Lipiec, 2012
Dystans całkowity: | 1390.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 14:51 |
Średnia prędkość: | 20.61 km/h |
Suma podjazdów: | 17147 m |
Suma kalorii: | 47701 kcal |
Liczba aktywności: | 13 |
Średnio na aktywność: | 106.92 km i 14h 51m |
Więcej statystyk |
Vodní nádrž Rozkoš
-
DST
185.00km
-
Kalorie 6500kcal
-
Podjazdy
2068m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wyjazd nad czeskie jezioro Rozkoš.
To miała być łatwa i przyjemna trasa.Po zdobyciu Pradziada mam już dość ciężkich tras w tym roku.Wymyśliłem więc sobie, że dobrym celem łatwego wyjazdu może być czeskie jezioro Rozkosz, którego jeszcze nie widziałem.Żeby było jeszcze łatwiej i przyjemniej, do Kłodzka udałem się szynobusem.W końcu jak relaks, to relaks.Już na stacji w Świdnicy zgromadziła się spora grupa bikerów.Większość z nich jechała do Barda, żeby pojeździć sobie po tamtejszych górkach, były też rodziny z dziećmi, oraz kolega, który jak się później okazało, jechał do Kamieńca, aby z tamtąd wystartować na szczyt Pradziada.O naszym rajdzie na Pradziada z przed dwóch tygodni zrobiło się dość głośno w świdnickim rowerowym światku i ten kolega zainspirowany naszym wyjazdem, też postanowił zdobyć ten szczyt, jednak podobnie jak ja w zeszłym roku, podjechał do Kamieńca szynobusem.Bardzo ucieszył się, że to właśnie ja brałem udział w wyjeździe na Pradziada i przegadaliśmy na ten temat całą drpogę do Kamieńca.Z całego serca życzyłem mu udanej wyprawy ale łatwo nie miał bo i upał był potworny i całą drogę na Pradziada wypadło mu jechać pod wiatr.Mam nadzieję kolego, że udało Ci się zdobyć Pradziada i wrócić żywym.
Pogoda jest piękna ale czuje się, że będzie upalnie.Nic to, przecież do nikąd nie zamierzam się śpieszyć, zabrałem ze sobą światła, więc wrócę, kiedy zechcę.
Od samego początku czuję, że zmoim samopoczuciem nie jest najlepiej, jednak podjazd przez Góry Bystrzyckie do Mostowic poszedł mi dość łatwo.Po przekroczeniu granicy podjazd w Górach Orlickich daje mi niesamowicie w kość, czuję się coraz gorzej, upał i duchota są potworne, piję spore ilości napojów, co jest do mnie absolutnie niepodobne.
Nie poznaję w sobie człowieka, który jeszcze niedawno mógł mierzyć się z najtrudniejszymi trasami.Zamyślam o powrocie do Kłodzka i o powrocie szynobusem, jednak myśl, że miałbym się poddać, jest dla mnie nie do przyjęcia.Tymczasem na trasie trwa jakiś maraton rowerowy i wszyscy obserwatorzy dziwią się, że ja akurat jadę w przeciwnym do maratonu kierunku.W Górach Orlickich podjazd kończy się na wysokości bliskiej 1000 metrów i zaczynam zjazd.Chyba ze zmęczenia nie zwracam uwagi na sygnalizowane przez Garmina sugestie skrętu w prawo i jadę sobie w głąb Czech.Zdarza mi się to kilka razy, co znacznie wydłuża trasę ale też dzięki temu zajeżdżam do pięknego miasta Nove Mesto nad Metuji.
