pioter50 prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w kategorii

Nad morze 2013

Dystans całkowity:1525.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:25:47
Średnia prędkość:26.57 km/h
Suma podjazdów:5678 m
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:169.44 km i 12h 53m
Więcej statystyk

Ostatni dzień wyprawy.Kalisz-Świdnica.

  • DST 203.00km
  • Podjazdy 795m
  • Sprzęt Fuji
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 14 sierpnia 2013 | dodano: 14.08.2013
Uczestnicy

Tym ostatnim odcinkiem trasy, zakończyliśmy naszą rowerową wyprawę.Każda podróż musi się jakoś skończyć.Nasza zakończyła się szczęśliwie , ostatnim odcinkiem trasy, który zaczął się 18 kilometrów przed Kaliszem a skończył w Świdnicy.
Tak wyglądała całość trasy wyprawy, której łączna długość wyniosła 1494km



Pobudka w zajeździe Maxim, 18km przed Kaliszem. Zjadamy obfite i smaczne śniadanko i z żalem opuszczamy przyjazny zajazd Maxim. Dzisiaj ostatni etap naszej podróży. Okazuje się, że wiatr nie zmienił kierunku ani siły, więc będzie to już trzeci dzień piłowania pod wiatr.
Na krótko zatrzymujemy się w Kaliszu i jedziemy, jedziemy, jedziemy...Po drodze nie ma już wielu atrakcji, koncentrujemy się więc na jeździe. Łatwo nie jest. Tak zwane płaskie tereny mają to do siebie, że co prawda nie ma tu podjazdów, ale nie ma też zjazdów. Każdy kilometr trzeba wykręcić .Jeśli do tego dojdzie jazda pod silny wiatr na nieosłoniętym terenie, to trzeba się nieźle spocić, żeby przejechać 200km.Tak naprawdę jednak na dłuższych odcinkach trasa wcale nie jest taka płaska. Teren jest mocno pofałdowany, tych niby zjazdów wcale się nie odczuwa, za to podjazdy jak najbardziej, czuje się, zwłaszcza jeśli jedzie się pod silny wiatr. Trzeci dzień jazdy pod ten wiatr daje się nam już mocno we znaki. Przed Wrocławiem wiatr jednak jakby zmienił kierunek i wieje nam z boku. Jest trochę łatwiej.
Po około 130km zatrzymujemy się w jakimś zajeździe przed Wrocławiem i zjadamy ostatni obiad tej wyprawy. Wrocław okazuje się najgorszym miastem na naszej trasie. . Jazda przez to miasto jest masakryczna, ze względu na ruch samochodowy i pozwężane drogi. To prawdziwie wrogie dla rowerzysty środowisko .Na początku jadę szosą z samochodami ale po jakimś czasie wydaje mi się to zbyt ryzykowne i uciekam na chodnik. Jadę trochę chodnikami, trochę ścieżkami rowerowymi. Artur uparcie jedzie szosą razem z samochodami. Po jakimś czasie tracę go z oczu. Nie ma szans żebym pobłądził we Wrocławiu, bo dość dobrze się tam orientuję, Artur twierdzi, że zna Wrocław. Spotykamy się na Bielanach, na drodze krajowej 35, którą jedziemy do Marcinowic. W Marcinowicach jednak odbijamy na Stefanowice, Gruszów , Wilków i Pszenno. Wreszcie Świdnica. Na krzyżówce koło TESCO rozstajemy się. To w tym miejscu zaczęła się nasza podróż i przygoda i tu się kończy. Zamknęliśmy to małe kółko. Jazda nad morze w niecałą dobę, przejazd wybrzeżem na Hel a następnie powrót, w całości zrealizowane na rowerach, wyjąwszy krótką przeprawę promową z Helu do Gdyni, w końcu to tylko 20km statkiem. Jest powód do satysfakcji.
Nie opisałem wszystkiego, co działo się na tej wyprawie, bo musiał bym książkę napisać a i tak pewnie nikt by tego w całości nie przeczytał. Czasu zresztą też mi na to brak. Nie wszystko też , co ciekawe sfotografowałem, bo pewnie do dziś byśmy nie wrócili. Myślę, że zdobyłem trochę doświadczenia, czegoś się nauczyłem o wielodniowych wyjazdach na rowerze. Chyba złapałem prawdziwego bakcyla. Możliwe, że w przyszłym roku znowu coś zaplanuję, coś jeszcze większego... Mam całą zimę na snucie planów i oglądanie map. Możliwe też, że jeszcze kogoś zaproszę na kolejną wyprawę...Czuję też, że straciłem trochę kilogramów i od powrotu nie mogę przestać jeść. Cały czas czuję głód. Mam nadzieję, że to się niedługo skończy bo stracę majątek na jedzenie...
Ogólnie jesteśmy zadowoleni z siebie i ze sprzętu, który sprawił się niezawodnie, chociaż Artur i tak twierdzi, że sobie nie pojeździł.




