Kwiecień, 2011
Dystans całkowity: | 1051.42 km (w terenie 17.00 km; 1.62%) |
Czas w ruchu: | 53:43 |
Średnia prędkość: | 19.22 km/h |
Maksymalna prędkość: | 54.90 km/h |
Suma podjazdów: | 10482 m |
Suma kalorii: | 35327 kcal |
Liczba aktywności: | 15 |
Średnio na aktywność: | 70.09 km i 3h 50m |
Więcej statystyk |
Ładowarka do GPS i telefonu 2
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pogoda dzisiaj jest taka , że aż żal w domu siedzieć ale musiałem znaleźć czas, żeby popracować nad rowerowym ładowaniem telefonu i GPS-a.
Trochę trwało, zanim udało się zapleść koło z prądnicą bo zamówiłem zbyt długie szprychy, jednak w końcu mam to koło w domu.Jako stanowisko eksperymentu posłużyła mi kolarka Giant, choć nie dla niej to koło jest przeznaczone.
W pierwszej kolejności sprawdziłem napięcie prądu zmiennego, podpiąłem więc miernik i zakręciłem lekko kołem.Tylko uśmiechnąłem się, kiedy miernik pokazał 20V prądu zmiennego, przy prędkości 27km/h.Ciekawe ile będzie przy prędkości 40km/h...Następnie podpiąłem do prądnicy zmontowany wcześniej układ elektroniczny, pokręciłem kołem i miernik pokazał 12V prądu stałego, nawet przy prędkości 38km/h.
I o to chodziło, mam 12V stabilizowanego prądu stałego.Teraz już śmiało dołączam ładowarkę i telefon komórkowy.Zakręciłem kołem, zaświeciły się diody na ładowarkach i telefon zasygnalizował ładowanie.Kręcę jeszcze kilka minut z różnymi prędkościami a telefon niewzruszenie się ładuje.Podobnie w przypadku GPS-a.
Garmin ładuje akumulator bez względu na prędkość obracania się koła z prądnicą.
Chyba mogę już powiedzieć: TO DZIAŁA!
Pozostał jeszcze zakup 10 sztuk akumulatorków AA, oraz ogumienia do nowego koła i będę miał tyle prądu na rowerze, że nie wiem co z nim zrobię ;).
Muszę też skombinować jakąś obudowę do ładowarki ale to już drobnostka.
Dzień dzisiejszy, pomimo że bez kilometrów, uważam za szczególnie udany.
Moje dzisiejsze stanowisko bojowe.Bałagan to mój żywioł :)
Po pracy Przełęcz Walimska
-
DST
63.90km
-
Czas
03:04
-
VAVG
20.84km/h
-
VMAX
46.40km/h
-
Kalorie 2233kcal
-
Podjazdy
660m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wciąż czuję się jakiś osłabiony, jednak ponad wszystko pragnę dojść do formy sprzed choroby.Po pracy jadę więc do Pieszyc aby przez Rościszów wjechać na Przełęcz Walimską.Jestem przekonany, że tylko góry i tylko takie podjazdy zwrócą mi moją dobrą formę.Droga do Pieszyc pod wiatr, więc nie za szybko posuwam się do przodu.W Pieszycach czuję się wykończony i mam wielką ochotę wrócić sobie z wiatrem do domu tą samą drogą, mimo to jednak uparcie jadę na Rościszów.Za Rościszowem nagle coś jakby we mnie pękło, zmęczenie zniknęło a ja nie czuję wysiłku na tym podjeździe.I o to właśnie chodziło, na to czekałem.Wiedziałem, że to musi nadejść bo już nie raz tak miałem.Dalsza jazda to już przyjemność, po prostu bawię się tym podjazdem.W pewnym momencie zaczyna padać deszcz.Rozglądam się za chmurą, z której ten deszcz pada ale nie widzę jej.Świeci Słońce i pogoda jest śliczna a jednak pada...