Cieszę się z tej swojej niefrasobliwości bo miasteczko jest zabytkowe i przepiękne.Po zwiedzeniu miasta i obcykaniu go fotkami, jadę wreszcie nad jezioro, które jest daniem głównym dzisiejszego wyjazdu.Kończy mi się picie, wszystkie sklepy są pozamykane a przed restauracjami stoją watachy cyganów.Nie zostawię przecież między nimi roweru i nie pójdę do restauracji.Jadę więc, oszczędzając picie.Nie da się niczego zjeść bo w ustach mam sucho jak na pustyni Saharze, wywalam więc jedzenie bo stanowi wyłącznie balast ale mam sporą paczkę rodzynek i podjadając je sobie kontynuuję trasę.Wreszcie docieram do jeziora i schładzam się w jego wspaniałej, czystej i lekko ciepłej wodzie.Może dobrze, że jest taka ciepła, to przynajmniej nie ma szoku termicznego.Nad jeziorem widzę, że pogoda zaczyna się psuć...W kasecie odkręca się nakrętka, pewnie od upału i kaseta rozsypuje się.Na szczęście woże ze sobą cały warsztat naprawczy i klucz do kasety też...W 10 minut załatwiam problem i jadę dalej, już bezawarujnie.Wodę udaje mi się kupić dopiero w małej knajpce na końcu Cervenego Costelca, w której to miejscowości ten czerwony kościół wydaje się być jedyną atrakcją turystyczną.W czasie jazdy jedna z butelek wywala korek i tracę jedną trzecią tak cennej dziś wody.Znowu muszę oszczędzać picie bo kupić nie ma gdzie.W planie miałem jazdę w kierunku Teplic, jednak poziom zmęczenia, gorąc i coraz większa duchota sprawiają, że za Cervenym Costelcem kieruję się na Hronov.Jak to dobrze, że znam te wszystkie drogi bo chyba bym dziś umarł na tych podjazdach w kierunku Teplic.W Hronovie pogoda jest już naprawdę kiepkska, zbiera się na porządną burzę.Widząc bankomat zastanawiam się, że nie wziąć trochę czeskiej gotówki i nie przenocować.Po namyśle jadę jednak dalej.Mam wiatr w plecy, więc może ta burza mnie nie dogoni?Docieram do granicy w Starostinie a tam, jeden ze sklepów jest otwarty, choć piszę, że tylko do godz 18...Czescy właściciele siedzą pod parasolem i piją piwko.Na mój widok pani podchodzi i pyta, czym może służyć.
-Mineralke prosim- odpowiadam.
Tankuję wodę do mniejszych butelek i ładuję do torby ale wesoło usposobiona czeszka nie odpuszcza mnie i zaczyna wypytywać o trasę, o mnie a jej oczy błysjkają filuternie.Odpowiadam z humorem na pytania, gdy tymczasem rozpętała się burza.Postanawiam przeczekać tę nawałnicę, choćby do rana.Jakiś młody kolarz decyduje się na jazdę w tę burzę, miałem za nim krzyknąć, żeby poczekał bo przecież burza musi przejść, jednak zanim krzyknąłem, on już odjechał.Pewnie całą drogę jechał w tej nawałnicy, co za bezsens, miał przecież światło, mnógł poczekać...
Tymczasem ja stoję sobie podjadając rodzynki i popijając wodę, której teraz mam już w nadmiarze.Po około godzinie burza przechodzi.Odczekuję jeszcze trochę bo wiem, że będę jechał za tą burzą i nie chciał bym jej dogonić.Wiem jednak, że za tą burzą idzie następna bo widziałem je wcześniej, przed zjazdem do Mezimesti, ruszam więc już bezzwłocznie.Wracam do domu w kompletnych ciemnościach.Na zjeździe z Wałbrzycha do Pogorzały jest całkiem czarno ale mam ze sobą swoją super latarkę, więc jadę sobie na pełnej prędkości.
Kiedy docieram do domu, rozpętuje się kolejna burza.Miałem dziś naprawdę fart z tą pogodą.Ciekaw też jestem, jakie przygody miał kolega, który pojechał zdobyć Pradziada.
Jedziemy szynobusem do Kłodzka.A to kolega, który własnie rusza na Pradziada.Powodzenia kolego.
W Górach Bystrzyckich
Sporo tu takich urokliwych miejsc
Widok na Mostowice z czeskiej drogi w Góry Orlickie
Po czeskiej stronie, ujęcie z kamerki
Podjazd 10% w taki upał potrafi dać w kość
Właśnie trwa maraton...
Jeden z zawodników złapał gumę ale koledzy mu pomogli
Po czeskiej stronie wielu zawodników prowadzi rowery a niektórzy nawet siedzą przy drodze wykończeni.Tu góra jest naprawdę długa i stroma.Ja na szczęście zjeżdżam
na zjeździe wypadek z udziałem motocyklisty.Na ten widok Zwiększam czujność.
