Czechy
Dystans całkowity: | 11402.08 km (w terenie 57.00 km; 0.50%) |
Czas w ruchu: | 149:24 |
Średnia prędkość: | 19.96 km/h |
Maksymalna prędkość: | 56.00 km/h |
Suma podjazdów: | 127189 m |
Suma kalorii: | 133070 kcal |
Liczba aktywności: | 68 |
Średnio na aktywność: | 167.68 km i 8h 18m |
Więcej statystyk |
Kamienne grzyby
-
DST
146.00km
-
Czas
07:52
-
VAVG
18.56km/h
-
VMAX
44.00km/h
-
Kalorie 5079kcal
-
Podjazdy
1684m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zgodnie z planem pojechałem do Czech, aby objechać dookoła Broumovske Steny.Kilometrów miało być dużo więcej, jednak zaciekawiła mnie tabliczka z napisem "Kamenne Hriby", czyli kamienne gryby.Musiałem to obejrzeć i pofotografować i tak mi zeszło.Myślę, że warto było bo widoki były wspaniałe.Nie spodziewałem się, że będzie mi dzisiaj dane je podziwiać.Z tego wszystkiego zapomniałem już, że całą drogę do Czech miałem pod silny wiatr i większość pod górę.Teraz to już jednak bez znaczenia.
A oto fotki z części Broumovskich Sten, zwanej Kamenne Hriby.
W oddali widać ośnieżone Karkonosze
Pierwszy grzybek
Wchodzenie na grzybki nie jest bezpieczne ale co tam, dzieciaki wszędzie wlezą
Zostawiłem rower i poszedłem robić fotki
To jest kamienna ścieżka nad przepaścią.Tutaj lepiej się nie rozpędzać bo ścieżka nagle się urywa...
Koniec kamiennej ścieżki...
Niestety pod Słońce...
Hlavnov.Krzyż co prawda bez czaszki ale jakoś takoś mi się spodobał...
&feature=youtube_gdata"/>
Jeszcze kiedyś tu wrócę i polecam wszystkim bo naprawdę warto zobaczyć to na własne oczy.
gps mi się wyłączył i oberwało kawał trasy ale najważniejsze, że jest zaznaczona cała trasa dookoła Broumovskich Sten
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria Czechy, Broumovske Steny
Szosa Stu Zakrętów
-
DST
179.00km
-
Czas
08:33
-
VAVG
20.94km/h
-
VMAX
55.00km/h
-
Kalorie 6248kcal
-
Podjazdy
2040m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pogoda na ten dzień jest jak marzenie, choć trochę dmucha, ale burze prognozowane są dopiero około godz.17.W planie mam dojazd przez Czechy do Nachodu, następnie do Kudowy, podjazd Szosą Stu Zakrętów do Karłowa i powrót przez Radków, czeski Bozanóv do Mezimesti.W Starostinie planuję kupić piwo i salami.Na podjeździe z Wałbrzycha do Unisławia radio eska cały czas straszy mnie szalejącymi burzami, więc na szczycie podjazdu jadę kawałek w kierunku Rybnicy, żeby z wysoka ocenić sytuację.Nigdzie nie widzę najmniejszej chmurki a jestem naprawdę wysoko.
-Co oni tam piją w tym radio?-pomyślałem ale z każdym kilometrem uważnie obserwuję
niebo.Po przekroczeniu granicy w czeskim Zdonovie widzę jednak większe skupisko chmur, z którzyh może narodzić się burza.Chmury wiszą akurat tam, dokąd zmierzam.
-Najwyżej skrócę trasę w Teplicach, pojadę do Starostina, kupię piwo i salami i wrócę do domu.Setka km będzie...-myślę niezadowolony-nie pasuje mi taki scenariusz.
Chmur jest coraz więcej ale zamiast z Teplic pojechać do granicy, kontynuuję pierwotny plan, zapuszczając się coraz bardziej w głąb Czech.Za miejscowością Česká Metuje spotykam kolegę z pracy, Marka, który też tego dnia wybrał się pojeździć po Czechach.Kilka kilometrów jedziemy razem.Radzi mi zawrócić, ze względu na zagrożenie burzą.Ja też mam spore wątpliwości ale...Na rozjeździe Marek jedzie do Adrspachu a ja jadę w kierunku Cervenego Kostelca, z maniakalnym uporem kontynuując pierwotny plan.Przy drodze do Cervenego Kostelca, lekko w głębi lasu dostrzegam olbrzymi bunkier.Podjeżdżam, robię fotkę, coś zjadam i jadę dalej.Na szczycie podjazdu widzę, że chmury są naprawdę duże, dlatego nie wjeżdżam do samego Cervenego Kostelca, jak zakładał pierwotny plan, tylko skręcam w drogę prowadzącą do Hronova.W pierwotnym planie nie miało być przejazdu przez Hronov.Widzę też ogromne skupisko chmur nad Górami Stołowymi.Miałem naprawdę zamiar w Hronovie skręcić na Police i wracać do Broumova.Do kontynuowania jazdy do Nachodu przekonał mnie jednak znak z informacją "Nachod 8".Jestem już tak blisko celu, że postanawiam już nie odpuścić bez względu na konsekwencje, w końcu z cukru nie jestem zrobiony.Jazda do Nachodu pod silny, porywisty wiatr ale kiedy w Nachodzie skręcam w kierunku Kudowy, okazuje się, że wiatr mam wreszcie w plecy.80km jechałem pod ten wiatr.Może już wystarczy...Przejście graniczne Nachod-Kudowa to teraz wielki plac budowy.
