pioter50 prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2012

Dystans całkowity:1531.00 km (w terenie 22.00 km; 1.44%)
Czas w ruchu:81:26
Średnia prędkość:18.80 km/h
Maksymalna prędkość:54.00 km/h
Suma podjazdów:16262 m
Suma kalorii:54877 kcal
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:72.90 km i 3h 52m
Więcej statystyk

Do lasu

  • DST 31.00km
  • Teren 7.00km
  • Czas 02:15
  • VAVG 13.78km/h
  • VMAX 29.00km/h
  • Kalorie 1273kcal
  • Podjazdy 408m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 31 marca 2012 | dodano: 31.03.2012

Pogoda nie zachęca do jazdy, więc chyba nie pojadę, robię więc spokojnie zakupy, wpadam do sklepu rowertowego na Wróblewskiego i spotykam tam Agnieszkę i Janusza.Mają założone pomarańczowe okulary.Przypominam sobie wtedy, że i ja takie mam i że w nich świat wygląda bardzo kolorowo, choć w rzeczywistości może być szaro bury.Kupuję więsz szybko klocki hamulcowe i wracam do domu.Przebieram się, zakładam te pomarańczowe okulary i rzeczywiście, szaro bura pogoda zmieniła się w kolorową wiosnę.Jadę więc.Wiatr wieje mocno, jest już po godz 15, więc daleko nie zajadę.Wpadam na pomysł pojeżdżenia po lesie.Już w Burkatowie kieruję się na Bojanice, lecz nie dojeżdżam do wioski, gdyż dużo wcześniej skręcam do lasu.Na początku jest szlaban ale przemykam pod nim i zaczyna się droga pod górkę.Podjazd jest wymagający, jego długość to około 3km a nachylenie tu sięga 19%, poza tym jest trochę mokro i trochę błota ale da się jechać bez problemu.W lesie wiatru się nie odczuwa ale słychać jak wyje i mocno wygina wielkie drzewa.W pewnym momencie zaczyna sypać śnieg ale zanim dojeżdżam na szczyt podjazu, gdzie gps pokazuje wysokość ponad 500 metrów, zaczyna świecić Słońce i widać błękitne niebo.Podczas zjazdu w oddali widzę mężczyznę z plecakiem i kijkami.
-Dzień dobry!-wołam - Nie myślałem, że kogoś tu dzisiaj spotkam.
-Ja też- odpowiada śmiejąc się.
Pomyślałem sobie, że to jest własnie pasja, bez względu na pogodę człowiek samotnie ucieka w góry i do lasu.
Wygląda na to, że pogoda się ustabilizowała, mam więc dobry humor i jadę sobie leśnymi drogami podśpiewując i pogwizdując wesoło.Drogę przebiega mi całe stado saren.Nie zdążyłem okiem mrugnąć, nie mówiąc o fotografowaniu.Nagle aura zmienia się nie do poznania.Zerwał się huraganowy wiatr, sypnęło ostro śniegiem.Wielkie drzewa wyginają się niebezpiecznie pod naporem wiatru, którego siłę zwiększa padający grubymi płatami śnieg.Nagle jedno z drzew łamie się jak zapałka i zwala się w poprzek drogi.Złamało się jakoś tak w połowie.Wrażenie było niesamowite.Niech się chowają filmy 3D.Dobrze, że byłem daleko, ale nie dobrze, że nie miałem ze sobą kamery.
Przeciskam pod drzewem najpierw rower a następnie siebie.Z obawą spoglądam na drzewa, którymi miotają huraganowe porywy.W pewnym momencie pomyślałem sobie, że przecież i tak pewnie nie zdołałbym zareagować i odskoczyć, gdyby któreś drzewo miało na mnie spaść.Takie rzeczy udają się wyłącznie na amerykańskich filmach.Przecież przeznaczenia i tak nie oszukam, co ma być, to i tak będzie.Jednak sceneria jest jak w horrorze.Nawet mi się to podoba.Może wiele dziś nie przejadę ale będzie o czym pisać na BS.
Jadę więc spokojnie, zbliżając się do Michałkowej.Wreszcie wyjeżdżam z lasu i w dole widzę wioskę, to Michałkowa.Pogoda uspokaja się, wychodzi Słońce.Robię kilka fotek i zadowolony zjeżdżam nad Jezioro Bystrzyckie.Nagle znów sypnęło śniegiem, z nieba lecą ogromne jego płaty i wieje wiatr.Szybko zakładam ochraniacze na buty i w myślach chwalę swoją zapobiegliwość, choć od wielu dni miałem wrażenie, że wożę je niepotrzebnie.Nie wiem, jak przyjechał bym bez nich, chyba bez stóp.Śnieg sypie tak ostro, że zasypuje mi okulary, co chwilę muszę zgarniać z nich śnieg.
W Lubachowie śnieg zamienił się w grad.Sypie ostro, kłując boleśnie twarz.Gdyby nie okulary, nie mógłbym jechać bo grad powybijał by mi oczy.Tymczasem kulki gradu pokryły asfalt grubą warstwą i zrobiło się bardzo ślisko.Niewiele widzę przez zasypane śniegiem okulary i zaczyna mi zamarzać twarz.W Burkatowie na przystanku zatrzymuję się.Muszę rozetrzeć twarz bo zamarznie całkiem.Po kilku minutach jadę znowu, mam zapalone światła bo sam niewiele widzę i podejrzewam, że kierowcy samochodów również.Wydawało mi się, że ten powrót do miasta trwa wieki ale kiedy dojechałem, aura znowu się uspokoiła.
-To było bardzo długie 30 kilometrów-pomyślałem sobie, kiedy wszedłem do mieszkania.
Jednak takie zdarzenia dobrze wzmacniają naszą psychikę a zmienna aura uczy, że jadąc w daleką trasę trzeba być przygotowanym na różne okoliczności, bo w trasie wszystko zdarzyć się może.


