pioter50 prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2012

Dystans całkowity:1488.00 km (w terenie 32.00 km; 2.15%)
Czas w ruchu:75:21
Średnia prędkość:19.75 km/h
Maksymalna prędkość:54.00 km/h
Suma podjazdów:16653 m
Suma kalorii:53823 kcal
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:87.53 km i 4h 25m
Więcej statystyk

"Spacerek" na Przełęcz Karkonoską :))

  • DST 240.00km
  • Czas 11:51
  • VAVG 20.25km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Kalorie 7621kcal
  • Podjazdy 2684m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 30 kwietnia 2012 | dodano: 30.04.2012

Cały dzień zajęła mi ta wyprawa, było super, choć nie do końca tak, jak to sobie wyobrażałem.Wróciłem z bardzo dużym zapasem sił, co bardzo mnie cieszy, gdyż pozwala podejmować już najbardziej ambitne plany.Na razie zamieszczę tylko mapkę i kilka fotek a resztę postaram się jutro zamieścić.


Nie bez powodu w tytule zawarłem słowo "Spacerek", ale o tym później ;)
Rano pobudka o godzinie 3:45.Zjadam śnbiadanie inne niż zwykle, wrzucam do reklamówki wszystko, co będę musiał zabrać w trasę i...
-Oj ciężka ta reklamówka- stwierdzam wychodząc z domu ale wszystko jakoś zapakowuję do torby rowerowej.Waga roweru znacznie wzrosła...Do tego jednak dawno już przywykłem.
Trudno, to co tam jest, uznaję za niezbędne.Startuję z 15 minutowym opóźnieniem, co i tak uznaję za niebywały sukces, bo często takie obsuwy bywają nawet kilkugodzinne.Gdybym był z kimś umówiony na trasę, spóźnienie było by niedopuszczalne, skoro jednak jadę sam, to bez znaczenia.
Zaczynam bardzo powoli.Przed wyjazdem miałem 2 dni regeneracyjnej przerwy w jazdach i teraz trzeba bez pośpiechu dobrze rozgrzać cały organizm bo, jak mówi przysłowie: "co po nagle to po diable". Rozgrzewka to niedoceniany przez amatorów rowerowego szaleństwa element jazdy.Zazwyczaj od razu ostro startują, na nie rozgrzanych mięśniach, stawach i ścięgnach, powodując mikropękanie tkanek i odkształcanie się źle smarowanych stawów.Później miewają kontuzje...ale mów tu takiemu mądrali to głupio się śmieje i wygłasza dziwne komunały.
Według zapowiedzi wiatr miał być dziś słabszy i rzeczywiście wiatr jest o wiele słabszy ale jest i lekko wieje od czoła.Jestem wypoczęty, wyspany i pełen optymizmu, doskonale wiem co mnie czeka.Według zapowiedzi pogody ICM, wiatr ma zmieniać kierunek tak, że całą trasę przejadę pod wiatr.Nic jednak nie jest w stanie mnie dziś zniechęcić.Nawet podoba mi się to utrudnienie.W Starych Bogaczowicach wiatr się wzmocnił a za Kamienną Górą, w drodze na Przełęcz Kowarską to już naprawdę był wicher.Nawet na zjeździe do Kowar musiałem kręcić, żeby jechać bo wiatr próbował mnie zatrzymać.Karkonosze są trochę zamglone i widać śnieg na szczytach, obawiam się więc, czy uda mi się przejechać przez przełęcz Karkonoską.Nad Zalewem Sosnówka ostatni posiłek przed Przełęczą i jazda.
Zaczynając podjazd w Podgórzynie czuję się tylko rozgrzany, zero jakich kolwiek objawów zmęczenia, więc na podjeździe szybko wpadam w swój rytm i jedzie mi się doskonale a tymczasem z każdym kilometrem jest coraz bardziej stromo.Przejeżdżam Podgórzyn, Przesiekę, wjeżdżam na leśny asfalt.Sporo turystów człapie dziś w kierunku przełęczy.Na rowerze jedzie młoda kobieta z dzieckiem na tylnim siodełku, zamieniamy kilka słów, okazuje się, że jedzie z Jeleniej Góry.Wyrażam podziw i życzę miłego dnia obojgu.
-Przepraszam, przepraszam- z uśmiechem mówię do turystów, którzy uprzejmie ustępują mi miejsca.
-Tylko przejadę i już mnie nie ma- mówię, śmieją się i żartują.Miła atmosfera, dzięki której jedzie mi się jeszcze lżej a przecież tu już jest 23%...
Pod górkę idzie małżeństwo z psem., który idzie luzem.
-Może gdyby piesek zechciał mnie pogonić, to i czas miał bym lepszy pod tę górę-mówię do właścicieli psa.
-On ma już dość tej góry, ledwo już idzie-odpowiada właściciel psa, śmiejąc się a pies tylko popatrzył na mnie smutnymi oczyma.
No tak, jest gorąco i pod ostrą górkę, więc psu pewnie nawet na myśl by nie przyszła gonitwa za rowerzystą, choć wyglądał mi na takiego, który lubi tę zabawę.
Tymczasem dojeżdżam do skrzyżowania i nie zatrzymując się wjeżdżam na ostry podjazd zamkniętego dla ruchu samochodowego odcinka , skąd już tylko 4500metrów dzieli mnie od szczytu Przełęczy.Jest to jednak najgorsze 4500metrów asfaltowego podjazdu na tej trasie.Od samego początku robi się 27%.Drwale przy drodze tną piłami spalinowymi grube konary ściętych drzew.