Ratusz w Kaliszu




Oleśnica


Widok Ślęży po wyjeździe z Wrocławia sprawia, że czujemy się już prawie w jak w domu...


Kategoria 200 i więcej, Nad morze 2013

Torun-Kalisz

  • DST 193.00km
  • Podjazdy 504m
  • Sprzęt Fuji
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 13 sierpnia 2013 | dodano: 13.08.2013
Uczestnicy

Budzimy się rano w zajeździe, 30km przed Toruniem a za oknami leje deszcz.Nie ma rady, zjadamy obfite i smaczne śniadanko i ruszamy w trasę.Przed Toruniem deszczowi się znudziło i przestał padać ale co nas zmoczył to nasze.Prawie 30km jazdy w dzeszczu...no cóż mogło być gorzej, bo mogło przecież lać cały dzień.W Toruniu zwiedzamy rynek i okolice, kupujemy pierniki-ja zjadam od razu całą paczkę, bo jestem wciąż wygłodniały.Robimy trochę fotek i jedziemy.Po drodze sporo jezior, Czyste, Jeleniec , Głuchowskie...Niestety Chełmżę i Jezioro Chełmżyńskie mijamy bokiem, co dziś uważam za błąd w planowaniu trasy, wynikający z niedającego się wytłumaczyć pośpiechu.Mijamy Jeziora: Skulska Wieś i Skulskie, Jeziora : Mokrzyńskie, Pątnowskie i Gosławskie.Przejeżdżamy przez Inowrocław i Konin. Dzisiaj znowu mamy przerąbane, bo znowu mamy silny wiatr od czoła.To jest drugi dzień piłowania pod wiatr.Zrobiło się też chłodniej, co ma swoje dobre strony.Dziisiaj chcemy dotrzeć w okolice Kalisza, żeby jutro, ostatnim etapem zajechać do Świdnicy.Na 18km przed Kaliszem mamy przejechane 193km , jesteśmy już umordowani tym wiatrem i trafiamy na zajazd Maxim.Wygląda luksusowo, podoba nam się ale nie wiemy, czy nocleg tutaj nie będzie dla nas zbyt kosztowny.Okazuje się, że cena nie jest wygórowana.Zatrzymujemy się więc w tym zajeździe bo nie wiemy, czy bliżej Kalisza znajdzie się nocleg w przystępnej cenie.
Musimy efektywnie wypocząć i porządnie zjeść bo jutro ostatni etap naszej rowerowej wyprawy.


Kilka fotek z Torunia










Tu kupujemy pierniki




Planetarium


Więzienie w Toruniu


Uniwersytet Mikołaja Kopernika


Krzywa wieża w Toruniu, choć tak naprawdę nie jest krzywa, tylko odchylona








Żegnamy Toruń i Wisłę






Most w Koninie


Artur pognał gdzieś do przodu a ja robię sobie fotkę na moście w Koninie


18km przed Kaliszem trafiamy na fajny zajazd, w którym nocujemy


Restauracja zajazdu jest dobrze zaopatrzona


Miła obsługa spełnia z uśmiechem większość naszych życzeń




Na śniadanie jajecznica i szwedzki stół.Dostaję także dużą szklankę soku z grejfruta i dużego loda.


Tam schowano nasze rowery, biorąc za nie pełną odpowiedzialność

To było chyba najlepsze miejsce noclegowe na całej naszej trasie.