Podjazd o maksymalnym nachyleniu 19%




Na szczycie podjazdu.Wyskość ponad 500m








To drzewo złamało się jak zapałka


To nie mgła, tylko śnieżyca




Pod liśćmi kryją się spore kamienie, trzeba uważać


Ostry zakręt na stromym zjeździe


Nad Michałkową ładna pogoda


Zjazd do wioski


Podjazd, który Toomp na pewno nazwał by kwintesencją mtb ;)

<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>



Po pracy po piwko do Czech

  • DST 93.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 04:35
  • VAVG 20.29km/h
  • VMAX 48.00km/h
  • Kalorie 3198kcal
  • Podjazdy 820m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 28 marca 2012 | dodano: 28.03.2012

Wreszcie dzisiaj, trzecie podejście do tej trasy jest udane.Od samego wyjazdu z pracy czułem, że dzisiaj jest właściwy dzień i nic nie stanie mi na przeszkodzie do realizacji tego wyjazdu.Do Czech wjechałem przez Przełęcz pod Czarnochem i po dojechaniu do Broumova skręciłem w prawo do Mezimesti.Już od Broumova było pod wiatr ale jeszcze był on trochę bocznym wiatrem.Dopiero kiedy w Mezimesti ustawiłem się już w kierunku granicy z Polską, poczułem siłę tego wiatru, miałem go prosto w twarz.
-Zakpiłeś sobie wiaterku ze mnie, to i ja zakpię z ciebie- pomyślałem, ustawiłem odpowiednie przełożenia i z konsekwentnym uporem posuwałem się w kierunku granicy.
W Starostinie zakupiłem piwko Gambrinus razy cztery i znowu walka z wiatrem, którego porywy prawie zatrzymywały mnie w miejscu.Wiatr smagał mnie jak wściekły.nie zważałem na jego wysiłki, posuwałem się do przodu.O wiele łatwiej było by wrócić tą samą drogą ale uparłem się, że wygram z wiatrem.Wygrałem, ale prędkość moja prędkość nie była oszałamiająca a do tego piwko na pokładzie, no i ten Kellys to straszny klamot, ciężki jak motocykl.Ma to jednak swoje plusy, bo kiedy przesiadam się na Lincolna, żeby pojechać w dłuższą trasę, to prawie nie czuję wysiłku w czasie jazdy.
Ten masakryczny wiatr rzucał mną do samego Unisławia ale im dłużej jechałem, tym mniej mi to przeszkadzało a z czasem wręcz dawało satysfakcję.Jadąc przez Unisław wyprzedzam furmankę załadowaną klockami drewna.Biedny koń męczy się, ciągnąc tak duży ładunek a właściciel siedzi sobie zadowolony na wozie i co chwilę krzyczy do konia: wioooo!Tak sobie przypomniałem wówczas, że jak byłem mały to po Świdnicy wozami konnymi wożono węgiel i sprzedawano ludziom w mieście.Wozak zatrzymywał się co chwilę i wołał:
-Węęęgiell przywiozłem!!!
na co koń wkurzony odwracał się do woźnicy i mówił:
-Taaaak, ty k...wa przywiozłeś....
No, ale to były dawne czasy i coraz mniej ludzi pamięta, że tak było.
W końcu w Unisławiu skręciłem do Rybnicy i od tego momentu wiatr miałem już w plecy.Jadąc z Głuszycy znowu ustawiłem się pod wiatr, ale nie miało to już żadnego znaczenia.Do domu dotarłem w ogóle nie zmęczony.Jakoś tak ostatnio szybko się regeneruję, wystarczy mi kilka minut jazdy z górki, żeby zmęczenie całkiem odeszło.Teraz piwko mam już w domu i jak tylko pogoda się załamie, że nie będzie można jeździć, to skosztuję go z rozkoszą.


