pioter50 prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2011

Dystans całkowity:2168.00 km (w terenie 51.00 km; 2.35%)
Czas w ruchu:110:10
Średnia prędkość:19.68 km/h
Maksymalna prędkość:63.00 km/h
Suma podjazdów:21752 m
Suma kalorii:91855 kcal
Liczba aktywności:22
Średnio na aktywność:98.55 km i 5h 00m
Więcej statystyk

Standardowa rundka

  • DST 50.00km
  • Czas 02:47
  • VAVG 17.96km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Kalorie 2382kcal
  • Podjazdy 545m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 31 sierpnia 2011 | dodano: 31.08.2011

Taka sobie popołudniowa przejażdżka po górkach.


Temu to już się chyba nie uda wzbić w przestworza, choć skrzydła rozpostarł ochoczo


Na dole Walim


Też chętnie bym się tak oparł



Rundka na Andrzejówkę

  • DST 70.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 04:06
  • VAVG 17.07km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Kalorie 3465kcal
  • Podjazdy 754m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 30 sierpnia 2011 | dodano: 30.08.2011

Dziś popołudniowa rundka do schroniska Andrzejówka w Górach Suchych.
Główną atrakcją tej trasy jest szutrowy podjazd niebieskim szlakiem rowerowym z Łomnicy do schroniska Andrzejówka, którego nachylenie sięga 29%.
Nie spodziewałem się dziś, że w Górach Suchych może być tak zimno.Możliwe, że temperatura spadła tam poniżej 7 stopni. Przed zjazdem do Głuszycy założyłem bluzę i ortalionkę a i tak podczas zjazdu było mi zimno. Widocznie kończy się już lato i trzeba przyzwyczajać się do chłodów.

Kopalnia Melarifu W Ruybnicy Leśnej



Waligóra i Suchawa wciąż tu są...

<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>



Góry Stołowe i Czechy

  • DST 143.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 07:13
  • VAVG 19.82km/h
  • VMAX 63.00km/h
  • Kalorie 5583kcal
  • Podjazdy 1552m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 28 sierpnia 2011 | dodano: 28.08.2011

Dzisiaj pętelka przez Czechy w Góry Stołowe i powrót też przez Czechy, choć inną drogą.

