pioter50 prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2013

Dystans całkowity:2232.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Suma podjazdów:15812 m
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:131.29 km
Więcej statystyk

Mały wieczorny standard

  • DST 50.00km
  • Sprzęt Fuji
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 30 lipca 2013 | dodano: 30.07.2013

Całe popołudnie czekałem na kuriera, więc tylko mały wieczorny standardzik.


Kategoria Rundka po pracy

Mały standard

  • DST 61.00km
  • Sprzęt Fuji
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 29 lipca 2013 | dodano: 29.07.2013

Po pracy mała, standardowa rundka.Totalny brak czasu...


Kategoria Rundka po pracy

Test sprzętu

  • DST 30.00km
  • Sprzęt Fuji
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 28 lipca 2013 | dodano: 29.07.2013

Po ostatnich wojażach trzeba było zrobić małą rundkę testową dla sprawdzenia pracy wszystkich mechanizmów roweru.



Do Novego Mesta na knedle

  • DST 202.00km
  • Podjazdy 1983m
  • Sprzęt Fuji
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 27 lipca 2013 | dodano: 27.07.2013

Na wstępie chcemy podziękować Miejskiemu Zakładowi Energetyki Cieplnej w Świdnicy za sprezentowanie nam nowych strojów rowerowych, w których mamy teraz jeździć, prezentując nazwę i logo tej firmy.Tym sposobem MZEC Świdnica staje się sponsorem naszej małej ekipy wyjazdowej :).Stroje widać na poniższych fotkach. A teraz do rzeczy.

W tę sobotę chcieliśmy zrobić jakiś większy wyjazd, ale Artur ma dziś nockę, więc pojechaliśmy tylko na knedle do Novego Mesta nad Metuji.Jechało nam się doskonale, w Novym Mieście byliśmy dość wcześnie , ale mogliśmy już zamówić knedle z gulaszem z dzika.Smakowało wybornie, cena też bardzo przystępna, jak na tak doskonałe danie, w tak zabytkowym miasteczku.Drogę powrotną obieramy przez Szosę Stu Zakrętów.Upał dał się nam nieźle we znaki, więc wylaliśmy sporo potu na tej trasie, ale wyjazd był bardzo udany.


Tak wygląda Nove Mesto nad Metuji z daleka


A tu my w nowych strojach, podarowanych nam przez MZEC Świdnica, przed zamkiem w Novego Mesta nad Metuji


Nove Mesto nad Metuji.Rynek


Artur zamawia knedle z gulaszem z dzika.Smakowały tak, że nie zdążyliśmy knedlom fotki zrobić.


Mamy okazję podziwiać piękne czeskie jezioro Rozkosz


Nabieramy wodę w Kudowie Zdroju.przed nami Szosa Stu Zakrętów.




Kudowa Zdrój.Park zdrojowy


Za Arturem widać Szczeliniec Wielki


Robię zoom na szczyt Szczelińca


Kategoria 200 i więcej, Czechy

Seta z Arturem

  • DST 115.00km
  • Podjazdy 894m
  • Sprzęt Fuji
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 24 lipca 2013 | dodano: 24.07.2013
Uczestnicy

Od wyprawy do Pragi jeszcze nie jeździłem.Po robocie z Arturem pojechaliśmy więc rąbnąć setę.Wyszło troszkę więcej ale kto by tam zwracał uwagę na drobiazgi.


Kategoria 100 i więcej, Seta po robocie

Praga:dzień drugi-niedziela, powrót z Pragi

  • DST 246.00km
  • Podjazdy 2027m
  • Sprzęt Fuji
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 21 lipca 2013 | dodano: 21.07.2013
Uczestnicy

Powrót z dwudniowego wyjazdu do Pragi.Obie relacje i fotki zostaną zamieszczone w najbliższym możliwym terminie.

