400km i więcej
Dystans całkowity: | 460.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 17:00 |
Średnia prędkość: | 27.06 km/h |
Suma podjazdów: | 2659 m |
Liczba aktywności: | 1 |
Średnio na aktywność: | 460.00 km i 17h 00m |
Więcej statystyk |
Dzień pierwszy wyprawy: skok nad morze
-
DST
460.00km
-
Czas
17:00
-
VAVG
27.06km/h
-
Podjazdy
2659m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nadszedł czas, aby zrealizować plan, do którego przygotowywaliśmy się od początku roku: pojechać rowerami nad morze, przejechać od Międzyzdrojów na Hel a następnie, przez Gdańsk, Malbork, wrócić do Świdnicy.Plan zakładał przejechanie możliwie całej trasy na rowerach.Najważniejszym jego elementem było przejechanie pierwszego etapu- ze Świdnicy do Międzyzdrojów- w jedną dobę.Trasa przebiegała głównymi drogami ale musieliśmy omijać drogi ekspresowe, na których jest zakaz jazdy rowerem, więc liczyliśmy się z tym, że możemy w nocy gdzieś pobłądzić, gdyż jeszcze nie do końca panuję nad nową nawigacją.
Liczyliśmy się z tym, że w wyniku błędów nawigacyjnych możemy dojść do dystansu 500km i na tyle byliśmy przygotowani fizycznie i psychicznie.Na szczęście obyło się bez błądzenia i zmieściliśmy się w 460km.
Wystartowaliśmy kilka minut przed godz 17 ze stacji benzynowej obok TESCO.Do Strzegomia odprowadzają nas na rowerach Rysiek i Tadek, koledzy z pracy.Dalej jedziemy już tylko we trzech.Początkowo dość szybko i sprawnie przejeżdżamy przez kolejne miejscowości.Chcemy pokonać jak najwięcej kilometrów, zanim się ściemni.Jadę jakieś sto-dwieście metrów za kolegami, widzę jak co chwilę dają sobie zmiany prowadzenia.Na wjeździe do Lubina, na krzyżówkach, stojąc na czerwonych światłach widzę tylko jak Marek z Arturem znikają w oddali.Na dodatek pojechali w prawo główną obwodnicą, podczas gdy plan zakładał ominięcie obwodnicy w tym mieście.Nie mam szans żeby po tylu postojach na czerwonych światłach jeszcze ich dogonić, nie mam też zamiaru jechać główną obwodnicą bo wiem, że oni i tak nie zaczekają na mnie.Jadę więc twardo trzymając się planu w nawigacji.Robi się coraz bardziej szaro, uznaję że kolegów już raczej do rana nie zobaczę, więc w perspektywie mam całonocną, samotną jazdę.Już na samą myśl o tym uśmiecham się z zadowoleniem.Uważam, że pod każdym względem jestem dobrze do takiej jazdy przygotowany.Po wyjeździe z Lubina tempo mam dobre, muzyka cichutko sączy mi się do uszu, nastrój mam wyśmienity, lecę jak na skrzydłach orła.Niestety moja radość nie trwała zbyt długo.Przed zapadnięciem zmroku spotykam kolegów przy jakiejś stacji benzynowej, gdzie zatrzymali się aby uzupełnić napoje.Ja również uzupełniam napoje na tej stacji i dalej jedziemy znowu razem.Perspektywa samotnej, nocnej jazdy rozpłynęła się jak senne marzenie.Wreszcie zrobiło się całkiem ciemno i Artur z Markiem, którzy do tej pory ostro cisnęli , mocno zwolnili.Okazało się, że światła, które mają, nadają się wyłącznie jako pozycyjne a nie do normalnej, nocnej jazdy.Chłopaki niewiele widzą przed sobą.Jedynie moja lampa dobrze oświetla drogę, pozwalając na bezproblemową jazdę z prędkościami powyżej 30-40km/h.Nienawidzę jazdy w kupie.Nienawidzę jazdy "na kole" i unikam tego jak mogę.