Po przekroczeniu granicy chcę skręcić w lewo do Słonego, żeby nie jechać główną trasą, jednak skrzyżowanie jest w przebudowie i muszę przenieść rower kilkanaście metrów.Przez kudowę przejeżdżam nie zatrzymując się.Staram się zdążyć przed burzą do domu.Wreszcie jest cel mojej wyprawy: Szosa Stu zakrętów.Okazuje się, że odbywa się tu jakiś maraton kolarski.Chłopaki byli naprawdę zmęczeni, mieli za sobą 125km wyścigu i pod tę niemałą górę już ledwo jechali.Metę mieli w Radkowie nad zalewemJednemu próbowałem trochę pomóc ale nie miał już sił za mną jechać.Pogadaliśmy trochę i ruszyłem otrzej, bo groźba burzy była dla mnie sporą motywacją.Na przejściu granicznym w Bozanovie, cały tłum Czechów.Ledwo przejechałem między nimi.Na końcu zjazdu do Bozanowa z wysokiej trawy nagle wyskoczył duży, brązowy pies.Na szyi miał kolczatkę ale jego właściciele byli od nas jakieś 150 metrów.Kiedy minąłem psa, ten nagle ruszył za mną ostro.Nie uciekam, jadę spokojnie, nigdy nie uciekam przed dużymi psami.Kiedy do mnie dobiegał, spokojnie wyjąłem pistolet i wymierzyłem w psa.Właścicielka psa coś krzyczała, pies biegł równo ze mną a ja wciąż do niego mierzyłem.Łypał na mnie czerwonymi ślepiami ale nie atakował.Chyba rozumiał że coś mu grozi poważnego, jeśli zaatakuje.Kiedy byliśmy blisko jego właścicieli, przyhamowałem a pies z rozpędu mnie wyprzedził i wpadł wprost w objęcvia właścicielki, która chwyciła psa za kolczatkę i przerażonymi oczyma patrzyła na moją wyciągniętą rękę uzbrojoną w pistolet.Jej mąż stał znieruchomiały.Bez emocji, spokojnie schowałem pistolet i bez słowa odjechałem.Musieli się nieźle przestraszyć.Będą mieli nauczkę, że trzeba psa lepiej pilnować.Nie strzeliłem i nigdy nie strzelę, jeśli nie będzie prawdziwego zagrożenia.Nigdy nie panikuję w takich sytuacjach i spokojnie, chłodno kaluluję.Może pies chciał się tylko ze mną pościgać..Tak, czy tak, wygraliśmy obaj to spotkanie bo nikomu nic isę nie stało.Tymczasem pogoda jest coraz gorsza a ja jestem dopiero w Martinkovicach.Postanawiam nie jechać przez Otowice, tylko bezpośrednio przez Broumov, gdzie w bankomacie biorę kilkaset koron bo mimo wszystko nie zamierzam rezygnować z piwa i salami, ktróre są przecież głównym celem dzisiejszej wyprawy.Przed Broumovem jeszcze filmuję lądowanie szybowca na lotnisku.W Starostinie robię zaplanowane zakupy i jazda do domu.W Unisławiu widzę, że ciemne chmury wiszą nad Rybnicą i Głuszycą, jadę więc do Wałbrzycha.Na zjeździe do miasta ulicami płynie woda.Musiało tu nieźle padać przed chwilą.Jeszcze tylko jeden podjazd w Kierunku Dziećmorowic i już tylko jazda w dół a do tego z wiatrem.
-A co, należy mi się za tyle kilometrów jazdy pod wiatr i po górach-myślę zadowolony.
Kiedy jestem pod bramą swojego domu, zaczyna padać deszcz.
-Nie było mi dziś przeznaczone zmoknąć- uśmiechnąłem się do swoich myśli.
To był dobry dzień, kończący dobry, wolny tydzień.
Sprawdzam pogodę nad Wałbrzychem.Nigdzie nie widać burzowych chmur
W trasie spotkałem dwa takie miejsca, gdzie turysta może się napić wody
Na każdej wiosce jest taka mała remiza strażacka
Zjazd do Starkova
Siedziba lokalnych władz w Starkovie
Starkuv.Drewniany dom na rynku
Potężny bunkier w lesie, przy drodze do Cervenego Kostelca
Widok w kierunku Cervenego Kostelca zapiera dech ale chmury napawają obawami
W oddali Hronov
Krzyż z czaszką przed wjazdem do Hronova
Krzyż z czaszką przed wjazdem do Hronova
Nachod, nie wjeżdżam do miasta, tylko do razu na przejście graniczne do Kudowy
Na przejściu granicznym Nachod-Kudowa
Droga do Cervenego Kostelca
Droga do Cervenego Kostelca
Droga do Słonego.Tu musiałem przenieść rower
Ścieżka rowerowa w Kudowie
Kudowa
Kudowa
Kudowa
Hotel Verde
Drewniana dzwonnica w Kudowie
Na Szosie Stu Zakrętów trafiam na maraton kolarski
Podjazd do Karłowa
Kolejny maratończyk
Szczeliniec Wielki
Zjazd do Radkowa
Spotykam Marka w Czechach
MartinkoviceZa tymi górami jest już granica
Lotnisko w Broumovie
W Wałbrzychu padało przed moim wjazdem
"/>
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria Czechy
Broumovske Steny ponownie
-
DST
123.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
06:11
-
VAVG
19.89km/h
-
VMAX
46.00km/h
-
Kalorie 4325kcal
-
Podjazdy
1316m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zapowiedzi pogody na dzisiaj nie były zbyt pomyślne.Możliwość wystąpienia burz skutecznie zniechęciła mnie do dalszych wędrówek, jednak chciałem choć trochę pokręcić.Nie bardzo jednak wiedziałem dokąd jechać.Wpadłem jednak na pomysł podjazdu na Broumovské Stěny alt tym razem od strony Polic, przez Suchy Dul do Martinkovic.Już byłem przygotowany do wyjazdu, kiedy spadek ciśnienia atmosferycznego spowodował niesamowitą senność.
-Zdrzemnę się chwilkę i pojadę-pomyślałem a kiedy się obudziłem była już prawie godz 11.
-Nic to- powiedziałem sam do siebie- w końcu tak krótką trasę to i po południu można zrobić.