-Jakbyście mi pożyczyli taki silnik to może było by mi łatwiej wjechać!- wołam do drwali
-W drodze powrotnej oddam- obiecuję a oni śmieją się, machamy sobie rękami pozdrowienie i jadę dalej.
Nie zamierzam jednak tędy wracać.Według planu, mój powrót ma być przez Czechy.
Od początku jest ostro pod górę, trzeba przed podjazdem ustawić właściwe przełożenie bo gdyby na podjeździe, przy zmianie biegów coś poszło nie tak, rower zatrzymał by się i trzeba by wrócić do początku podjazdu bo pod taką stromiznę i przy tak wąskiej drodze byłby problem z ponownym startem.
Po jakimś czasie stromizna wypłaszcza się i robi się 14-16% , co naprawdę wydaje się być płaskim podjazdem.Czuję się wyśmienicie, słychać tylko śpiew ptaków i szum górskiego strumienia, nie ma tu żadnych turystów, droga jest sucha i wolna od śniegu, choć w lesie widać gho trochę.
-Ten podjazd to chyba jakiś przereklamowany jest- myślę sobie, lecz pamiętam, że ostatnie 500 metrów jest masakryczne.
Mam ostatni kilometr do przełęczy, kiedy w oddali widzę gruby śnieg na drodze.Rozjechany jest przez jakiś pojad , że koleinką udaje mi się przejechać bez problemu.Zaczynm mieć jednak obawy bo wydawało się, że dzisiejszy podjazd to będzie byłka z masłem.
W oddali jednak widzę śnieg na całości asfaltu i dwoje rowerzystów-chłopak z dziewczyną-którzy stoją przy tym śniegu i robią sobie fotki.
Dojeżdżam do nich i...
-Niech to szlag...-zakląłem, choć w dzisiejszych czasach żadne to przekleństwo.
Młodzi śmieją się, śnieg wygląda na półmetrowej grubości.nie ma szans na jazdę pod 30% po takim śniegu.Młodzi proszą, żebym im zrobił fotkę i rezygnują a ja....
-No własnie, co ja mam zrobić?-staram się zebrać myśli i podjąć szybko jakąś decyzję.
-Wracać do skrzyżowania i przez Karpacz wrócić do domu?-myślę sobie
Młodzi patrzą na mnie zaciekawieni, jaką decyzję podejmę.
Przypomniałem sobie, że najważniejsze jest, aby się nie poddać i wykonać zadanie bez względu na okoliczności.
-Przejechałem 100km żeby zdobyć przełęcz i wrócić przez Czechy, przypuszczam, że po czeskiej stronie asfalt jest wolny od śniegu.Jeden kilometr zaśnieżonej drogi, nawet pod taką górę mnie nie zatrzyma.- mówię do młodych.A co, trzeba dać młodzieży przykład, że trzeba być twardym, nie ustępować z byle powodu.
-Powodzenia i miłego dnia-mówię do młodych-Nawzajem- odpowiadają ale nie odjeżdżają.
Przygladają się zaciekawieni, czy podejdę pod tę górę.Odjeżdżają kiedy jestem już wysoko i są pewni, że nie odpuszczę.
Buty mam nieodpowiednie do takiej wspinaczki.Po tym śniegu nie da się nawet prowadzić roweru, więc zaczynam go nieść a nie jest lekki.Przydały się codzienne ćwiczenia na drążku, dzięki którym jestem sprawny ogólnie a nie tylko wyspecjalizowanym dodatkiem do roweru.Spotykam wracające z przełęczy dwie dziewczyny.Pytam o sytuację na przełęczy.Trochę śmieją się ze mnie ale mówią, że na szczycie i po czeskiej stronie asfalt jest wolny od śniegu.Potwierdzają to też spotkani następnie dwaj starsi mężczyźnie, którzy już nie smieją się a przyglądają badawczo.Pewnie pomysleli sobie, że mam nierówno pod sufitem...Pewnie coś w tym jest...nie ważne.Dla mnie najważniejsze jest, żeby dotrzeć do celu, żeby się nie poddać.W zeszłym roku dwa razy realizowałem trasę na Karkonoską i tamte podjazdy były niczym w porównaniu z tą wspinaczką po zasnieżonej, stromej drodze, z rowerem na ramieniu.Końcówka była jednak najgorsza, szedłem już bokiem, nie wiadomo było jak postawić stopy na śniegu, który momentami mięknąc na Slońcu rozpadał się pod stopami niespodziewanie.Śnieg naprawdę był głęboki, na oko miał grubość 0,5m, momentami do metra.Można bylo łatwo stracić równowagę i stoczyć się na dół.Wysiłek podczas wspinaczki na stromym, zaśnieżonym podejściu z rowerem na ramieniu był naprawdę wielki ale dałem radę, nie poddałem się i nie wycofałem i to daje mi o wiele większą satysfakcję niż zeszłoroczne podjazdy tutaj.Nagle śnieg się skończył, wsiadłem więc na rower i wjechałem na szczyt Przełęczy Karkonoskiej.Zrobiłem pamiątkowe fotki i jazda do schroniska "Odrodzenie".Znowu fotki i jazda do Czech bo większa część trasy wciąż jest przede mną.Oczywiście podczas pieszej wspinaczki gps został wyłączony i ten kilometr został odpisany od całości kilometrów tak na Garminie, jak i na Sigmie.