W Ruprechticach.Gdyby pojechać prosto to trafi się na Ruprechticki Spicak


Ruprechticki Spicak widziany dzisiaj z drogi między Ruprechticami a Mezimesti


Lusterko drogowe w Rybnicy Leśnej


No i wyborne piwko już w moim domu

<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>



Po pracy Łomnica i Andrzejówka

  • DST 70.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 03:58
  • VAVG 17.65km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Kalorie 2898kcal
  • Podjazdy 860m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 27 marca 2012 | dodano: 27.03.2012

Wiało dzisiaj dość mocno, po racy pojechałem więc w kierunku Głuszycy.Po pracy miałem jechać po piwo do Czech ale ten wiatr jakoś mnie przekonał, że aż tak bardzo na to piwko nie mam ochoty.W Głuszycy podjąłem więc decyzję o podjechaniu do Schroniska Andrzejówka w Górach Suchych.Jadę więc do Łomnicy, następnie szuterek, na którym maksymalne nachylenie sięgnęło 27% a większość podjazdu wahała się w granicach 14-18%.był to pierwszy przejazd tą drogą w tym roku i muszę powiedzieć, że cała droga jest przejezdna, tylko na końcu musiałem około 10metrów poprowadzić rower przez śnieg.Nic to jednak nie znaczy.Zjechałem następnie do Rybnicy i przez Wałbrzych, Dziećmorowice, Złoty Las, Wróciłem do domu.


Droga Z Łomnicy na Andrzejówkę.Tu jeszcze jest asfalt


No i już szuterek




Na całej drodze jest sucho i nie ma dużych kamieni




Przed rozdrożem tabliczka wskazująca drogę na Andrzejówkę


No i za tabliczką skręcamy w prawo


Wyłączam mp3, żeby słuchać szumu górskich potoków


Zaczyna się pod górkę


Tu dochodzi do 18%


Tu już nie ma żartów, jest 27% ale to krótki odcinek, dalej będzie już 15-18%


Droga wije się serpentyną po zboczu wzgórza


18%


Jakby komuś było mało, to tu jest ponad 30%.Na szczęście nie tędy wiodła moja trasa ;)




Kolejny zakręt


No i już na szczycie podjazdu.Tu jest wyżej niż szczyt Ślęży.To tu jest te 10 metrów, które musiałem poprowadzić rower


Szczyty: Waligóra z lewej i Suchawa z prawej


Waligóra widziana od strony schroniska Andrzejówka


Schronisko Andrzejówka dzisiaj


Do Rybnicy 3 km zjazdu


Ostatnie dziś spojrzenie na Góry Suche i jazda do Wałbrzycha


<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>



Rundka po pracy

  • DST 55.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 03:21
  • VAVG 16.42km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Kalorie 2433kcal
  • Podjazdy 766m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 26 marca 2012 | dodano: 26.03.2012

