Lipiec, 2011
Dystans całkowity: | 1338.00 km (w terenie 9.00 km; 0.67%) |
Czas w ruchu: | 62:56 |
Średnia prędkość: | 21.26 km/h |
Maksymalna prędkość: | 56.00 km/h |
Suma podjazdów: | 13089 m |
Suma kalorii: | 52838 kcal |
Liczba aktywności: | 15 |
Średnio na aktywność: | 89.20 km i 4h 11m |
Więcej statystyk |
Rundka po pracy
-
DST
64.00km
-
Czas
02:49
-
VAVG
22.72km/h
-
VMAX
45.00km/h
-
Kalorie 3155kcal
-
Podjazdy
481m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Taka sobie rundka po pracy...Właściwie miało jej nie być, bo po pracy zaczął padać deszcz, jednak szybko przestał, więc pojechałem, aczkolwiek z opóźnieniem.
Rundka po pracy-Łomnica
-
DST
68.00km
-
Czas
03:06
-
VAVG
21.94km/h
-
VMAX
44.00km/h
-
Kalorie 2810kcal
-
Podjazdy
662m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj troszkę lżejsza trasa do Łomnicy, następnie na rozstaju dróg w lewo niebieskim szlakiem.Wspaniała wąska asfaltówka o nachyleniu do 10%.Docieram do końca asfaltu a tam ostatnie gospodarstwo i szlaban , za którym nie ma już asfaltu.Droga prowadzi do schroniska Andrzejówka.Chwilę stoję, zastanawiając się czy jechać dalej, czy zawrócić, gdyż doskwiera mi już głód.Wtedy z gospodarstwa wybiega ujadając Jamnik a za nim potężny Rablador.Nie mają wobec mnie przyjaznych zamiarów.
-Spokój!!-wołam do psów.Rabladora ten rozkaz osadza dosłownie w miejscu, co wywołuje mój śmiech ale Jamnik nie ma zamiaru się zatrzymać, choć z mniejszą zajadłością, jednak biegnie do mnie szczekając.Tymczasem Rabladora mocno ucięła pchła bo aż siadł sobie gwałtownie i zaczął zębami gryźć swoją sierść, co jeszcze bardziej mnie rozśmieszyło.Nie wiem już, czy zatrzymał go mój rozkaz, czy może ostry atak pcheł.Jamnik podbiega do mnie, staje przy mojej nodze, pozbawiony wsparcia większego kolegi już tylko poszczekuje jakoś tak, bez przekonania.Nie zwracam już na niego uwagi, zakładam ortalionkę, żeby nie przewiało mnie na zjeździe, gdyż powietrze jest chłodnawe a ja mokry od potu.Zjeżdżam do Głuszycy a następnie Zagórza, gdzie spotykam pana Bolka z ekipą i razem z nimi wracam do Świdnicy.
Rundka po pracy.Przełęcz Sokola
-
DST
71.00km
-
Czas
03:23
-
VAVG
20.99km/h
-
VMAX
43.00km/h
-
Kalorie 3185kcal
-
Podjazdy
653m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj przyszła paczka z zamówioną latarką diodową do roweru.Latarka na diodzie Cree z ogniwem 18650.Pierwsze próby w zacienionym pomieszczeniu wywarły na mnie spore wrażenie.Wydaje się, że jest warta wydanej kasy.Ta latarka naprawdę daje mocne światło, czekam więc z niecierpliwością na nocne próby.
Dzień dziś pochmurny ale po pracy pojechałem zrobić tradycyjną rundkę.Nad Jeziorem Bystrzyckim zaczyna się mżawka, która ma szansę przeistoczyć się w większy deszcz, więc zamierzam tylko zrobić okrążenie jeziorka i do domu.Jednak jest dość ciepło a mżawka nie przybiera na sile, więc kontynuuję jazdę do Głuszycy bo celem rundki jes Głuszyca, Kolce Sierpnica i Przełęcz Sokola.W Kolcach już nie pada, więc kontynuuję jazdę na podjazd o nachyleniu 17%.Zjazd z Przełęczy Sokolej do Walimia przebiega bez problemów ale dostrzegam, że w Rzeczce pojawił się nowy duży pies.Zaskoczony moim widokiem przyglądał mi się bacznie i widziałem, że rozważa decyzję o ataku, jednak zanim się zdecydował to mnie już nie było ale muszę się następnym razem bliżej przyjrzeć temu psu i ustalić relacje między nami ;).Kiedy byłem już w Burkatowie, spotkałem Pana Bolka, który jechał nad jezioro zrobić swoją codzienną rundkę.Zawracam więc i jadę razem z nim.W drodze rozmawiamy sobie głównie o rowerze i kobietach, no bo o czym mogą rozprawiać faceci, jadąc na rowerach.I tak zleciała mi dzisiejsza tradycyjna rundka po pracy.