Niedzielny poranek budzi nas w praskim hostelu.Szybki prysznic, śniadanie i wyjeżdżamy.Droga daleka a Artur musi w poniedziałek iść do pracy.Droga wyjazdowa dość powolna ze względu na kiepską, brukowaną nawierzchnię, która jest zabójcza dla kół naszych szosówek.Garmin stracił mapę i pokazuje tylko kierunek wyjazdu, nie pokazując, czy jedziemy dobrą drogą.23km jazdy po mieście i jesteśmy na trasie.Mamy ochotę jeszcze zajechać po drodze do Nymburka, co trochę komplikuje nam nawigowanie i zdarza nam się trochę pobłąkać.Na szczęście oprócz Garmina mam jeszcze mały atlas Czech i busolę, więc w końcu trafiamy tam gdzie chcemy.Mój organizm bardzo szybko spalił niezbyt obfite śniadanko.Zaczynam szybko słabnąć a na samą myśl o słodkich batonach energetycznych, jakimi ponoć żywią się kolarze, dostaję jeszcze większych mdłości.Wiedząc że za niedługo zaczną się mocne podjazdy, mówię do Artura, że jak zaraz nie zjem czegoś normalnego to za chwilę wjadę do rowu i tak już zostanę.Na szczęście w jakiejś wiosce trafiamy na knajpkę, w której zasiadamy do konkretnego jedzonka.Zjadam makaron z kurczęcym gulaszem a Artur knedle w jakimś sosie.Smakuje to wszystko wybornie a po niecałej godzince zaczyna mi się dobrze jechać.W samą porę przed mocnymi podjazdami był ten posiłek.Mieliśmy się nie śpieszyć ale Artur chciał wcześniej wrócić, w końcu ja mam wolny poniedziałek ale on musi do pracy iść , kręcimy więc dość konkretnie i jakoś nie czuję już skutków wczorajszego kręcenia.W drodze powrotnej w Jicinie musimy przeskoczyć z rowerami przez płotek oddzielający kierunki ruchu na szosie prowadzącej do Trutnova, co wprawia nas w dobry nastrój, bo trzeba było wyczekać moment, w którym nie będzie samochodów, co nie było łatwe na tej ruchliwej trasie, a następnie biegiem, przerzucenie rowerów przez płot i znowu biegiem, zanim pędzące z prędkością ponad 100km/h samochody zmiotą nas z asfaltu.Udało się i znowu jedziemy.Teraz ciśniemy już cały czas do samego Trutnova.W Trutnowie czuję się, jakbym był już w domu, choć przecież zostało ponad 70km do przejechania i podjazd do Kralovca.Ostrożny przejazd przez rozkopaną drogę z Trutnova do Lubawki.W Lubawce zjadam ostatniego batona.Musi on wystarczyć aż do domu.Jedziemy krajową piątką z Lubawki do Kamiennej Góry.Jest dość ciepło , więc picie szybko nam się kończy i jeszcze w Starych Bogaczowicach musimy dotankować.Jeszcze tylko podjechać ten znienawidzony przeze mnie Cieszów i lajtowa jazda do domu.W Komorowie czuję, że znowu mam pusty żołądek ale to już bez znaczenia, przecież jesteśmy blisko i możemy zwolnić.Zajeżdżamy do Świdnicy, jesteśmy zadowoleni z wyprawy.
Wszystko udało się znakomicie a o małych problemach już nie chcemy pamiętać.Chyba nie pisałem, że w sobotę w Jicinie złapałem kapcia w tylnim kole.No cóż, szczegół, który wyleciał mi z głowy :)

Dzięki Artur za udział w kapitalnej wyprawie do Pragi.Pewnie jeszcze nie raz zmontujemy razem konkretną trasę.


Wyjeżdżamy.Most Karola w niedzielny poranek


Ostatnie spojrzenie na hradczański zamek i w drogę


W Nymburku




Nymburk








Okolice Jicina


Jicin, gdzie zbójował sławny rozbójnik Rumcajs








Pięknie widać Czerną Horę


Daleko po prawej widać szczyt Śnieżki








Kategoria 200 i więcej, Czechy

Praga: dzień pierwszy sobota, wyjazd do Pragi

  • DST 237.00km
  • Podjazdy 2161m
  • Sprzęt Fuji
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 20 lipca 2013 | dodano: 21.07.2013
Uczestnicy

W sobotę rano , z Arturem jedziemy do Pragi.Na razie tylko dwie fotki, reszta w późniejszym terminie.

