwóch odcinkach docodzi do 19% i to przez ładnych kilka kilometrów.Dobra droga do potrenowania podjazdu na Śnieżnik a przy tym widoki i powietrze super.Nie robiłem fotek bo tę drogę mam już obcykaną, fotki można zobaczyć na poprzednich wpisach z wyjazdów na Broumovske Steny.W Miejscowości Suchy Dul zamiast skręcić na Hlavnov, pojechałem prosto do Polic, choć tego w planie nie było, jednak taki fajny zjazd był, że nawet nie zauważyłem, kiedy minąłem krzyżówkę, na której powinienem był skręcić.Może to i lepiej bo i kilometrów więcej i dłuższa powrotna droga pod wiatr dzięki temu była.Na samej górze Broumovskich Sten wiał silny, zimny wiatr i na przed zjazdem musiałem ortalionkę założyć.Całą drogę powrotną od Polic do samej Świdnicy miałem pod wiatr.W Starostinie obowiązkowo kupiłem piwko i kolejny raz zsamiast przez Mieroszów pojechałem ścieżką rowerową z Golińska do Nowego Siodła.Fajna jest ta ścieżka i samochodów nie musiałem oglądać.Powrót przez Wałbrzych i Dziećmorowice bez przygód ale przez ten wiatr do rodziców pojechałem troszkę później niż planowałem.Mam nadzieję, że następny wyjazd na Broumovske Steny będzie już wyłącznie w celu poznawania kolejnych, leśnych ścieżek.


Zjazd z Broumovskich Sten do miejscowości Slavny


Staw rybny przy ścieżce rowerowej do Nowego Siodła

<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>


Kategoria Czechy, Broumovske Steny