Ruszyłem więc przez Pogorzałę, Wałbrzych, Unisław...no własnie, w Unisławiu na asfalt wypełzł olbrzymi padalec ;).Chciała się gadzina pewnie ogrzać, gdy tymczasem ja zatrzymałem się, żeby gada przegnać, co by go żaden samochód nie rozjechał.Co ja się z nim nawalczyłem, żeby go przegonić.On twardo bronił swojej pozycji inacierał na mnie agresywnie.W końcu widzę, że nadjeżdża samochód, pokazuję prowadzącej kobiecie, żeby lekko odbiła w lewo.Zadufana paniusia za nic miała jednak moje gesty i o mało nie rozjechała padalca na moich oczach.Gadzia bestia trochę się przestraszyła ale dalej za nic nie chce ustąpić i walczy o swoje miejsce na asfalcie.W końcu jednak udało mi się zmusić gada do rejterady.To zdumiewające, jak błyskawicznie zniknął w niewysokiej przecież trawie.Zadwolony, że udało mi się ocalić małe życie, pojechałem dalej.W Mieroszowie mijam się z kolegą Markiem, który wracał z jakiejś trasy.W poniedziałek zapytam gdzie był.Machnęliśmy sobie rękami i tyle go widziałem.W Mieroszowie obrałem kierunek na przejście Łączna-Zdonov, następnie zjazd do Adrspachu i Teplic.Za Teplicami mocny podjazd przez Lachov w kierunku Polic.Podjazd mocny ale wart wysiłku bo z jego szczytu widok na Police i dalej przepiękny się rozlega , więc i fotkę tam zrobiłem.
Zjazd do Bukovic a następnie podjazd do Hlavnov, Suchy Dul oraz Slavnu.Później już jazda przez Las na wysokości prawie 700mnpm aż do miejsca zwanego Panuv Kriż.od Slavnu do Panuv Kriża droga(wąska leśna asfaltówka) jest zamknięta dla samochodów, jednak jeden tu wjechał.Oczywiście na polskich numerach rejestracyjnych.Jak zawsze, buractwo całą gębą, gdzie się nie pojawią, tam tylko wstyd dla kraju przynoszą.Od Panuv Kriża już tylko zjazd ale za to prawdziwym szutrem aż do Martinkovic.nie mogę się napatrzeć widoków.Chłonę je całym umysłem bo sceneria jest iście bajkowa.Co chwilę zatrzymuję się, żeby zrobić fotkę, kamera pracuje prawie cały czas a ja obracam ją, próbując zarejestrować na filmie piękno drogi i tych miejsc.Przez to wszystko posuwam się wolno do przodu a tymczasem pogoda coraz bardziej się psuje.Na zjeździe w Martinkovicach pada już dość mocno, zakładam więc ortalionkę.Czas, żeby spełniła swoją rolę bo jak do tej pory, zabierała mi tylko miejsce w torbie.
Im bliżej Broumova, tym gorzej.Leje jak z cebra i jeszcze drobnym gradem sypie.Na domiar złego, zaczyna walić piorunami.W samym Broumovie jest już naprawdę tragicznie, deszcz zalewa mi okulary i niewiele widzę a nie mogę ich zdjąć bo grad powybija mi chyba oczy.
Na podjeździe do Janovicek ledwie widzę szczyt Ruprechtickiego Spicaka, ale widzę jak pioruny walą po tamtejszej wieży telewizyjnej.W Janovickach buża potworna błysk i huk, błysk i huk, bez żadnej przerwy.Dla rowerzysty nie jest to bezpieczna sytuacja ale cóż mogę zriobić?Posuwam się więc do przodu.Wreszcie zjazd do Głuszycy ale do samego Jeziora Bystrzyckiego jadę w słabym już tutaj deszczu.Na zjeździe z zapory policja i pogotowie.Okazało się, że zjeżdżający z góry rowerzysta nie wyrobił zakrętu i przywalił w jadącą pod górę skodę.Wina była ewidentna po stronie rowerzysty.Tak to jest, jak się ma chęci większe niż umiejętności i kiedy adrenalina zwycięża nad rozwagą.Sytuacja musiała być poważna bo pogotowie wracało do Świdnicy na sygnale.
Jestem bardzo zadowolony z dzisiejszej jazdy.Na Broumovskich Stenach widziałem wiele ścieżek, w które chciał bym wjechać, jednak nie da się tego zrobić za jednym razem.Mysle, że w tym roku częściej będę wracał na Broumovske Steny, zapuszczając się w coraz to nowe miejsca.Naprawdę powinniście to wszystko zobaczyć na własne oczy.Naprawdę warto a zabłądzić się tam nigdzie nie da, ponieważ oznakowanie leśnych dróg jest doskonałe.
Z tą bestią stoczyłem zażarty bój, chcąc uratować mu życie
Police nad Metuji
I znów coś dla Kajmana.Krzyż z czaszką w Hlavnov
I znów coś dla Kajmana.Krzyż z czaszką w Hlavnov
Teraz będą już kolejne widoki na trasie ale bez opisu.
Pomnik Ofiar Nazizmu w Suchym Dole
Wbudowana wystawa strażacka w przystanek autobusowy w Slavnu
Taaakie widoki ale pogoda się psuje...
Panuv Kriż.Polski samochód w miejscu, gdzie zakazany jest wjazd samochodów
Panuv Kriż
Tam wjedziemy kiedy indziej... ;)
Panuv Kriż
Tu się nie da zabłądzić
Tam też kiedy indziej pojadę...
No i tam poniżej już Martinkovice, skręt w prawo i jazda do Otovic
Kategoria Broumovske Steny, Czechy
"Spacerek" na Przełęcz Karkonoską :))
-
DST
240.00km
-
Czas
11:51
-
VAVG
20.25km/h
-
VMAX
51.00km/h
-
Kalorie 7621kcal
-
Podjazdy
2684m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Cały dzień zajęła mi ta wyprawa, było super, choć nie do końca tak, jak to sobie wyobrażałem.Wróciłem z bardzo dużym zapasem sił, co bardzo mnie cieszy, gdyż pozwala podejmować już najbardziej ambitne plany.Na razie zamieszczę tylko mapkę i kilka fotek a resztę postaram się jutro zamieścić.
Nie bez powodu w tytule zawarłem słowo "Spacerek", ale o tym później ;)
Rano pobudka o godzinie 3:45.Zjadam śnbiadanie inne niż zwykle, wrzucam do reklamówki wszystko, co będę musiał zabrać w trasę i...
-Oj ciężka ta reklamówka- stwierdzam wychodząc z domu ale wszystko jakoś zapakowuję do torby rowerowej.Waga roweru znacznie wzrosła...Do tego jednak dawno już przywykłem.
Trudno, to co tam jest, uznaję za niezbędne.Startuję z 15 minutowym opóźnieniem, co i tak uznaję za niebywały sukces, bo często takie obsuwy bywają nawet kilkugodzinne.Gdybym był z kimś umówiony na trasę, spóźnienie było by niedopuszczalne, skoro jednak jadę sam, to bez znaczenia.