Zjazd przez Spindlerów Mlyn do Miasteczka Vrchlabi wiedzie nad rzeką Łabą i jest niesamowicie atrakcyjny.Jest mi dobrze znany z poprzednich wyjazdów.Przez Vrchlabi przejeżdżam nie zatrzymując się, dopiero krótki postój robię przy lotnisku za Vrchlabi.Od tej pory znowu podjazdy, choć jest też kilka razy z górki.Od Mladych Buków prosty odcinek z górki, na którym wiele razy nadrabiałem stracony czas bo tu przez wiele kilometrów jedzie się z górki i prędkość nie spadała poniżej 40km/h, jednak nie tym razem.Cały czas mam pod wiatr i prędkość jest tym razem w okolicach 30km/h i trzeba kręcić, żeby tyle mieć.Nawet czeski kolarz, który jedzie jakieś 150metrów przede mną na kolarzówce Scot, ma tę samą prędkość co ja.
W Trutnowie zatrzymiję się, aby zrobić fotkę mostu.Odwracam się przy tej czynności tyłem do roweru...Odwracam się z powrotem i obsztorcowuję w myślach swoją niefrasobliwość.
Przecież tego roweru mogło już tu nie być.Ktoś mógł go ukraść i odjechać w czasie, kiedy robiłem fotkę.Nie wolno tracić czujności na wyjeździe...
Wyjeżdżając z Trutnova mam wybór dwóch dróg.Jedna na przejście graniczne Kralovec-Lubawka, którą uważam za łatwiejszą, tym bardziej, że później z Chełmska pojechał bym szutrówką do Zdonova, omijając podjazd na Przełęcz Chełmską.Druga droga prowadzi do Adrspachu, po drodze trzeba podjechać niezwykle wyczerpujący podjazd z Chvalca do Adrspachu.Wybieram Adrspach.Podjazd rzeczywiście daje czadu ale jakoś tym razem nie wydaje mi się specjalnie uciążliwy.W poprzednich latach zawsze jednak go przeklinałem, ale zawsze wybierałem własnie tę drogę.Po podjeździe wreszcie zjazd do Adrspachu.Długo zastanawiałem się, czy za Adrspachem skręcić do Zdonova i krótszą trasą wrócić do domu, czy może zjechać do Teplic i następnie przez Mezimesti i Starostin wrócić.Kiedy jechałem przez Adrspach, z jednej karczmy mocno zapachniało mi piwem.Decyzja w sprawie powrotu mogła być więc tylko jedna.Przecież piwo mogę kupić wyłącznie w Starostinie.Mijam więc skrzyżowanie do Zdonova i jadę do Teplic a następnie do Mezimesti i Starostina.Za Teplicami jedzie kobieta na rowerze, ma ciężkie sakwy z tyłu i na przedniej sakwie mapę.Macham jej ręką pozdrowienie a ona na to..."Dzień dobry"...Polka.Okazało się, że jest z Wrocławia, była dwa tygodnie w Teplicach i teraz jedzie do Wałbrzycha, żeby zdążyć na pociąg do Wrocławia, który odjeżdża o godz 18:10.Nie wie która jest godzina.Mówię, że 17:26...Nie zdąży, szkoda wysiłku.
Odnoszę jednak wrażenie, że nie ma zbytniej ochoty na rozmowę.No cóż, ma do tego prawo.Szkoda...Życzę więc jej powodzenia i odjeżdżam.Spotykamy się jeszcze w Starostinie, gdzie zatrzymałem się aby kupić piwo ale już nie rozmawiamy.Wracam do domu przez Rybnicę.Na zjeździe do Grzmiącej znowu spotykam znajome stadko owiec, które teraz tylko filmuję.Już tak bardzo się mnie nie boją.Uważajcie jednak rowerzyści na tym zjeździe bo na tych owcach możecie się nieźle połamać.Przebiegają znienacka na drugą stronę jezdni.
Podsumowując wyjazd mogę być z siebie zadowolony.Czas więc na oceny.
Tempo jazdy wycieczkowe ale to przecież była wycieczka, więc oceny tu nie będzie :)).
Ocena na podjazdach dostateczna, pozwalająca na podjęcie się każdej, nawet najtrudniejszej trasy.Nigdzie na podjeździe od Zalewu Sosnówka się nie zatrzymałem i tak było by do szczytu przełęczy, gdyby nie zawalona sniegiem droga.Zresztą, nie muszę sobie tego udowadniać, ponieważ w zeszłym roku byłem tam dwa razy a teraz czułem się w lepszej formie niż w zeszłym roku.Ocena za długość trasy dobra, w końcu cały dzień byłem w drodze.Dodatkowym utrudnieniem był wiatr, który na całej trasie ustawiał się od czoła i na wielu odcinkach trasy, zwłaszcza górskich, był naprawdę uciążliwy.Dodatkowym utrudnieniem był upał, do którego jeszcze nie przywykłem.Mam spalone Słońcem ręce i nogi.Rowerowa opalenizna zatem już jest .Największą frajdę mam, że nie wycofałem się, choć wspinaczka z rowerem po śnieżnej stromiznie była fizycznie wyczerpująca i od strony psychiki też wymagała odpowiedniego nastawienia.Uwierzcie, że tam wyglądało to naprawdę beznadziejnie, to był mój najgorszy kilometr od wielu lat i przez to jest dla mnie wart więcej, niż cała ta trasa.Jak wcześniej wspomniałem, wróciłem ze sporym zapasem sił.Czułem się na jeszcze 100... ;)
Dodam tylko, że ci, których kusi zdobycie Przełęczy Karkonoskiej na rowerze, muszą się uzbroić w cierpliwość i poczekać, aż śnieg na ostatnim kilometrze drogi stopnieje.Jedynie od czeskiej strony jest to możliwe.W grę może wchodzić czerwiec, może druga połowa maja, jeśli będą takie upały to ten śnieg powinien stopnieć.Chyba, że ktoś zapragnie naprawdę się sprawdzić w survivalu i zdobyć przełęcz w warunkach, w jakich ja ją tym razem zdobywałem.