Kategoria Nad morze 2013

Gdansk-prawie Torun

  • DST 183.00km
  • Podjazdy 732m
  • Sprzęt Fuji
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 12 sierpnia 2013 | dodano: 13.08.2013
Uczestnicy

Trasa z Gdanska do Torunia.relacja po powrocie z wyprawy.

Czas na wyjazd z Gdańska.Naszym celem jest Toruń a po drodze zamek w Malborku.Na początku nawigacja wariuje.Najpierw wyprowadza nas w jakieś pola a następnie każe zawracać.Dostaję nauczkę, że jeżdżąc rowerem szosowym trzeba nawigację przełączać na profil samochodowy.Wtedy nawigacja działa bardziej precyzyjnie i sensownie wytycza trasę.W końcu trafiamy na właściwą drogę i jedziemy do Malborka.Wieje bardzo silny, południowy wiatr, który na nieosłoniętym terenie daje nam nieźle w kość.W Malborku mamy chwilę wytchnienia.Oglądamy zamek, robimy fotki, zjadamy posiłek i jedziemy w kierunku Torunia.Po drodze mamy tak piękne miasta jak, Sztum, Kwidzyń i Grudziądz.Przecinamy rzeki Nogat i Wisłę, podziwiamy widoki wielu jezior i stawów.
To wpsaniałe zobaczyć tyle miejsc w jednej wyprawie.Jakieś 30km przed Toruniem, za Stolnem widzimy zajazd.Są wolne pokoje i jest niedrogo.Nie wiemy czy bliżej Torunia znajdziemy jakiś nocleg i czy nie będzie drożej, mamy też już 183km jazdy pod silny wiatr.Chcemy odpocząć.Tutaj więc kończy się nasza dzisiejsza trasa.Okazuje się, że jedzenie w tym zajeździe jest smaczne i jest go dużo w jednej porcji.Właścicielka ostrzega nas tylko, abyśmy w nocy nie wychodzili z budynku, bo ona na noc wypuszcza trzy duże psy.Nie polecam więc nocnej jazdy rowerem w pobliżu tego zajazdu.Właścicielka zajazdu chyba nie ma wyobraźni.Atak trzech takich psów na samotnego rowerzystę w całkowitych ciemnościach móglby się skończyć tragicznie.
Poza tym zajazd naprawdę można polecić.Śniadanko wliczone w cenę noclegu było obfite i wyborne.




Rzeka Nogat a nad Nogatem...


...zamek w Malborku












</b>


<b>Po tym moście wjechaliśmy na teren zamku





Zamek w Malborku robi wrażenie.


Kategoria 150 i więcej, Nad morze 2013

Gdynia-Gdańsk

  • DST 31.00km
  • Podjazdy 164m
  • Sprzęt Fuji
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 11 sierpnia 2013 | dodano: 15.08.2013
Uczestnicy

Przejazd z Gdyni do Gdańska.
Jak już pisałem w poprzednim wpisie, zakorkowana samochodami droga z Władysławowa do Gdańska nie dawała nam spokoju. Chciałem do Gdańska dojechać możliwie bez problemów, żeby mieć czas na spotkanie z córką, zięciem i wnukiem, których nie widziałem już dość długo. Spacerując po porcie w Helu, wpadliśmy na pomysł przeprawienia się do Gdyni tramwajem wodnym. Ucieknie nam co prawda trochę kilometrów z trasy ale zyskam trochę czasu na spotkanie z rodzinką, zyskamy więcej czasu na zwiedzanie Helu i będziemy mogli pozwolić sobie na skosztowanie regionalnych piw. Z drugiej strony patrząc, być nad morzem i nie popłynąć statkiem?Decyzja więc zapadła, płyniemy promem do Gdyni.
Trasa tramwaju wodnego do Gdyni wynosi około 20km, lądem w to samo miejsce to około 70km.Takie dane otrzymujemy od marynarza promu. Płynie się super. Podziwiamy morze, statki i promy, oraz odległą o 20km Gdynię. Po godzinnym rejsie jesteśmy w porcie w Gdyni.
Na nasze nieszczęście trwa tu triathlon, o którym mówiły media.Pół Gdyni jest zamknięta na potrzeby zawodów, co zmusza nas do kluczenia po tym nieznanym nam mieście.W końcu udaje się nam wyjechać i nawet nie spostrzegłem, kiedy jesteśmy już w Gdańsku.Trasa rowerowa króciutka ale musimy przejechać cały Gdańsk, gdyż znany mi zajazd, w którym nocowałem 4 lata temu znajduje się na wylocie Gdańska w dzielnicy Orunia.Jest to dla nas bardzo wygodne rozwiązanie bo rano trzeba ruszać w trasę, więc lepiej nocować na wylocie miasta.Po prysznicu jedziemy autobusem pod dworzec kolejowy .Tam spotykamy się z moją córką, zięciem i wnukiem. Oni doskonale znają Gdańsk,więc oprowadzają nas skrótowo po najciekawszych miejscach tego miasta. Jemy obiad w harcerskiej stołówce a następnie wypijamy wyborne piwo Złote Lwy w Gdańskiej Restauracji, w której menu można znaleźć nawet ulubione dania Lecha Wałęsy. Na chwilkę jeszcze wpadamy do mieszkania moich bliskich na kawę i jabłecznik i robi się późno. Trzeba wracać do zajazdu spać bo rano czeka nas jazda do Torunia.