Nie zatrzymam się, żeby założyć ortalionkę, chcę pokonać cały podjazd bez przystanków, przecież tak dobrze mi idzie.Po kilku minutach deszcz przestaje padać a ja docieram do Przełęczy Walimskiej.Teraz już tylko zjazd do domu.Zakładam ortalionkę przed zjazdem, żeby mnie nie przewiało i ruszam.Do samego domu jedzie mi się fantastycznie.Czuję się, jakbym tylko małą rozgrzewkę zrobił.Chyba znów jestem gotów do wyjazdów w dłuższe trasy.Jutro przerwa w jeżdżeniu a w sobotę...zobaczymy na co pogoda pozwoli.
Po piwko do Czech
-
DST
95.02km
-
Czas
04:44
-
VAVG
20.07km/h
-
VMAX
49.30km/h
-
Kalorie 3189kcal
-
Podjazdy
923m
-
Aktywność Jazda na rowerze
No i pogoda poprawiła się.Po krótkim namyśle obrałem kierunek do Czech, przez Przełęcz pod Czarnochem.W Głuszycy Górnej droga na przełęcz zamknięta, rozkopana.Robotnicy budują kanalizację, jednak nie dla rowerzysty takie przeszkody.Biorę rower na ramię i pokonuję wykopy, kilkanaście metrów idę pieszo a dalej mogę już jechać.To się nazywa mobilność.Wyżej, w lesie mijam starszego pana, który prowadzi rower pod górę.Gość ma pewnie tyle lat co ja ale skoro ja jadę a on prowadzi to on jest starszy ;).Nie ma się jednak co dziwić, nachylenie wzniesienia w tym miejscu sięga 12% a nawierzchnia jest szutrowa, nie dla każdego więc jest to łatwa droga.
-Pan to masz zdrowie-woła do mnie zdyszany.
No cóż, od siedzenia przed TV kondycji ani siły się nie nabędzie-myślę sobie i jadę dalej.
Zjazd przez Janovicki do Broumova.
Do Nachodu tak niedaleko myślę widząc te drogowskazy w Olivetinie.Tak niedawno tam byłem...Tym razem jednak muszę jechać w prawo.
Smakowite myśli mam spoglądając na czeski browar w Olivetinie.
-Tu się robi prawdziwe piwo-uśmiecham się do swoich myśli.
Okazuje się, że browar Olivetin urządził muzeum browarnictwa, o czym informuje napis.
-Może kiedyś zwiedzę te muzeum.Na razie jednak zadowolę się piwkiem kupionym w Starostinie.
Jadąc przez Czechy docieram do Mezimesti i nie zatrzymując się jadę do Starostina.
W czeskim Starostinie na sklepach jest więcej polskich napisów niż czeskich.Na niektórych sklepach widzę napis: CUKIER.
W sklepie kolejka Polaków, wśród których rozpoznaję kolegę ze szkolnej ławy, przyjechał do Czech po towar dla swojego sklepu.Niech nasza władza jeszcze podniesie VAT, akcyzy i ceny, my z pogranicza jakoś sobie poradzimy.Kupuję cztery piwa Kozel i jadę do Unisławia, następnie Rybnica Głuszyca, Jedlina...Tutaj droga miała być już łatwa do Zagórza i do Świdnicy, jednak decyduję się na jeszcze jeden podjazd w Jedlinie, aby pojechać przez Dziećmorowice i Złoty Las.Tym sposobem wyszła taka trochę ósemka, urwana bo w Czechach miałem przez jakiś czas wyłączony gps.Będąc w sklepie zapomniałem wyłączyć gps, więc liczył on sobie czas jazdy, podczas gdy ja stałem w kolejce po piwo.A niech tam...i tak nie zależy mi na dokładnych wynikach przejazdu trasy.