Mam jeszcze sporo materiału filmowego, z którego pewnie coś zmontuję, jak znajdę czas.




Tyle dzisiaj było km...


Znowu tu jestem...


Schroniska "Odrodzenie" nigdy sobie nie odpuszczam, gdybym odpuścił, wyjzad byłby nie pełny i miał bym niedosyt.To było by jak poddanie się, jak przegrana...


Widoczek ze schroniska "Odrodzenie"


Zjazd do Kowar, w oddali zamglone Karkonosze


Siedziba Towarzystwa Miłośników Kowar w Kowarach


Kowary mają nowy deptak


Zamglone Karkonosze


Zamglone Karkonosze


Zalew Sosnówka


Pół metra śniegu na drodze na Przełęcz Karkonoską


Karkonosze


Tu trzeba było nieść rower


Jednak śnieg powoli topnieje


Po wjeździe na przełęcz szybko topnieje śnieg, który oblepił mi rower


Spindlerova Bouda.Na Przełęczy Karkonoskiej asfalt jest wolny od śniegu


Schronisko "Odrodzenie"


Widoki ze schroniska "Odrodzenie"




Po czeskiej stronie...


Po czeskiej stronie


Cała masa rwących potoków przepływa pod malowniczymi mostkami na zjeździe do Spindlerovego Mlyna, co sprawia, że widoki podczas jazdy są niesamowite


Spindlerów Mlyn.Jezioro zaporowe na rzece Łabie


Spindlerów MlynZapora na jeziorze


Spindlerów Mlyn.Zapora na jeziorze


Pod zaporą...


Droga nad jeziorem


Wzburzona rzeka Łaba na zjeździe do Vrchlabi


Rzeka Łaba


Trening na Łabie


Vrchlabi


Lotnisko za Vrchlabi a w oddali Czerna Hora


Coś dla Kajmana.Krzyż z czaszką we wsi Rudnik-Javornik


Coś dla Kajmana.Krzyż z czaszką we wsi Rudnik-Javornik


Most w Trutnovie prawie jak w Pradze ;)


Trutnov


Droga wyjazdowa z Trotnova do Adrspachu.Dwa mosty kolejowe, jeden nad drugim.


Czesi lubią takie stare pojazdy.Można tam spotkać stare skody, trabanty a tu pięknie utrzymana stara Java


Ta skała na podjeździe do Chvalca zawsze mnie zdumiewa


Chvalec.Przed samym kościołem trzeba skręcić w lewo o zaczyna się najbardziej wkurzający podjazd na całej trasie


Wreszcie skały Adrspachu.Tu już czuję się jak w domu


Zjazd od schroniska "Odrodzenie"


Przejazd przez Vrchlabi


Podjazd Chvalec-Adrspach.Tu jest nachylenie 8-15% .Jak się ma już w nogach 160km to jest to najbardziej wkurzający podjazd na całej trasie


<iframe
src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=aksakliaqqotwthr" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>


Kategoria 200 i więcej, Czechy

Przełęcz Sokola i...prawie Kozie Siodło ;)

  • DST 80.00km
  • Teren 4.00km
  • Czas 04:01
  • VAVG 19.92km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Kalorie 3287kcal
  • Podjazdy 1109m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 27 kwietnia 2012 | dodano: 27.04.2012

Dzisiaj po pracy pojechałem znowu na Przełęcz Sokolą, jednak tym razem od strony Głuszycy i Sierpnicy, następnie znowu na podjazd w stronę Koziego Siodła, jednak po podjechaniu do Lisich Skał uznałem, że jest już późno, najgorsze podjazdy zrobiłem, wróciłem więc na Przełęcz Sokolą i przez Walim Zagórze do domu.Zdjęć tym razem nie ma bo to prawie te same miejsca co wczoraj a i zatrzymywać się nie chciałem.Ocenę na podjazdach wystawiam sobie jako dostateczną, kwalifikującą do wyjazdu na Karkonoską.Powiem jednak wprost.Do tej trasy nigdy nie jest się przygotowanym, bo to co na niej nas czeka, na pewno i tak nas zaskoczy.Przekonałem się o tym za każdym razem, kiedy realizowałem tę trasę.Oczywiście cała ta trasa musi zostać zrealizowana na rowerze.
Kolejne dwa dni robię sobie przerwę w jeżdżeniu a w poniedziałek...Są dwie opcje: Szosa Stu Zakrętów od strony Nachodu albo Karkonoska.Jeśli będzie to Szosa Stu zakrętów to po dwóch dniach przerwy, może po trzech będzie Karkonoska.Jest oczywiście trzecia opcja, gdyby okoliczności zmusiły mnie do rezygnacji z wyjazdu w poniedziałek.
Decyzja zapadnie prawdopodobnie w niedzielę, jednak na razie odliczanie wciąż trwa i jestem mocno podekscytowany...

Muza, którą zabiorę w tę trasę...
"/>

<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>



Przełęcz Sokola, Kozie Siodlo i Wielka Sowa

  • DST 80.00km
  • Teren 12.00km
  • Czas 04:30
  • VAVG 17.78km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Kalorie 3054kcal
  • Podjazdy 1123m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 26 kwietnia 2012 | dodano: 26.04.2012

Poszedłem dziś do sklepu rowerowego przy ul.Wrocławskiej, ponieważ sklep jest w likwidacji i wyprzedaje wiele rzeczy za połowę ceny.Kupiłem dwie pary czerwonych rękawiczek po 17zł za parę, oraz licznik Sigma Sport BC1200, również za połowę ceny.Od dziś to właśnie Sigma będzie mi liczyć kilometry.Przestanie mnie Garmin okradać z moich kilometrów... ;)
Po pracy postanowiłem pojechać na Przełęcz Kozie Siodło, przejeżdżając po drodze przez Przełęcz Sokolą.Wszyscy, kjtórzy mnie dobrze znają, wiedzą, że kiedy zaczynam jeździć na Kozie Siodło od strony Sokolca, znaczy to, że dopinam już ostatnie guziki do do wyjazdu na Przełęcz Karkonoską.
Jest oczywiście możliwość, że czynniki obiektywne zawalą moje zamiary, jeśli jednak nic niezależnego ode mnie nie stanie mi na przeszkodzie, należy się spodziewać, że tę trasę zrobię już niebawem...Właściwie odliczanie do startu zostało już włączone ;)
Przełęcz Sokolą podjechałem jakoś tak bez wysiłku a i wjazd na Kozie Siodło wydał mi się mniej stromy niż zwykle.Chyba jestem już dobrze przygotowany.
Miałem zamiar wrócić tą samą drogą, lecz pogoda była ładna, zmieniłem więc plan i pojechałem na Wielką Sowę, następnie zjazd na Przełęcz Walimską i do domciu.
Po głowie chodzi mi już wyłącznie Przełęcz Karkonoska, lecz możliwe, e przed tym zrobię mały skok na Szosę Stu zakrętów od strony czeskiego Nachodu.To jednak nic pewnego, wszystko będzie zależało od okoliczności.

