Listopad, 2012
Dystans całkowity: | 798.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Suma podjazdów: | 7559 m |
Suma kalorii: | 16353 kcal |
Liczba aktywności: | 16 |
Średnio na aktywność: | 49.88 km |
Więcej statystyk |
Trójgarb po raz drugi
-
DST
63.00km
-
Kalorie 2332kcal
-
Podjazdy
940m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ceklem dzisiejszego wyjazdu był szczyt Trójgarbu.Poprzednim razem zdobywałem Trójgarb od strony Starych Bogaczowic, więc tym razem przypuściłem atak na szczyt od strony Lubomina.Pogoda była bardzo fajna.W masywie Trójgarbu ani żywej duszy, z wyjątkiem dzika, który ułożył się do snu chyba zbyt blisko ścieżki, ktrą podążałem.Biedak, gdy mnie usłyszał, zerwał się wystraszony i pognał łamiąc gałęzie.Zrobiło mi się żal dzika ale cóż, układanie sobie legowiska zbyt blisko ścieżki to chyba nie najlepszy pomysł.
Na szczycie nie miałem wiele czasu bo dzień się kończył, a ja miałem wracać nieznaną mi drogą, jednak udało mi się znaleźć kesz w dość krótkim czasie.Garmin zawiesił się tylko raz i doprowadził mnie wprost do skrytki.Powrót nieznanymi mi ścieżkami, garmin gubił satelity i czasem kręcił mapą w kółko, wprowadzając mnie w błąd.Udało mi się jednak wyjechać z lasu przed zapadnięciem zmroku i asfaltem od Starych Bogaczowic wróciłem do domu.W przyszłym roku muszę koniecznie zjeździć te ścieżki w masywie Trójgarbu.Na szczycie leśnicy wycięli trochę drzew i zrobił się ładny widok ale była za duża mgła, żeby robić fotki.
Leśnicy nieźle tu nawywijali ale błota nie ma
Widoczek w czasie podjazdu
Uda się przejechać pod tym "szlabanem", czy nie uda...? ;)
Na szczycie Trójgarbu, kesz znaleziony :)
Tak niewinnie wyglądał...
Po odkręceniu wyjąłem zawartość
Logbook.Robię wpis, wkładam kilka monet z okresu PRL, chowam z powrotem i maskuję
Zjeżdżam z Trójgarbu. Zaczyna się karkołomna ścieżka nad urwiskiem
Widok ze ścieżki zmusza mnie do zatrzymania się i zrobienia kilku fotek ale jest już późno,jest słabe światło i mgliście.Kiedyś tu wrócę i zrobię lepsze fotki
Toomp pewnie był by zachwycony tą ścieżką ale ja niespecjalnie przepadam za takimi, nie mam jednak wyboru, muszę tędy jechać bo jest już za późno na szukanie innej drogi
No i wreszcie szeroką autostradą wprost do Starych Bogaczowic
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Wielka Sowa
-
DST
79.00km
-
Kalorie 2946kcal
-
Podjazdy
1228m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na aurę nie ma co narzekać bo jak na tę porę roku, to jest wyśmienita.Może już nie na długie wyjazdy, że względu na krótki dzień, ale po okolicy można przecież pojeździć a ja ostatnimi czasy zaniedbałem Góry Sowie.Pomyślałem więc sobie, że szczyt Wielkiej Sowy to może nie jest zbyt ambitny cel ale to dobry powód, aby w taki dzień jak dzisiejszy, ruszyć się z domu.Tym bardziej, że w końcu Sowa to tysięcznik a lepszy taki tysięcznik niż żaden ;)