W planie mam jazdę w Góry Stołowe. Powinienem wyjechać, najpóźniej o godz 8 , żeby donikąd się nie śpieszyć. Zapomniałem upiec chleb, więc śniadanko słabiutkie a i na drogę ledwie trzy małe kromeczki zabrałem i banana. Grzebię się strasznie ale koniec końców wreszcie udaje mi się wystartować, jednak jest godz 11:30. Niezły poślizg, jak na taką trasę. Zabieram tylko światła bo nie wiem, czy znowu nie wrócę po ciemku.
Od początku jest pod wiatr i pod górkę i tak przez pierwsze 31km.Na przełęczy pod Czarnochem po prostu zimnica. Jestem kompletnie nieprzygotowany na taką pogodę, ubrałem się na letniaka i tylko ortalionkę mam w torbie ale gdyby spadł deszcz to chyba bym tu zamarzł.
Zamierzam zrezygnować z dalszej jazdy i zawrócić do Świdnicy, jednak najpierw chcę zobaczyć pogodę nad Czechami, zakładam więc ortalionkę i zjeżdżam do czeskich Janovicek. Z Janovicek dobrze widać, że nad Górami Stołowymi unoszą się ciemne, gęste chmury, które wyglądają, jakby były ze śniegu. Nad Czechami tylko trochę jest lepiej ale wieje mocny wiatr, więc kto wie, może rozpędzi te chmury. Zjeżdżam do Broumova, następnie Otovice, Martinkovice...
-Najwyżej w Radkowie skręcę na Tłumaczów i Nową Rudę-myślę sobie.
Na przejściu Granicznym Bozanov-Radków sceptycznie spoglądam na zachmurzone Góry Stołowe.
-Że też nie zabrałem ze sobą nogawek i bluzy z długim rękawem- myślę z żalem
Zjeżdżam do Radkowa, nie wiedząc jeszcze jaką decyzję podjąć ale coś jednak ciągnie mnie na podjazd do Karłowa. I tu, o dziwo, nie czuję chłodu. Może dlatego, że to długi podjazd?
Oszczędnie gospodaruję skromną ilością jedzenia, jaką zabrałem na drogę, choć cały czas odczuwam dotkliwy głód. Picia mam za to w nadmiarze, tylko że pić wcale mi się nie chce, pewnie dlatego, że jest chłodno. Przez całą drogę wypijam dosłownie jeden łyk...
Podjazd do Karłowa idzie mi gładko. Przypominam sobie, jak ostatnio ledwie wjechałem podjazd od Broumova do Janovicek, teraz nie poznaję siebie, jakbym był innym człowiekiem.
W Karłowie skręt na Ostrą Górę i jazda do Machov i do Polic przez Bezdekov.
Czechy na mojej trasie opustoszałe, jakby wymarłe, samochodów jak na lekarstwo. We wszystkich napotkanych knajpkach jednak pełno ludzi, że palca nie wetkniesz. Jadę więc sobie śmiało środkiem jezdni. Za Policami skręcam do Lachov. Całkiem niezły to podjazd ale i tak lepiej tam jechać niż do Pekov, gdzie następnie trzeba by było podjechać na Przełęcz Honske Sedlo.
Znam doskonale tę przełęcz, podjeżdżałem ją wiele razy i zdążyłem znienawidzić, głównie dlatego, że jest tam dość długi, prosty odcinek podjazdu, na którym czescy kierowcy prują w obu kierunkach samochodami ile im fabryka dała, tworząc dla rowerzysty niebezpieczne sytuacje.
Zjazd do Lachov, z przeciwka jadą trzy samochody osobowe, w pewnym momencie jeden nagle wjeżdża na mój pas, żeby wyprzedzić, daję ostro po hamulcach a kierowcy migam ostrym światłem. Jakoś się minęliśmy ale przez sekundkę było gorąco. Kierowca na moje ostre światło kiwnął ręką przepraszając.
-No tak, polski kierowca- myślę , spoglądając na numery rejestracyjne. Może pomyślał, że jestem czeskim rowerzystą , który może zadzwonić na policję po takim jego zachowaniu. Za taki numer czeski policjant Polakowi wlepiłby pewnie maksymalny mandat.
Nie mam jednak złości, odkiwnąłem mu ręką ale już wiem, że trzeba uważać bo jestem coraz bliżej granicy i coraz więcej tu polskich kierowców. Dalsza jazda do granicy a następnie do domu już bez przygód. Na zaporze Jeziora Bystrzyckiego spotykam znajomego z pracy, z którym ucinam sobie dłuższą pogawędkę. Ubieram ortalionkę bo czuję się trochę przemarznięty i jadę do domu. Trochę ostatnio brakuje mi przygód z psami. Co prawda na zjeździe w Benesovie wybiegł na drogę duży Labrador ale nie zainteresował się mną ani troszkę. Zwyczajnie mnie zlekceważył.
-No cóż- myślę sobie ze smutkiem- w życiu nie można mieć wszystkiego.


Szczyt Koruna w Czechach




Nad Górami Stołowymi ciemne chmury




A nad Tłumaczowem całkiem niezła pogoda




<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>



Po piwo do Czech

  • DST 103.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 04:57
  • VAVG 20.81km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Temperatura 35.0°C
  • Kalorie 3911kcal
  • Podjazdy 811m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 26 sierpnia 2011 | dodano: 26.08.2011

Dzisiaj wyjazd po piwko co Czech.Upał niesamowity.Podjazd pod Rybnicę Leśną poszedł jak z nut ale już podjazd pod Janovicki jechało mi się fatalnie.Byłem tym zaskoczony bo ostatnim razem podjeżdżałem tam bez problemów.
Może to przez ten upał.Czuję się, jakbym ze 200km przejechał po najgorszych górach a przecież to tylko standardowy wyjazd po piwo.
Termometr za oknem jeszcze o godz 18 pokazywał 32 stopnie w cieniu.
Niech tylko piwko się schłodzi to się pokrzepię po tej jeździe.



Standardowa rundka

  • DST 63.00km
  • Czas 02:55
  • VAVG 21.60km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Kalorie 2754kcal
  • Podjazdy 576m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 25 sierpnia 2011 | dodano: 25.08.2011

Standardowa rundka do Rybnicy Leśnej.