Dzisiejsze fotki, nie bardzo mam już czas na opisywanie ich.






W tym miejscu zjeżdżamy z asfaltu i zaczynamy szutrem podjazd na Przełęcz Kozie Siodło


Koniec podjazdu, choć do przełęczy jeszcze spory kawałek, teraz już płasko


Tędy przyjechałem


Na Przełęczy Kozie Siodło


W drodze na Wielką Sowę nieoczekiwana przeszkoda


Na Wielkiej Sowie było ciepło


Obowiązkowa fotka wieży






Od dziś nowa Sigma Sport liczy przejechane kilometry

<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>


Kategoria Rundka po pracy

Do Czech po piwko

  • DST 130.00km
  • Teren 4.00km
  • Czas 06:20
  • VAVG 20.53km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Kalorie 4471kcal
  • Podjazdy 1311m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 24 kwietnia 2012 | dodano: 24.04.2012

Rano założyłem plecak, który miałem zawieźć do mamy do szpitala i ruszyłem w drogę.Po 5 kilometrach zadzwonił telefon i dostałem informację, że mam niczego nie przywozić bo jutro Mama wychodzi ze szpitala.Wracam więc do domu, żeby zostawić plecak i ponownie ruszam w drogę.
-Dokąd mam jechać?-zastanawiam się jadąc
Nie mam pomysłu, godzina jest zbyt późna, żeby zrobić jakąś poważniejszą trasę, na domiar złego wieje mocny i zimny wiatr od czoła a z kierunku, w któym jadę, suną ciężkie chmury.Nie wygląda to dobrze, choć spikerzy radia eska zapewniają, że padać nie będzie.
-Ostatecznie mógł bym kupić sobie piwko w Czechach- i zadowolony z tego pomysłu jadę do Wałbrzycha, następnie drogą przez Glinik Nowy, tą którą niedawno polecałem Lei, pojechałem do Unisławia a następnie do Mieroszowa.Tam zapragnąłem jednak zmodyfikować nieco trasę i zamiast w kierunku granicy, skręciłem w prawo, w kierunku Chełmska.Pomyślałem sobie, że z Przełęczy Chełmskiej rzucę okiem na sytuację pogodową w Karkonoszach i przy okazji pokażę szutrową drogę po czeskiej stronie z Chełmska do Zdonova.Wiedza o tej drodze może być szczególnie przydatna dla osób wracających tędy z Przełęczy Okraj albo Przełęczy Karkonoskiej, kiedy to zmęczeni, nie będą mieli ochoty podjeżdżać na Przełęcz Chełmską i Strażnicze Naroże.Po wjechaniu w leśną drogę jest to krótki podjazd do leśnego przejścia granicznego Libna a następnie 4 kilometry zjazdu do Zdonova.Po dojechaniu do wąskiej asfaltówki w Zdonovie, skręcamy w lewo i podjeżdżamy do przejścia granicznego Zdonov-Łączna.Jest to co prawda podjazd, ale o wiele łatwiejszy niż podjazd na Przełęcz Chełmską i Strażnicze Naroże i tylko jeden a nie dwa, bo po zjechaniu ze Strażniczego Naroża asfaltówką, trzeba jeszcze podjechać w Łącznej , tymczasem po 4 kilometrach zjazdu szutrem, rowerzysta będzie troszkę zregenerowany.Od przejścia granicznego Łączna-Zdonov jest wspaniały zjazd do Mieroszowa, na którym też można sobie odpocząć przed jazdą do Unisławia i podjazdem do Rybnicy.Jeszcze raz podkreślę, że droga ta to spore ułatwienie powrotu z Karkonoszy, jeśli wraca się przez Lubawkę i Chełmsko.Gdyby były jakieś dodatkowe pytania co do tej szutrowej drogi to oczywiście chętnie odpowiem.Oczywiście droga ta jest wyłącznie dla rowerów górskich.Rowerzyści na kolarzówkach muszą się wspinać asfaltem.
Na Strażniczym Narożu bylo naprawdę zimno.Spoglądałem dłuższy czas na pasmo Karkonoszy i widok ten nie napawał mnie optymizmem.Szczyt Śnieżki tonął w chmurach i widać było, że w wyższych partiach Karkonoszy leży jeszcze śnieg.Zjechałem do Przełęczy Chełmskiej, która jest niżej od Strażniczego Naroża i tam wjechałem w opisywaną wyżej szutrówkę, która zawiodła mnie do Zdonova.
Ja po dojechaniu dziś do Zdonova skręciłem w prawo do Adrspachu a następnie przez Teplice, Bohdasin, Jetrichov i Mezimesti do Starostina, gdzie zakupiłem piwko i ruszyłem do domu.Tym razem nie przez Wałbrzych a przez Rybnicę.