Ostatnie chwile na Helu przed odpłynięciem do Gdyni






Odległa o 20km Gdynia


Już jesteśmy na promie


Żegnamy Hel


Katamaran mknie całą naprzód


Wczoraj fotografowałem ten statek z Helu a dzisiaj przepływamy obok niego


Gdynia już blisko






Zjadamy sowity obiadek w stołówce harcerskiej


Fotka pod Neptunem obowiązkowa


Artur przechodzi przez bramkę liczącą ludzi...


Trwa występ kabaretu OTTO...




W Gdańskiej Restauracji piwo Złote Lwy podawane jest w tradycyjnych, zdobionych kuflach.Smakuje wybornie.




Kilka widoczków Gdańska z wieży Kościoła Mariackiego








Kategoria Nad morze 2013

Ustka-Hel

  • DST 169.00km
  • Podjazdy 714m
  • Sprzęt Fuji
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 10 sierpnia 2013 | dodano: 10.08.2013
Uczestnicy

Dzisiaj nasza wyprawa dotarla z UStki na Hel.Relacja i fotki po powrocie.

Jak już wspomniałem, w Ustce nie bardzo dało się pospać, bo całą noc jakaś mewa darła się nam pod oknami.Rano trzeba było wstać i bez śniadania ruszyliśmy w trasę.Czułem się jak obity kijami pies.Głodny i zmęczony po wczorajszej jeździe...Właściwie to nie rozumiem, dlaczego nie zjedliśmy śniadania.Dokąd nam się tak śpieszyło?W jakiejś wsi udalo mi się kupić chleb jogurt i serek topiony, jednak na takim jedzeniu to ja mogę sobie najwyżej poleżeć a nie jechać rowerem 170km.Nawierzchnia dróg w większości w fatalnym stanie, do tego na sporej ich części prowadzone są roboty drogowe, wskutek czego są zwężenia i ruch wahadłowy.W jednym miejscu robotnicy zamknęli całkiem drogę i spokojnie frezowali sobie asfalt a z obu stron stały długie rzędy samochodów.My z rowerami się przecisnęliśmy ale kierowców samochodów było nam żal.Nie wiemy jak dlugo musieli oni stać w tym korku.Kiedy przejeżdżaliśmy, pytali, co się tam dzieje, że zostali zatrzymani.Nie mieliśmy dla nich dobrych wieści... Im bliżej Władysławowa, tym samochodów więcej.Na szczęście sporą część drogi dojazdowej jedziemy wąską, rowerową ścieżką asfaltową,, jednak ostatnie kilometry jedziemy razem z tym samochodowym piekłem.Droga z Władysławowa do Gdańska wygląda na nieźle zakorkowaną a jutro chcemy jechać z Helu do Gdańska.Widok zapchanych dróg nie napawa nas optymizmem ale nie wszystko było złe bo fajnych widoków, jak np. Jeziora Żarnowieckiego nie zabrakło na tej trasie.Tymczasem wjeżdżamy do Władysławowa.Stajemy na obiad w knajpce a za niedługo zjawia się kolega z pracy Waldek z żoną Gosią, którzy akurat wypoczywają we Władysławowie.Czas na posiłek i rozxmowę z Waldkiem i Gosią szybko leci a my jeszcze musimy wjechać do Helu i znaleźć nocleg.Z żalem więc żegnamy przyjaciół o jedziemy.Z Władysławowa do miasta Hel prowadzi ścieżka rowerowa ale jest na niej dość tłoczno.Skrzydła ciężko rozwinąć, więc jedziemy trochę ścieżką a trochę asfaltem, podziwiając widok Zatoki Puckiej.W Helu dość szybko znajdujemy nocleg, bierzemy szybki prysznic i idziemy zwiedzić Hel, zjeść coś dobrego i zakosztować regionalnych piw w Portowej Knajpie.Czasu mamy sporo bo jutro nie musimy rano wstawać. Mamy inny plan, ale o tym w następnym wpisie.










