Praga: dzień pierwszy sobota, wyjazd do Pragi
-
DST
237.00km
-
Podjazdy
2161m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
W sobotę rano , z Arturem jedziemy do Pragi.Na razie tylko dwie fotki, reszta w późniejszym terminie.
------------------------------------------------------------------------
Dużo jeździłem rowerem po Czechach i mam na swoim koncie nie małą listę czeskich miast. Wiele razy jednak pytano mnie, czy byłem na rowerze w Pradze. Przyznam, że zawsze było to dla mnie kłopotliwe pytanie, zacząłem więc myśleć o takim wyjeździe. Już w zeszłym roku byłem prawie gotów na wyjazd jednak okoliczności nie pozwoliły na realizację tego planu. W tym roku wreszcie wszystko ułożyło się tak, że mogę jechać do Pragi.
Jedziemy z Arturem. Praga to miasto legenda. Nie można dojechać do tablicy z nazwą miasta , wrócić i powiedzieć, że było się w Pradze. Chcemy chociaż trochę pozwiedzać, skosztować piwa i miejscowej kuchni, więc wyjazd musi być dwudniowy. Najważniejsze, żeby cała trasa, w obie strony została zrealizowana na rowerze.Z początku była mowa, że po przyjeździe do Pragi znajdziemy jakiś nocleg ale mnie nie podoba się takie rozwiązanie. Po przyjeździe do Pragi będziemy mieli mało czasu na zwiedzanie a jego część zmarnujemy na poszukiwanie noclegu. Kilka dni wcześniej więc, pobuszowałem po internecie za tanim noclegiem, który byłby w rozsądnej odległości od Hradczan.Udaje mi się znaleźć hostel, w którym za dwa jednoosobowe pokoje zapłaciliśmy 630koron.Rezerwuję bez namysłu.Taka cena noclegu w Pradze jest śmiesznie niska.
W sobotę rano ruszamy.Z początku nie śpieszymy się.Trzeba dobrze rozgrzać organizm bo przed nami dwa dni konkretnych dystansów i sporo podjazdów.Na Podjazdach do Rybnicy i z Łącznej do Chelmska dajemy sobie luzik..Na zjeździe do Trutnova 300 metrowy odcinek drogi jest totalnie rozkopany, udaje nam się jednak jakoś przejechać.Konkretnie zaczynamy jechać dopiero za Trutnovem.Tu już nie ma odpuszczenia, w końcu chcemy być w Pradze po południu, żeby mieć czas na zwiedzanie bo w niedzielę rano musimy wracać.Mam w swojej naturze, że dobrze zaczyna mi się jechać dopiero po około 50 kilometrach.Tak jest i tym razem.Po wyjeździe z Trutnova utrzymujemy całkiem niezłe tempo.Po drodze mijamy wiele miejscowości, w tym słynny z rozbójnika Rumcajsa Jicin.Chętnie byśmy zwiedzili to miasto ale czas ucieka.Przed samą Pragą tempo mocno nam spada, jesteśmy trochę ujechani.W końcu była to jazda prawie bez przerw.Kilkudziesięcio kilometrowe proste odcinki dróg, wymagają naprawdę silnej psychiki.Na szczęście piękne widoki trochę urozmaicają nam tę jazdę.Najgorzej jednak, że gps-u znikają mapy.Na szczęście ocałały zapisy zaplanowanych tras i kilka najważniejszych waipointów.Gps, pomimo braku mapy bezbłędnie doprowadza nas do hostelu.Na Hraczanach podjazd jest tak stromy, że nawet w Karpaczu takiego nie ma.Na domiar złego, jest to jazda po nierównym bruku.Na cienkich, twardo napompowanych kół rowerów szosowych, jazda jesk fatalna.Gps, nie mając mapy, pokazuje tylko kierunek do celu, więc czasem jedziemy pod prąd a czasem chodnikiem.W końcu jednak docieramy do hostelu.Nie spodziewałem się tu takiej górki.Podjeżdżając widzę idącą z przeciwka grupę Polaków.Mają na koszulkach orły i napisy:"Polska" .