Łatwo wtedy o kraksę i kontuzje.Teraz jednak nie mam wyboru.Albo pojadę przodem, oświetlając wszystkim nam drogę i ciągnąc chłopaków na kole, albo jadąc ich tempem z tyłu zajedziemy do Międzyzdrojów za dwa dni.Czasem trzeba podjąć ryzyko i tym razem ja je podejmuję.W takich okolicznościach uznaję ryzyko za dopuszczalne.Całą noc jadę przodem, mając chłopaków za plecami.Cały czas cisnę dość mocno, żeby tempo było nie mniejsze niż za dnia.W świetle reflektora widzę czające się przy drodze sarny i zające, które tylko czekały, żeby przeskoczyć przez drogę.Miałem tylko nadzieję, że żaden z tych zwierzaków nie zechce wyskoczyć mi przed koło, bo wtedy musiał bym gwałtownie zahamować.Czy koledzy zdążą zareagować?Czy może wpadną wówczas na mnie i połamią mi kości?Na szczęście nic takiego się nie stało ale takie myśli kłębiły mi się w głowie całą noc, co bardzo mnie zmęczyło psychicznie.Chyba mniej umęczyła by mnie samotna jazda nocą...W czasie tej nocnej jazdy zatrzymywaliśmy się tylko dla zrobienia fotek, sięgnięcia do plecaków po batony i żeby kupić picie na stacjach paliw..Zatrzymywanie się nocą jest dość ryzykowne ze względu na jadące wielkie ciężarówki, których kierowcy musieli być mocno zdziwieni na nasz widok. Wiele dróg jest w trakcie przebudowy.Są na nich zwężenia.Często ciężarówki jadą za nami, nie mogąc nas wyprzedzić ale kiedy tylko jest taka możliwość , zjeżdżamy na tyle, że mogą nas wyprzedzać.W nocy wrażenia z takiej jazdy są niesamowite.Po wjeździe do Gorzowa Wielkopolskiego robi się wreszcie jaśniej i zaczyna się wschód Słońca.Fajnie by było, gdyby był to już koniec jazdy i można by było odpocząć.Jednak trzeba kręcić dalej bo cel naszej podróży wciąż jest dość odległy.Organizm zaczyna się upominać o sen.Kiedy robi się całkiem widno, Artur z Markiem mogą znowu jechać ostro przodem a ja wreszcie mogę odpocząć psychicznie jadąc daleko za nimi.W Barlinku zatrzymujemy się przy sklepie na małe śniadanko bo mnie te wszystkie batony i odżywki sportowe nie wystarczają.Muszę mieć normalne jedzenie.Przy sklepie stoją dziwni goście, którzy wypytują nas , skąd i dokąd jedziemy a na koniec proszą o 2,50zł na piwko.Daję im 5zł żeby pamiętali szczodrość ludzi ze Świdnicy.Uszczęśliwieni z podarku życzą nam szerokiej drogi a my jedziemy dalej.
W kolejnym sklepie-nie pamiętam już miejscowości-spotkamy się z wielką życzliwością właścicielki, która na wieść że jedziemy ze Świdnicy całą noc nad morze, kazała nam wybrać sobie takie napoje jakie chcemy całkiem za darmo.Artur zażartował, że może w takim razie weźmiemy po winie?Zaśmialiśmy się ale właścicielka potraktowała to poważnie i kiedy odjeżdżaliśmy, jeszcze wybiegła za nami z butelką wina w ręku, żeby nam je dać.Nie przyjęliśmy oczywiście tego podarunku i pomachaliśmy jej tylko rękoma, życząc miłego dnia.Naprawdę niesamowitych ludzi można spotkać w takiej podróży.
Kiedy zmęczeni, wreszcie dojeżdżamy do tablicy z napisem "Międzyzdroje" jest kilka minut przed godz 13. Trudno nam uwierzyć, że to już koniec jazdy, że możemy wreszcie przestać kręcić i możemy odpocząć.Robimy dwie fotki.Jesteśmy szczęśliwi, że udało się nam osiągnąć nasz cel.Jedziemy do ośrodka "Gromada" gdzie mamy zarezerwowane pokoje w domkach.
