pioter50 prowadzi tutaj blog rowerowy

Jezioro Pilchowickie

  • DST 200.00km
  • Czas 10:08
  • VAVG 19.74km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Kalorie 6970kcal
  • Podjazdy 2098m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 22 sierpnia 2011 | dodano: 22.08.2011

Wyjazd nad Jezioro Pilchowickie należy do moich corocznych, obowiązkowych celów wyjazdowych. Decyduję, że to właśnie dziś ten cel zrealizuję. Od rana strasznie się grzebię. Zachowuję się tak, jakbym jechał na wycieczkę do pobliskiego Zagórza a nie na 200 kilometrową trasę. Wyruszam dość późno, więc zabieram ze sobą niedawno kupioną latarkę przednią, być może będzie okazja wreszcie ją wypróbować, jeśli w drodze powrotnej zastanie mnie ciemność. Jak się później okazało, była to ze wszech miar słuszna decyzja. Od początku trasy mam dość dokuczliwy wiatr od czoła, który towarzyszył mi przez pierwsze 80km, poważnie spowalniają mi tempo jazdy. Nawet na ostrych zjazdach trzeba było kręcić, żeby wogóle jechać, więc kilometrów jakoś tak wolniutko przybywało. W miejscowości Sokola trafiam na wąską asfaltówkę, której wogóle nie mam na gps-ie, przypuszczam jednak, że pozwoli mi ona dojechać do Kwietników z pominięciem krajowej drogi nr3.Nie raz już taki eksperyment kosztował mnie dodatkowymi kilometrami, tym razem jednak, jazda nieznaną drogą opłaciła się. Od Kwietników aż do Lipy na polach niesamowity smród obornika i pył ziemi rozpylany przez potężne maszyny rolnicze, które spulchniają glebę.
Na dodatek nie da się szybko jechać bo jest pod górę i pod silny wiatr a do tego wzmagający się upał. W Lipie górki i wiatr ale przynajmniej już bez smrodu.
Z lipy do drogi krajowej nr3 potężny podjazd, wydaje się, że nie ma końca. Za Mysłowem muszę już niestety wjechać na krajową 3-kę i pokonać wielki podjazd w Kaczorowie. Ruch na tej trasie jest niesamowity, kombinuję więc, że jak tylko dotrę do zjazdu na Komarno to natychmiast ucieknę z tej drogi samochodowego szaleństwa.Z Kaczorowa zjazd i skręt na Komarno, tu wąska asfaltówka o skandalicznej nawierzchni, jednak samochodów zero. Opony mam 1,95 więc jadę sobie bezstresowo. Komarno całe rozkopane, budują kanalizację całej wsi. W pewnym miejscu koparka i wielka ciężarówka blokują całą szerokość drogi i pobocza. Kierowca uprzejmie zamyka drzwi kabiny i mówi, żebym spróbował jakoś przejść.
-Może pod ciężarówką mi się uda- myślę, patrząc na odległość między płotem posesji a ciężarówką.
Niosąc rower udaje mi się przecisnąć między ciężarówką a płotem posesji, na której niezadowolony z całej sytuacji czarny Nowofunland obszczekuje mnie zajadle. Wytłumaczyłem krótko wielkiemu psu, że chwilowo musi jakoś pogodzić się z niedogodnościami zaistniałej sytuacji, która zapewne obu nam nie jest, mnie na rękę a jemu na łapę. Wydaje się, że zrozumiał bo od tej pory już tylko poszczekiwał bez przekonania.
Za Komarnem wjeżdżam w szuter zielonego szlaku, który wiedzie przez przepiękne stawy rybne.


Stawy rybne w Komarnie





Tam spotykam nieznajomego rowerzystę, z którym ucinam sobie dłuższą pogawędkę, bo gość doskonale zna tereny i ich historię.Gość słysząc, że mam w planie stromy podjazd na Strzyżowiec, doradza abym jechał do Nielestna, gdzie nie ma podjazdów a następnie drogą wzdłuż Bobru dotrę sobie do zapory.Ten krótki podjazd do zapory niczym jest w porównaniu do ostrego, dobrze mi znanego podjazdu na Strzyżowiec, jadę więc zgodnie z radą gościa. Miał rację, droga do Nielestna i wzdłuż Bobru do zapory jest relaksowa.