Zaczynam bardzo powoli.Przed wyjazdem miałem 2 dni regeneracyjnej przerwy w jazdach i teraz trzeba bez pośpiechu dobrze rozgrzać cały organizm bo, jak mówi przysłowie: "co po nagle to po diable". Rozgrzewka to niedoceniany przez amatorów rowerowego szaleństwa element jazdy.Zazwyczaj od razu ostro startują, na nie rozgrzanych mięśniach, stawach i ścięgnach, powodując mikropękanie tkanek i odkształcanie się źle smarowanych stawów.Później miewają kontuzje...ale mów tu takiemu mądrali to głupio się śmieje i wygłasza dziwne komunały.
Według zapowiedzi wiatr miał być dziś słabszy i rzeczywiście wiatr jest o wiele słabszy ale jest i lekko wieje od czoła.Jestem wypoczęty, wyspany i pełen optymizmu, doskonale wiem co mnie czeka.Według zapowiedzi pogody ICM, wiatr ma zmieniać kierunek tak, że całą trasę przejadę pod wiatr.Nic jednak nie jest w stanie mnie dziś zniechęcić.Nawet podoba mi się to utrudnienie.W Starych Bogaczowicach wiatr się wzmocnił a za Kamienną Górą, w drodze na Przełęcz Kowarską to już naprawdę był wicher.Nawet na zjeździe do Kowar musiałem kręcić, żeby jechać bo wiatr próbował mnie zatrzymać.Karkonosze są trochę zamglone i widać śnieg na szczytach, obawiam się więc, czy uda mi się przejechać przez przełęcz Karkonoską.Nad Zalewem Sosnówka ostatni posiłek przed Przełęczą i jazda.
Zaczynając podjazd w Podgórzynie czuję się tylko rozgrzany, zero jakich kolwiek objawów zmęczenia, więc na podjeździe szybko wpadam w swój rytm i jedzie mi się doskonale a tymczasem z każdym kilometrem jest coraz bardziej stromo.Przejeżdżam Podgórzyn, Przesiekę, wjeżdżam na leśny asfalt.Sporo turystów człapie dziś w kierunku przełęczy.Na rowerze jedzie młoda kobieta z dzieckiem na tylnim siodełku, zamieniamy kilka słów, okazuje się, że jedzie z Jeleniej Góry.Wyrażam podziw i życzę miłego dnia obojgu.
-Przepraszam, przepraszam- z uśmiechem mówię do turystów, którzy uprzejmie ustępują mi miejsca.
-Tylko przejadę i już mnie nie ma- mówię, śmieją się i żartują.Miła atmosfera, dzięki której jedzie mi się jeszcze lżej a przecież tu już jest 23%...
Pod górkę idzie małżeństwo z psem., który idzie luzem.
-Może gdyby piesek zechciał mnie pogonić, to i czas miał bym lepszy pod tę górę-mówię do właścicieli psa.
-On ma już dość tej góry, ledwo już idzie-odpowiada właściciel psa, śmiejąc się a pies tylko popatrzył na mnie smutnymi oczyma.
No tak, jest gorąco i pod ostrą górkę, więc psu pewnie nawet na myśl by nie przyszła gonitwa za rowerzystą, choć wyglądał mi na takiego, który lubi tę zabawę.
Tymczasem dojeżdżam do skrzyżowania i nie zatrzymując się wjeżdżam na ostry podjazd zamkniętego dla ruchu samochodowego odcinka , skąd już tylko 4500metrów dzieli mnie od szczytu Przełęczy.Jest to jednak najgorsze 4500metrów asfaltowego podjazdu na tej trasie.Od samego początku robi się 27%.Drwale przy drodze tną piłami spalinowymi grube konary ściętych drzew.
-Jakbyście mi pożyczyli taki silnik to może było by mi łatwiej wjechać!- wołam do drwali
-W drodze powrotnej oddam- obiecuję a oni śmieją się, machamy sobie rękami pozdrowienie i jadę dalej.
Nie zamierzam jednak tędy wracać.Według planu, mój powrót ma być przez Czechy.
Od początku jest ostro pod górę, trzeba przed podjazdem ustawić właściwe przełożenie bo gdyby na podjeździe, przy zmianie biegów coś poszło nie tak, rower zatrzymał by się i trzeba by wrócić do początku podjazdu bo pod taką stromiznę i przy tak wąskiej drodze byłby problem z ponownym startem.
Po jakimś czasie stromizna wypłaszcza się i robi się 14-16% , co naprawdę wydaje się być płaskim podjazdem.Czuję się wyśmienicie, słychać tylko śpiew ptaków i szum górskiego strumienia, nie ma tu żadnych turystów, droga jest sucha i wolna od śniegu, choć w lesie widać gho trochę.
-Ten podjazd to chyba jakiś przereklamowany jest- myślę sobie, lecz pamiętam, że ostatnie 500 metrów jest masakryczne.
Mam ostatni kilometr do przełęczy, kiedy w oddali widzę gruby śnieg na drodze.Rozjechany jest przez jakiś pojad , że koleinką udaje mi się przejechać bez problemu.Zaczynm mieć jednak obawy bo wydawało się, że dzisiejszy podjazd to będzie byłka z masłem.
W oddali jednak widzę śnieg na całości asfaltu i dwoje rowerzystów-chłopak z dziewczyną-którzy stoją przy tym śniegu i robią sobie fotki.
Dojeżdżam do nich i...
-Niech to szlag...-zakląłem, choć w dzisiejszych czasach żadne to przekleństwo.
Młodzi śmieją się, śnieg wygląda na półmetrowej grubości.nie ma szans na jazdę pod 30% po takim śniegu.Młodzi proszą, żebym im zrobił fotkę i rezygnują a ja....
-No własnie, co ja mam zrobić?-staram się zebrać myśli i podjąć szybko jakąś decyzję.
-Wracać do skrzyżowania i przez Karpacz wrócić do domu?-myślę sobie
Młodzi patrzą na mnie zaciekawieni, jaką decyzję podejmę.
Przypomniałem sobie, że najważniejsze jest, aby się nie poddać i wykonać zadanie bez względu na okoliczności.