W niedzielę zmusiłem się do odpoczynku, choć tak naprawdę nie odczuwałem zmęczenia po dwóch dniach dłuższych tras.Miałem wielką ochotę na jeszcze jedną dłuższą trasę.Rozsądek jednak musiał zwyciężyć i zrezygnowałem tego dnia nawet z ćwiczeń na drążku, choć mięśnie mocno dopominały się o swoją , codzienną porcję wysiłku.
Dzisiaj po pracy trzeba było zrobić rozgrzewkową rundkę po niedzielnym wypoczynku i miałem zamiar pojechać...Ech, nie ważne, skoro nie wyszło, jak planowałem.Już w Jedlinie musiałem podjąć decyzję o powrocie do domu, jednak postanowiłem nie zawracać tylko zrobić kółko, podjeżdżając kostkową serpentynką i wrócić przez Dziećmorowice.W Złotym Lesie sytuacja uległa zmianie i okazało się, że wracać nie muszę, jednak było już za późno, aby wrócić do pierwotnego planu.Wszystko to może brzmi dość enigmatycznie, jednak zdarzenia decydujące o zmianach planów, nie są tematem do opowieści na tym blogu, ani na żadnym innym, więc na tym poprzestanę.
Mając więcej czasu niż się spodziewałem, w Złotym Lesie skręciłem na fajną szutrową drogę, której nachylenie sięga 12% a widoki są wspaniałe.Po zdobyciu szczytu zjeżdżam stromą, kamienistą drogą na dół i kiedy jestem już blisko szosy w Lubachowie, trafiam na płot i muszę wracać tą samą drogą.Kto wymyślił las, jako własność prywatną?Co za chory kraj a do tego jeszcze ponoć dziki... ;) lol
Wspinaczka tą samą drogą a gps pokazuje, że nachylenie sięga 26%.Już te cyferki wprawiają mnie w dobry nastrój.W końcu taki podjazd to już jest coś.
Wróciłem na asfalt w Złotym Lesie i pojechałem do domu.
A tu fotki z leśnych dróg, którymi dziś jechałem.


Tu już jestem na szczycie wzgórza, w oddali Góry Sowie


Widok na Góry Sowie


Podjazdów tu jest dostatek i 10% nachylenia to norma


W oddali widać Ślężę i Radunię


Tu jest zjazd o nachyleniu 26% i musiałem tędy wracać...


Stromy podjazd, choć na fotce tego nie widać





Tu naprawdę fajnie się jeździ




Kręta droga wije się po zboczu wzgórza


Zakręt nad urwiskiem

<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>



Przez Góry Stołowe i Czechy

  • DST 142.00km
  • Czas 07:23
  • VAVG 19.23km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Kalorie 5254kcal
  • Podjazdy 1649m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 24 marca 2012 | dodano: 24.03.2012