Widoki podczas zjazdu do Chełmska


W oddali widać Karkonosze.Po lewej Śnieżka kryje się w chmurach


Na dole kościół w Chełmsku


Jeszcze jeden widoczek i zjazd


Podjazd na Strażnicze Naroże


Właśnie tu wjechałem w leśną szutrówkę, jednak polecam wjechać w tę drogę zaraz za Chełmskiem, gdzie jest zjazd do położonego w lesie hotelu.Tym sposobem uniknie się mocnego podjazdu na Przełęcz Chełmską


Leśne przejście graniczne Libna na tej szutrówce do Zdonova i jeszcze tylko kawałek podjazdu a później tylko zjazd 4km


Po drodze zobaczycie samotny bunkier po prawej stronie


Tu będzie rozwidlenie kilku dróg szutrowych, jedziemy w lewo czerwonym szlakiem, drogą, która prowadzi w dół, nie wjeżdżać w żadną drogę prowadzącą do góry


Tak wygląda ta droga do Zdonova


Tu skręcamy w lewo i jest podjazd do przejścia granicznego Zdonov-Łączna


Zjazd w Teplicach


W Starostinie.Po prawej za drzewami szczyt Ruprechticki Spicak


Tym razem na zjeździe z Rybnicy udało mi się sfotografować owce ale stadko rzuciło się znowu do ucieczki

<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>



Do Czech po salami

  • DST 90.00km
  • Czas 04:19
  • VAVG 20.85km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Kalorie 3153kcal
  • Podjazdy 904m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 23 kwietnia 2012 | dodano: 23.04.2012

Miał być wyjazd po piwo, jednak jakoś nie miałem przekonania, czy naprawdę tego piwa chcę a im dłużej o tym myślałem, tym mniejszą ochotę na piwo miałem.W końcu doszedłem do wniosku, że piwa nie kupię.Po co więc tam jadę?
-Hmmm...-zadumałem się będąc już w za miastem i wtedy przypomniałem sobie, że kolega kupował tam salami a jego żona bardzo te salami chwaliła.Ja nigdy nie przepadałem za tym specyfikiem, jednak postanowiłem kupić celem degustacji.
Już w Bystrzycy Dolnej wyprzedził mnie jakiś rowerzysta w koszulce z napisem BikeMaraton.Myślał, że będę go ścigał bo co chwila oglądał się za siebie, w końcu zwolnił, żeby mnie skłonić do pościgu, nie byłem jednak zainteresowany tymi prowokacjami.W Burkatowie nagle zatrzymał się i nie schodząc z roweru zaczął oddawać mocz na pobocze.Na nieszczęście sikał pod wiatr, który wiał dość mocno i oblał sobie spodnie i buty.
-Nie dość, że bydlę, to jeszcze bezmózg, kto to leje pod wiatr...-pomyślałem, omijając go szerokim łukiem.
Po paru minutach znowu mnie wyprzedza i znowu co chwila ogląda się za siebie, czy przypadkiem nie zacznę go ścigać.
-Spadaj wreszcie, nie szukam towarzystwa- pomyślałem i jeszcze zwolniłem, żeby go całkiem zniechęcić.
Widzę jednak, że na pierwszym śmiesznym podjeździe w Burkatowie redukuje biegi i zaczyna młynkować.
-A to ci kozak- zaśmiałem się-wystarczy małe wzniesienie a już wymięka.
Zanim dojechaliśmy do "Mariażu" zostałem z tyłu jakieś 300 metrów.On oglądał się co chwilę za siebie, sprawdzając jak daleko jestem.Był przekonany, że będąc tak daleko, nie zdołam już go dogonić na podjeździe do zapory.To był jego błąd...Wzbierała we mnie jakaś złość a że jechałem Lincolnem, uznałem że mogę nie tylko go dogonić ale jeszcze wyprzedzić, zanim dojedzie do zapory.Przycisnąłem mocniej, odległość między nami zaczęła gwałtownie maleć, na kilkanaście metrów przed szczytem podjazdu przemknąłem obok niego i zostawiłem z tyłu.Nie miałem ochoty na dalszy wyścig, wystarczył mi ten pokaz, który udowodnił kozakowi, że na podjazdach nie znaczy zbyt wiele.Podjechałem do źródełka po wodę a on pojechał sobie okrążyć jezioro.Pomyślałem później, że niepotrzebnie jednak dałem się sprowokować do tej demonstracji siły i obiecałem sobie na przyszłość bardziej panować nad złymi emocjami.Całą drogę na Przełęcz pod Czarnochem jechałem pod dość silny wiatr.W czeskich Janovickach widok na pasmo Karkonoszy był obłędny.Powietrze było nadzwyczaj przejrzyste i można było podziwiać biały od śniegu szczyt Śnieżki.W Janovickach skręciłem w prawo na Hermankovice, żeby nie jechać kolejny raz przez Broumov.W Mezimesti ustawiłem się plecami do wiatru i jechało się już super.W Starostinie zakupiłem salami i popychany wiatrem przez Unisław, Wałbrzych i Dziećmorowice zajechałem do domu.Po wejściu do mieszkania, bez chwili zwłoki zrobiłem sobie dwie kanapki z salami i błyskawicznie zjadłem.
Smakowało naprawdę wybornie i musiałem się niemal siłą powstrzymywać, żeby nie zjeść wszystkiego.Będę sobie teraz częściej kupował to salami, które produkowane jest w czeskich Policach.Naprawdę polecam...
Jutro znowu jadę do szpitala zawieść Mamie cały plecak różnych owoców, bo już może je jeść.



Do szpitala w Wałbrzychu

  • DST 64.00km
  • Czas 03:09
  • VAVG 20.32km/h
  • Kalorie 2741kcal
  • Podjazdy 713m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 22 kwietnia 2012 | dodano: 22.04.2012

Po pracy...tak, tak, niektórym zdarza się pracować w niedziele i ja do nich należę.Po pracy znowu pojechałem odwiedzić mamę w szpitalu.Jest już po operacji, czuje się bardzo dobrze, więc i mój nastrój jest już lepszy.Po odwiedzinach pojechałem jeszcze do Unisławia i przez Rybnicę, Głuszycę, Zagórze dotarłem do domu.
Podczas zjazdu z Rybnicy do Grzmiącej napotkałem stadko owiec, którym chciałem fotkę zrobić ale uciekły.No co za pech, że przede mną nawet oswojone zwierzęta uciekają, nie dając się sfotografować.
Tymczasem mój Garmin wyświetlił mi , że dziś jechałem z maksymalną prędkością 322,1km/h mam więc kolejny powód do zadowolenia z dzisiejszego dnia, choć na wszelki wypadek nie wpiszę tego wyniku do rowerowej statystyki ;)