Deszczowa rundka do Jedliny
-
DST
50.18km
-
Czas
02:23
-
VAVG
21.05km/h
-
VMAX
41.60km/h
-
Kalorie 1680kcal
-
Podjazdy
399m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Od samego rana pada deszcz.Nie nastraja mnie to dobrze, po chorobie chciałem szybko dojść do formy a to wymaga jeżdżenia, tymczasem pogoda psuje moje plany.
około południa deszcz przechodzi i zza chmur pokazuje się Słońce.Nie zwlekając ani chwili, wsiadam na rower i jadę.Po drodze zastanawiam się nad celem tej trasy a plany mam coraz bardziej ambitne.Kiedy dojeżdżam do jeziora w Lubachowie, pogoda tu nie wygląda już dobrze.Pada deszcz a Słońce zniknęło za chmurami.Nie mam jednak ochoty wycofywać się.Im dalej jednak jadę, tym bardziej pada.W Jedlinie deszcz już pozbawia mnie złudzeń co do dalszej jazdy.Rezygnuję więc z kierunku południowego i jadę przez Jedlinę w kierunku Dziećmorowic a następnie Świdnicy.Do samego domu było już tylko gorzej, pogoda załamała się całkiem.W drodze ze Złotego Lasu do Lubachowa mijam jadącego w przeciwnym kierunku, ubranego na czarno rowerzystę.Pozdrawiamy się gestem rąk.
-Kolejny szaleniec z zadowoloną miną jeździ po deszczu-śmieję się w myślach do siebie.
Trzeba jednak przyznać, że pomimo deszczu jechało się całkiem fajnie.Było ciepło i bezwietrznie.Trochę zmokłem ale najważniejsze, że udało się trochę pokręcić a jutro może będzie lepsza pogoda.
Pierwsza przejażdżka po chorobie
-
DST
33.38km
-
Czas
01:37
-
VAVG
20.65km/h
-
Podjazdy
161m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nareszcie skończyło mi się chorobowe.Trzeba jak najszybciej powrócić do jeżdżenia ale z rozwagą.Dzisiaj więc postanowiłem się tylko trochę przewietrzyć, krótką trasą nad jezioro w Lubachowie.Trochę się chmurzy no i lany poniedziałek napawa obawą, czy gdzieś tam po drodze młodzież nie poleje mnie wodą.Udało mi się jednak bo tylko w Bystrzycy Górnej, dziewuszki pokropiły mnie nieznacznie.W drodze powrotnej, jadąc przez Burkatów, już z oddali widzę grupę młodych z wiadrami.Jadę jednak ostentacyjnie, tylko spojrzeli na mnie.Pewnie szkoda im było wody na mnie.
-No i dobrze, mają polewać dziewczyny a nie starych facetów- pomyślałem z humorem.
I tak oto suchą stopą oponą przejechałem ten spacerek.Od jutra trzeba będzie zacząć się rozkręcać.Przyszły weekend zapowiada się bardzo pogodny i dobrze byłoby mieć formę na jakiś dalszy wyjazd.
Dzisiejsza droga nad jeziorem w Lubachowie.
Jezioro w Lubachowie o poranku.
Przymusowa przerwa w jeżdżeniu
-
Aktywność Jazda na rowerze
No i dopadła mnie infekcja.Wysoka gorączka, antybiotyki, przymusowe leżenie w wyrku.
Chyba już należało się, w końcu nie chorowałem już z 9 lat.
Życzę wszystkim wesołych świąt Wielkanocnych.Ja tymczasem wracam do łóżka.
Rundka po pracy
-
DST
61.54km
-
Czas
02:42
-
VAVG
22.79km/h
-
VMAX
45.30km/h
-
Kalorie 2066kcal
-
Podjazdy
611m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po pracy zrobiłem standardową rundkę do Jedliny Zdrój.