Po wczorajszych 160 kilometrach należy mi się odpoczynek i taki właśnie jest plan.Dzionek tymczasem zanosi się na ciepły i słoneczny.To wystarczy, żeby zmienić moje odpoczynkowe plany.
-W końcu jeszcze niedzielę mam wolną, to sobie w niedzielę odpocznę- pomyślałem.
Góry Stołowe mam w głowie od jakiegoś czasu.Dlatego kilka razy sprawdzałem, czy przejezdne jest już przejście graniczne z Czechami, na Przełęczy pod Czarnochem.
Jestem kompletnie nieprzygotowany, akumulatory w gps-ie i kamerce nie naładowane.
Nic to jednak, mam solarną ładowarkę to w trasie podładuję.Trochę jednak późno wyjeżdżam, jak na taką trasę ale za to pierwszy raz w tym roku w krótkich spodenkach, jednak nogawki pakuję do torbybo w Górach Stołowych może być jeszcze chłodno.
Jadę więc w końcu.Trzeba dobrze rozgrzać mięśnie i stawy bo po wczorajszej trasie jakieś zesztywniałe się zrobiły.Przełęcz pod Czarnochem jest już całkowicie przejezdna, choć na szutrowym zakręcie jeszcze trochę lodu zostalo.W czeskich Janowiczkach widok jest wspaniały.Widać wyraźnie, że na Ruprechtickim Spicaku, odp południowej strony, nie ma już śniegu.Znaczy to, że niedługo trzeba będzie się wybrać na zdobycie szczytu tej górki.
Tymczasem zjeżdżam do Broumova, wjeżdżam do rynku, żeby z bankomatu pobrać troszkę czeskiej waluty.Przyda się, bo jak co roku, tak i w tym roku pewnie pojedzi się znowu trochę po Czechach a bez kasy to trochę mało rozważne.
W rynku Broumova kilka fotek i jadę.W Otovicach skręt w prawo do Martinkovic a następnie do Bozanova.Przed Bozanovem zatrzymuję się aby coś zjeść i zrobić kilka fotek.Po chwili jednak zajeżdża ciągnik z beczką gnojówki i zaczyna oprysk.Taki "piękny" zapaszek się rozniósł, że zrezygnowałem z jedzenia i czmychnąłem czym prędzej.Wąska, kręta droga z Bozanova do granicy z Polską jest zamknięta dla ruchu samochodowego, jadę więc sobie swobodnie, po drodze wyprzedzam czeską rodzinę, która jedzie do granicy na rolkach a dzieciątko na rowerku.Czesi to naród bardzo aktywny sportowo.W olne dni pełno tu rowerzystów w całym przekroju wiekowym.
Na granicy kilka robię kilka fotek i zjazd do Radkowa a następnie nad Zalew Radkowski.Znowu kilka fotek, mała kanapka i zaczynamy podjazd do Karłowa.
Jest fajnie, na drzewach nie ma jeszcze liści i można zobarzyć widoki, o jakich latem można tylko pomarzyć.Podczas podjazdu, w pewnym momencie, z przeciwka pojawia się zjeżdżająca do Radkowa rowerzystka.Pędzi na złamanie karku, buzia roześmiana...machnęliśmy sobie łapkami.
-Co ona tak się cieszy?-pomyślałem z humorem
Po dobrej chwili z za zakrętu wypada dwóch chłopaków na rowerach.Widać, że robią co mogą, żeby dogonić dziewczynę, ale i tak zbyt małą mają prędkość, żeby była na to jakaś szansa.
-No, teraz rozumiem śmiech dziewczyny- pomyślałem- oni próbowali ją godonić i nie udało im się hahaha...Zadarli z niewłaściwą osobą ;)
Rowerzyści, których spotykam w Górach Stołowych to głównie Czesi.Polacy chyba jeszcze śpią snem zimowym, albo nie czują się jeszcze na siłach, aby tu podjeżdżać.
Pod szczelińcem robię sobie fotkę i ruszam do Ostrej Góry.Na początku krótki podjazd a następnie zjazd i naprawdę góra jest ostra, droga wąska o skandalicznej nawierzchni, dodatkowo posypana jakimś drobnym grysem, z prawej strony około 100metrowe urwisko.Trzeba jechać ostrożnie, gdyż przy ostrzejszym hamowaniu można zaliczyć glebę i spaść z urwiska.Nie było by co z człowieka zbierać po takim upadku.Robi się chłodniej, w lesie leży śnieg.Zakładam ortalionkę i zastanawiam się nad założeniem nogawek, jednak zanim swię zastanowiłem, jestem już po czeskiej stronie w Machov a tu świeci Słońce i jest jakby cieplej.Ortalionkę zdejmuję jednak dopiero w środku Machov bo czuję się lekko wychłodzony.Z Machov jazda do Polic.W czeskich policach zawsze urzeka mnie malutki, zadbany ryneczek a zwłaszcza budynek ratusza, którego wieża wygląda jak zamkowa.
Po wyjeździe z Polic mam dwie drogi do wyboru.Przez Przełęcz Honske Sedlo do Mezimesti, albo przez Teplice do Adrspachu i następnie przez Zdonov do Mieroszowa.Nie lubię podjazdu pod Honske Sedlo.Czescy kierowcy się tu nie certolą i choć zawsze dobrze traktują rowerzystów, to tutaj dostają jakiegoś małpiego rozumu.Jadę więc w kierunku Teplic.
Podjazd jest dość wymagający, na szczycie zatrzymuję się bo zgłodniałem.Tymczasem od strony Lachov do Polic podjeżdża spora grupa Czechów w różnym wieku, w tym trzy starsze panie.Muszę przyznać, że wzbudziły we mnie poczucie podziwu bo podjazd od Lachov do Polic jest naprawdę bardzo wymagający a te panie mogłyby niejednego młodego polskiego rowerzystę zawstydzić swoją formą.
Podjadłem sobie, więc zjazd do Lachov a następnie jazda do Teplic i do podjazd do Adrspachu.Jedzie się fajnie, nie czuję że to podjazd.Po drodze widzę tablicę z napisem "Trutnov 22".Mam wielką ochotę tam podjechać ale jest już dość późno a ponadto doskonale znam trudność tej trasy, więc z żalem, ale rezygnuję.Pewnie jeszcze przyjdzie na to czas.W Adrspachu robię fotki i zawracam.Teraz tylko podjazd do granicy przez Zdonov i będzie to już czwarte przekroczenie granicy z Czechami tego dnia.Na granicy zjadam ostatni posiłek na tej trasie i nie zatrzymuiję się już , aż dopiero pod domem.Na podjeździe z Unisławia do Rybnicy w oddali widzę rowerzystę.Później okazało się, że rowerzystka.Jedzie jakoś tak pomału że szybko się zbliżam.Wtem zza zakrętu wybiega do dziewczyny pies.Dziewczyna przestraszona zatrzymuje się i zasłania rowerem.Dociskam mocniej na pedała, wyciągam gaz ale okazuje się, że pies co prawda jest duży, ale to haski.Nie jest agresywny, tylko ciekawy.Nie ma potrzeby interwencji, przejeżdżam więc spkokojnie a widząc to dziewczyna też już nie zwraca uwagi na psa, tylko wsiada na rower i jedzie.
Do pary staruszków, którzy okazali się właścicielami psa mówię ze śmiechem, że dobrze jest pilnować pieska bo nie jadłem jeszce dziś obiadu i mógłbym się skusić na przekąskę.
Śmieją się, ja też i odjeżdżam.
Do końca trasy nie było już więcej żadnych przygód ale mnie jakoś tak mało było tej jazdy...
Mimo wszystko w niedzielę zmuszę się do odpoczynku bo od poniedziałku, bez litości, znowu będą rudnki po pracy.