Spacerek nad Jezioro Bystrzyckie

  • DST 41.00km
  • Czas 02:03
  • VAVG 20.00km/h
  • VMAX 33.00km/h
  • Kalorie 2102kcal
  • Podjazdy 262m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 23 sierpnia 2011 | dodano: 24.08.2011

W ramach odpoczynku po ostatniej trasie, zrobiłem sobie rowerowy spacerek nad Jezioro Bystrzyckie. Nabrałem wody ze źródełka, oczywiście spotkałem tam pana Bolka, z którym razem wróciliśmy do Świdnicy.



Jezioro Pilchowickie

  • DST 200.00km
  • Czas 10:08
  • VAVG 19.74km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Kalorie 6970kcal
  • Podjazdy 2098m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 22 sierpnia 2011 | dodano: 22.08.2011

Wyjazd nad Jezioro Pilchowickie należy do moich corocznych, obowiązkowych celów wyjazdowych. Decyduję, że to właśnie dziś ten cel zrealizuję. Od rana strasznie się grzebię. Zachowuję się tak, jakbym jechał na wycieczkę do pobliskiego Zagórza a nie na 200 kilometrową trasę. Wyruszam dość późno, więc zabieram ze sobą niedawno kupioną latarkę przednią, być może będzie okazja wreszcie ją wypróbować, jeśli w drodze powrotnej zastanie mnie ciemność. Jak się później okazało, była to ze wszech miar słuszna decyzja. Od początku trasy mam dość dokuczliwy wiatr od czoła, który towarzyszył mi przez pierwsze 80km, poważnie spowalniają mi tempo jazdy. Nawet na ostrych zjazdach trzeba było kręcić, żeby wogóle jechać, więc kilometrów jakoś tak wolniutko przybywało. W miejscowości Sokola trafiam na wąską asfaltówkę, której wogóle nie mam na gps-ie, przypuszczam jednak, że pozwoli mi ona dojechać do Kwietników z pominięciem krajowej drogi nr3.Nie raz już taki eksperyment kosztował mnie dodatkowymi kilometrami, tym razem jednak, jazda nieznaną drogą opłaciła się. Od Kwietników aż do Lipy na polach niesamowity smród obornika i pył ziemi rozpylany przez potężne maszyny rolnicze, które spulchniają glebę.
Na dodatek nie da się szybko jechać bo jest pod górę i pod silny wiatr a do tego wzmagający się upał. W Lipie górki i wiatr ale przynajmniej już bez smrodu.
Z lipy do drogi krajowej nr3 potężny podjazd, wydaje się, że nie ma końca. Za Mysłowem muszę już niestety wjechać na krajową 3-kę i pokonać wielki podjazd w Kaczorowie. Ruch na tej trasie jest niesamowity, kombinuję więc, że jak tylko dotrę do zjazdu na Komarno to natychmiast ucieknę z tej drogi samochodowego szaleństwa.Z Kaczorowa zjazd i skręt na Komarno, tu wąska asfaltówka o skandalicznej nawierzchni, jednak samochodów zero. Opony mam 1,95 więc jadę sobie bezstresowo. Komarno całe rozkopane, budują kanalizację całej wsi. W pewnym miejscu koparka i wielka ciężarówka blokują całą szerokość drogi i pobocza. Kierowca uprzejmie zamyka drzwi kabiny i mówi, żebym spróbował jakoś przejść.
-Może pod ciężarówką mi się uda- myślę, patrząc na odległość między płotem posesji a ciężarówką.
Niosąc rower udaje mi się przecisnąć między ciężarówką a płotem posesji, na której niezadowolony z całej sytuacji czarny Nowofunland obszczekuje mnie zajadle. Wytłumaczyłem krótko wielkiemu psu, że chwilowo musi jakoś pogodzić się z niedogodnościami zaistniałej sytuacji, która zapewne obu nam nie jest, mnie na rękę a jemu na łapę. Wydaje się, że zrozumiał bo od tej pory już tylko poszczekiwał bez przekonania.
Za Komarnem wjeżdżam w szuter zielonego szlaku, który wiedzie przez przepiękne stawy rybne.


Stawy rybne w Komarnie





Tam spotykam nieznajomego rowerzystę, z którym ucinam sobie dłuższą pogawędkę, bo gość doskonale zna tereny i ich historię.Gość słysząc, że mam w planie stromy podjazd na Strzyżowiec, doradza abym jechał do Nielestna, gdzie nie ma podjazdów a następnie drogą wzdłuż Bobru dotrę sobie do zapory.Ten krótki podjazd do zapory niczym jest w porównaniu do ostrego, dobrze mi znanego podjazdu na Strzyżowiec, jadę więc zgodnie z radą gościa. Miał rację, droga do Nielestna i wzdłuż Bobru do zapory jest relaksowa.