-Przejechałem 100km żeby zdobyć przełęcz i wrócić przez Czechy, przypuszczam, że po czeskiej stronie asfalt jest wolny od śniegu.Jeden kilometr zaśnieżonej drogi, nawet pod taką górę mnie nie zatrzyma.- mówię do młodych.A co, trzeba dać młodzieży przykład, że trzeba być twardym, nie ustępować z byle powodu.
-Powodzenia i miłego dnia-mówię do młodych-Nawzajem- odpowiadają ale nie odjeżdżają.
Przygladają się zaciekawieni, czy podejdę pod tę górę.Odjeżdżają kiedy jestem już wysoko i są pewni, że nie odpuszczę.
Buty mam nieodpowiednie do takiej wspinaczki.Po tym śniegu nie da się nawet prowadzić roweru, więc zaczynam go nieść a nie jest lekki.Przydały się codzienne ćwiczenia na drążku, dzięki którym jestem sprawny ogólnie a nie tylko wyspecjalizowanym dodatkiem do roweru.Spotykam wracające z przełęczy dwie dziewczyny.Pytam o sytuację na przełęczy.Trochę śmieją się ze mnie ale mówią, że na szczycie i po czeskiej stronie asfalt jest wolny od śniegu.Potwierdzają to też spotkani następnie dwaj starsi mężczyźnie, którzy już nie smieją się a przyglądają badawczo.Pewnie pomysleli sobie, że mam nierówno pod sufitem...Pewnie coś w tym jest...nie ważne.Dla mnie najważniejsze jest, żeby dotrzeć do celu, żeby się nie poddać.W zeszłym roku dwa razy realizowałem trasę na Karkonoską i tamte podjazdy były niczym w porównaniu z tą wspinaczką po zasnieżonej, stromej drodze, z rowerem na ramieniu.Końcówka była jednak najgorsza, szedłem już bokiem, nie wiadomo było jak postawić stopy na śniegu, który momentami mięknąc na Slońcu rozpadał się pod stopami niespodziewanie.Śnieg naprawdę był głęboki, na oko miał grubość 0,5m, momentami do metra.Można bylo łatwo stracić równowagę i stoczyć się na dół.Wysiłek podczas wspinaczki na stromym, zaśnieżonym podejściu z rowerem na ramieniu był naprawdę wielki ale dałem radę, nie poddałem się i nie wycofałem i to daje mi o wiele większą satysfakcję niż zeszłoroczne podjazdy tutaj.Nagle śnieg się skończył, wsiadłem więc na rower i wjechałem na szczyt Przełęczy Karkonoskiej.Zrobiłem pamiątkowe fotki i jazda do schroniska "Odrodzenie".Znowu fotki i jazda do Czech bo większa część trasy wciąż jest przede mną.Oczywiście podczas pieszej wspinaczki gps został wyłączony i ten kilometr został odpisany od całości kilometrów tak na Garminie, jak i na Sigmie.
Zjazd przez Spindlerów Mlyn do Miasteczka Vrchlabi wiedzie nad rzeką Łabą i jest niesamowicie atrakcyjny.Jest mi dobrze znany z poprzednich wyjazdów.Przez Vrchlabi przejeżdżam nie zatrzymując się, dopiero krótki postój robię przy lotnisku za Vrchlabi.Od tej pory znowu podjazdy, choć jest też kilka razy z górki.Od Mladych Buków prosty odcinek z górki, na którym wiele razy nadrabiałem stracony czas bo tu przez wiele kilometrów jedzie się z górki i prędkość nie spadała poniżej 40km/h, jednak nie tym razem.Cały czas mam pod wiatr i prędkość jest tym razem w okolicach 30km/h i trzeba kręcić, żeby tyle mieć.Nawet czeski kolarz, który jedzie jakieś 150metrów przede mną na kolarzówce Scot, ma tę samą prędkość co ja.
W Trutnowie zatrzymiję się, aby zrobić fotkę mostu.Odwracam się przy tej czynności tyłem do roweru...Odwracam się z powrotem i obsztorcowuję w myślach swoją niefrasobliwość.
Przecież tego roweru mogło już tu nie być.Ktoś mógł go ukraść i odjechać w czasie, kiedy robiłem fotkę.Nie wolno tracić czujności na wyjeździe...
Wyjeżdżając z Trutnova mam wybór dwóch dróg.Jedna na przejście graniczne Kralovec-Lubawka, którą uważam za łatwiejszą, tym bardziej, że później z Chełmska pojechał bym szutrówką do Zdonova, omijając podjazd na Przełęcz Chełmską.Druga droga prowadzi do Adrspachu, po drodze trzeba podjechać niezwykle wyczerpujący podjazd z Chvalca do Adrspachu.Wybieram Adrspach.Podjazd rzeczywiście daje czadu ale jakoś tym razem nie wydaje mi się specjalnie uciążliwy.W poprzednich latach zawsze jednak go przeklinałem, ale zawsze wybierałem własnie tę drogę.Po podjeździe wreszcie zjazd do Adrspachu.Długo zastanawiałem się, czy za Adrspachem skręcić do Zdonova i krótszą trasą wrócić do domu, czy może zjechać do Teplic i następnie przez Mezimesti i Starostin wrócić.Kiedy jechałem przez Adrspach, z jednej karczmy mocno zapachniało mi piwem.Decyzja w sprawie powrotu mogła być więc tylko jedna.Przecież piwo mogę kupić wyłącznie w Starostinie.Mijam więc skrzyżowanie do Zdonova i jadę do Teplic a następnie do Mezimesti i Starostina.Za Teplicami jedzie kobieta na rowerze, ma ciężkie sakwy z tyłu i na przedniej sakwie mapę.Macham jej ręką pozdrowienie a ona na to..."Dzień dobry"...Polka.Okazało się, że jest z Wrocławia, była dwa tygodnie w Teplicach i teraz jedzie do Wałbrzycha, żeby zdążyć na pociąg do Wrocławia, który odjeżdża o godz 18:10.Nie wie która jest godzina.Mówię, że 17:26...Nie zdąży, szkoda wysiłku.
Odnoszę jednak wrażenie, że nie ma zbytniej ochoty na rozmowę.No cóż, ma do tego prawo.Szkoda...Życzę więc jej powodzenia i odjeżdżam.Spotykamy się jeszcze w Starostinie, gdzie zatrzymałem się aby kupić piwo ale już nie rozmawiamy.Wracam do domu przez Rybnicę.Na zjeździe do Grzmiącej znowu spotykam znajome stadko owiec, które teraz tylko filmuję.Już tak bardzo się mnie nie boją.Uważajcie jednak rowerzyści na tym zjeździe bo na tych owcach możecie się nieźle połamać.Przebiegają znienacka na drugą stronę jezdni.