<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>


Kategoria Rundka po pracy

Trzy podjazdy

  • DST 60.00km
  • Czas 03:17
  • VAVG 18.27km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Kalorie 2367kcal
  • Podjazdy 729m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 19 kwietnia 2012 | dodano: 19.04.2012

Po pracy pogoda nie wyglądała zbyt dobrze, jednak założyłem pomarańczowe okulary i świat od razu zaczął lepiej wyglądać.Podrzuciłem ojcu zakupy, pogadałem z nim trochę i pojechałem zrobić tradycyjną rundkę.Przy tej pogodzie wolałem nie oddalać się zbytnio od miasta.Wybrałem więc trzy podjazdy, począwszy od Modliszowa, następnie Dziećmorowice-Nowa Wieś do Zagórza i wreszcie trzeci podjazd przez Niedźwiedzice do Jedliny.Samopoczucie dziś miałem fatalne, dopadło mnie jakieś osłabienie, jakby efekt gwałtownego spadku poziomu cukru.Czasem dopada mnie coś takiego w różnych sytuacjach, nie jest to przyjemne i wymaga sporo siły woli, żeby nad tym jakoś zapanować i się nie wywrócić.Pomimo tego piąłem się powoli pod kolejny podjazd, ratując się podjadaniem suchej kromki chleba, jaka została mi ze śniadania.Zdecydowanie za mało dziś zjadłem.W Niedźwiedzicach przy drodze siedział duży czarny pies, przyglądając mi się spode łba.Przygotowałem się więc na jego atak, ale pies jak tylko zobaczył, że zza pleców wyjąłem jakiś mały, czarny przedmiot, czmychnął przestraszony do gospodarstwa.Dopiero kiedy przejechałem, wyjrzał bojaźliwie za mną, upewniając się, że jestem już na tyle daleko, żeby mógł poczuć się bezpieczny.Kiedy się oddaliłem, ponownie usiadł sobie przy drodze.Musiał go kiedyś jakiś rowerzysta nieźle przestraszyć.Kawałek dalej jednak, wyskoczył inny pies średniej wielkości.Uznałem jednak, że pomimo zaciekłej pogoni za mną, nie stanowi żadnego zagrożenia, więc tylko zatrzymałem się nagle i nakazałem psu powrót do domu.Miałem rację.Pies, choć odszczekiwał się, to jednak na rozkaz wrócił do zagrody a ja odjechałem zadowolony, że wystarczyła presja psychiczna i obyło się bez strzelaniny.
Do domu wróciłem osłabiony ale po przekroczeniu progu mieszkania i tak wykonałem codzienne ćwiczenia na drążku a po nich fatalne samopoczucie przysnęło jak bańka mydlana.Myślę, że już niedługo spróbuję Przełęczy Kozie Siodło.
Zrobiłem kilka fotek ale aparat został w piwnicy przy rowerze, więc i ten wpis będzie bez zdjęć.

Zaległe fotki z tego wyjazdu






Szczyt podjazdu Dziećmorowice-Nowa Wieś


Zamek Grodno wodziany na zjeździe z Dziećmorowic do Zagórza





<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>


Kategoria Rundka po pracy

Do szpitala w Wałbrzychu

  • DST 56.00km
  • Czas 02:48
  • VAVG 20.00km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Kalorie 2295kcal
  • Podjazdy 663m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 18 kwietnia 2012 | dodano: 18.04.2012

Po pracy jadę rowerem do Wałbrzycha, aby odwiedzić przebywającą w tamtejszym szpitalu mamę.Po odwiedzinach, wracam przez Dziećmorowice ale w Lubachowie spotykam pana Bolka i Piotrka i jadę z nimi nad jezioro, po czym wracamy razem do Świdnicy.


<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>


Kategoria Rundka po pracy

Po pracy Wałbrzych-Jedlina

  • DST 67.00km
  • Czas 03:33
  • VAVG 18.87km/h
  • VMAX 44.00km/h
  • Kalorie 2667kcal
  • Podjazdy 717m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 17 kwietnia 2012 | dodano: 17.04.2012

Po pracy muszę jechać do Wałbrzycha, następnie powrót przez Jedlinę i Zagórze.W drodze powrotnej, w Lubachowie spotykam pana Bolka i razem wracamy do Świdnicy.






<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>


Kategoria Rundka po pracy

Piwo i Broumovské Stěny

  • DST 104.00km
  • Teren 8.00km
  • Czas 05:25
  • VAVG 19.20km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Kalorie 3594kcal
  • Podjazdy 1266m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 14 kwietnia 2012 | dodano: 14.04.2012