Mostowice widziane z czeskiej strony
Widoki na zjeździe są niesamowite.
Po drodze w oddali widok jakiegoś starego zamczysta albo fortu
Czesi na górce postawili sobie wiatraki i nie myślą o atomówce...
Zapierający dech widok Novego Mesta nad Metuji z punktu widokowego
Nove Mesto nad Metuji
Nove Mesto nad Metuji,Zamek
Pomnik Bedricha Smetany
Wejście do zamku
Nove Mesto nad Metuji.Widok z bramy miasta.
Zamek od strony tarasów
Cel mojego wyjazdu: Vodní nádrž Rozkoš
Rozkosznie było się schłodzić w ten upał w wodach Jeziora Rozkosz...;)
Przeciwległy brzeg jeziora.Widok zamglony, zoom x20 bardzo się przydaje
Ceska Skalice, Ratusz.
Ostatni rzut okiem na Jezioro Rozkosz z podjazdu, na którym zakręciło mi się w głowie z upału i wysiłku.
Cerveny Costelec bierze chyba swoją nazwę od koloru kościoła
Hronov.Od tej pory już nie fotografuję, tylko uciekam przed burzą.
<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=bkxtooudyadzuatn" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria 150 i więcej, Czechy
Rundka po pracy
-
DST
63.00km
-
Kalorie 2817kcal
-
Podjazdy
1131m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po pracy zabieram pojechałem na najbardziej w tym roku uczęszczaną przeze mnie trasę do Unisławia przez Wałbrzych.Najbardziej zależy mi na tym, aby na trasie nazbierać 1000 metrów podjazdów.Najłatwiej jest o to właśnie na wałbrzyskich podjazdach.Wziąłem oczywiście nowy aparacik, żeby jeszcze poddać go testom i nabrać wprawy w posługiwaniu się nim.
Na początek pasące się na dalekiej łące koniki.Były naprawdę daleko.
Następnie przyszła kolej na próbę szerokiego kąta obiektywu.Naprawdę stałem blisko linii brzegowej tego stawu a i tak udało mi się go całego ująć.
Kościół w Wałbrzychu.Naprawdę stałem tak blisko tego kościoła a na fotce wygląda, jakbym robił tę fotkę z daleka.Naprawdę szeroki kąt ma ten obiektyw.
A teraz kilka zbliżeń zoomem na ozdobne elementy kościoła
W czasie podjazdu w Wałbrzychu na Glinik Nowy, zauważyłem wijącą się na asfalcie żmiję
Zatrzymałem się szybko chwyciłem za aparat, rzuciłem rower na pobocze...zauważyłem jednak, że żmija ma zmiażdżoną głowę, pewnie kołem samochodu.Wziąłem patyk i ostrożnie przeniosłem ją na pobocze.Żyła i próbowała uciekać ale nie wiedziała dokąd bo oczy miała zmiażdżone i języka też nie mogła wysunąć.Cóż mogłem zrobić?Dobić?
Kiedy tak stałem z patykiem w jednej ręce i aparatem w drugiej, nadjeżdżające z przeciwka dwa samochody zatrzymały się a ich kierowcy: młoda kobieta i mężczyzna zapytali, czy coś mi się nie stało.Byłem naprawdę zdumiony.Podziękowałem im bardzo uprzejmie za zainteresowanie i wyjaśniłem, że zatrzymałem się ze względu na tę żmiję a rower rzuciłem na pobocze, bo nie chciałem utracić ujęcia.Wspaniała postawa tych obojga młodych kierowców samochodów od dzisiaj zmienia moje spojrzenie na ludzi za kierownicami aut.Przy okazji pomyślałem sobie o rowerzystach samotnie jeżdżących po szutrowych drogach, gdzie w razie wypadku pies z kulawą nogą się nimi nie zainteresuje i kiedyś mogą tę swoją pasję przypłacić życiem, jak pewien świdnicki miłośnik quadów, który właśnie miał wypadek w lesie, był sam i zanim go odnaleziono, już nie żył.Miał 27 lat...Każdy myśli, że jemu to się nie przytrafi, że będzie uważał, że ma tel komórkowy i wezwie pomoc...Ten chłopak też zadzwonił ale pomoc przybyła za późno.Długo chłopaka szukali...Smutny przykład wypadku Mai Włoszczowskiej pokazuje, że nawet najbardziej doświadczona zawodniczka, najwyższej światowej klasy, może popełnić szkolny błąd...