Przełęcz Puchaczówka
-
DST
155.57km
-
Czas
08:13
-
VAVG
18.93km/h
-
VMAX
54.90km/h
-
Kalorie 5000kcal
-
Podjazdy
1877m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj był Złoty Stok, Lądek Zdrój, Stronie Śląskie, Jaskinia Niedźwiedzia, Przełęcz Puchaczówka, Bystrzyca Kłodzka i Kłodzko.W Kłodzku zjawiłem się dość późno, więc do Świdnicy przyjechałem sobie szynobusem.Fotki i opis jutro.
Kotlinę Kłodzką mam w głowie od jakiegoś czasu i tęskno mi też do Śnieżnika, jednak pogoda i sprawy osobiste nie sprzyjały wyjazdowi w tamte strony.
Wreszcie na sobotę dobre zapowiedzi pogodowe więc decyzja, że jadę tam.W sakwy załadowałem wszystko to, co miało zapobiec wszelkim przeciwnościom losu a także parę zbytecznych rzeczy i w drogę.Poranek był chłodny, więc ubrałem się cieplej ale już w Bielawie musiałem zatrzymać się, aby zmienić rękawiczki na bezpalcowe i zdjąć ortalionkę.Przebierając się, kątem oka dostrzegłem krzyż i przypomniałem sobie, że Kajman prosił o fotki z czaszkami.Przyglądam się więc krzyżowi i... jest, jest czaszka!!.Tyle razy tędy przejeżdżałem i nawet tego krzyża nie widziałem, że o czaszce nie wspomnę ;).Cykam więc fotkę, drugą detal i w drogę.
Krzyż z czaszką w Bielawie
Czaszka na krzyżu w Bielawie
-Jak mi się w trasie więcej takich krzyż trafi to do Kotliny Kłodzkiej nie dojadę-myślę sobie ze śmiechem.
Od Bielawy trasa super, samochodów jak na lekarstwo, psy pozamykane w zagrodach, dodatkowo lekki wiatr mam w plecy, jadę więc sobie bezstresowo, prawie radośnie.
Po drodze wspaniały widok na forty Srebrnej Góry ale na fotce już tak wspaniale to nie wygląda ;)
Omijam Bardo i jadę...No własnie, dokąd mnie ten Garmin prowadzi?Tak całkiem nie mogę mu zaufać, prowadzi mnie wcześniej zaplanowanymi drogami, którymi nigdy nie jechałem, jednak od czasu do czasu wolę sprawdzić na mapce te jego wskazania.
"Ufaj i sprawdzaj"- mawiał towarzysz Stalin ;).Jak się później okazało, pojeździłbym sobie ze dwa razy między Bystrzycą Kłodzką a Jaskinią Niedźwiedzią, gdybym mu bezkrytycznie zaufał.
Po drodze wspaniałe widoki na Jezioro Paczkowskie, mocno jednak zamglone, więc nie robię fotkek.W Mąkolnie piękny kościół a przy nim krzyż.Krzyż z czaszką.
-Kajman się ucieszy. pomyślałem, choć Słońce nie pozwoliło na choćby poprawne zdjęcie krzyża.
-Trudno, musi być to, co jest- pomyślałem po kolejnej próbie zrobienia lepszej fotki i pojechałem do Złotego Stoku.
Ze Złotego Stoku przejazd przez Góry Złote.Na chwilkę zatrzymuję się w miejscu upamiętniającym śmierć kierowcy rajdowego, Mariana Bublewicza i zjeżdżam do Lądka Zdrój.W Orłowcu, tuż przy szosie całe stado dzików beztrosko ryje sobie w chaszczach, zajadając coś ze smakiem. Nie zatrzymuję się, żeby nie wkurzyć szefa stada.W oddali widzę już ośnieżone szczyty Czarnej Góry i Śnieżnika.Już wiem, że wjazd na Śnieżnik nie będzie tego dnia możliwy.
-Może choć do Schroniska Pod Śnieżnikiem uda się dotrzeć a jeśli nie to przejadę do Międzygórza i przez Wilkanów do Kłodzka-tak sobie wówczas planowałem.Przejazd przez Rynek w Lądku, na którym akurat odbywa się targ staroci.