Według zapowiedzi miała być dziś ładna pogoda a że kończy mi się piwko z ostatniej wyprawy do Czech, pomyślałem sobie, że uzupełnienie zapasiku Gambrinusa będzie dobrym pretekstem do wyjazdu.Konieczne jednak okazało się też uzupełnienie mąki do wypieku chleba, oraz ryżu.Musiałem więc pojechać najpierw do Tesco na małe zakupy.Jakoś jednak wachania ciśnienia atmosferycznego źle wpłynęły na moje samopoczucie.Zrobiłem się okrpnie senny, więc po powrocie z zakupów uciąłem sobie drzemkę.Kiedy się obudziłem było już południe...Ubrałem strój rowerowy i ruszyłem w drogę, nie będąc do końca przekonanym, czy wyprawa po piwo do Czech zostanie uwieńczona sukcesem.W czeskich Janovickach decyduję, że trasa będzie wiodła przez Broumovske Steny, gdyż od dawna mam chęć przejechać się tą malowniczą trasą.Zaraz po wjeździe do Janovicek napotykam wielkiego, brązowego psa.Jestem dobrze przygotowany na takie spotkania ale to przecież czeski pies.Miałbym robić krzywdę czeskiemu psu?Przenigdy!Pies wogóle nie zwraca na mnie uwagi, tylko leniwie idzie, wąchając okoliczne zarośla.Ma psina swoje własne sprawy i nie zawraca sobie swojej psiej głowy jakimś tam polskim rowerzystą.Zadowolony z takiego obrotu sprawy zjeżdżam do Broumova, następnie jazda do Otovic i skręt w prawo do Martinkovic a tam przecinam główną drogę i już prosto na Broumovske Steny.Przez las prowadzi wąska asfaltówka.Pierwszy podjazd 15% , następny 26%...Sceneria jak w Górach Stołowych.Upajam się jazdą i widokami.W pewnym miejscu, na zakręcie natykam się na krzyż, przybity do drzewa a na nim imię: Mirek.Pewnie rowerzysta, który nie wyrobił na tym zakręcie i walnął w drzewo.Dobra nawierzchnia sprawia, że rowerzyści czują się tu pewnie i cisną ile wlezie.Wszystkim, którzy tak lubią, kiedy adrenalina prtzejmuje kontrolę nad ich umysłami, niech ten krzyż będzie dla was przestrogą, żeby po was taki sam nie pozostał przy jakiejś drodze.
Jadę dalej, raz jest pod górkę a raz z górki.Podjazdy są mocne ale krótkie.
Docieram wreszcie do Zajazdu Amerika i wjeżdżam na czerwony szlak.Już od samego zajazdu pnie się szutrowa, stroma droga, o nachyleniu 18%. Później jest trochę mniej i waha się między 10-15%.Jest też trochę mokro ale blota nie ma zbyt wiele bo podłoże jest skaliste.Po drodze mijam leśną kapliczkę.Czescy turyści na mój widok łapią swoje wielkie psy, których rasy uznawane są co prawda za agresywne, te pieski jednak wogóle się mną nie interesują, są rozbawione, przyjazne, zero agresji.Ponoć jak właściciel jest agresywny to i pies jest taki.Czesi to spokojny, skory do zabawy naród, więc ich psy też takie są.Polacy są agresywni, więc i polskim psom ta agresja się udziela.Szuter na mojej drodze pokryty jest zeszłorocznymi, zeschłymi liśćmi, pod którymi kryją się spore, luźne kamienie i połamane patyki, na których można by nieźle wyrżnąć, trzeba więc jechać uważnie.Docieram wreszcie do Kaplicy sv.Huberta, która stoi w samym środku lasu, wraz z kamiennymi stacjami drogi krzyżowej.Tutaj skręcam w lewo i jadę prosto w kerunku szosy.Początkowo jest dość płasko, jednak później znowu robi się do 18%.Wreszcie zjazd i już widać szosę.Gdyby szosą pojechać w lewo to przez Przełęcz Honske Sedlo dojechało by się do Polic.Jest już dość późno, jadę więc w prawo, w kierunku Broumova, lecz na pierwszej krzyżówce skręcam w lewo do Jetrichova a następnie w prawo do Mezimesti.W Starostinie kupuję piwko Gambrinus i jadę do Unisławia.Od samej granicy mocny wiatr od czoła uatrakcyjnia mi jazdę a ja czuję już te wszystkie podjazdy i piwko na bagażniku, choć słodkim ciężarem jest, to jednak nie ułatwia kręcenia.W Unisławiu dochodzę do wniosku, że podjazd pod Rybnicę jest tak słaby, że próba pokonania go uwłaczała by mojej godności, wybieram więc bardziej wymagający podjazd do Wałbrzycha.Decyduję się na tę drogę również dlatego, że z Wałbrzycha będzie jeszcze jeden podjazd w kierunku Dziećmorowic, gdy tymczasem z Rybnicy nie miałbym już żadnego podjazdu.Dalszej trasy nie będę opisywał bno nic się na niej nie działo.Żadnego agresywnego pieska nie napotkałem dziś na swojej drodze, więc obyło się bez strzelaniny.No i dobrze.Pewnie jeszcze nie raz w tym roku przejadę się po piwko do Czech, wybierając trasę przez Broumovske Steny.


Hodowla danieli w Martinkovicach


Podjazd 15%...


Podjazd 26%...Nie wygląda na to cooo? ;)


Ten pies też nie zwracał na mnie uwagi






Czasem jest dość płasko






Tym, którzy uwielbiają adrenalinę ku przestrodze...


Po was też może coś takiego pozostać, jak zapomnicie o rozwadze.Rower to niebezpieczna zabawka




Widok w kierunku Broumova i Gór Suchych




nie miejcie złudzeń, ta droga wiedzie na wysokości ponad 600mnpm


Jeszcze raz widok na Broumov






Zajazd Amerika


Teraz czerwonym szlakiem w prawo


Od Ameriki jedziemy w kierunku Polic


Leśna kapliczka i pieszy szlak do Polic


A ja jadę tą drogą bezszlakową


Super droga i super widoki z niej są


Właśnie taki widok się rozciąga z tej drogi z powyższego zdjęcia


Kaplica sv.Huberta w środku lasu


Przy kaplicy stacje drogi krzyżowej


Pod tym drzewem da się przejechać, nachylenie jednak sięga tu 18%


Szutrowe drogi tu są wspaniałe


No i zjazd do szosy a następnie w prawo


Krzyż przed szosą


Kolarz wspina się na Przełęcz Honske Sedlo.Średnie nachylenie tej drogi to 12%



Tą drogą przyjechałem


Droga do Polic przez Przełęcz Honske Sedlo


Trochę zamglony Ruprechticki Spicak widziany z drogi do Jetrichova.

<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>


Kategoria Czechy, Broumovske Steny