Krzyż pokutny w Dziwiszowie


Pomnik żołnierzy niemieckich w Nielestnie

Na pomniku atrybuty waleczności i niezłomności niemieckich żołnierzy:stalowy hełm, bagnet, żelazny krzyż i dębowe liście

Most na rzece Bóbr w Pilchowicach

Po drodze stara stacja kolejowa, na której kręcono jedną ze scen do filmu „Jak rozpętałem Drugą Wojnę Światową”, ciekawe konstrukcje mostów i urządzenia hydrotechniczne a ponadto wspaniałe widoki. Jeden krótki, serpentynowy, ostry podjazd i wreszcie jestem na zaporze Jeziora Pilchowickiego.

Widok z zapory





Przejazd zaporą, kilka fotek i ruszam dalej bo pora późna a droga do domu daleka.
W planie był powrót przez Cieplice Zdrój, Podgórzyn i Przełęcz Kowarską, jednak późna pora powoduje, że zastanawiam się nad skróceniem trasy. Zjeżdżam do Siedlęcina i tam podejmuję ostateczną decyzję, że skrócenia trasy nie będzie. Mam dobre oświetlenie, więc nie ma powodu, mogę wrócić nawet w środku nocy. W Siedlęcinie przypomniałem sobie, ze przecież zabrałem ze sobą jedzenie i może czas coś przekąsić. Zatrzymuję się więc, robię fotkę wieży rycerskiej i zjadam co nieco...

Siedlęcin

Wieża rycerska w Siedlęcinie
Więcej na temat wieży można poczytać tu Wieża rycerska w Siedlęcinie

Znowu stromy podjazd do Siedlęcina Górnego. Nie ma rady, trzeba ten podjazd pokonać.
W Siedlęcinie Górnym przy jednym z gospodarstw stoi pies.
-No nie- myślę sobie-nie dość że upał, stromy długi podjazd, to może jeszcze scysja z psem mnie tu czeka-myślę ze złością.
Psu jednak upał też daje się widocznie we znaki bo tylko spogląda na mnie spode łba, nawet szczeknąć mu się nie chce.
-Może przed chwilą kogoś gonił i ma na razie dość?-pomyślałem trochę zawiedziony lenistwem psa.

Wreszcie zjazd, zjazd do samych Cieplic. Zauważam, że wiatr mam wreszcie w plecy, dość szybko docieram więc do Cieplic.