------------------------------------------------------------------------

Dużo jeździłem rowerem po Czechach i mam na swoim koncie nie małą listę czeskich miast. Wiele razy jednak pytano mnie, czy byłem na rowerze w Pradze. Przyznam, że zawsze było to dla mnie kłopotliwe pytanie, zacząłem więc myśleć o takim wyjeździe. Już w zeszłym roku byłem prawie gotów na wyjazd jednak okoliczności nie pozwoliły na realizację tego planu. W tym roku wreszcie wszystko ułożyło się tak, że mogę jechać do Pragi.
Jedziemy z Arturem. Praga to miasto legenda. Nie można dojechać do tablicy z nazwą miasta , wrócić i powiedzieć, że było się w Pradze. Chcemy chociaż trochę pozwiedzać, skosztować piwa i miejscowej kuchni, więc wyjazd musi być dwudniowy. Najważniejsze, żeby cała trasa, w obie strony została zrealizowana na rowerze.Z początku była mowa, że po przyjeździe do Pragi znajdziemy jakiś nocleg ale mnie nie podoba się takie rozwiązanie. Po przyjeździe do Pragi będziemy mieli mało czasu na zwiedzanie a jego część zmarnujemy na poszukiwanie noclegu. Kilka dni wcześniej więc, pobuszowałem po internecie za tanim noclegiem, który byłby w rozsądnej odległości od Hradczan.Udaje mi się znaleźć hostel, w którym za dwa jednoosobowe pokoje zapłaciliśmy 630koron.Rezerwuję bez namysłu.Taka cena noclegu w Pradze jest śmiesznie niska.
W sobotę rano ruszamy.Z początku nie śpieszymy się.Trzeba dobrze rozgrzać organizm bo przed nami dwa dni konkretnych dystansów i sporo podjazdów.Na Podjazdach do Rybnicy i z Łącznej do Chelmska dajemy sobie luzik..Na zjeździe do Trutnova 300 metrowy odcinek drogi jest totalnie rozkopany, udaje nam się jednak jakoś przejechać.Konkretnie zaczynamy jechać dopiero za Trutnovem.Tu już nie ma odpuszczenia, w końcu chcemy być w Pradze po południu, żeby mieć czas na zwiedzanie bo w niedzielę rano musimy wracać.Mam w swojej naturze, że dobrze zaczyna mi się jechać dopiero po około 50 kilometrach.Tak jest i tym razem.Po wyjeździe z Trutnova utrzymujemy całkiem niezłe tempo.Po drodze mijamy wiele miejscowości, w tym słynny z rozbójnika Rumcajsa Jicin.Chętnie byśmy zwiedzili to miasto ale czas ucieka.Przed samą Pragą tempo mocno nam spada, jesteśmy trochę ujechani.W końcu była to jazda prawie bez przerw.Kilkudziesięcio kilometrowe proste odcinki dróg, wymagają naprawdę silnej psychiki.Na szczęście piękne widoki trochę urozmaicają nam tę jazdę.Najgorzej jednak, że gps-u znikają mapy.Na szczęście ocałały zapisy zaplanowanych tras i kilka najważniejszych waipointów.Gps, pomimo braku mapy bezbłędnie doprowadza nas do hostelu.Na Hraczanach podjazd jest tak stromy, że nawet w Karpaczu takiego nie ma.Na domiar złego, jest to jazda po nierównym bruku.Na cienkich, twardo napompowanych kół rowerów szosowych, jazda jesk fatalna.Gps, nie mając mapy, pokazuje tylko kierunek do celu, więc czasem jedziemy pod prąd a czasem chodnikiem.W końcu jednak docieramy do hostelu.Nie spodziewałem się tu takiej górki.Podjeżdżając widzę idącą z przeciwka grupę Polaków.Mają na koszulkach orły i napisy:"Polska" .
-Cześć Polacy-wołam do nich.
-Cześć, cześć, siemanko-odpowiadają wesoło.
Ponoć za granicą lepiej jest nie spotykać innych Polaków, my jednak tylko pozdrowiliśmy ich przelocie.
Tym ostatnim, stromym podjazdem jestem tak wykończony, że z opóźnieniem docierają do mnie słowa młodej recepcjonistki hostelu, a ona widząc że nie od razu odpowiadam na pytania, mówi do mnie trochę po czesku a trochę po angielsku.W hostelu bierzemy szybki prysznic, przebieramy się i od razu idziemy na miasto.Doceniamy bliskość naszej kwatery do największej atrakcji Pragi, jaką jest hradczański zamek.Po drodze jednak wstępujemy do małej knajpki na uboczu, która nazywa się "Malovanka".Tu zjadamy obfity posiłek, złożony z knedli z gulaszem i puchar jakiejś surówki, której nazwę zna Artur i oczywiście wypijamy po małym kufelku.Czytałem, że w tych knajpkach na uboczu ceny są niewysokie a jedzenie świeże i smaczne.Okazało się to prawdą.Nie dałem rady zjeść wszystkiego a i połowa piwa też została niedopita.Po drodze zaliczamy jeszcze jedną knajpkę bo jakiś gość zgarnia nas z ulicy, pakuje do ciasnej windy, sadza przy stoliku i każe przynieść po kufelku niefiltrowanego Kozela.
Bylo wyborne.To nalepsze piwko tego dnia, jednak było koszmarnie drogie.Za te dwa piwa zapłaciliśmy tyle, co w "Malovance" za całe dwa obiady plus po dwa piwa.Kelner pyta, w jakim języku chcemy menu.Kiedy dowiaduje się że w polskim, woła: "jeszcze Polska nie zginęła" ale menu po polsku nie ma.Dziękujemy więc za dobre piwo i odchodzimy.
-Jak chcecie tyle zarabiać, to trzeba się lepiej postarać-pomyślałem.
W drodze powrotnej spotykamy tego samego gościa, co nas zgarnął do tej drogiej knajpki ale omijamy go z daleka, żeby nas znowu do tej windy nie wciągnął.Na wieczorny posiłek udajemy się do wcześniej upatrzonej trzeciej knajpki, w której zjadamy stertę pieczonych żeberek, frytki i sączymy doskonałej jakości piwko.I znowu sprawdziła się zasada, że w knajpkach na uboczu ceny są niewysokie a jadło i napoje doskonałe.W końcu wracamy na kwaterę.Przecież rano trzeba wstać i wracać do domu bo Artur musi w poniedziałek iść do pracy.Ja na szczęście załatwiłem sobie urlop na poniedziałek.I tak skończył się pierwszy dzień wyprawy do Pragi.