We Władysławowie spotykamy Waldka, kolegę z pracy...


Waldek z Gosią wypoczywają akurat tu wypoczywają.Fajnie było ich spotkać




Kierunek Hel a z prawej Zatoka Pucka




Hel jest nasz


No to czas na zwiedzanie...












Widać stojące na redzie Gdyni statki












Kategoria Nad morze 2013

MIędzyzdroje-Ustka

  • DST 225.00km
  • Czas 08:47
  • VAVG 25.62km/h
  • Sprzęt Fuji
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 9 sierpnia 2013 | dodano: 09.08.2013
Uczestnicy

Po dwudniowym odpoczynku przerywanym wyjazdami do Śinoujscia , z Arturem kontynuujemy nasza wyprawe.

Po dwudniowym odpoczynku po skoku nad morze czas ruszyć w dalszą część trasy.Chcemy dotrzeć na Hel w dwa dni a dzisiaj planujemy dojechać do Ustki.Pogoda nam sprzyja, choć czasem trochę straszy deszczem i burzami.Po 460 kilometrowym rajdzie nie czujemy się jeszcze w pełni zregenerowani, co przekłada się na tempo jazdy, jednak powoli rozkręcamy się tym bardziej, że wyjazd z Międzyzdrojów to ładnych "kilka" kilometrów podjazdu.
W drodze do Ustki zdarza nam się jechać wąskimi przesmykami między morzem a jeziorami Resko Pomorskim i Jamno, ktorych widoki bardzo nas zachwycają.W Ustce mieliśmy problem ze znalezieniem noclegu bo byl to akurat początek weekendu, w końcu jednak udało się znaleźć nocleg.Nie za bardzo jednak dało się w nocy spać bo jakaś mewa krzyczała pod oknami całą noc...Nie wypoczęliśmy więc prawie wcale a na drugi dzień rano trzeba znowu jechać bo Hel sam do nas nie przyjedzie...


Most zwodzony w Dziwnowie




Ujście rzeki Dziwnej do morza




Przejeżdżamy mostem zwodzonym w Dziwnowie.Kadr z kamerki sportowej


Jedziemy do Kołobrzegu.Kadr z kamerki sportowej










Latarnia morska w Gąskach








Plaża w Gąskach




Nad Jeziorem Jamno


No i dotarliśmy do Ustki


Pomimo początku weekendu udaje nam się znaleźć nocleg a jutro ruszamy na Hel


Kategoria Nad morze 2013

Wycieczka do Świnoujścia

  • DST 37.00km
  • Podjazdy 83m
  • Sprzęt Fuji
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 8 sierpnia 2013 | dodano: 15.08.2013
Uczestnicy

W ramach rozruchu przed kolejnymi etapami wyprawy, krótka wycieczka z Międzyzdrojów do Świnoujścia.Tym razem jedziemy we trzech.Tego dnia wieczorem Marek musi nas opuścić.Z powodów rodzinnych wraca autobusem do Świdnicy a ja z Arturem jutro zamierzamy wystartować do Ustki.Naszym celem jest w dwa dni dostać się na Hel...