Skoro mam jechać po dawno nie odwiedzanych przeze mnie drogach to i nad Jeziorem Bystrzyckim postanowiłem się przejechać.Wiele się tu zmieniło od czasu ostatniego mojego przejazdu tymi drogami.Wiszący most nad jeziorem wyremontowany, droga z Zagórza do Jugowic rozgrzebana...W Walimiu, na środku jezdni stał duży pies, który na mój widok skoczył w moim kierunku szczekając.-Pewnie z radości na mój widok- pomyślałem i chcąc psu również okazać swoją radość huknąłem z pistoletu na jego cześć...Chyba jednak psu nie przypadł do gustu mój sposób okazywania radości, bo od razu odskoczył, a następnie szybko schował się do przydrożnego rowu.-Hmmm...no cóż, szkoda-pomyślałem z żalem chowając pistolet.Na "Patelni Mistrzów" chciałem poszukać kesza ale trenował tam jakiś rajdowiec, było kilka osób, które robiły mu zdjęcia i filmowały popisy, pojechałem więc dalej.Obawiałem się, że z Przełęczy Walimskiej na Sowę może być duże błoto.Było mokro ale wielkiego blota nie było.Za to była mgła i to dość gęsta a wokół panowała niesamowita cisza.Może dzięki tej mgle nie było turystów.Po prostu żywej duszy nie spotkałem aż do szczytu, gdzie powitał mnie jedyny żywy tam stwór, kot z przyciętym uchem, który na mój widok podbiegł do mnie, żeby się rozgrzać.Biedak miał pustą miskę obok wejścia do wieży i miałczał bardzo zachrypniętym głosem.Niestety, nie miałem niczego, co kotu mogło by się nadawać do zjedzenia.Spróbowałem znaleźć kesz ale szybko zamokły mi rękawiczki i zmarzły mi palce rąk.Musiałem więc odpuścić i rozpocząć odwrót, zjeżdżając do Rzeczki, Walimia a następnie do Jedliny, Wałbrzych-Kozice, Poniatów i Pogorzała...Nie udało mi się dziś znaleźć żadnego keszu, może dlatego, że nie szczególnie się do poszukiwań przyłozyłem. Mimo to wycieczkę uznaję za nad wyraz udaną.Fajnie było obejrzeć dawno nie widziane miejsca.
Mieli rozebrać ten most a tymczasem nieźle go odpicowali :))
Wyżej będzie mgła...
To moje ulubione warunki jazdy w lesie i w górach
Wieża na szczycie tonie we mgle
Stwór zamieszkujący szczyt Wielkiej Sowy, biegnie mi na spotkanie
A to skutek nakazowo-represyjnej polityki władz w temacie pozbywania się elektro-śmieci.Tak wygląda całe rządzenie tym krajem.
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Stara fotografia
-
DST
43.00km
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po pracy, załadowany zakupami pojechałem zrobić małą rundkę.Takie tam wydłużenie drogi powrotnej do domu.Przejeżdżając przez las, zauważyłem na poboczu rozrzucone fotografie.Zatrzymałem się, żeby pooglądać fotki.Nigdy nie przepuszczam okazji do pooglądania fotek.Były to jakieś stare, pamiątkowe fotki.Czarno-białe i kolorowe.Jedna z nich przykuła moją uwagę i trochę rozbawiła, postanowiłem więc zabrać ją ze sobą i pokazać tu na blogu.
Drugi dzień poszukiwań na Ślęży
-
DST
58.00km
-
Kalorie 2311kcal
-
Podjazdy
775m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Szukanie keszy w tłumie turystów, z jakim miałem dzisiaj do czynienia w masywie Ślęży, to niełatwa sprawa.
Przy Źródle Ślężan nie znalazłem keszu bo co chwilę przechodziły duże grupy turystów, którzy bacznie mi się przyglądali.Jedna z grup nawet zatrzymała się tu na śniadanko.Mieli ze sobą sforę psów.Kiedy spuścili ze smyczy trzy z nich, te od razu skoczyły w moją stronę ujadając.Nie zwracały wogóle uwagi na próby przywołania ich ze strony właścicieli.Na ten widok spokojnie obróciłem się frontem do psów, schowałem prawą rękę za plecy a następnie szybkim ruchem wysunąłem do przudu celując do psów...palcem .Miałem czarne rękawiczki, więc z daleka mogło się wydawać, że trzymam pistolet w dłoni.Na ten widok właściciele psów zamilkli, jakby ich zamurowało.Psy zatrzymały się gwałtownie ale jeszcze na mnie szczekały.