Rundka po Pracy.Łomnica
-
DST
65.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
03:21
-
VAVG
19.40km/h
-
VMAX
43.00km/h
-
Kalorie 2931kcal
-
Podjazdy
672m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dawno nie byłem w Łomnicy, więc z Głuszycy skręciłem właśnie tam a następnie szuterkiem przekraczającym 20% nachylenia podjazdu do schroniska "Andrzejówka".Zjazd do Rybnicy, Głuszycy i nad jeziorkiem w Lubachowie do Świdnicy.Zauważyłem ciekawą rzecz na asfalcie wiodącym wokół jeziora.Ktoś rozlał tam jakiś olej na długich odcinkach drogi.Wygląda to tak, jakby ktoś mocno wkurzył się na motocyklistów, którzy ostatnio lubili poszaleć na tej drodze i rozlewając olej, postanowił położyć kres motocyklowym szaleństwom nad jeziorem.Możliwe jednak , że mylę się w tej mojej dedukcji...
Rundka po Górach Sowich
-
DST
80.00km
-
Czas
03:49
-
VAVG
20.96km/h
-
VMAX
43.00km/h
-
Kalorie 3221kcal
-
Podjazdy
933m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rzadko zdarza mi się jeździć w niedzielę, jednak w sobotę nie było dużego wyjazdu a pogoda okazała się sprzyjająca, więc kulnąłem się troszkę po Górach Sowich.W tym roku , jak nigdy, nie byłem jeszcze na Przełęczy Jugowskiej.Pojechałem więc do Pieszyc i na Kamionki.Zdumiał mnie nowy , wspaniały asfalt wiodący na Przełęcz Jugowską.Zjazd z Jugowskiej do Sokolca już po starej, fatalnej nawierzchni, choć mnie to akurat nie przeszkadzało, z racji tego, że jeżdżę "góralem", problem z asfaltem dotyczy wyłącznie jeżdżących na kolarzówkach.Podjazd na Przełęcz Sokolą a następnie do Sierpnicy i Głuszycy.W Jugowicach drugi dzień zawodów drezyniarskich na nieczynnej stacji kolejowej.Wypiłem tam wspaniałą Oranżadę, robioną według PRL-owskiej receptury.Smakowała wybornie i dodała mi energii.Dziś z perspektywy czasu patrząc, cieszę się, że dane mi było żyć w czasach PRL.I piwo było lepsze i oranżada...
W drodze powrotnej w Bystrzycy Górnej użądliła mnie w nogę osa.
-Echhhh... teraz to nawet osy udają, że żądlą, nie to co w czasach PRL- pomyślałem, patrząc sceptycznie na lekko zaczerwienione miejsce użądlenia.
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Po piwo do Czech
-
DST
95.00km
-
Teren
2.00km
-
Czas
04:28
-
VAVG
21.27km/h
-
VMAX
46.00km/h
-
Kalorie 4378kcal
-
Podjazdy
837m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kolega polecił mi czeskie piwo Svijany , jako najlepsze z dotychczas przez niego smakowanych.
Postanowiłem więc posmakować i ja tego piwka.Sobota wydała mi się najlepszym dniem na wyjazd, nie namyślałem się więc długo i pojechałem.Po powrocie schłodziłem najpierw browarek a po kilku godzinach sięgnąłem po buteleczkę...Mówię Wam, Svijany to prawdziwe piwo, smakuje wybornie, nie to co te sprzedawane w Polsce wyroby piwopodobne.
&feature=player_detailpage">Opis linka
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Rundka po pracy
-
DST
51.00km
-
Czas
02:21
-
VAVG
21.70km/h
-
VMAX
42.00km/h
-
Kalorie 1862kcal
-
Podjazdy
397m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tradycyjnie po pracy przejażdżka do Jedliny przez Dziećmorowice.
Pradziad zdobyty
-
DST
165.00km
-
Czas
08:27
-
VAVG
19.53km/h
-
VMAX
50.00km/h
-
Kalorie 6885kcal
-
Podjazdy
2550m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pomysł wyjazdu na Pradziad zawdzięczam relacji, jaką ze swojej wyprawy na tę „górkę” zamieścił Toomp. Po przeczytaniu jego relacji i ja zapragnąłem wjechać na ten szczyt, tym bardziej, że nigdy wcześniej tam nie byłem a trasa wydała mi się bardzo atrakcyjna.