Jakoś mam szczęście trafiać do Lądka akurat w czasie trwania tego targu, widocznie taka staroć już się ze mnie robi... ;)
Na wyjeździe z Lądka zdejmuję bluzę ale najpierw robię sobie pamiątkę bo nigdy nie wiadomo, który raz tu będzie moim ostatnim...
Dojazd do Stronia jest częściowo ścieżką rowerową, jednak bliżej miasta samochody robią sobie na niej parking.Oczywiście policji nigdzie nie widać a nawet jak przejedzie jakiś patrol to udaje, że niczego nie dostrzega.Tak jest pewnie wygodniej i bezpieczniej dla panów policjantów.Co rusz słyszymy o kolejnych policyjnych akcjach na drogach i o sukcesach tych akcji a tymczasem prawdziwych problemów nikt nie rozwiązuje.Zły na ten cały system medialnych pozoracji robię kilka fotek samochodom parkującym na ścieżce rowerowej, jednak po namyśle postanawiam nie publikować tych zdjęć.
Czarna Góra widziana przed Stroniem Śląskim
-Czy będę musiał przedzierać się przez zaśnieżone drogi?-zastanawiam się , patrząc na ośnieżone szczyty.
Ze Stronia jadę w kierunku Jaskini Niedźwiedziej, po drodze mijając stary , fajnie urządzony piec wapienniczy, wokół którego zrobiono ogród japoński
Wapiennik w Kletnie
Jeszcze przed wjazdem w las, widząc śnieg mam nadzieję, że wyżej nie będzie gorzej, jednak w miarę wspinaczki, śniegu jest coraz więcej, na szczęście nie na asfalcie.
Docieram do źródła "Marianna"
Woda pod własnym ciśnieniem wysoko tryska i niemożliwym byłoby nabranie wody do picia ale dla turystów zrobiono specjalny kran przy ławkach.Tablica informuje, że woda zbadana i wymienione są składniki , zawarte w wodzie.
Odkręcam kranik, wypijam sporo wody, jest wyśmienita.Tankuję do pustego już bidonu.
-Wrócę to jeszcze kiedyś, choćby tylko po to, aby jeszcze raz napić się tej wspaniałej wody- myślę sobie, smakując doskonałą wodę.
Im wyżej, tym śniegu więcej, mam coraz większe obawy, czy jazda do Międzygórza będzie możliwa.Po dotarciu do Jaskini Niedźwiedziej już wiem, że nie...
Gdybym miał tu Kellysa, pojechałbym bez problemu dalej, jednak Lincoln ma opony uniwersalne, zbyt gładkie na śnieg.Robię więc kilka fotek i wracam do Stronia.będę próbował przejechać przez Przełęcz Puchaczówka, mając nadzieję, że będzie to możliwe.
okolice Jaskini Niedźwiedziej
Tą drogą miałem jechać do Międzygórza.okazało się to niemożliwe dla Lincolna
Droga dojazdowa do Jaskini Niedźwiedziej
Okolice Jaskini Niedźwiedziej
Okolice Jaskini Niedźwiedziej
Wejście
Okolice Jaskini Niedźwiedziej
Z rozkoszą fotografuję zimowe scenerie, które w kwietniu są już dość egzotyczne.
W drodze powrotnej piękna panorama Stronia Śląskiego, nie zrażajcie się moimi paskudnymi fotkami, pojedźcie tam bo widok jest naprawdę piękny.
Wracam więc do Stronia i jadę w kierunku Przełęczy Puchaczówka a tam...oczywiście też śnieg ale dało się przejechać, choć na szczycie były miejsca, że i asfaltu niewiele było spod śniegu widać, jednak gotów byłem nawet przejść kilka kilometrów, gdyby zaszła konieczność.Powrót do Lądka uznałem za nie do przyjęcia.