Cieplice Zdrój




Cieplice Zdrój

Kompletnie nie znam miasta, z pomocą gps-a docieram do deptaka, robię kilka fotek i kieruję się na Podgórzyn. Z Podgórzyna do Sosnówki i do Kowar. Przejeżdżam przez środek Kowar, przez jakąś romską dzielnicę. Cygańskie dzieciaki i kobiety chodzą po całej ulicy, biegają gadają, jadąc trzeba uważać, żeby na kogoś z nich nie wpaść. Jakaś kobieta pomaga wielkiemu Romowi ściągnąć koszulkę, Rom jest cały niebieski od tatuaży...
Wreszcie wyjeżdżam z Kowar wprost na podjazd pod Przełęcz Kowarską. Mam już przejechane 135km i trochę obawiam się tego długiego podjazdu, bo górek mam już dziś sporo za sobą a do tego jeszcze ten wiatr dał mi w kość, że o zapachu obornika nie wspomnę. Jedzie mi się jednak dobrze. Nie czuję podjazdu tak, jak się tego obawiałem i bez specjalnego trudu docieram na Przełęcz. Tu zjadam co nieco i zjazd do Kamiennej Góry. Wiatr mam w plecy, jedzie się super. W końcu należy mi się trochę lżejszej jazdy.
Przejeżdżam Kamienną Górę bez problemów.
Za Jaczkowem robi się jednak szaro, więc włączam światła, ale z przodu tylko małą migającą „pestkę” bo ja jeszcze widzę dobrze, chodzi tylko o to, aby mnie kierowcy widzieli.
Jazda przez Nowe i Stare Bogaczowice to prawdziwa przyjemność, ponieważ jest tam z góry i nowy asfalt, posuwam się więc dość szybko. Przed zjazdem do Świebodzic włączam z przodu nową latarkę bo jest już ciemno, mogę wreszcie wypróbować to cudo. Zjazd jest stromy, samochodów nie ma, włączam najostrzejszy tryb świecenia i... mam widok niemal jak w dzień, oświetlona daleko cała droga i oba pobocza, rewelacja, wprost zaniemówiłem, pruję więc na dół z pełną prędkością.
W Świebodzicach wyłączam reflektor, pozostając na migającej „pestce”. Wyjeżdżająca samochodem spod sklepu kobieta widzi, że jadę tylko ja rowerem, decyduje się wymusić mi pierwszeństwo. Szybko włączam reflektor na pełną moc, oślepiona kobieta wciska gwałtownie hamulec i przepuszcza mnie.
-A więc to naprawdę skutkuje- uśmiecham się do swoich myśli- szkoda, że tylko nocą.
Jazda przez Ciernie o tej porze to prawdziwa frajda, zero samochodów, ledwie oświetlona ulica.
W Milikowicach na wyjeździe ze wsi, przy drodze stoi duży pies. Prawie go nie widać, bo akurat w tym miejscu nie świeci żadna latarnia uliczna. Pies zobaczył mnie i do razu biegnie do ataku. Jeszcze raz mam więc okazję przetestować reflektor. Szybko wyszarpuję latarkę z uchwytu, włączam na pełną moc, kierując jednocześnie światło wprost w oczy psa. Zatrzymuje się gwałtownie, ja wyłączam całkiem reflektor i jadę dalej, oślepiony pies stoi w miejscu.
-Pewnie przez kilkanaście sekund nic nie będzie widział- myślę.
Mnie to wystarczy, żeby odjechać spokojnie.
Rzeczywiście, pies stoi na środku jezdni, jakby nie wiedział gdzie jest.
Na drodze z Komorowa do Witoszowa dosłownie egipskie ciemności, reflektor spisuje się znakomicie, pozwalając na jazdę z maksymalną prędkością. Przełączam w tryb minimalny tylko, kiedy mijam się z samochodami. Zdaję sobie sprawę z oślepiających właściwości najostrzejszego trybu reflektora. Nie chcę przecież nikogo oślepiać. Jeden z kierowców jadących z Witoszowa nie zmienił jednak świateł na mój widok i jedzie sobie na drogowych. Co tam, będzie zmieniał światła, przecież to tylko rowerzysta jedzie.
Przełączam na pełną moc świecenia, kierowca natychmiast zmienia światła na mijania, więc i ja natychmiast po tym osłabiam światło.
-Musiało zaboleć- śmieję się do siebie.
-W tym temacie skończyła się wasza bezkarność, panowie kierowcy, czas zacząć szanować rowerzystów- myślę sobie.
W całej rozciągłości nowo zakupiony reflektor zdał egzamin. Wart był swojej ceny.
Należy go jednak używać zgodnie ze zdrowym rozsądkiem, ponieważ każdy kij ma dwa końce.
Z Witoszowa szybko docieram do domu, jest godzina 21:36 a liczyłem, że przed godz 22 nie uda mi się wrócić.
Zrealizowałem cały plan, przejechałem 200km po wspaniałych drogach z pięknymi widokami i zapachami, że o oborniku nie wspomnę ;). Jezioro Pilchowickie w tym roku zaliczone.








<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=ztbwshttpuhgcvxd" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>


Kategoria 200 i więcej

Znów do Czech

  • DST 116.00km
  • Czas 05:51
  • VAVG 19.83km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Kalorie 4489kcal
  • Podjazdy 947m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 20 sierpnia 2011 | dodano: 20.08.2011

Znów poniosło mnie do Czech, choć w inną stronę miałem zamiar pojechać.




<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=fdaxuvzhunjkzsfu" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>


Kategoria 100 i więcej, Czechy

Przejażdżka do Czech

  • DST 115.00km
  • Czas 05:48
  • VAVG 19.83km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Kalorie 4534kcal
  • Podjazdy 1172m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 18 sierpnia 2011 | dodano: 18.08.2011

Jakoś ostatnio brak mi entuzjazmu do jeżdżenia.Może to za sprawą alergii, która co roku o tej porze umila mi życie.Postanowiłem jednak tego dnia zrobić choć małą rundkę w kierunku Czech.W planie miałem podjechać na Przełęcz pod Czarnochem i następnie do Mezimesti.Na przełęczy pod Czarnochem spotkałem rowerzystę z Warszawy, który poprosił mnie o zrobienie mu fotki na granicy z Czechami.Okazało się, że na kilka dni z żoną przyjechali do Walimia i on wybrał się rowerkiem na Przełęcz pod Czarnochem a następnie do Mezimesti.Zaproponowałem, że skoro już tu jest to pokażę mu Broumov, które przecież jest niedaleko.Z ochotą się zgodził.Zjechaliśmy więc do Olivetina a następnie do runku w Broumovie.