Z początku planowałem całą trasę przejechać rowerem, jednak po głębszej analizie postanowiłem skorzystać z szynobusu i trasę rowerową rozpocząć w Kamieńcu Ząbkowickim.
Kiedy obudziłem się w sobotę rano, pogoda w Świdnicy nie zachęcała do wyjazdu.
-Chyba nici z dzisiejszego wypadu-myślałem patrząc posępnie na niebo usłane ciemnymi chmurami.
Pomyślałem jednak, że do Kamieńca skoczę szynobusem i najwyżej pokręcę się wokół jezior: Paczkowskiego i Otmuchowskiego, zwiedzę Paczków, w którym dawno nie byłem i jak pogoda się popsuje do reszty to wrócę szynobusem, ale jeśli pogoda się poprawi to jadę na Pradziad. Mając więc plan awaryjny, w dobrym humorze zacząłem szykować się do wyjazdu.
Trasę ze Świdnicy do Kamieńca pokonywałem rowerem wiele razy i nie miałem ochoty tego dnia marnować czasu i siły na jazdę tą nudną już dla mnie trasą. W niecałą godzinkę szynobus dowiózł mnie do Kamieńca a czas jazdy koleją umiliły mi rozmowy z ciekawymi ludźmi. W Kamieńcu pogoda była już super. Żałowałem nawet, że założyłem długie spodnie, przez co było mi za gorąco, jednak na szczycie Pradziada cieszyłem się, że je mam na sobie, bo było tam naprawdę dość chłodno tego dnia.
Od Kamieńca jednak trzeba było już kręcić a łatwo nie było. Z Byczenia do Paczkowa obłędnie nudna, prosta, wielokilometrowej długości betonowa droga, o nachyleniu 0% pozwoliła jednak na dobrą rozgrzewkę. Z Paczkowa wybrałem boczną drogę i granicę z Czechami przekroczyłem przejściem Dziewiętlice-Bernatice i dopiero przed Žulovą wjechałem na główną trasę. Jazda rowerem głównymi drogami w Czechach jest inna niż w Polsce, jechałem więc sobie bezstresowo.
Na trasie wspaniałe widoki ale też długie i strome podjazdy, miejscami dochodzące do 14%.
Tego dnia mam doskonałe samopoczucie, mimo to rozważnie pokonuję podjazdy, oszczędzając siły na później.
Daleko po prawej stronie widać szczyt Pradziad
Kiedy w oddali zobaczyłem szczyt Pradziad, zacząłem mieć wątpliwości, czy dam radę tego dnia tam wjechać...
-Przecież to jeszcze tak daleko i tak wysoko...- myślałem patrząc na odległy szczyt z wieżą-Skoro jednak Toomp dał radę, to ja też na pewno się nie wycofam.
Posuwałem się więc do przodu, odganiając precz niegodne myśli.
Cała trasa składa się z czterech wielkich podjazdów. Pierwszy podjazd do Lipová-lázně na wysokość około 564mnpm, po nim jest mały zjazd, następnie podjazd na ponad 900mnpm, następnie dość stromy zjazd, po którym trzeba podjechać już na ponad 1000mnpm, następnie zjazd do 844mnpm do Karlovej Studánki i stąd już tylko jazda w górę aż na szczyt Pradziad. Oszczędzając siły na tych , co mniejszych podjazdach, zjawiłem się w Karlovej Studánce w dość dobrej formie, na szczyt jechałem więc sobie dość żwawo, jak na moje skromne siły. Dość powiedzieć, że na wjeździe wyprzedził mnie tylko jeden rowerzysta, którego i tak przed szczytem wyprzedziłem, choć walczył dzielnie.
A to mój wjazd na Pradziad z kamery na kierownicy.
Kliknij Tu aby obejrzeć Film
Nie wiem dlaczego na blogu nie pokazuje się film, podaję więc link....
Za to na zjeździe wyprzedzali mnie wszyscy bo nie mając skłonności do ryzykanctwa, starałem się nie przekraczać 50km/h. Inni rowerzyści wyprzedzali mnie, jakbym piechotą szedł.
Na szczycie oczywiście sesja zdjęciowa.
Elektrownia
Pradziad
Ekipa rowerzystów z Polski też robiła sobie fotki. Kiedy usłyszałem że Polacy, sam zaoferowałem, że zrobię im wszystkim fotkę. Ucieszyli się, dali mi cztery swoje aparaty i z każdego musiałem cyknąć im grupową fotkę. Później wszyscy pognali na złamanie karku, wyprzedzając mnie na zjeździe do Karlovej Studánki.