"Piłowanie" pod górę ze Stronia na Przełęcz Puchaczówka to jest to, co rowerzyści lubią najbardziej, a więc i ja to uwielbiam i po to jeżdżę w góry.Widoki fantastyczne, powietrze niesamowite, żyć nie umierać.
Popatrzcie tylko.
Wyciąg narciarski na stoku Czarnej Góry
Widoki podczas podjazdu na przełęcz Puchaczówka
Zawsze robię sobie tu pamiątkę
Podjazd na Przełęcz Puchaczówka i widok szczytu Czarnej Góry.
Może Alpy są piękniejsze ale czyż tu nie jest cudnie?
Na szczycie Przełęczy Puchaczówka zimowe scenerie.
Na szczycie Przełęczy Puchaczówka
Z Puchaczówki zjazd do Idzikowa, najpierw bardzo ostrożny bo asfalt w śniegu i wodzie.Poniżej śniegu coraz mniej, aż wreszcie wogóle znika i wtedy puszczam hamulce.Rower sam sobie jedzie a ja mogę odpocząć, choć trzeba być uważnym bo z lasu w każdej chwili na szosę może wyjść dzik albo sarna.Po drodze pozdrawiam gestem samotnego rowerzystę, który od Idzikowa wspina się na przełęcz.
Rozkoszuję się fantastycznym zjazdem.Tu jest nowy, śliczny asfalt, do samego skrzyżowania z drogą 33, która prowadzi do Kłodzka.
Przecinam ją i jadę do bystrzycy Kłodzkiej.Tam odnajduję boczną drogę, która przez Gorzanów prowadzi mnie do kłodzka.Polecam tę drogę.Wąska asfaltówka o skandalicznej nawierzchni ale brak większych podjazdów i samochodów prawie nie ma.
W Gorzanowie focę wspaniały zamek, właściwie to już ruina ale wciąż robi wrażenie.
Kościół w Gorzanowie koło Bystrzycy Kłodzkiej
Brama do zamku w Gorzanowie
Zamek w Gorzanowie koło Bystrzycy Kłodzkiej
Kiedy dojeżdżam do Kłodzka jest już dość późno i choć nie czuję się zmęczony, to jednak pokusa powrotu szynobusem do domu jest silna.Jadę więc na stację kolejową i tam kończy się moja rowerowa wycieczka.Do domu wracam szynobusem.
Krzyż z czaszką w Mąkolnie, koło Złotego Stoku
Czaszka na krzyżu w Mąkolnie
tymczasem mapka trasy
Kategoria 150 i więcej
Rundka po pracy
-
DST
57.47km
-
Czas
02:50
-
VAVG
20.28km/h
-
VMAX
43.50km/h
-
Kalorie 1902kcal
-
Podjazdy
546m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ostatnio pogoda nie zachęca do jazdy rowerem, jednak to nie pogoda jest powodem mojej przerwy w wyjazdach.Znalazłem w internecie informacje, że można ładować akumulatorki w telefonie i nawigacji za pomocą dynama rowerowego.W grę wchodzi oczywiście dynamo w piaście koła przedniego.Temat ten bardzo mnie zaciekawił i postanowiłem go przemyśleć a następnie zrealizować.Zabiera mi to trochę czasu, więc cierpi na tym regularność wyjazdów, jednak kiedy tylko zmontuję wszystko to życie wróci do normy.Dzisiaj jednak znalazłem chwilkę i po pracy zrobiłem sobie rundkę, choć pogoda wietrzna i czasem trochę kropi z nieba.
Rundka po pracy
-
DST
67.34km
-
Czas
03:15
-
VAVG
20.72km/h
-
VMAX
41.60km/h
-
Kalorie 2719kcal
-
Podjazdy
593m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ponoć od jutra pogoda ma się popsuć, tfu, tfu, tfu...Może się nie sprawdzi.Trzeba było skorzystać więc z dzisiejszego, pogodnego jeszcze popołudnia.Oczywiście przejażdżka była po górach :)