Krzyż pokutny w Dziwiszowie


Pomnik żołnierzy niemieckich w Nielestnie

Na pomniku atrybuty waleczności i niezłomności niemieckich żołnierzy:stalowy hełm, bagnet, żelazny krzyż i dębowe liście

Most na rzece Bóbr w Pilchowicach

Po drodze stara stacja kolejowa, na której kręcono jedną ze scen do filmu „Jak rozpętałem Drugą Wojnę Światową”, ciekawe konstrukcje mostów i urządzenia hydrotechniczne a ponadto wspaniałe widoki. Jeden krótki, serpentynowy, ostry podjazd i wreszcie jestem na zaporze Jeziora Pilchowickiego.

Widok z zapory





Przejazd zaporą, kilka fotek i ruszam dalej bo pora późna a droga do domu daleka.
W planie był powrót przez Cieplice Zdrój, Podgórzyn i Przełęcz Kowarską, jednak późna pora powoduje, że zastanawiam się nad skróceniem trasy. Zjeżdżam do Siedlęcina i tam podejmuję ostateczną decyzję, że skrócenia trasy nie będzie. Mam dobre oświetlenie, więc nie ma powodu, mogę wrócić nawet w środku nocy. W Siedlęcinie przypomniałem sobie, ze przecież zabrałem ze sobą jedzenie i może czas coś przekąsić. Zatrzymuję się więc, robię fotkę wieży rycerskiej i zjadam co nieco...

Siedlęcin

Wieża rycerska w Siedlęcinie
Więcej na temat wieży można poczytać tu Wieża rycerska w Siedlęcinie

Znowu stromy podjazd do Siedlęcina Górnego. Nie ma rady, trzeba ten podjazd pokonać.
W Siedlęcinie Górnym przy jednym z gospodarstw stoi pies.
-No nie- myślę sobie-nie dość że upał, stromy długi podjazd, to może jeszcze scysja z psem mnie tu czeka-myślę ze złością.
Psu jednak upał też daje się widocznie we znaki bo tylko spogląda na mnie spode łba, nawet szczeknąć mu się nie chce.
-Może przed chwilą kogoś gonił i ma na razie dość?-pomyślałem trochę zawiedziony lenistwem psa.

Wreszcie zjazd, zjazd do samych Cieplic. Zauważam, że wiatr mam wreszcie w plecy, dość szybko docieram więc do Cieplic.