-Wracać, ale juuż!!-tonem nieznoszącym sprzeciwu powiedziałem do psów.Udałem, że celuję w nie nie na żarty.Powtórzyłem jeszcze raz i psy jak na komendę pobiegły do właścicieli a ja pogardliwie odwróciłem się do nich plecami.Dla zwierząt to wyraźna oznaka, że się ich nie obawiam i że wygrałem to starcie.Właściciele szybko zapięli smycze psom i coś tam między sobą szeptali, spoglądając co chwilę na mnie.Ubawiła mnie ta scenka, jednak przez tych wszystkich turystów nie znalazłem tu kesza i musiałem zrezygnować, bo nadchodziła kolejna fala turystów.Straciłem tu godzinę i nieźle zmarzłem.Musiał tu panować mróz bo kałuże były zamarznięte.Sukcesem za to okazalo się szukanie keszu przy Potrójnym Źródełku.Malutkie pudełeczko zostało znalezione bardzo szybko, zanim pojawili się turyści.W trzecim punkcie poszukiwań musiałem zrezygnować, bo musiał bym zostawić rower i oddalić się, tracąc go z oczu.Miałem ze sobą zabrać zamknięcie do roweru ale gdzieś go skutecznie wtryniłem, więc dalej jeżdżę bez zapięcia.
Na Wieżycy kolejna porażka, nieprzerwany ciąg turystów skutecznie uniemożliwił mi poszukiwania.Kiedy dojeżdżałem do Źródła Joanna, zobaczyłem tankujących wodę do butelek.Miałem już zrezygnować, jednak poczułem głód i postanowiłem coś przekąsić.
Nim zjadłem turyści sobie poszli i zostałem sam.Wiedziałem jednak, że czasu jest niewiele.
Szybko rozejrzałem się wokół źródła i spostrzegłem miejsce, które wydało mi się podejrzane.Tym razem było to celne trafienie.Wyjąłem pudełko, zrobiłem fotki, dokonałem wpisu, poczekałem aż przejdą kolejni turyści i schowałem pudełko z powrotem.Było już prawie ciemno, kiedy dotarłem do Prełęczy Tąpadła.Światła miałem jednak już zrobione po wczorajszej awarii i w torbie zapasową, tylną lampkę.Jechałem więc do domu bezstresowo.
To były naprawdę udane dwa dni, które spędziłem w górach i w lesie a wszystko dzięki geocachingowi.Jutro jednak muszę zrobić przerwę i odwiedzić rodziców.Trochę ich przez ten rower i nową zabawę zaniedbałem.
Źródło Ślężan.Poniosłem tu porażkę ale jeszcze tu wrócę
Keszu tu nie znalazłem ale za to dojrzałem wygrzewającego się potwora
Przy Potrójnym Źródełku jest sukces.Tym razem mam długopis i się wpisuję
Na zapomnianej ścieżce ławeczka z datą 1923...Nie smiałem oprzeć o nią rower
Na Wieżycy kolejna porażka.Za dużo turystów
Przy źródle Joanny jest sukces.Skrzyneczka trafiona
Zawartość
Logbook...
Niedaleko źródła mały obelisk z wyrwaną tablicą.Muszę poszukać informacji, co upamiętniał ów obelisk
Ostatni rzut oka na źródełko i czas na powrót bo już późno...
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Poszukiwanie "skarbu" na Raduni
-
DST
53.00km
-
Kalorie 2214kcal
-
Podjazdy
1050m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rano trochę zamarudziłem bo trafiłem na film dokumentalny o Spartanach, póxniej jednak ruszyłem w kierunku Ślęży, żeby tam poszukach geocaching-owych skarbów.