Pierwszy, najważniejszy etap naszej wyprawy nad morze został w całości zrealizowany.Teraz czeka nas dwa dni odpoczynku.Mylił by się jednak ktoś, kto pomyślał by , że po przyjeździe do Międzyzdrojów padliśmy na łóżka i zasnęliśmy.Nie przyjechaliśmy tu żeby spać.Wzięliśmy tylko prysznic, przebraliśmy się i poszliśmy coś zjeść a następnie na plażę i na molo.Na kwaterę wróciliśmy około godz 21.30.Pierwszej nocy po przyjeździe i tak nie dało się spać.Organizm miałem tak rozbujany jazdą, że dopiero następnej nocy udało mi się trochę pospać.
Duży dystans, jazda całą noc, nocne widoki miast i rzek.Mgły, które nocą świadczyły o tym, że w pobliżu jest jakaś większa woda.Wrażenia z tej jazdy są nie do opisania.Wiele przejeździłem w swoim życiu i była to w większości jazda w górskich rejonach, ale to doświadczenie jest dla mnie całkiem inne a przez to bardzo ekscytujące i chyba o to chodzi.Człowiek potrzebuje wciąż czegoś nowego, czegoś innego.
Kierowcy wielkich ciężarówek mają złą opinię ale muszę przyznać, że tego dnia i tej nocy, na naszej trasie jechali wspaniali kierowcy tych pojazdów.Żaden z nich nie stworzył nam zagrożenia, żaden nie okazał zniecierpliwienia, wszyscy wyprzedzali nas w bardziej niż przyzwoitej odległości, za co wszystkim napotkanym kierowcom bardzo dziękujemy.
Tymczasem mam nowy dobowy życiowy rekord trasy i wynosi on 460km. i to też napawa mnie optymizmem, bo być może na przyszły rok znowu coś wymyślę i pewnie będzie to znowu coś nowego, coś innego, bo życie jest ciekawe tylko wtedy, kiedy niesie ze sobą zmiany i niespodzianki.
Dziękujemy Miejskiemu Zakładowi Energetyki Cieplnej w Świdnicy za wsparcie tej wyprawy.Za zakup strojów rowerowych, za zakup odżywek i sfinansowanie noclegów w Międzyzdrojach.
No to startujemy.Na fotce widać Tadeusza, który odprowadził nas do Strzegomia
Mały problem techniczny zostaje szybko usunięty
No i jesteśmy w Zielonej Górze
Przeprawiamy się przez Odrę w Cigacicach...
Świebodzin objeżdżamy obwodnicą, więc oświetlony pomnik Jezusa widzimy od tyłu...
W środku nocy zatrzymujemy się, żeby zrobić fotkę przy tym dziale i spotykamy wczasowiczów z Ząbkowic, którzy też jadą nad morze ale samochodem.Są zdumieni, że my jedziemy tam na rowerach, bez noclegu po drodze.To oni robią nam tę fotkę.
Przed wschodem Słońca jesteśmy w Gorzowie Wielkopolskim.Robi się chłodno i zaczynamy czuć znużenie.Kręcimy jednak dalej...
Jesteśmy coraz bliżej celu...
Na widok tej tablicy wierzyć nam się nie chciało, że już dojechaliśmy i że to koniec trasy...
Nie czas jednak na odpoczynek.Nie przyjechaliśmy tu żeby spać.Po szybkim prysznicu idziemy na plażę.
W oddali widać wielkie żaglowce.
Idziemy na molo w Międzyzdrojach
Cieszymy się widokami morza i plaży.
O...i jeszcze jeden żaglowiec
I tak kończy się ten wspaniały dzień, który będziemy długo pamiętać.
A następnego dnia śniadanko na plaży i wypoczynek przed kolejnymi etapami wyprawy
Kategoria 300 i więcej, Nad morze 2013, 400km i więcej