Na Ruprechtickim Spicaku nie widać już sniegu


Rynek w czeskim Broumovie






Korona, najwyższy szczyt Bromowskich Ściam


Przed Bozanovem widać już pasmo Gór Stołowych


Korona


Za tymi górkami jest Polska


Zjazd do Bozanova


Pasmo Bromovskich Ścian


Czesi na rolkach jadą do granicy


Pas graniczny




Na dole Radków


Korona


Zalew Radkowski


Zalew Radkowski i Szczeliniec Wielki


Zalew Radkowski


No to wkraczamy w Góry Stołowe


Nawet autobus czuje ten podjazd


Mój ulubiony kamyczek




Takim to dobrze...


...nie dość ,że mają silniki to jeszcze z górki jadą


Szczeliniec Wielki


Na szczytach widać śnieg


Przy drodze do Ostrej góry sporo śniegu i chłodno


Górskim strumieniem woda ostro szoruje.Droga do Ostrej Góry.




W Machov jest cieplej ale nie zdejmuję ortalionki


Czescy rowerzyści trenują na Ostrej Górze.Ko później da im radę?


Kościół w Machov.


Ratusz w czeskich Policach


Rynek w czeskich Policach


No i jestem w Adrspachu


Skały w Adrspachu


Przejście graniczne Łączna-Zdonov


Przejście graniczne Łączna-Zdonov

"/>


<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>



Tak bez planu, bez celu...

  • DST 160.00km
  • Czas 07:58
  • VAVG 20.08km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Kalorie 5303kcal
  • Podjazdy 1653m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 23 marca 2012 | dodano: 23.03.2012

Miałem dziś wolny od pracy dzionek, pojechałem więc sobie tak bez nakreślonego celu.
Oto plon dzisiejszego wyjazdu.Film będzie z opóźnieniem.


Cieszów


Dobromierz


Zalew w Dobromierzu


Bolków


Zamek Świny


Zamek Bolków


Przed bramą Zamku Bolków


Jedzie pociąg z daleka...Widok z drogi z Pastewnika do Ciechanowic


Pastewnik


Kościół w Ciechanowicach


Dotarłem do Janowic Wielkich


Oko wodne w Trzcińsku


Widok z Trzcińska na Góry Sokole


Zamek Bobrów


Pałac Wojanów


Pałac Wojanów


Restauracja zrobiona w stajni Pałacu Łomnica


Restauracja zrobiona w stajni Pałacu Łomnica


Pałac Łomnica


Pałac Łomnica


Pałac Łomnica


Karkonosze


Karkonosze


Widok na Karkonosze przed Karpaczem


Nie spodziewałem się, że tu dziś dotrę


Karkonosze






Ręczny dźwig w Kowarach


Ręczny dźwig w Kowarach


Kowary








Kaplica św.Anny w Kowarach


Na Przełęczy Kowarskiej

<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>



Przełęcz Jugowska i Sokola

  • DST 69.00km
  • Czas 03:37
  • VAVG 19.08km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Kalorie 2581kcal
  • Podjazdy 868m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 21 marca 2012 | dodano: 21.03.2012

Po pracy zamiast do domu, obrałem kierunek Pieszyce, następnie przez wieś Kamionki na Przełęcz Jugowską.Zjazd do Sokolca, podjazd na Przełęcz Sokolą i zjazd do Walimia.W Walimiu skręciłem jednak w kierunku Włodarza a następnie do Jugowic, Zagórza i do domu.Nic specjalnego na trasie się nie działo.