Kopalnia melafiru w Rybnicy Leśnej
Wałbrzych.Powietrze dziś było trochę mydlane
Ale aparat i tak poradził sobie nieźle na maksymalnym zoomie
Kategoria Rundka po pracy
Test nowego sprzętu foto
-
DST
81.00km
-
Kalorie 2569kcal
-
Podjazdy
801m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Mój stary dobry Olympus ma już chyba z 10 lat a wciąż robi zdjęcia.Kiedyś nawet piasek zablokował mu obiektyw ale postukałem, potrząsnąłem i działa.Jednak technika idzie do przodu i pomyślałem, że i mnie przydał by się nowy, malutki kompakt na trasy rowerowe.Malutki, ale o potężnych możliwościach.Wybór padł na Panasonica , którego właśnie wczoraj kupiłem.Co ciekawe, aparat jest malutki i prawie chowam go w dłoni ale możliwości ma zaiste ogromne.
Dzisiaj do południa lał deszcz, więc myślałem, że z testu nowego aparatu będą nici, jednak po południu trochę się wypogodziło, więc ruszyłem.Miałem zamiar zdobyć Trójgarb ale błoto sprawiło, że wycofałem się z tego pomysłu i zrobiłem tylko rundkę szosową.
A oto kilka fotek wykonanych dziś nowym aparatem.
Bacówka Pod Trójgarbem.Jacyś ludzie wyrzucali przez okna deski
Czarny Bór
W oddali Śnieżka
Jaczków
Chełmiec widziany z Jaczkowa
Jaczków
Wiatrak w Gostkowie.Zoom x20
Zamek Książ.Zoom x20
Świebodzice.Kiepskie oświetlenie bo chmury rzuciły cień na miasto.Zoom x20
Kościół w Świdnicy na Osiedlu Młodych, widziany z nad zalewu w Komorowie.Zoom x20
Nie znam jeszcze tego aparatu i dopiero poznaję jego funkcje ale już po pierwszych fotkach jestem zadowolony.Tutaj fotki są zmniejszone ale kiedy oglądałem je na plazmie w pełnym wymiarze to robiły ogromne wrażenie.
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Wielka Kopa
-
DST
127.00km
-
Kalorie 4441kcal
-
Podjazdy
1565m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wyjazd w Rudawy Janowickie, którego celem był szczyt Wielkiej Kopy.
Tego dnia pogoda była nie za piękna, jednak nie chciałem zmarnować urlopu, jaki sobie na ten dzień zaplanowałem.W końcu na Pradziada ruszaliśmy w gorszą pogodę a przecież trasa była o wiele dalsza a góry wyższe...Ruszyłem więc zdobyć szczyt, na którym nigdy jeszcze nie byłem, choć wiele razy Kolorowe Jeziorka odwiedzałem.
Ze względu na monitor Kajmana, zmniejszam rozmiar fotek.Mam nadzieję, że to wystarczy?
Chełmiec.Pogoda nie zachęca do kontynuacji trasy, z determinacją brnę jednak dalej.
Na zjeździe do Czarnego Boru jakaś rowerzystka robi mi fotkę i kiwa przyjaźnie ręką.Odmachuję z uśmiechem.
Widząc paskudną pogodę nad Rudawami, miałem zawrócić, jednak myśl coś pchało mnie naprzód...
Zmieniam sposób montażu kamery na rowerze a przejeżdżający obok rowerzysta pyta, czy to nie awaria.Dzięki kolego za gotowość pomocy, montowałem tylko kamerę.
Most kolejowy na trasie do Marciszowa
I tak dotarłem do Kolorowych Jeziorek.
Kolorowe Jeziorka
Kolorowe jeziorka
Szutrowa droga na Wielką Kopę z Kolorowych Jeziorek nie należy do najtrudniejszych, jednak nachylenie podjazdu osiągnęło wartość 32% a był też odcinek, na którym musiałem poprowadzić rower.