Zjazd z Pradziada
Na szczycie Pradziad chłodno. Ubieram najpierw bluzę a przed zjazdem ortalionkę a i tak w Karlovej Studánce trochę mnie telepie z zimna. Cieszę się, że ubrałem te długie spodnie, choć w drodze powrotnej znów jest mi w nich za gorąco.Te trzy mocne podjazdy w drodze powrotnej dają mi się mocno we znaki ale śpieszę się, gdyż z wyliczeń wynika, że mogę nie zdążyć na ostatni szynobus z Kamieńca do Świdnicy. Jeśli nie zdążę na czas, będę musiał przejechać rowerem dodatkowo około 60km.Czuję w nogach te podjazdy i nie mam ochoty na pozaplanowe kilometry, jadę więc ile sił w nogach a wiele tych sił już nie ma. Nie ma także czasu na jedzenie, choć jeszcze coś w torbie do jedzenia jest. Mało za to mam picia...Pędzę więc do przodu, nie zapominając jednak o włączaniu kamery na zjazdach. W końcu karta pamięci w kamerze zapełnia się, więc to już koniec filmowania, teraz już tylko do przodu a czas ucieka...W Paczkowie wjeżdżam na betonówkę i staram się dociskać bo zostało już tylko pół godzinki do odjazdu szynobusu z Kamieńca... Ta betonowa droga to prawdziwy koszmar a do tego jeszcze pod wiatr. Na szczęście jej nachylenie to 0%.Jednak ja już nie mam sił, prawie nie mam już wody a język i gardło suche jak pieprz. W końcu wjeżdżam do Byczenia a tam ostatni kawałek ale pod górkę, czas jednak jest nieubłagany i do odjazdu szynobusu zostało kilka minut.
-Nie mogę przecież tak głupio przegrać tej walki- myślę sobie i ostatkiem sił cały podjazd z Byczenia do stacji kolejowej w Kamieńcu jadę na stojąco, dając z siebie wszystko co we mnie zostało. Dojeżdżam do stacji kolejowej, wchodzę na peron i w tym momencie szynobus też wjeżdża na peron, wyciągam butelkę z piciem, zostały tylko dwa łyki ale one dosłownie ratują mi życie, robi mi się trochę ciemno przed oczami, czuję skutki odwodnienia .Na pytanie jednego z czekających na pociąg, w którym miejscu przekroczyłem granicę, nie potrafię odpowiedzieć, w głowie mam kompletną pustkę. Po chwili jednak dochodzę do siebie, wsiadam do szynobusu i nareszcie mogę odpocząć. Do szynobusu wsiada też dwóch obładowanych sakwami rowerzystów, którzy jadą do Przemyśla, aby tam rozpocząć rowerową wyprawę na Ukrainę. Mam więc znowu z kim pogadać w czasie podróży. Na koniec życzę im udanej wyprawy, wysiadam z szynobusu i powoli jadę do domu.
Tak oto tego dnia mam wielką satysfakcję ze zdobycia szczytu Pradziad. A wszystko dzięki relacji, którą na swoim blogu zamieścił Toomp.
<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=ndimwqppqtsqunkq" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria 150 i więcej, Czechy, 1000 mnpm i więcej
Rundka po pracy
-
DST
57.00km
-
Czas
02:54
-
VAVG
19.66km/h
-
VMAX
38.00km/h
-
Kalorie 2075kcal
-
Podjazdy
425m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiejszy dzień był po prostu fatalny.Przynajmniej dla mnie.Parno, mało tlenu w powietrzu, jechało mi się ledwo ledwo.W drodze powrotnej spotkałem Tadeusza.Kiedyś przejeździliśmy kilka tysięcy kilometrów razem, więc trzeba było trochę pogadać.Jechaliśmy więc sobie powoli, prowadząc rozmowę.
Rundka po pracy.Przełęcz Sokola
-
DST
77.00km
-
Czas
03:31
-
VAVG
21.90km/h
-
VMAX
41.00km/h
-
Kalorie 3166kcal
-
Podjazdy
691m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po sobotnich, karkonoskich atrakcjach zrobiłem sobie dwa dni przerwy, które słusznie mi się należały.Czas był już jednak najwyższy, aby wrócić do tradycyjnych rundek po pracy.
Dzisiaj podjazd na Przełęcz Sokolą od Walimia.W drodze powrotnej spotkałem pana Bolka, zawróciłem więc, i razem z nim jeszcze raz okrążyłem jezioro w Lubachowie i tak jakoś przejechało mi się te 77km.