Podsumowując wyjazd mogę być z siebie zadowolony.Czas więc na oceny.
Tempo jazdy wycieczkowe ale to przecież była wycieczka, więc oceny tu nie będzie :)).
Ocena na podjazdach dostateczna, pozwalająca na podjęcie się każdej, nawet najtrudniejszej trasy.Nigdzie na podjeździe od Zalewu Sosnówka się nie zatrzymałem i tak było by do szczytu przełęczy, gdyby nie zawalona sniegiem droga.Zresztą, nie muszę sobie tego udowadniać, ponieważ w zeszłym roku byłem tam dwa razy a teraz czułem się w lepszej formie niż w zeszłym roku.Ocena za długość trasy dobra, w końcu cały dzień byłem w drodze.Dodatkowym utrudnieniem był wiatr, który na całej trasie ustawiał się od czoła i na wielu odcinkach trasy, zwłaszcza górskich, był naprawdę uciążliwy.Dodatkowym utrudnieniem był upał, do którego jeszcze nie przywykłem.Mam spalone Słońcem ręce i nogi.Rowerowa opalenizna zatem już jest .Największą frajdę mam, że nie wycofałem się, choć wspinaczka z rowerem po śnieżnej stromiznie była fizycznie wyczerpująca i od strony psychiki też wymagała odpowiedniego nastawienia.Uwierzcie, że tam wyglądało to naprawdę beznadziejnie, to był mój najgorszy kilometr od wielu lat i przez to jest dla mnie wart więcej, niż cała ta trasa.Jak wcześniej wspomniałem, wróciłem ze sporym zapasem sił.Czułem się na jeszcze 100... ;)
Dodam tylko, że ci, których kusi zdobycie Przełęczy Karkonoskiej na rowerze, muszą się uzbroić w cierpliwość i poczekać, aż śnieg na ostatnim kilometrze drogi stopnieje.Jedynie od czeskiej strony jest to możliwe.W grę może wchodzić czerwiec, może druga połowa maja, jeśli będą takie upały to ten śnieg powinien stopnieć.Chyba, że ktoś zapragnie naprawdę się sprawdzić w survivalu i zdobyć przełęcz w warunkach, w jakich ja ją tym razem zdobywałem.
Mam jeszcze sporo materiału filmowego, z którego pewnie coś zmontuję, jak znajdę czas.
Tyle dzisiaj było km...
Znowu tu jestem...
Schroniska "Odrodzenie" nigdy sobie nie odpuszczam, gdybym odpuścił, wyjzad byłby nie pełny i miał bym niedosyt.To było by jak poddanie się, jak przegrana...
Widoczek ze schroniska "Odrodzenie"
Zjazd do Kowar, w oddali zamglone Karkonosze
Siedziba Towarzystwa Miłośników Kowar w Kowarach
Kowary mają nowy deptak
Zamglone Karkonosze
Zamglone Karkonosze
Zalew Sosnówka
Pół metra śniegu na drodze na Przełęcz Karkonoską
Karkonosze
Tu trzeba było nieść rower
Jednak śnieg powoli topnieje
Po wjeździe na przełęcz szybko topnieje śnieg, który oblepił mi rower
Spindlerova Bouda.Na Przełęczy Karkonoskiej asfalt jest wolny od śniegu
Schronisko "Odrodzenie"
Widoki ze schroniska "Odrodzenie"
Po czeskiej stronie...
Po czeskiej stronie
Cała masa rwących potoków przepływa pod malowniczymi mostkami na zjeździe do Spindlerovego Mlyna, co sprawia, że widoki podczas jazdy są niesamowite
Spindlerów Mlyn.Jezioro zaporowe na rzece Łabie
Spindlerów MlynZapora na jeziorze
Spindlerów Mlyn.Zapora na jeziorze
Pod zaporą...
Droga nad jeziorem
Wzburzona rzeka Łaba na zjeździe do Vrchlabi
Rzeka Łaba
Trening na Łabie
Vrchlabi
Lotnisko za Vrchlabi a w oddali Czerna Hora
Coś dla Kajmana.Krzyż z czaszką we wsi Rudnik-Javornik
Coś dla Kajmana.Krzyż z czaszką we wsi Rudnik-Javornik
Most w Trutnovie prawie jak w Pradze ;)
Trutnov
Droga wyjazdowa z Trotnova do Adrspachu.Dwa mosty kolejowe, jeden nad drugim.