W tym tekście pewnie nie zawarłem wszystkiego, co działo się na tej trasie.Fotki też wrzucam jak popadnie, zazwyczaj bez opisów.Wybaczcie, brak czasu.Wyprawa do Pragi to już historia a życie idzie na przód.








Okolice Jicina, gdzie sławny rozbójnik Rumcajs umilał życie miejscowemu księciu panu


Jicin


W Podebradach woda jest dość smaczna, choć nie wiemy, czy nadaje się do picia.


Podebrady


Zamek w Podbradach

No i w reszcie Praga.








Robię sobie fotę w lustrze












Zamek Hradczany









I my tu jesteśmy





















zaczełą się wspinaczka


Obiadek w Malovance





























Taki podjazd tu jest






























Tu piliśmy wyborne, niefiltrowane piwo


Czas na porządne jadło i dobre piwko


Kategoria Czechy, 200 i więcej

Relaksowa rundka do Kamiennej Góry

  • DST 80.00km
  • Podjazdy 842m
  • Sprzęt Fuji
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 17 lipca 2013 | dodano: 17.07.2013

Tradycyjna rundka po pracy do Kamiennej Góry.Pełny relaks dla rozgrzania organizmu.


Kategoria Rundka po pracy

Po wodę do źródełka

  • DST 54.00km
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 16 lipca 2013 | dodano: 16.07.2013

Czas kończyć odpoczynek po ostatnim wyjeździe za niemiecką granicę.Dzisiaj po pracy zapiąłem sakwy do Lincolna, załadowałem je butelkami i pojechałem po wodę do źródła.Fajnie się jedzie z takim obciążeniem.