Na pierwszym punkcie widokowym Wielkiej Kopy drzewa prawie zasłaniają widok, jednak coś tu jeszcze można dojrzeć.
Droga na drugi punkt widokowy i szczyt Wielkiej Kopy
Na szczycie Wielkiej Kopy ta skałka to jedyna atrakcja bo widok całkowicie zasłaniają drzewa.
Zjazd a Wielkiej Kopy do Raszowa
Zjazd z Wielkiej Kopy do Raszowa
Podczas zjazdu do Raszowa między drzewami przebijają się takie widoki
Koniec szutru w Raszowie
Widoki ze zjazdu do Raszowa
Gigantyczny orzech zasłonił całą chałupę i podwórko przy niej.Jego konary sięgają do samej ziemi.
Kościół w Raszowie
Widoki z czerwonego szlaku, prowadzącego od Raszowa do Kamiennej Góry
Kamienna Góra.Widok z czerwonego szlaku prowadzącego od strony Raszowa
Z Kamiennej Góry obrałem kierunek do Krzeszowa, żeby kolejny już w tym roku raz, podziwiać potęgę klasztoru Cystersów.
Powrót przez Mieroszów, Unisław i Wałbrzych.Okazało się, że początkowo kiepska pogoda, potrafi przekształcić się w całkiem niezłą, choć kilka razy przenikliwy chłód na zjazdach, zmusił mnie do założenia ortalionki.
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Rundka podjazdowa
-
DST
55.00km
-
Kalorie 2308kcal
-
Podjazdy
885m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po pracy jakoś nie chciało mi się jechać.Po zdobyciu Pradziada czuję się syty wyjazdów i mam jakiś brak motywacji do jazdy.Mimo to pojechałem.Trzeba trochę w tygodniu pojeździć bo może w weekend się gdzieś pojedzie...Dziś było więc podjazdowo a do tego pod każdą górkę miałem pod mocny wiatr, co tylko radowało moją duszę.Oczywiście po powrocie do domu wiatr przestał wiać.Nie zmartwiło mnie to.W końcu nie był mi już potrzebny jako utrudnienie treningu.Najpierw Modliszów, następnie Dziećmorowice-Nowa Wieś i Niedźwiedzica od Zagórza.Powrót przez Wałbrzych i na dokładkę szuterkiem przez Ptasią Kopę, gdzie nie brakło 20% podjazdu.Cała rundka była niby mocno podjazdowa, jednak jakoś do 1000 metrów przewyższeń sporo zabrakło.Jednak podjazdy w Wałbrzychu są dłuższe i bardziej wymagające.Nazbieranie 1000 metrów przewyższeń nie stanowi tam żadnego problemu.Będę musiał więc wrócić do treningów w Wałbrzychu.Okazały się o wiele bardziej skuteczne niż jazdy po Górach Sowich.
Widok z Niedźwiedzicy w kierunku Jedliny
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria Rundka po pracy
Rundka regeneracyjna
-
DST
54.00km
-
Kalorie 2074kcal
-
Podjazdy
720m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po trasie na Pradziada miałem trzy dni nie jeździć, jednak dzisiaj po pracy Slońce ładnie przyświeciło, więc pomyślałem sobie, że dla regeneracji mała rundka po pracy przecież nie zaszkodzi...Przy okazji w Komorowie odstraszyłem psa, który wiele razy mi się uprzykrzył atakując, jak wracałem zmęczony z dalekich tras.Pies nie jest szczególnie wielki ale jego ataki są dość zaciekłe i dla zmęczonego trasą rowerzysty, szczególnie uciążliwe.Dziś przebrała się miarka, straciłem cierpliwość do tego psa.Kiedy na mój widok rzucił się z pasją do ataku, próbując capnąć mnie to za jedną, to za drugą nogę, nagle rozległ się strzał z pistoletu.Nagle dla psa, nie dla mnie ;).Pies jak oparzony odskoczył i zaczął paniczną ucieczkę do swojej zagrody.Ja pojechałem spokojnie dalej, odprowadzany zdumionymi spojrzeniami mieszkańców wioski.Pies już pewnie nie pogoni za żadnym rowerzystą i przez Komorów będzie wreszcie można spokojnie przejechać.