Smutny widok spalonej góralskiej chaty na Przełęczy Jugowskiej


Zjazd z Przełęczy Jugowskiej do Sokolca


Ten strumień zawsze mi się podobał


Widok w kierunku Jugowa.Niestety, dziś zamglony ten widoczek


Sokolec widziany z podjazdu na Przełęcz Sokolą

<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>



Wreszcie Przełęcz pod Czarnochem

  • DST 71.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 03:46
  • VAVG 18.85km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Kalorie 2458kcal
  • Podjazdy 714m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 20 marca 2012 | dodano: 20.03.2012

Po pracy oczywiście od razu jadę.Wciąż nurtuje mnie ciekawość, czy już przejezdna jest Przełęcz pod Czarnochem, gdyż właśnie przez tę przełęcz prowadzi najkrótsza droga w Góry Stołowe.Jadę więc sprawdzić.To teraz dla mnie najważniejsze.Jadę więc sobie spacerkiem i wtem widzę jadącą rowerem z przeciwka dziewczynę.
-Czyżby Lea?-myślę sobie
Gdybym tylko spojrzał na rower, miałbym pewność.Jakiż jednak mężczyzna patrzy na rower, zamiast na piękną kobietę...No cóż, machnęliśmy tylko sobie łapkami i tyle ją widziałem.Nieźle jechała.
W Głuszycy Górnej nie widzę śniegu, nie ma go też na szutrowej drodze, prowadzącej na Przełęcz.W połowie szutrowego podjazdu na całej szerokości zalega mokry lód.Jest tak śliski, że ustać na nim nie idzie.Ostrożnie przeprowadzam rower jakieś 20 metrów i dalej już bez przeszkód jadę.Na przełęczy pamiątkowa fotka i zjazd do czeskich Janowiczek.Tam też fotka i powrót, choć miałem ochotę przejechać przez Czechy i wrócić przez Golińsk.
-Nie tym razem-pomyślałem, patrząc na niezbyt dobrą pogodę nad Czechami.
Tęsknym okiem spojrzałem na zamglone Góry Stołowe, na Broumvske Steny i zawróciłem.
-Może już niedługo tam zawitam- pomyślałem na odchodne.
W drodze powrotnej miałem jednak niedosyt jazdy, skręciłem więc do Jedliny Górnej, jadąc częściowo ul.Kłodzką.To dość wymagający podjazd, jednak ze względu na spory ruch samochodów, rzadko tam jeżdżę.Tym razem jednak nie odpuściłem sobie tego podjazdu.Następnie zjazd do Wałbrzycha, Dziećmorowice, Złoty Las, Lubachów itd...


Tylko ten zakręt na szutrze prowadzącym na Przełęcz pod Czarnochem pokrywał bardzo śliski lód.Reszta drogi była O.K.


Wreszcie na Przełęczy pod Czarnochem.Przejście graniczne z Czechami


Droga z Przełęczy do czeskich Janowiczek


Po czeskiej stronie w lesie rosną jakieś dziwne kwiatki


W czeskich Janowiczkach


W czeskich Janowiczkach

<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>



Po pracy Sierpnica

  • DST 75.00km
  • Czas 03:39
  • VAVG 20.55km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Kalorie 2744kcal
  • Podjazdy 807m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 18 marca 2012 | dodano: 18.03.2012