Kategoria Rundka po pracy

Bundesrepublik Deutschland

  • DST 293.00km
  • Podjazdy 2407m
  • Sprzęt Fuji
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 13 lipca 2013 | dodano: 13.07.2013
Uczestnicy

Dzisiaj z Arturem postanowiliśmy przekroczyć granicę z Niemcami, jednak bez wywoływania Trzeciej Wojny Światowej ;).Przy okazji pojawiła się kolejna kategoria: Niemcy.
Dzisiaj tylko jedna fotka a jutro reszta.
Na sobotę mamy dość ambitny plan, pogoda ma być dobra.Pobudka o 3 rano, rzut oka na prognozę pogody...zapowiada się fatalnie, mają być deszcze..Dzwonię więc do Artura i odwołujemy wyjazd.Można spać dalej, wyjazdu nie będzie.Budzę się po godz 7 a za oknem całkiem niezła pogoda, szybko patrzę na prognozę pogody i...znowu wszystko pozmieniali.Ma być piękna pogoda przez cały dzień.-A niech to...-myślę sobie i szybko dzwonię do Artura.Nie jest przekonany, czy powinniśmy realizować pierwotny plan bo jest na to zbyt późno.-Spróbujmy, zrobimy co będzie możliwe-przekonuję.Artur zgadza się, umawiamy się na wyjazd o godz.8.Trochę późno ale mam optymistyczne nastawienie.Niestety mój optymizm mocno więdnie po przejechaniu pierwszych kilkunastu kilometrów pod silny wiatr.Czuję się jakbym przejechał stówę a wiem, że całą drogę do Zgorzelca będziemy mieli właśnie pod ten wiatr, na domiar złego na otwartej przestrzeni, bez żadnej osłony.Nawet przez myśl mi jednak nie przychodzi, aby zrezygnować z celu, jaki na dziś mamy.Cale 145km jazdy pod silny wiatr, który doslownie mnie zmasakrował.Żadne góry, nie daly mi tak w kość jak tem wiatr.Do Zgorzelca wjechałem wykończony, Artur wydawał się być w lepszej formie.Mimo wiatru, do samego Zgorzelca udaje nam się utrzymać średnią powyżej 26km/h a płasko na tej trasie to nie jest.Pocieszaliśmy się, że z powrotem będzie nas ten wiatr popychał.Powrót rzeczywiście był z wiatrem ale był on zaledwie lekkim zefirkiem w porównaniu z huraganowymi podmuchami, z jakimi musieliśmy walczyć, jadąc do Zgorzelca.Dobrze jednak, że przynajmniej wiatr nie zmienił kierunku...
Po przekroczeniu granicy robimy malą rundkę po Görlitz , robimy kilka szybkich fotek i zaczynamy powrót, bo czasu jest naprawdę niewiele.W drodze powrotnej też nie jest łatwo.Lekki wiatr co prawda wieje nam w plecy ale za to mocnych podjazdów jest więcej.
Jedną z wielkich atrakcji, jakie mamy po drodze, jest Zamek Czocha.Zwiedzamy go z wielką frajdą.Widoki Gór Izerskich i Karkonoszy w jednym ciągu, jakie mamy okazję oglądać w czasie naszej jazdy powrotnej też stanowią nie lada atrakcję.Artur pędzi ostro do przodu, ale ja czasem zatrzymuję się, żeby zrobić fotkę i zostaję wtedy daleko z tyłu.Artur jednak zawsze czeka na mnie, kiedy orientuje się, że mnie nie ma.Najgorzej, że jestem strasznie wygłodniały, w plecaku mam jedzenie a nie mam kiedy zjeść.Czasem, kiedy robię fotkę, albo stajemy na czerwonym świetle, udaje mi się szybko chapnąć kilka suszonych daktyli.Dobrze, że przynajmniej mam co pić.Trzeba przyznać, że suszone daktyle dają niezłego kopa.Przecież większość tej trasy zrobiłem żywiąc się właśnie nimi.Wracając już wiemy, że braknie nam kilku kilometrów do osiągnięcia 300km.Artur chce dokręcić ale ja nie mam na to ochoty.Gdyby miał to być mój życiowy rekord, to pewnie bym dokręcił, jednak to tylko kolejna trzysetka.Z drugiej strony, chcę mieć tę trasę na mapce bez żadnych dokręceń, do tego dochodzi pusty żołądek.Jadę więc prosto do domu.Do naszego miasta wjeżdżamy już na światłach ale nie jest jeszcze ciemno.Szkoda, że prognoza pogody bardzo opóźniła nasz wyjazd, bo mogliśmy zwiedzić jeszcze kilka atrakcji, które miałem w planie a na które zabraklo czasu, jednak i tak uznaję ten wyjazd za bardzo udany, Co do wielokilometrowej jazdy pod wiatr, no cóż, przeżyliśmy.Myślę, że dzięki temu wiatrowi, sprawdziliśmy na ile jesteśmy w stanie jechać w tak trudnych warunkach.Ma to swoją cenę , ale i swoją wartość.
Jeszcze o nowej nawigacji, jaką niedawno kupiłem.To Garmin Oregon.Sprawdził się bardzo dobrze, a male problemy, jakie mieliśmy wynikają z mjej niewiedzy na temat tego urządzenia.Bardzo wygodnie planuje się na niej trasę w terenie.W Zgorzelcu musiałem właśnie zaplanować wyjazd z miasta do Leśnej, żeby zwiedzić Zamek Czocha i udalo mi się to bardzo szybko, kilkoma kliknięciami.Bez porównania lepiej i szybciej niż na Garminie 705 Edge, z którym jeździłem do niedawna.
Dzięki Artur ,że mimo późnej godziny wyjazdu, zgodziłeś się zrealizować ten plan i za fajną, wspólną wycieczkę.Oby Bóg dał jak najwięcej takich właśnie dni i wycieczek.