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Pradziad i 300 kilometrów
-
DST
306.00km
-
Czas
14:51
-
VAVG
20.61km/h
-
Kalorie 10027kcal
-
Podjazdy
3355m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zdobyć Pradziada i przejechać 300km.To dwa cele, które na dziś sobie nakreśliłem.Oba cele osiągnięte.Reszta w późniejszym terminie bo jestem padnięty.
W tym miejscu chcę też gorąco pogratulować Markowi i Arturowi, którzy zdobyli Pradziada i również (dokręcając dodatkowo)przekroczyli dystans 300km.Gratuluję chłopaki!
Niestety, bateria w gps-ie nie wytrzymała całości trasy, dlatego mapka nie pokazuje całej trasy.Na szczęście miałem jeszcze licznik.Liczba przewyższeń też jest nieco zaniżona przez to, że bateria gps nie wytrzymała całej trasy.
Tego dnia na szczycie Pradziada.Na zdjęciu od lewej strony: Marek, Artur i Ja.
Kiedy w zeszłym roku, po relacji Toompa z wyjazdu na Pradziada, pojechałem zdobyć ten szczyt, potraktowałem tamten wyjazd, jako rekonesans.Chciałem poznać nieznaną mi część trasy.Posiłkowałem się wówczas szynobusem, obiecując sobie, że w tym roku całość trasy zrealizuję na rowerze.Od początku tego roku przygotowywałem się własnie do tej trasy.Tym przygotowaniom podporządkowane były wszystkie tegoroczne wyjazdy, łącznie z dwoma wyjazdami na Przełęcz Karkonoską i wyjazdem na Śnieżnik.Początkowo miałem pojechać sam.Zaproponowałem jednak Markowi wspólny wyjazd a później złożyliśmy propozycję wyjazdu Arturowi.Pogoda była bardzo niepewna, wszystkie prognozy, do jakich mieliśmy dostęp, zapowiadały opady deszczu.Już tydzień wcześniej musieliśmy zrezygnować z wyjazdu przez burze i gradobicia.Tym razem jednak burz i gradobić nikt nie zapowiadał a sam deszcz, to bylo za mało, aby mnie powstrzymać.Czuję, że to właśnie ten dzień jest przeznaczony do realizacji tej trasy i za nic się nie wycofam.Załadowałem plecak i torbę dodatkowymi ciuchami, oraz odpowiednią ilością jedzenia i picia.Jestem dobrze przygotowany.Startujemy o 5 rano, wszyscy trzej stawiliśmy się na starcie przed czasem, co jest dobrym prognostykiem na tę trasę.
Z początku mamy wiatr od czoła, jednak później ustawiamy się bokiem do wiatru.Bez przygód i problemów docieramy do Złotego Stoku, gdzie musiałem trzykrotnie strzelić, aby odstraszyć psa, który zaczął ścigać Marka.Jestem trochę za daleko od tej akcji, ale pies i tak podkulił ogon i czmychnął do zagrody.W Złotym Stoku przekraczamy granicę i kierujemy się do czeskiego Javornika.W Javorniku zatrzymuję się trzykrotnie aby zrobić fotki.Koledzy tymczasem znikają za widnokręgiem.Nie przejmuję się tym, chłopaki jadą na kolarzówkach i próba dogonienia ich kosztowała by mnie zbyt wiele wysiłku a pewnie i tak bym ich nie dogonił.Wiedziałem że tak będzie, więc już na początku trasy ustalamy, że nie mają na mnie czekać, ani tym bardziej wracać po mnie, gdybym się gdzieś zawieruszył.Spokojnie więc sobie jadę, czasem robiąc fotkę, czasem zatrzymując się na posiłek.W końcu docieram do Kralovej Studanki i z marszu zaczynam podjazd na Pradziada.Zatrzymuję się przy Owczarni, żeby zrobić fotkę szczytu Pradziada i później okazuje się, że była to dobra decyzja bo kilkanaście minut później szczyt "utonął" w chmurach i wykonanie takiej fotki byo by niemożliwe.Kiedy docieram na szczyt, koledzy już tam są.Pogoda błyskawicznie się psuje.Artur strasznie zmarzl i cały się trzęsie z zimna.Widzę, że