Czekamy na prom w Świnoujściu
















Na plaży w Świnoujściu




Na promie w Świnoujściu






Kategoria Nad morze 2013

Krótki rozruch

  • DST 24.00km
  • Podjazdy 27m
  • Sprzęt Fuji
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 7 sierpnia 2013 | dodano: 15.08.2013

Krótki rozruch na trasie Międyzdroje-Świnoujście.Odpoczywamy ale ja nie wytrzymuję i robię małą przejażdżkę do Świnoujścia i z powrotem.Chcę sprawdzić czy coś nie dolega mnie, lub rowerowi po skoku nad morze.

Wszystko wydaje się być w porządku.


Kategoria Nad morze 2013

Dzień pierwszy wyprawy: skok nad morze

  • DST 460.00km
  • Czas 17:00
  • VAVG 27.06km/h
  • Podjazdy 2659m
  • Sprzęt Fuji
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 6 sierpnia 2013 | dodano: 06.08.2013
Uczestnicy

Nadszedł czas, aby zrealizować plan, do którego przygotowywaliśmy się od początku roku: pojechać rowerami nad morze, przejechać od Międzyzdrojów na Hel a następnie, przez Gdańsk, Malbork, wrócić do Świdnicy.Plan zakładał przejechanie możliwie całej trasy na rowerach.Najważniejszym jego elementem było przejechanie pierwszego etapu- ze Świdnicy do Międzyzdrojów- w jedną dobę.Trasa przebiegała głównymi drogami ale musieliśmy omijać drogi ekspresowe, na których jest zakaz jazdy rowerem, więc liczyliśmy się z tym, że możemy w nocy gdzieś pobłądzić, gdyż jeszcze nie do końca panuję nad nową nawigacją.
Liczyliśmy się z tym, że w wyniku błędów nawigacyjnych możemy dojść do dystansu 500km i na tyle byliśmy przygotowani fizycznie i psychicznie.Na szczęście obyło się bez błądzenia i zmieściliśmy się w 460km.
Wystartowaliśmy kilka minut przed godz 17 ze stacji benzynowej obok TESCO.Do Strzegomia odprowadzają nas na rowerach Rysiek i Tadek, koledzy z pracy.Dalej jedziemy już tylko we trzech.Początkowo dość szybko i sprawnie przejeżdżamy przez kolejne miejscowości.Chcemy pokonać jak najwięcej kilometrów, zanim się ściemni.Jadę jakieś sto-dwieście metrów za kolegami, widzę jak co chwilę dają sobie zmiany prowadzenia.Na wjeździe do Lubina, na krzyżówkach, stojąc na czerwonych światłach widzę tylko jak Marek z Arturem znikają w oddali.Na dodatek pojechali w prawo główną obwodnicą, podczas gdy plan zakładał ominięcie obwodnicy w tym mieście.Nie mam szans żeby po tylu postojach na czerwonych światłach jeszcze ich dogonić, nie mam też zamiaru jechać główną obwodnicą bo wiem, że oni i tak nie zaczekają na mnie.Jadę więc twardo trzymając się planu w nawigacji.Robi się coraz bardziej szaro, uznaję że kolegów już raczej do rana nie zobaczę, więc w perspektywie mam całonocną, samotną jazdę.Już na samą myśl o tym uśmiecham się z zadowoleniem.Uważam, że pod każdym względem jestem dobrze do takiej jazdy przygotowany.Po wyjeździe z Lubina tempo mam dobre, muzyka cichutko sączy mi się do uszu, nastrój mam wyśmienity, lecę jak na skrzydłach orła.Niestety moja radość nie trwała zbyt długo.Przed zapadnięciem zmroku spotykam kolegów przy jakiejś stacji benzynowej, gdzie zatrzymali się aby uzupełnić napoje.Ja również uzupełniam napoje na tej stacji i dalej jedziemy znowu razem.Perspektywa samotnej, nocnej jazdy rozpłynęła się jak senne marzenie.Wreszcie zrobiło się całkiem ciemno i Artur z Markiem, którzy do tej pory ostro cisnęli , mocno zwolnili.Okazało się, że światła, które mają, nadają się wyłącznie jako pozycyjne a nie do normalnej, nocnej jazdy.Chłopaki niewiele widzą przed sobą.Jedynie moja lampa dobrze oświetla drogę, pozwalając na bezproblemową jazdę z prędkościami powyżej 30-40km/h.Nienawidzę jazdy w kupie.Nienawidzę jazdy "na kole" i unikam tego jak mogę.Łatwo wtedy o kraksę i kontuzje.Teraz jednak nie mam wyboru.Albo pojadę przodem, oświetlając wszystkim nam drogę i ciągnąc chłopaków na kole, albo jadąc ich tempem z tyłu zajedziemy do Międzyzdrojów za dwa dni.Czasem trzeba podjąć ryzyko i tym razem ja je podejmuję.W takich okolicznościach uznaję ryzyko za dopuszczalne.Całą noc jadę przodem, mając chłopaków za plecami.Cały czas cisnę dość mocno, żeby tempo było nie mniejsze niż za dnia.W świetle reflektora widzę czające się przy drodze sarny i zające, które tylko czekały, żeby przeskoczyć przez drogę.Miałem tylko nadzieję, że żaden z tych zwierzaków nie zechce wyskoczyć mi przed koło, bo wtedy musiał bym gwałtownie zahamować.Czy