Jest niedziela, piękna pogoda ale niektórzy pracują.Należę własnie do ludzi, którzy dziś normalnie pracowali, jednak po pracy ruszam zrobić tradycyjną rundkę.Na początku nie bardzo mam pomysł, jaki obrać cel, jednak po chwili nasuwa mi się na myśl droga z Głuszycy, przez Sierpnicę do Rzeczki, wprost na Przełęcz Sokolą.Podjazd wymagający, mocniejszy od Niedźwiedzicy.Jego maksymalne nachylenie to 17%.Pasuje mi to, jadę więc w tym kierunku.
Na trasie sporo rowerzystów, co chwilę więc pozdrawiam kogoś machnięciem ręki.
W Bystrzycy Dolnej macham kolejnemu rowerzyście i w ostatniej chwili poznaję, to przecież Toomp...Robię szybki "ping" palcem, to taka magiczna sztuczka, pozwalająca dotknąć człowieka na odległość.Ruszyło go, odwraca się, macham mu jeszcze ręką i odjeżdżam.Nie wiem, czy mnie rozpoznał.Nie ma czasu na zatrzymywanie się i pogaduchy, czasu mało a obaj mamy sporo kilometrów do przejechania.Jest pod wiatr aż do skrzyżowania w Głuszycy, gdzie skręcam w kierunku Sierpnicy.Już na początku przy zagrodzie stoi sporej wielkości pies, po
przeciwnej stronie ulicy idą dwie małe dziewczynki z małym pieskiem.Wiuelki pies podlatuje do dziewczynek a te skuliły się ze strachu.Podjeżdżam szybko z gazem w dłoni, krzykiem odpędzam psa, pojawia się właściciel psa i jeszcze ma coś do powiedzenia.Nie słucham go.Obsztorcowuję faceta, który po zjebunku zabiera psa do zagrody.Typowy polski cwaniak, myśli że jak ma wsiową firmę, zna burmistrza i kilku wioskowych gliniarzy ma w kieszeni, to mu wszystko wolno.Nie ja jednak będę mu dawał nauczkę, los sam go pokara w końcu.Mnie wystarczy, jeśli tego psa więcej tam na drodze nie zobaczę.Tymczasem jadę sobie coraz wyżej, robi się 10% nachylenia, następnie 12%, 14%...W końcu dochodzi do 17%.Cieszę się, że na drodze nie ma już sniegu.Dojeżdżam do szczytu podjazdu, wyjeżdżam nad Rzeczkę a tam piękne widoki.Na wprost Wielka Sowa a w dole wije się szosa prowadząca na Przełęcz Sokolą.Nie dane mi jest jednak zjechać do Rzeczki bo tu droga pokryta jest śniegiem i mokrym lodem.Muszę się wycofać z powrotem do Głuszycy.Szkoda, jednak jestem zadowolony bo podjazd udało się pokonać w całości a został już tylko zjazd.W sumie byłaby to strata czasu.Jadę z powrotem do Głuszycy.Skręcam w kierunku Grzmiącej bo trochę mi mało jazdy.
Kiedy docieram do "krzyżówki" Głuszyca-Jedlina, wciąż mi mało, skręcam więc na podjazd do Jedliny Zdrój, gdzie kostkową serpentynką podjeżdżam w kierunku Wałbrzycha, następnie skręt do Dziećmorowic...-
-Ech...-myślę sobie- pojeździło by się jeszcze.
Niestety dzień się kończy a jutro przecież do pracy iść trzeba.Organizm też zaczyna domagać się jedzenia, picia i paru innych rzeczy.Wracam więc przez Złoty Las, Lubachów do domu.
Po dzisiejszej jeździe czuję, że jestem już nieźle przygotowany do dalszych wyjazdów, które mam nadzieję za niedługo zacząć realizować.
Jutro przerwa bo idę do ojca na urodziny.To już 75 latek mu stuknęło.


Droga przez Sierpnicę i drewniany kościół


Podjazd w Sierpnicy w kierunku Przełęczy Sokolej.Kawałek dalej będzie już nachylenie 17%


Zaczyna się mokry lód na drodze ale jeszcze jadę


Jest coraz bardziej ślisko


Widok na Wielką Sowę


W dole widoczna Rzeczka


No i tu musiałem zawrócić.Na drodze mokry lód i śnieg a z lewej urwisko.Nawet iść było niezbyt bezpiecznie

<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>



Po pracy Niedźwiedzica

  • DST 57.00km
  • Czas 02:48
  • VAVG 20.36km/h
  • VMAX 48.00km/h
  • Kalorie 2094kcal
  • Podjazdy 588m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 17 marca 2012 | dodano: 17.03.2012

Po pracy miałem nie jechać.Na pokładzie miałem 1,90kG fileta z indyka i nie mogłem sobie pozwolić na jazdę z tym mięsem przy takiej ciepłej pogodzie.Kiedy mięso było już podzielone na porcje i przyprawione miałem zamiar sobie odpocząć po dniu ciężkiej pracy, jednak ta pogoda nie dawała mi spokoju.Pomyślałem o podjeździe w Niedźwiedzicy i po kilkunastu minutach już jechałem w tamtym kierunku.Podjazd pod Niedźwiedzicę pod wiatr ale do teju zdążyłem już przywyknąć.Zjazd do Jedliny Zdrój, następnie jazda do Głuszycy i do Grzmiącej.Powrót do Świdnicy przez Zagórze.Ze względu na spadające kamienie na drodze nad Jeziorem Bystrzyckim, postanowiłem nie jeździć więcej tą drogą, jadę więc przez Zagórze.Cała trasa bez problemów.Na trasie duża liczba rowerzystów, kierowcy samochodów, jak i motocykliści zachowywali się poprawnie i tylko zdumiał mnie widok policyjnego radiowozu we wsi Niedźwiedzica.


Strumień w Grzmiącej

<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>