Zjeżdżamy w Janovickach do Broumova

Pospacerowaliśmy po rynku i uliczkach Broumova, odwiedziliśmy słynny klasztor, kolega wziął trochę czeskiej gotówki z bankomatu w Broumovie i stwierdził, że na drugi dzień przyjedzie tu samochodem z małżonką aby lepiej pozwiedzać.Wydawał się być zadowolonym z całej tej sytuacji.W mojej głowie tymczasem zmienił się plan jazdy.Już nie chcę jechać do Mezimesti.Zamierzam jechać do czeskiego Bozanova a następnie przekroczyć granicę i zjechać do Radkowa, przez Nową Rudę na przełęcz Sokolą i do Walimia.
Proponuję koledze z Warszawy, żeby jechał ze mną to pokażę mu przy okazji Wambierzyce, które są po drodze.On jednak zdecydowanie odmawia.Nie jest pewny swojego sprzętu i przekładnie ma zdecydowanie nie na takie podjazdy.Szkoda, miał wyjątkową okazję przejechać fajnymi trasami i otrzeć się o Góry Stołowe, zobaczyć słynną bazylikę w Wambierzycach.Wyprowadzam więc go z Broumova na trasę do Mezimesti, objaśniam krótko trasę i żegnamy się.Ja jadę do Bozanova a on do Mezimesti.Pewnie nigdy już się nie spotkamy.

Zjazd do Czeskiego Bozanowa
Bozanov to mała ale zadbana wieś na pograniczu.Szybko mijam zabudowania i wjeżdżam na podjazd prowadzący na granicę.Z przejścia granicznego rozciągają się wspaniałe widoki.Widać całe pasmo Gór Stołowych.Jazda tam to sama przyjemność.
Przez Radków przejeżdżam bez zatrzymywania się, byłem tu przecież tyle razy...
Na trasie do Ścinawki droga wąska a ruch samochodów dość spory.Jedna z ciężarówek o mało nie przejechała mnie tylnymi kołami w trakcie wyprzedzania.Dostawczaki i busy przeciskają się obok mnie niemal na siłę, prawie wpychając mnie do rowu.
-Kto tym zbrodniarzom dał prawa jazdy?-ciśnie mi się na usta-Za takie zachowanie na drodze powinni siedzieć w pudle za usiłowanie zabójstwa a nie za kierownicą samochodu.No ale cóż ja mogę?Mogę tylko bardziej na siebie uważać i modlić się, bo na policję w tym kraju nie ma co liczyć.
W Ścinawce Górnej robię fotkę popadającego w ruinę Dworu Sarny.To taka nasza ,polska specjalność, doprowadzanie wszystkiego do ruiny.

Dwór Sarny w Ścinawce Górnej

Przejazd przez Nową Rudę bezproblemowy.Mam w Planie jazdę do Ludwikowic a następnie na przełęcz Sokolą, jednak w tym roku już tyle razy jechałem tą drogą, że nie mam już na to ochoty.Wybieram trudniejszą trasę z Nowej Rudy do Jugowa a następnie w lewo na Przełęcz Sokolą.Podjazd dość mi się dłuży bo i jest długi.Jednak pogoda dopisuje i widoki super , więc nie jest źle.Z Przełęczy Sokolej już tylko zjazd do Jugowic a następnie nad jezioro w Zagórzu.Tam tradycyjnie tankuję wodę w źródełku i jazda do domu.
Ciekaw tylko jestem, jak koledze z Warszawy udało się dotrzeć do Walimia.Tego się już pewnie nigdy nie dowiem.

<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=yasrbdrehmlxbdgn" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>


Kategoria 100 i więcej, Czechy

Spacerek do Jedliny

  • DST 51.00km
  • Czas 02:34
  • VAVG 19.87km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Kalorie 2283kcal
  • Podjazdy 414m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 17 sierpnia 2011 | dodano: 17.08.2011

Po wczorajszej trasie dziś odpoczynek.Tylko po południu rowerowy spacerek do Jedliny Zdrój.