koledzy zdążą zareagować?Czy może wpadną wówczas na mnie i połamią mi kości?Na szczęście nic takiego się nie stało ale takie myśli kłębiły mi się w głowie całą noc, co bardzo mnie zmęczyło psychicznie.Chyba mniej umęczyła by mnie samotna jazda nocą...W czasie tej nocnej jazdy zatrzymywaliśmy się tylko dla zrobienia fotek, sięgnięcia do plecaków po batony i żeby kupić picie na stacjach paliw..Zatrzymywanie się nocą jest dość ryzykowne ze względu na jadące wielkie ciężarówki, których kierowcy musieli być mocno zdziwieni na nasz widok. Wiele dróg jest w trakcie przebudowy.Są na nich zwężenia.Często ciężarówki jadą za nami, nie mogąc nas wyprzedzić ale kiedy tylko jest taka możliwość , zjeżdżamy na tyle, że mogą nas wyprzedzać.W nocy wrażenia z takiej jazdy są niesamowite.Po wjeździe do Gorzowa Wielkopolskiego robi się wreszcie jaśniej i zaczyna się wschód Słońca.Fajnie by było, gdyby był to już koniec jazdy i można by było odpocząć.Jednak trzeba kręcić dalej bo cel naszej podróży wciąż jest dość odległy.Organizm zaczyna się upominać o sen.Kiedy robi się całkiem widno, Artur z Markiem mogą znowu jechać ostro przodem a ja wreszcie mogę odpocząć psychicznie jadąc daleko za nimi.W Barlinku zatrzymujemy się przy sklepie na małe śniadanko bo mnie te wszystkie batony i odżywki sportowe nie wystarczają.Muszę mieć normalne jedzenie.Przy sklepie stoją dziwni goście, którzy wypytują nas , skąd i dokąd jedziemy a na koniec proszą o 2,50zł na piwko.Daję im 5zł żeby pamiętali szczodrość ludzi ze Świdnicy.Uszczęśliwieni z podarku życzą nam szerokiej drogi a my jedziemy dalej.
W kolejnym sklepie-nie pamiętam już miejscowości-spotkamy się z wielką życzliwością właścicielki, która na wieść że jedziemy ze Świdnicy całą noc nad morze, kazała nam wybrać sobie takie napoje jakie chcemy całkiem za darmo.Artur zażartował, że może w takim razie weźmiemy po winie?Zaśmialiśmy się ale właścicielka potraktowała to poważnie i kiedy odjeżdżaliśmy, jeszcze wybiegła za nami z butelką wina w ręku, żeby nam je dać.Nie przyjęliśmy oczywiście tego podarunku i pomachaliśmy jej tylko rękoma, życząc miłego dnia.Naprawdę niesamowitych ludzi można spotkać w takiej podróży.
Kiedy zmęczeni, wreszcie dojeżdżamy do tablicy z napisem "Międzyzdroje" jest kilka minut przed godz 13. Trudno nam uwierzyć, że to już koniec jazdy, że możemy wreszcie przestać kręcić i możemy odpocząć.Robimy dwie fotki.Jesteśmy szczęśliwi, że udało się nam osiągnąć nasz cel.Jedziemy do ośrodka "Gromada" gdzie mamy zarezerwowane pokoje w domkach.
Pierwszy, najważniejszy etap naszej wyprawy nad morze został w całości zrealizowany.Teraz czeka nas dwa dni odpoczynku.Mylił by się jednak ktoś, kto pomyślał by , że po przyjeździe do Międzyzdrojów padliśmy na łóżka i zasnęliśmy.Nie przyjechaliśmy tu żeby spać.Wzięliśmy tylko prysznic, przebraliśmy się i poszliśmy coś zjeść a następnie na plażę i na molo.Na kwaterę wróciliśmy około godz 21.30.Pierwszej nocy po przyjeździe i tak nie dało się spać.Organizm miałem tak rozbujany jazdą, że dopiero następnej nocy udało mi się trochę pospać.
Duży dystans, jazda całą noc, nocne widoki miast i rzek.Mgły, które nocą świadczyły o tym, że w pobliżu jest jakaś większa woda.Wrażenia z tej jazdy są nie do opisania.Wiele przejeździłem w swoim życiu i była to w większości jazda w górskich rejonach, ale to doświadczenie jest dla mnie całkiem inne a przez to bardzo ekscytujące i chyba o to chodzi.Człowiek potrzebuje wciąż czegoś nowego, czegoś innego.
Kierowcy wielkich ciężarówek mają złą opinię ale muszę przyznać, że tego dnia i tej nocy, na naszej trasie jechali wspaniali kierowcy tych pojazdów.Żaden z nich nie stworzył nam zagrożenia, żaden nie okazał zniecierpliwienia, wszyscy wyprzedzali nas w bardziej niż przyzwoitej odległości, za co wszystkim napotkanym kierowcom bardzo dziękujemy.
Tymczasem mam nowy dobowy życiowy rekord trasy i wynosi on 460km. i to też napawa mnie optymizmem, bo być może na przyszły rok znowu coś wymyślę i pewnie będzie to znowu coś nowego, coś innego, bo życie jest ciekawe tylko wtedy, kiedy niesie ze sobą zmiany i niespodzianki.
Dziękujemy Miejskiemu Zakładowi Energetyki Cieplnej w Świdnicy za wsparcie tej wyprawy.Za zakup strojów rowerowych, za zakup odżywek i sfinansowanie noclegów w Międzyzdrojach.