Po drodze spotkałem bikera, z którym uciąłem sobie pogawędkę, oczywiście o rowerowych trasach.Po zakończeniu rozmowy skierowałem się na masyw Raduni.Tyle lat tu mieszkam a nigdy nie byłem na Raduni...Pierwszej skrytki nie znalazłem.Była wielka stromizna po jakimś starym wyciągu narciarskim.Musiałem zostawić rower niżej i oddalić się od niego jakieś 300 metrów.Było stromo, ślisko i niebezpiecznie.Dotarłem jednak do miejsca, w którym miał być schowek.Nie potrafiłem się jednak skupić na szukaniu.Myśl, że niezapięty rower został tak daleko nie dawała mi spokoju.Zaniepokojony tym, że w taki sposób łatwo mógłbym stracić rower, odpuściłem.Powrót był jeszcze trudniejszy.Ślisko, ukryte w trawie duże kamienie i długa trawa, która przydeptana jedną stopą, tworzyła rodzaj pułapki dla drugiej stopy.Łatwo można było się potknąś i stoczyć z tej stromizny.Z mieszanymi uczuciami wróciłem do roweru i pojechałem szukać skrzynki ukrytej w okolicach szczytu Raduni.Po drodze gps pokazał, że jestem na kursie kolejnego pojemnika.Znalezienie tego drugiego pojemnika poszło jak z płatka.Był blisko drogi, kilka metrów od miejsca, w którym postawiłem rower.Tym razem rower miałem na oku i mogłem spokojnie skupić się na szukaniu.Był to maleńki pojemniczek ze zrolowanym logbookiem.Nie było w nim nic więcej.Pisaka żadnego też a ja nie miałem swojego długopisu , więc nie wpisałem się.Na przyszłość muszę mieć ze sobą coś do pisania.
Objechałem szczyt Raduni dookoła i znalazłem nieoznaczoną ścieżkę, wiodącą na szczyt.
Znalezienie pojemnika ukrytego na szczycie Raduni również poszło gładko, choć był dobrze ukryty.To była prawdziwa skrzynia skarbów.Największy ze znalezionych przeze mnie.Jego wielkość naprawdę wprawiła mnie w zdumienie i zachwyt.Żałowałem tylko, że nie zabrałem niczego, co mógłbym tam dorzucić.Wszystko przez to moje roztargnienie.
Było już dość późno, więc po dokonaniu wpisu zacząłem zjazd na Przełęcz Tąpadła.
Miałem już wracać do domu ale coś podkusiło mnie, żeby jeszcze wjechać na szczyt Ślęży.
Byłem później trochę zły na tę swoją decyzję.Droga na Ślężę wysypana jest dużymi kamieniami i jazda po takiej nawierzchni nie była przyjemna.Zawsze jakiś diabeł podkusi mnie do zrobienia czegoś masło przyjemnego.Kiedy jednak zacząłem już jechać pod górkę, to nijak nie potrafiłem zrezygnować i zawrócić, choć miałem wielką na to ochotę.Widziałem na gps-ie, że w pobliżu znajduje się kilka schowanych pojemników, jednak było już późno i zrezygnowałem z poszukiwań.Była to dobra decyzja bo w drodze powrotnej nagle wyczerpały się baterie w tylnej lampce i gdybym jeszcze chwilę został w masywie Ślęży, to wracał bym bez tylnego światła.Poradził bym sobie oczywiście, bo z przodu mam dwa światła i jedno przepiął bym do tyłu, jednak wolę nie improwizować, jeśli mam inne rozwiązanie.
Dzień uważam za udany, pomimo nieznalezienia jednego pojemnika.Wnioski na przyszłość to zabierać coś do pisania, zabierać zapięcie do roweru, zabierać zapasową czerwoną lampkę i zawsze mieć ze sobą jakiś fant do dorzucenia do keszu.
Widok Śęży po podjechaniu górki w Wirach.Kiedyś nazywaliśmy ten podjazd górką płaczu.Dzisiaj to raczej górka śmiechu...;)
Zoom szczytu Ślęży
Wieża widokowa i kościół na Ślęży
Widok z Raduni
Pierwszy dzisiaj znaleziony pojemnik o nazwie "Głębokie źródło".Cyfra po literze D została zamazana bo jest elementem bonusu za wszystkie kesze z serii Ślężańskie Źródła.Musicie sami odnaleźć kesz, żeby zdobyć tę cyfrę.
Biedronki powychodziły, żeby ogrzać się w promieniach Słońca
Na szczycie Raduni
Szczęśliwy znalazca wielkiego pudełka na Raduni
Razem z pudełkiem wyjąłem zielonego pajaka.To chyba jakiś ufopająk.
Był bardzo szybki i ledwie udało mi się go sfotografować.
Zawartość pudełka
Logbook i ołówek tu są, więc wpisuję się niezwłocznie.
Naprawdę fajna przygoda.Coś się dzieje, nie tylko te kilometry...