W Twardocicach


Szybka fotka w Lubaniu


Fotka przed Zgorzelcem


No i jesteśmy na moście granicznym.Po niemieckiej stronie widoczny Kościół farny św. Piotra i Pawła w Görlitz




Trochę zwiedzamy Görlitz.


Szybkie zwiedzanie miasta po niemieckiej stronie bo czasu mało...






W pewnym momencie pojawia się kawalkada Trabantów




Jedziemy w głąb miasta






Kiedyś to było jedno miasto ale teraz różnica między Zgorzelcem a Görlitz jest ogromna.To jakby inny świat.


Szykujemy się do najważniejszej fotki dnia.Tę zrobiłem przypadkowo bo aparat ma ekran dotykowy.Przypadkowo dotknąłem ekrtanu i fotka sama się zrobiła...


No i jest oficjalna fotka, która była celem dzisiejszego wyjazdu.


W drodze powrotnej zwiedzamy Zamek Czocha






Robię fotkę Arturowi ale pan po prawej stronie godzi się zrobić nam wspólne zdjęcie...


...za tę fotkę bardzo temu panu dziękujemy


Zamek Czocha w pełnej okazałości można podziwiać z nad jeziora.Wielu turystów nie wie o tym miejscu


W czasie całej drogi powrotnej do Jeleniej Góry, towarzyszą nam wspaniałe widoki Gór Izerskich i Karkonoszy.Karkonoszy na tej fotce nie widać.




Mamy okazję podziwiać Stóg Izerski


Robię fotki jak leci bo czas ucieka i trzeba jechać.


Śliczny ratusz w Gryfowie Śląskim


Bardzo daleko widać Jelenią Gorę




Widok na Jelenią Gorę.Jeszcze musimy trochę pokręcić, zanim tam dojedziemy




No i wreszcie zjazd do Jeleniej Góry.


Wielka reklama handlarzy samochodów ze Świdnicy zasłania i szpeci piękny widok Jeleniej Góry.Takie rzeczy powinny być zakazane.Pieniądz to nie wszystko szanowny narodzie....Są jeszcze inne, ważniejsze wartości.


Ostatnia fotka dnia.Widok przed zjazdem do Bolkowa





Granica z Niemcami zaliczona



No i mapka trasy


Kategoria 200 i więcej, Niemcy