chyba zaraz dopadnie go hipotermia.Musi przecież jeszcze zjechać z tego szczytu.Wyciągam z plecaka kurtkę kangurkę i rękawiczki z długimi palcami.Dziękuję Bogu, że zabrałem te rzeczy ze sobą.Daję je Arturowi, żeby założył.Robimy szybkie fotki pamiątkowe i uciekamy ze szczytu.Po szybkim zjeździe do Kralowej Studanki zatrzymuję się, żeby zjeść posiłek a koledzy odjeżdżają.Tego dnia już się nie spotkaliśmy.Mieliśmy wracać dokładnie tą samą drogą, którą tu przyjechalismy, jednak ja, na widok fatalnej pogody w Górach Złotych, za Żulową skręcam w prawo na Bernatice i Kamieniec Ząbkowicki.W Paczkowie wjeżdżam do rynku, żeby popatrzeć na świetnie zachowane mury obronne i baszty.Za Kamieńcem Ząbkowickim pada mi bateria w gps-ie.Włącza się on jeszcze kilkakrotnie na krótko aż w końcu pada całkiem.Klnę w żywy kamień bo przecież po to kupiłem ładowarkę solarną, która ma własny, pojemny akumulator, żeby zabezpieczyć się przed takimi zdarzeniami a nie zabrałem jej.Na szczęście mam jeszcze licznik.Będąc w Pieszycach dzwonię do Artura.Wieść, że szczęśliwie dotarli z Markiem do Świdnicy uspokaja mnie.Wiem, że do 300km braknie mi 22km.W Pieszycach jadę w kierunku wsi Kamionki ale na widok paskudnej pogody zawracam.W Burkatowie skręcam w kierunku Lubachowa i docieram prawie pod zaporę Jeziora Bystrzyckiego.Po drodze mignęła mi znajoma twarz jadącego w przeciwnym kierunku rowerzysty.To Ra1984.Ze zmęczenia zbyt późno kojarzę jego twarz.Do domu docieram z niedowierzaniem, że znowu tu jestem, że już nie muszę kręcić, wystarczy, że wejdę po schodach do domu...Jestem zmęczony i szczęśliwy.Pobiłem swój rekord długości trasy i zdobyłem Pradziada, realizując całą trasę na rowerze.Wykonałem postawione sobie zadania.Szkoda tylko, że gps nie zanotował pełnej ilości przewyższeń.Czy jeszcze kiedykolwiek zrobię taką trasę?Na razie, to nie chce mi się nawet patrzeć na rower hahaha...
Spora część fotek to kadry wycięte z filmu, który kręciłem kamerką zamontowaną na kierownicy.
Ekipa, która ruszyła na podbój Pradziada:Artur(w niebieskim) i Marek
Panorama przed Javornikiem.W oddali po lewej Pradziad
Zjazd do Javornika
Zamek w Javorniku
Pradziad coraz bliżej ale wciąż daleko...
Pierwszy parking i początek podjazdu na szczyt Pradziada
Drugi parking w drodze na szczyt...
Pogoda jest coraz gorsza, robię więc tę fotkę w obawie, że później może to już nie być możliwe.
Kadr z kamerki, skierowanej do tyłu w czasie podjazdu
Wieża zaczyna tonąć w chmurach a jeszcze przed chwilą była świetnie widoczna
Robimy sesję zdjęciową a jakaś dzielna rowerzystka właśnie zdobywa szczyt...
Po co ja polazłem w tę trawę...?
Tylko ten mały fragment gór był przez chwilkę widoczny
Uciekamy ze szczytu.W oddali Artur a po prawej Marek.ja oczywiście za nimi ;)
Ucieczka z Pradziada...
Paskudna pogoda nad Górami Złotymi i Złotym Stokiem.Tamtędy pojechali koledzy...
Baszta w Paczkowie
Jezioro Paczkowskie
Zamek w Kamieńcu Ząbkowickim
Kościół w Kamieńcu Ząbkowickim
Na zjeździe do Bielawy, widok znajomej góry jest pokrzepiający.
<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=buqtwasbgdopevuf" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria Czechy, 300 i więcej, 1000 mnpm i więcej
Rundka po pracy
-
DST
63.00km
-
Kalorie 2593kcal
-
Podjazdy
1018m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zwyczajowa rundka po pracy, połączona z małym testem...