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Dopracowo dłuższą drogą
-
DST
30.00km
-
Aktywność Jazda na rowerze
Który to już raz tracę rachubę dni tygodnia i „ucieka” mi jakiś dzień...Myślałem, że jest dopiero czwartek, tymczasem okazało się, że czwartek był wczoraj.Przyznam, że troszkę liczyłem na jesienno-zimowy spadek tempa życia.Mniej jeżdżenia, to więcej czasu na inne sprawy, myślałem sobie.Okazuje się jednak, że to nie takie proste...Jeżdżenia jest teraz znacznie mniej, ale dziwnym trafem nie znalazło to przełożenia na spadek mojego tempa życia.Miałem sobie przed pracą pojechać, poszukać skrzyneczki a tymczasem, skoro to piątek, to mus zrobić zwyczajowe, cotygodniowe zakupy.Nie było rady, poszukiwanie skarbów musi poczekać.Udało mi się tylko, podobnie jak wczoraj, wydłużyć nieco drogę do pracy.Pogoda dziś była piękna i wiatr o wiele słabszy niż wczoraj.Pod górkę jechało mi się tak jakoś lekko...W drodze powrotnej padła mi bateria w gps-ie, lecz mimo to ,udało mi się bez trudu trafić do pracy...;)
Dłuższa droga do pracy
-
DST
29.00km
-
Aktywność Jazda na rowerze
Miałem w zamiarze poszukać dziś następnej skrzyneczki, jednak jakoś nie złożyło się.Musiałem też wreszcie wrzucić na youtube film z ostatniego wyjazdu w Karkonosze.
Skończyło się więc na troszkę wydłużonej drodze do pracy.Dobre choć tyle...
Tymczasem film z sobotniego wyjazdu w Karkonosze do schroniska Jelenka.
"/>
Geocaching cz.2 - czyli "jest, jest, jest..."
-
DST
20.00km
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jak pisałem w poprzednim wpisie, wczoraj odnalałem pierwszy kesz, w którym były współrzędne do właściwej skrzynki.Dzisiejszy poranek był dość chłodny, więc odczekałem, aż Słońce trochę rozgrzeje naszą okolicę i ruszyłem na poszukiwanie skrzynki.
Żeby było uczciwie, zacząłem od miejsca znalezienia pierwszejgo pojemnikai.Po krótkiej wędrówce przez las dotarłem do miejsca dawnej bazy wojsk sowieckich, bo to właśnie na jej terenie znajuje cel mojej dzisiejszej wyprawy.Kompleks ten miał być niby Centrum Dowodzenia i taką nazwę nosi kesz ukryty na tym terenie.Piszę „niby” ponieważ mnie całe to centrum dowodzenia wygląda na pozorowane, gdyż prawdziwe znajdowało się zupełnie gdzie indziej.
Przyznam, że miałem chwilę zwątpienia, czy uda mi się odnaleźć kesz.Czas szybko mi się kończył, musiałem jechać do pracy a teren sprzyja ukryciu pojemnika.
-Trzeba przestać myśleć o uciekającym czasie a spokojnie skoncentrować się na otaczających mnie szczegółach- pomyślałem sobie.
Zacząłem uważnie analizować otoczenie i w pewnym momencie coś zwróciło moją uwagę.Podszedłem do podejrzanego miejsca i...okazało się, że jest trafienie.
W drodze do Modliszowa towarzyszy mi balon
Trzeba jakoś pokonać tę przeszkodę...
Widać tu jeszcze stanowiska dla czołgów, które miały chronić obiekt bazy
Wejście do głównego bunkra
Wnętrze głównego bunkra
Bez latarki ani rusz...
Pamiętam jak dawno temu, w któryś niedzielny, wczesny poranek, zwozili betonowe pół-kręgi do budowy tego pomieszczenia.Wtedy myśleliśmy, że budują tu silosy dla rakiet
Boczne wejście do bunkra
No i jest cel mojej wyprawy tu
Skarby ukryte w skrytce.Dorzucam 20-złotówkę z okresu PRL.Widać ją na fotce
Zamykam i maskuję z powrotem kesz
Ostatni rzut oka na bunkier Centrum Dowodzenia i jadę bo czas mnie goni
Takim to sposobem znalazłem mój pierwszy kesz.Myślę, że niedługo będą następne.