-Cześć Polacy-wołam do nich.
-Cześć, cześć, siemanko-odpowiadają wesoło.
Ponoć za granicą lepiej jest nie spotykać innych Polaków, my jednak tylko pozdrowiliśmy ich przelocie.
Tym ostatnim, stromym podjazdem jestem tak wykończony, że z opóźnieniem docierają do mnie słowa młodej recepcjonistki hostelu, a ona widząc że nie od razu odpowiadam na pytania, mówi do mnie trochę po czesku a trochę po angielsku.W hostelu bierzemy szybki prysznic, przebieramy się i od razu idziemy na miasto.Doceniamy bliskość naszej kwatery do największej atrakcji Pragi, jaką jest hradczański zamek.Po drodze jednak wstępujemy do małej knajpki na uboczu, która nazywa się "Malovanka".Tu zjadamy obfity posiłek, złożony z knedli z gulaszem i puchar jakiejś surówki, której nazwę zna Artur i oczywiście wypijamy po małym kufelku.Czytałem, że w tych knajpkach na uboczu ceny są niewysokie a jedzenie świeże i smaczne.Okazało się to prawdą.Nie dałem rady zjeść wszystkiego a i połowa piwa też została niedopita.Po drodze zaliczamy jeszcze jedną knajpkę bo jakiś gość zgarnia nas z ulicy, pakuje do ciasnej windy, sadza przy stoliku i każe przynieść po kufelku niefiltrowanego Kozela.
Bylo wyborne.To nalepsze piwko tego dnia, jednak było koszmarnie drogie.Za te dwa piwa zapłaciliśmy tyle, co w "Malovance" za całe dwa obiady plus po dwa piwa.Kelner pyta, w jakim języku chcemy menu.Kiedy dowiaduje się że w polskim, woła: "jeszcze Polska nie zginęła" ale menu po polsku nie ma.Dziękujemy więc za dobre piwo i odchodzimy.
-Jak chcecie tyle zarabiać, to trzeba się lepiej postarać-pomyślałem.
W drodze powrotnej spotykamy tego samego gościa, co nas zgarnął do tej drogiej knajpki ale omijamy go z daleka, żeby nas znowu do tej windy nie wciągnął.Na wieczorny posiłek udajemy się do wcześniej upatrzonej trzeciej knajpki, w której zjadamy stertę pieczonych żeberek, frytki i sączymy doskonałej jakości piwko.I znowu sprawdziła się zasada, że w knajpkach na uboczu ceny są niewysokie a jadło i napoje doskonałe.W końcu wracamy na kwaterę.Przecież rano trzeba wstać i wracać do domu bo Artur musi w poniedziałek iść do pracy.Ja na szczęście załatwiłem sobie urlop na poniedziałek.I tak skończył się pierwszy dzień wyprawy do Pragi.
W tym tekście pewnie nie zawarłem wszystkiego, co działo się na tej trasie.Fotki też wrzucam jak popadnie, zazwyczaj bez opisów.Wybaczcie, brak czasu.Wyprawa do Pragi to już historia a życie idzie na przód.
Okolice Jicina, gdzie sławny rozbójnik Rumcajs umilał życie miejscowemu księciu panu
Jicin
W Podebradach woda jest dość smaczna, choć nie wiemy, czy nadaje się do picia.
Podebrady
Zamek w Podbradach
No i w reszcie Praga.
Robię sobie fotę w lustrze
Zamek Hradczany
I my tu jesteśmy
zaczełą się wspinaczka
Obiadek w Malovance
Taki podjazd tu jest
Tu piliśmy wyborne, niefiltrowane piwo
Czas na porządne jadło i dobre piwko
Kategoria Czechy, 200 i więcej