Cieplice Zdrój




Cieplice Zdrój

Kompletnie nie znam miasta, z pomocą gps-a docieram do deptaka, robię kilka fotek i kieruję się na Podgórzyn. Z Podgórzyna do Sosnówki i do Kowar. Przejeżdżam przez środek Kowar, przez jakąś romską dzielnicę. Cygańskie dzieciaki i kobiety chodzą po całej ulicy, biegają gadają, jadąc trzeba uważać, żeby na kogoś z nich nie wpaść. Jakaś kobieta pomaga wielkiemu Romowi ściągnąć koszulkę, Rom jest cały niebieski od tatuaży...
Wreszcie wyjeżdżam z Kowar wprost na podjazd pod Przełęcz Kowarską. Mam już przejechane 135km i trochę obawiam się tego długiego podjazdu, bo górek mam już dziś sporo za sobą a do tego jeszcze ten wiatr dał mi w kość, że o zapachu obornika nie wspomnę. Jedzie mi się jednak dobrze. Nie czuję podjazdu tak, jak się tego obawiałem i bez specjalnego trudu docieram na Przełęcz. Tu zjadam co nieco i zjazd do Kamiennej Góry. Wiatr mam w plecy, jedzie się super. W końcu należy mi się trochę lżejszej jazdy.
Przejeżdżam Kamienną Górę bez problemów.
Za Jaczkowem robi się jednak szaro, więc włączam światła, ale z przodu tylko małą migającą „pestkę” bo ja jeszcze widzę dobrze, chodzi tylko o to, aby mnie kierowcy widzieli.
Jazda przez Nowe i Stare Bogaczowice to prawdziwa przyjemność, ponieważ jest tam z góry i nowy asfalt, posuwam się więc dość szybko. Przed zjazdem do Świebodzic włączam z przodu nową latarkę bo jest już ciemno, mogę wreszcie wypróbować to cudo. Zjazd jest stromy, samochodów nie ma, włączam najostrzejszy tryb świecenia i... mam widok niemal jak w dzień, oświetlona daleko cała droga i oba pobocza, rewelacja, wprost zaniemówiłem, pruję więc na dół z pełną prędkością.
W Świebodzicach wyłączam reflektor, pozostając na migającej „pestce”. Wyjeżdżająca samochodem spod sklepu kobieta widzi, że jadę tylko ja rowerem, decyduje się wymusić mi pierwszeństwo. Szybko włączam reflektor na pełną moc, oślepiona kobieta wciska gwałtownie hamulec i przepuszcza mnie.
-A więc to naprawdę skutkuje- uśmiecham się do swoich myśli- szkoda, że tylko nocą.
Jazda przez Ciernie o tej porze to prawdziwa frajda, zero samochodów, ledwie oświetlona ulica.
W Milikowicach na wyjeździe ze wsi, przy drodze stoi duży pies. Prawie go nie widać, bo akurat w tym miejscu nie świeci żadna latarnia uliczna. Pies zobaczył mnie i do razu biegnie do ataku. Jeszcze raz mam więc okazję przetestować reflektor. Szybko wyszarpuję latarkę z uchwytu, włączam na pełną moc, kierując jednocześnie światło wprost w oczy psa. Zatrzymuje się gwałtownie, ja wyłączam całkiem reflektor i jadę dalej, oślepiony pies stoi w miejscu.
-Pewnie przez kilkanaście sekund nic nie będzie widział- myślę.
Mnie to wystarczy, żeby odjechać spokojnie.
Rzeczywiście, pies stoi na środku jezdni, jakby nie wiedział gdzie jest.
Na drodze z Komorowa do Witoszowa dosłownie egipskie ciemności, reflektor spisuje się znakomicie, pozwalając na jazdę z maksymalną prędkością. Przełączam w tryb minimalny tylko, kiedy mijam się z samochodami. Zdaję sobie sprawę z oślepiających właściwości najostrzejszego trybu reflektora. Nie chcę przecież nikogo oślepiać. Jeden z kierowców jadących z Witoszowa nie zmienił jednak świateł na mój widok i jedzie sobie na drogowych. Co tam, będzie zmieniał światła, przecież to tylko rowerzysta jedzie.
Przełączam na pełną moc świecenia, kierowca natychmiast zmienia światła na mijania, więc i ja natychmiast po tym osłabiam światło.
-Musiało zaboleć- śmieję się do siebie.
-W tym temacie skończyła się wasza bezkarność, panowie kierowcy, czas zacząć szanować rowerzystów- myślę sobie.
W całej rozciągłości nowo zakupiony reflektor zdał egzamin. Wart był swojej ceny.
Należy go jednak używać zgodnie ze zdrowym rozsądkiem, ponieważ każdy kij ma dwa końce.
Z Witoszowa szybko docieram do domu, jest godzina 21:36 a liczyłem, że przed godz 22 nie uda mi się wrócić.
Zrealizowałem cały plan, przejechałem 200km po wspaniałych drogach z pięknymi widokami i zapachami, że o oborniku nie wspomnę ;). Jezioro Pilchowickie w tym roku zaliczone.








<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=ztbwshttpuhgcvxd" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>


Kategoria 200 i więcej


komentarze
pioter50
| 06:13 środa, 24 sierpnia 2011 | linkuj Toomp, rzeczywiście zapora jest troszkę podobna do tej z Jeziora Bystrzyckiego, jednak i Jezioro Pilchowickie i jego zapora są dużo większe.Drogą na zaporze jeżdżą samochody w obu kierunkach.
pioter50
| 19:14 wtorek, 23 sierpnia 2011 | linkuj Rtut, masz rację, sam nie wiem czemu, Kowary zawsze traktuję jakoś po macoszemu.Tym razem jednak było późno, śpieszyłem się, przede mną był podjazd na Przełęcz Kowarską.no i na widok Romów jakoś nie wyobrażałem sobie, że się zatrzymam i wyjmę kamerę... ;)
Opisywana latarka to ta http://allegro.pl/latarka-cree-xm-l-t6-820-lm-kpl-aku-promocja-i1769651525.html
rtut
| 17:19 wtorek, 23 sierpnia 2011 | linkuj Ech wspomnienia, wspomnienia. Swoją drogą to szkoda, że nie zamieściłeś żadnych zdjęc z Kowar bo pomijając specyficzne klimaty "romskie" to miasto naprawdę ładne. Swojego czasu jeździłem tam do znajomych. Mieszkali oni w pierwszych domach od strony Kamiennej Góry koło tartaku. Teraz ich dom stoi na sprzedaż. Wycieczka jak zwykle super i mogę tylko pozazdrościc dystansu przewyższeń i widoczków.
Zdradź jeszcze tylko co żeś za diabelski reflektor nabył.
rtut
| 21:26 poniedziałek, 22 sierpnia 2011 | linkuj Czekamy czekamy ale już po tej czerwonej kresce widzę, że ostro było Podziwiam i z niecierpliwością na fotki czekam.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!