Jutro rozpoczyna się w Karpaczu Tour de Pologne.Miałem nawet myśl, żeby wziąć dzień urlopu i skoczyć jutro rowerkiem do Karpacza.Przecież to nie jest daleko.Sprawy jednak tak mi się układają, że nie mogę pojechać.Szkoda...
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Szybka rundka na Przełęcz Rędzińską
-
DST
114.00km
-
Kalorie 3900kcal
-
Podjazdy
1245m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na dzisiejsze popołudnie jestem umówiony u rodziców, którym muszę w czymś pomóc.Rodzice mają absolutny priorytet i kiedy zwracają się do mnie o pomoc, porzucam wszystkie plany.Do południa pozostaje mi skoczyć gdzieś treningowo, dla podtrzymania nałogu ;).Wybór pada na Przełęcz Rędzińską, tym razem jednak podjazd od strony Pisarzowic.Wyruszam Lincolnem bo trasę chcę przejechać w krótkim czasie.
Dzisiejsze fotki.
Uwaga pułapka na bezmyślnie rozpędzających się na nieznanych zjazdach.Na fotce nie wygląda groźnie ale w rzeczywistości jest tu paskudnie.Gładki asfalt, więc sobie lecisz, wyjeżdżasz zza zakrętu a tu odcinek drogi zasypany żwirem i sporymi, luźnymi kamieniami.Ja wiedziałem o tym odcinku bo w piątek tu podjeżdżałem i przed zakrętem miałem już minimalną prędkość.Na slikach nie dało się przejechać, trzeba było te kilkadziesiąt metrów przejść.Gdybym wpadł na pełnej prędkości w ten żwir, to pozamiatali by mnie na szufelkę na dole w Wieściszowicach bo nachylenie tu wynosi 19%.Uwierzcie mi, że na tym można się zabić.
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Żar tropików i Rudawy Janowickie
-
DST
133.00km
-
Temperatura
34.0°C
-
Kalorie 4881kcal
-
Podjazdy
1681m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rudawy Janowickie.Trochę zaniedbałem w tym roku.Mam wolne, więc Rudawy wydały mi się dobrym celem.
Marciszów.Maszyny do młócenia.Na jednej z nich przytarty napis:Breslau...
Wieściszowice.Pomnik żołnierzy niemieckich, którzy zginęli w czasie I Wojny Światowej
Wieściszowice.Pomnik żołnierzy niemieckich, którzy zginęli w czasie I Wojny Światowej
Wieściszowice
Wieściszowice
Widok z Krzyża Milenijnego na przełęczy Rędzińskiej.Wiem, że sama Przełęcz jest trochę dalej ;)
Przełęcz Rędzińska, przy Krzyżu Milenijnym.
Wielka sterta drewna, niedaleko Przełęczy Rudawskiej
Przy szlabanie nad Mniszkowem rozciąga się taki widok
Podjazd z Mniszkowa do Janowic Wielkich ma nachylenie powyżej 20%.W taki upał super się podjeżdża
W drodze do Janowic Wielkich...
W ten upał, szum tego potoku i widok krystalicznie czystej wody robi niesamowite wrażenie
Górna część tej skały wygląda jak twarz jakiegoś demona.
Wjeżdżając do Janowic Wielkich, widzę opalającą się piękność w toplesie.Leżała sobie bezceremonialnie na wznak, ukazując piękne piersi.Nie wypadało robić fotki... ;)
Podsumowanie.
Upał i duchota niesamowite, zwłaszcza na asfaltach, po których jazda na agresywnych oponach 2,1 to prawie masochizm...Widoki wspaniałe.Podjazd na Przełęcz Rędzińską klamotem, jakim jest kelis, spełnia wszystkie wymagania treningu dla najtrudniejszych tras.Na szutrowych drogach spisywał się jednak doskonale.Podjazdu z Janowic do Miedzianki prawie nie odczułem ale i tak swoją obecną formę oceniam, jako mierną.Nie wiem czy przy tak słabej formie mogę się zamierzać na cokolwiek poważniejszego.
tymczasem dla ochłody, górski strumień w Rudawach na filmie dziś zrobionym.
"/>
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>