Do Czech po salami
-
DST
90.00km
-
Czas
04:19
-
VAVG
20.85km/h
-
VMAX
51.00km/h
-
Kalorie 3153kcal
-
Podjazdy
904m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Miał być wyjazd po piwo, jednak jakoś nie miałem przekonania, czy naprawdę tego piwa chcę a im dłużej o tym myślałem, tym mniejszą ochotę na piwo miałem.W końcu doszedłem do wniosku, że piwa nie kupię.Po co więc tam jadę?
-Hmmm...-zadumałem się będąc już w za miastem i wtedy przypomniałem sobie, że kolega kupował tam salami a jego żona bardzo te salami chwaliła.Ja nigdy nie przepadałem za tym specyfikiem, jednak postanowiłem kupić celem degustacji.
Już w Bystrzycy Dolnej wyprzedził mnie jakiś rowerzysta w koszulce z napisem BikeMaraton.Myślał, że będę go ścigał bo co chwila oglądał się za siebie, w końcu zwolnił, żeby mnie skłonić do pościgu, nie byłem jednak zainteresowany tymi prowokacjami.W Burkatowie nagle zatrzymał się i nie schodząc z roweru zaczął oddawać mocz na pobocze.Na nieszczęście sikał pod wiatr, który wiał dość mocno i oblał sobie spodnie i buty.
-Nie dość, że bydlę, to jeszcze bezmózg, kto to leje pod wiatr...-pomyślałem, omijając go szerokim łukiem.
Po paru minutach znowu mnie wyprzedza i znowu co chwila ogląda się za siebie, czy przypadkiem nie zacznę go ścigać.
-Spadaj wreszcie, nie szukam towarzystwa- pomyślałem i jeszcze zwolniłem, żeby go całkiem zniechęcić.
Widzę jednak, że na pierwszym śmiesznym podjeździe w Burkatowie redukuje biegi i zaczyna młynkować.
-A to ci kozak- zaśmiałem się-wystarczy małe wzniesienie a już wymięka.
Zanim dojechaliśmy do "Mariażu" zostałem z tyłu jakieś 300 metrów.On oglądał się co chwilę za siebie, sprawdzając jak daleko jestem.Był przekonany, że będąc tak daleko, nie zdołam już go dogonić na podjeździe do zapory.To był jego błąd...Wzbierała we mnie jakaś złość a że jechałem Lincolnem, uznałem że mogę nie tylko go dogonić ale jeszcze wyprzedzić, zanim dojedzie do zapory.Przycisnąłem mocniej, odległość między nami zaczęła gwałtownie maleć, na kilkanaście metrów przed szczytem podjazdu przemknąłem obok niego i zostawiłem z tyłu.Nie miałem ochoty na dalszy wyścig, wystarczył mi ten pokaz, który udowodnił kozakowi, że na podjazdach nie znaczy zbyt wiele.Podjechałem do źródełka po wodę a on pojechał sobie okrążyć jezioro.Pomyślałem później, że niepotrzebnie jednak dałem się sprowokować do tej demonstracji siły i obiecałem sobie na przyszłość bardziej panować nad złymi emocjami.Całą drogę na Przełęcz pod Czarnochem jechałem pod dość silny wiatr.W czeskich Janovickach widok na pasmo Karkonoszy był obłędny.Powietrze było nadzwyczaj przejrzyste i można było podziwiać biały od śniegu szczyt Śnieżki.W Janovickach skręciłem w prawo na Hermankovice, żeby nie jechać kolejny raz przez Broumov.W Mezimesti ustawiłem się plecami do wiatru i jechało się już super.W Starostinie zakupiłem salami i popychany wiatrem przez Unisław, Wałbrzych i Dziećmorowice zajechałem do domu.Po wejściu do mieszkania, bez chwili zwłoki zrobiłem sobie dwie kanapki z salami i błyskawicznie zjadłem.
Smakowało naprawdę wybornie i musiałem się niemal siłą powstrzymywać, żeby nie zjeść wszystkiego.Będę sobie teraz częściej kupował to salami, które produkowane jest w czeskich Policach.Naprawdę polecam...
Jutro znowu jadę do szpitala zawieść Mamie cały plecak różnych owoców, bo już może je jeść.
komentarze
Oj Piotrze - odjechałeś mi; nieszczególnie mi się to podoba, ale mam nadzieję, że do końca tygodnia Ty przystopujesz, a ja, mając trochę luzu w pracy, podjadę do Ciebie. Choć przyznaję, że niebardzo się tego spodziewam :)
Pozdrowienia dla mamy.Z całego serducha życzę jej powrotu do zdrówka.