Czesi lubią takie stare pojazdy.Można tam spotkać stare skody, trabanty a tu pięknie utrzymana stara Java
Ta skała na podjeździe do Chvalca zawsze mnie zdumiewa
Chvalec.Przed samym kościołem trzeba skręcić w lewo o zaczyna się najbardziej wkurzający podjazd na całej trasie
Wreszcie skały Adrspachu.Tu już czuję się jak w domu
Zjazd od schroniska "Odrodzenie"
Przejazd przez Vrchlabi
Podjazd Chvalec-Adrspach.Tu jest nachylenie 8-15% .Jak się ma już w nogach 160km to jest to najbardziej wkurzający podjazd na całej trasie
<iframe
src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=aksakliaqqotwthr" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria 200 i więcej, Czechy
Piwo i Broumovské Stěny
-
DST
104.00km
-
Teren
8.00km
-
Czas
05:25
-
VAVG
19.20km/h
-
VMAX
54.00km/h
-
Kalorie 3594kcal
-
Podjazdy
1266m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Według zapowiedzi miała być dziś ładna pogoda a że kończy mi się piwko z ostatniej wyprawy do Czech, pomyślałem sobie, że uzupełnienie zapasiku Gambrinusa będzie dobrym pretekstem do wyjazdu.Konieczne jednak okazało się też uzupełnienie mąki do wypieku chleba, oraz ryżu.Musiałem więc pojechać najpierw do Tesco na małe zakupy.Jakoś jednak wachania ciśnienia atmosferycznego źle wpłynęły na moje samopoczucie.Zrobiłem się okrpnie senny, więc po powrocie z zakupów uciąłem sobie drzemkę.Kiedy się obudziłem było już południe...Ubrałem strój rowerowy i ruszyłem w drogę, nie będąc do końca przekonanym, czy wyprawa po piwo do Czech zostanie uwieńczona sukcesem.W czeskich Janovickach decyduję, że trasa będzie wiodła przez Broumovske Steny, gdyż od dawna mam chęć przejechać się tą malowniczą trasą.Zaraz po wjeździe do Janovicek napotykam wielkiego, brązowego psa.Jestem dobrze przygotowany na takie spotkania ale to przecież czeski pies.Miałbym robić krzywdę czeskiemu psu?Przenigdy!Pies wogóle nie zwraca na mnie uwagi, tylko leniwie idzie, wąchając okoliczne zarośla.Ma psina swoje własne sprawy i nie zawraca sobie swojej psiej głowy jakimś tam polskim rowerzystą.Zadowolony z takiego obrotu sprawy zjeżdżam do Broumova, następnie jazda do Otovic i skręt w prawo do Martinkovic a tam przecinam główną drogę i już prosto na Broumovske Steny.Przez las prowadzi wąska asfaltówka.Pierwszy podjazd 15% , następny 26%...Sceneria jak w Górach Stołowych.Upajam się jazdą i widokami.W pewnym miejscu, na zakręcie natykam się na krzyż, przybity do drzewa a na nim imię: Mirek.Pewnie rowerzysta, który nie wyrobił na tym zakręcie i walnął w drzewo.Dobra nawierzchnia sprawia, że rowerzyści czują się tu pewnie i cisną ile wlezie.Wszystkim, którzy tak lubią, kiedy adrenalina prtzejmuje kontrolę nad ich umysłami, niech ten krzyż będzie dla was przestrogą, żeby po was taki sam nie pozostał przy jakiejś drodze.
Jadę dalej, raz jest pod górkę a raz z górki.Podjazdy są mocne ale krótkie.
Docieram wreszcie do Zajazdu Amerika i wjeżdżam na czerwony szlak.Już od samego zajazdu pnie się szutrowa, stroma droga, o nachyleniu 18%. Później jest trochę mniej i waha się między 10-15%.Jest też trochę mokro ale blota nie ma zbyt wiele bo podłoże jest skaliste.Po drodze mijam leśną kapliczkę.Czescy turyści na mój widok łapią swoje wielkie psy, których rasy uznawane są co prawda za agresywne, te pieski jednak wogóle się mną nie interesują, są rozbawione, przyjazne, zero agresji.Ponoć jak właściciel jest agresywny to i pies jest taki.Czesi to spokojny, skory do zabawy naród, więc ich psy też takie są.Polacy są agresywni, więc i polskim psom ta agresja się udziela.Szuter na mojej drodze pokryty jest zeszłorocznymi, zeschłymi liśćmi, pod którymi kryją się spore, luźne kamienie i połamane patyki, na których można by nieźle wyrżnąć, trzeba więc jechać uważnie.Docieram wreszcie do Kaplicy sv.Huberta, która stoi w samym środku lasu, wraz z kamiennymi stacjami drogi krzyżowej.Tutaj skręcam w lewo i jadę prosto w kerunku szosy.Początkowo jest dość płasko, jednak później znowu robi się do 18%.Wreszcie zjazd i już widać szosę.Gdyby szosą pojechać w lewo to przez Przełęcz Honske Sedlo dojechało by się do Polic.Jest już dość późno, jadę więc w prawo, w kierunku Broumova, lecz na pierwszej krzyżówce skręcam w lewo do Jetrichova a następnie w prawo do Mezimesti.W Starostinie kupuję piwko Gambrinus i jadę do Unisławia.Od samej granicy mocny wiatr od czoła uatrakcyjnia mi jazdę a ja czuję już te wszystkie podjazdy i piwko na bagażniku, choć słodkim ciężarem jest, to jednak nie ułatwia kręcenia.W Unisławiu dochodzę do wniosku, że podjazd pod Rybnicę jest tak słaby, że próba pokonania go uwłaczała by mojej godności, wybieram więc bardziej wymagający podjazd do Wałbrzycha.Decyduję się na tę drogę również dlatego, że z Wałbrzycha będzie jeszcze jeden podjazd w kierunku Dziećmorowic, gdy tymczasem z Rybnicy nie miałbym już żadnego podjazdu.Dalszej trasy nie będę opisywał bno nic się na niej nie działo.Żadnego agresywnego pieska nie napotkałem dziś na swojej drodze, więc obyło się bez strzelaniny.No i dobrze.Pewnie jeszcze nie raz w tym roku przejadę się po piwko do Czech, wybierając trasę przez Broumovske Steny.
Hodowla danieli w Martinkovicach
Podjazd 15%...
Podjazd 26%...Nie wygląda na to cooo? ;)
Ten pies też nie zwracał na mnie uwagi
Czasem jest dość płasko
Tym, którzy uwielbiają adrenalinę ku przestrodze...
Po was też może coś takiego pozostać, jak zapomnicie o rozwadze.Rower to niebezpieczna zabawka
Widok w kierunku Broumova i Gór Suchych
nie miejcie złudzeń, ta droga wiedzie na wysokości ponad 600mnpm
Jeszcze raz widok na Broumov
Zajazd Amerika
Teraz czerwonym szlakiem w prawo
Od Ameriki jedziemy w kierunku Polic
Leśna kapliczka i pieszy szlak do Polic
A ja jadę tą drogą bezszlakową
Super droga i super widoki z niej są
Właśnie taki widok się rozciąga z tej drogi z powyższego zdjęcia
Kaplica sv.Huberta w środku lasu
Przy kaplicy stacje drogi krzyżowej
Pod tym drzewem da się przejechać, nachylenie jednak sięga tu 18%
Szutrowe drogi tu są wspaniałe
No i zjazd do szosy a następnie w prawo
Krzyż przed szosą
Kolarz wspina się na Przełęcz Honske Sedlo.Średnie nachylenie tej drogi to 12%
Tą drogą przyjechałem
Droga do Polic przez Przełęcz Honske Sedlo
Trochę zamglony Ruprechticki Spicak widziany z drogi do Jetrichova.