No to startujemy.Na fotce widać Tadeusza, który odprowadził nas do Strzegomia


Mały problem techniczny zostaje szybko usunięty




No i jesteśmy w Zielonej Górze




Przeprawiamy się przez Odrę w Cigacicach...


Świebodzin objeżdżamy obwodnicą, więc oświetlony pomnik Jezusa widzimy od tyłu...





W środku nocy zatrzymujemy się, żeby zrobić fotkę przy tym dziale i spotykamy wczasowiczów z Ząbkowic, którzy też jadą nad morze ale samochodem.Są zdumieni, że my jedziemy tam na rowerach, bez noclegu po drodze.To oni robią nam tę fotkę.


Przed wschodem Słońca jesteśmy w Gorzowie Wielkopolskim.Robi się chłodno i zaczynamy czuć znużenie.Kręcimy jednak dalej...


Jesteśmy coraz bliżej celu...




Na widok tej tablicy wierzyć nam się nie chciało, że już dojechaliśmy i że to koniec trasy...


Nie czas jednak na odpoczynek.Nie przyjechaliśmy tu żeby spać.Po szybkim prysznicu idziemy na plażę.


W oddali widać wielkie żaglowce.






Idziemy na molo w Międzyzdrojach


Cieszymy się widokami morza i plaży.

O...i jeszcze jeden żaglowiec


I tak kończy się ten wspaniały dzień, który będziemy długo pamiętać.


A następnego dnia śniadanko na plaży i wypoczynek przed kolejnymi etapami wyprawy


Kategoria 300 i więcej, Nad morze 2013, 400km i więcej