Geocaching cz.1
-
DST
15.00km
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po ostatnich karkonoskich wojażach trochę się uspokoiłem i zacząłem myśleć o czymś innym.No i stało się.Za sprawą Feniksa skusiłem się na założenie konta na geocaching.pl. Miałem dziś mało czasu, jednak jako w gorącej wodzie kąpany, musiałem znaleźć sobie na próbę jakąś skrytkę.
Z braku czasu, musiała być w pobliżu miasta.Poszukiwania zostały rozłożone na dwa etapy, bo pierwszy znaleziony dzisiaj pojemnik zawierał tylko koordynaty do znalezienia właściwej skrytki.
Trochę poszperałem po lesie i znalazłem pierwszy pojemnik, w którym są ukryte koordynaty do następnej skrytki.Jutro spróbuję znaleźć właściwą skrytkę.Chyba zaczyna mi się to podobać
Jelenka
-
DST
138.00km
-
Kalorie 4765kcal
-
Podjazdy
1961m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Schronisko Jelenka jest położone na wysokości 1260mnpm po czeskiej stronie Karkonoszy, niedaleko Przełęczy Okraj.Razem z kolegami: Tadeuszem i Markiem postanowiliśmy dzisiaj zdobyć schronisko na rowerach.Pogoda od samego początku była bardzo wietrzna.W Karkonoszach miało się wrażenie, że to huragan.Bardzo zimno i wilgotno.Koledzy jadą na szosówkach a ja Lincolnem na kołach '26, przez co nie mogę za nimi nadążyć.Dla mnie jednak najważniejsza jest nie prędkość a cel, jakim jest zdobycie schroniska Jelenka.
Podjeżdżamy na Przełęcz Okraj
Marek wjeżdża na Przełęcz Okraj
Przełęcz Okraj.Widok na czeską stronę.Mgła i huraganowe porywy wiatru...
Na Przełęczy Okraj przez chwilkę się wahamy, czy nie zawrócić bo pogoda jest naprawdę fatalna.Po chwili narady jedziemy jednak dalej.
Początek podjazdu do Jelenki.Tu jeszcze nie wiemy co nas czeka dalej
Dalej było bardzo fajnie, choć bardzo stromo...
Zaczęło się od 19% i nie odpuściło do końca
Zdjęcia robione w drodze powrotnej
Te fotki to kadry z kamerki, która cały czas pracowała
Droga wygląda jak na Przełęcz Karkonoską.Wrażenie potęguje mgła i huraganowe porywy wiatru
Marek zawraca bo koła jego roweru ślizgają się na oblodzonej nawierzchni, Tadeusz też odpuszcza ze względu na stromiznę i lód...
...Ja jadę dalej pomimo coraz trudniejszych warunków, bo mam inny niż koledzy rower
Nachylenie 25% i lód na drodze.Trzeba bardzo uważać, żeby nie zaliczyć gleby.Posuwam się jednak uparcie do przodu
Wreszcie z mgły wyłania się budynek schroniska Jelenka
Ostatkiem sił docieram do schroniska, robię pamiątkową fotkę.Jest sukces 1260mnpm.
Przy schronisku Jelenka
Teraz tylko zjazd
Zawracam z powrotem.Koledzy nie czekają bo zimnica jest taka, że chyba by zamarzli.
W drodze powrotnej focę jeszcze podjazd na Przełęcz Okraj od czeskiej strony i bez chwili dalszej zwłoki wracam do domu
Na Przełęczy Kowarskiej dostaję telefon od Tadeusza z pytaniem czy mam skuwacz do łańcucha bo urwał mu się łańcuch.
W Ogorzelcu Tadeusz czeka na mnie.Skuwam mu łańcuch i po 5 minutach jedziemy razem do domu
Wyprawa była wyjątkowo udana dla mnie bo zrealizowałem cały plan, zdobywając Jelenkę ale i koledzy mają powody do satysfakcji bo wjechać na Okraj przy dzisiejszej pogodzie było niemałym sukcesem.W przyszłym roku wykorzystamy podjazd do Jelenki, jako trening przed zdobywaniem Przełęczy Karkonoskiej.
<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=efpyyhavzkqmpmbv" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria 100 i więcej, 1000 mnpm i więcej, Czechy