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria Czechy, Broumovske Steny
Przełęcz Spalona i nie tylko
-
DST
137.00km
-
Czas
07:12
-
VAVG
19.03km/h
-
VMAX
48.00km/h
-
Kalorie 5343kcal
-
Podjazdy
1789m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tym razem wyjazd na Przełęcz Spaloną w Górach Bystrzyckich, Zieleniec, Duszniki Zdrój, Karłów, Radków, czeski Bozanov, Broumov, Janovicki, Głuszyca, Jezioro Bystrzyckie i Świdnica.
Znów były dwa krzyże z czaszkami...
Opis, fotki i jakiś film z tego wyjazdu niedługo tu zamieszczę.
Drewniany kościół w Nowej Bystrzycy
Widok z drogi na Przełęcz Spaloną
Spalona ale to jeszcze nie przełęcz
Krzyż z czaszką na Przełęczy Spalona przy schronisku "Jagodna"
Krzyż z czaszką na Przełęczy Spalona przy schronisku "Jagodna"
Widok na Góry Orlickie
Zieleniec
Zieleniec
Zieleniec
Krzyż z czaszką w Zieleńcu
Krzyż z czaszką w Zieleńcu
Widok na Duszniki Zdrój
Widok z drogi do Dusznik
W Górach Stołowych
W Górach Stołowych
Szczeliniec Wielki- Góry Stołowe
<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=zczswixbsfdeyebv" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria 100 i więcej, Czechy
Broumovské Stěny
-
DST
133.00km
-
Teren
12.00km
-
Czas
07:30
-
VAVG
17.73km/h
-
VMAX
50.00km/h
-
Kalorie 5940kcal
-
Podjazdy
1551m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Miałem pojechać w dłuższą trasę ale silny wiatr mnie zniechęcił.Patrząc na Broumovské Stěny ze wzniesienia nad czeskim Bozanovem, przypomniałem sobie, że kiedyś obiecałem sobie pojeździć po szutrach Broumovskich Stěn. Troszkę z tych planów dziś więc zrealizowałem.
Stoję na wzgórzu przed czeskim Bozanovem i zastanawiam się, wrócić do Martinkovic, czy zjechać do Bozanova i tam spróbować wjechać w Broumovské Stěny. Po krótkim wahaniu zaczynam od Bozanova. Początkowo miało być niebieskim szlakiem, później jednak decyduję się na jazdę zielonym, który później i tak łączy się z niebieskim. Jedzie się super, szuter z mniejszymi i większymi kamykami a czasem nawet miałkim piaskiem ale szeroki i wygodny, tłumów na trasie nie ma. Kiedy focę panoramę Broumova podjeżdża do mnie rowerem młoda Czeszka i paple coś, czego nie rozumiem. Mówi zbyt szybko ale zdaje się się, że chyba pobłądziła. Nie ma tu nikogo, tylko ja, więc próbuję jej jakoś pomóc, pokazując gdzie są poszczególne miejscowości, dziękuje i odjeżdża. Sceneria na szlaku podobna do Gór Stołowych. Na trasie do karczmy „Amerika” tylko raz mijam się z grupą czeskich bikerów, poza tym jest bezludnie, co bardzo mi się podoba.
Dojeżdżam do karczmy „Amerika”.Tu schodzą się drogi kilku szlaków Broumovskich Ścian i przed karczmą stoi sporo rowerów a przy stolikach bikerzy raczą się piwem. W pewnym momencie kelnerka przynosi jednemu z nich duży, pękaty kufel złocistego napoju z piękną , grubą pianką. Wygląda to tak smakowicie, że łamiąc swoje zasady postanawiam też skosztować piwka. Podchodzę do baru i nie wiem co wybrać bo jest kilka rodzajów z każdego piwa. W końcu decyduję się na Opata Gambrinusa, którego kelnerka nalewa na dwa kufle bo tworząca się piana nie pozwala nalać od razu pełnej szklanki. Wydawałoby się, że ta piana to skutek przegazowania piwa, podobnie jak to robi Żywiec. Człek po takim żywcu chodzi cały dzień i bańki nosem i uszami puszcza. Okazuje się, że gazu w Gambrinusie jest znikoma ilość a piana to twór naturalny i dość trwały. Beczkowy Gambrinus smakuje wybornie i jak na knajpkę jest tani bo kosztuje tylko 20 koron. Sami sobie przeliczcie. W polskich lokalach piwo kosztuje od 6zł wzwyż. Oglądając menu stwierdzam, że za 100koron można się tu nieźle najeść. Nikt mnie już nie przekona, jak piwo, to tylko w Czechach i najlepiej beczkowe. Mam chęć na następne ale muszę jechać i zanim wyjadę z szutrów, muszę wypalić promile do zera, ruszam więc dalej.
Krzyż z czaszką w Martinkovicach
Krzyż z czaszką w Bozanovie
Droga na Bromowskich Ścianach
Bromowskie Ściany-Amerika
Tablica upamiętniająca spotkanie Vaclava Havla z Erichem Ansorgem
Kilkaset metrów dalej stoi sobie w lesie samotna kapliczka.
Kilka kilometrów dalej leśna kapliczka św.Huberta i stacje drogi krzyżowej.
Wreszcie dojeżdżam do asfaltu. W prawo do Broumova, w lewo do Polic.
Zastanawiam się w którą stronę jechać. W końcu jadę w lewo na Przełęcz Honske Sedlo, podjazd o średnim nachyleniu 12%, miejscami dochodzi do 16%.Wiele razy tu podjeżdżałem i nigdy nie był to przyjemny podjazd ale tym razem jakoś łatwo poszło. Zjeżdżam do Pekov a następnie skręt w prawo do Lachov, jazda do Teplic i Adrspach, następnie Zdonov, gdzie przekraczam granicę. Obawiałem się, że trochę mnie zmęczy jazda z Teplic do Adrspachu, w końcu jest tu nieźle pod górkę. Okazało się jednak, że coś jakby samo mnie tu niesie i jadę niemal bezwysiłkowo 27km/h. Może to zasługa Gambrinusa?
Zjazd do Mieroszowa, droga do Unisławia, podjazd do Rybnicy Leśnej mam już z wiatrem, jedzie się więc relaksowo i tak do samego domu w Świdnicy.
Trasa planowana na ten dzień, miała być zupełnie inna i o wiele dłuższa ale nie żałuję zmian, jakie wprowadziłem tego dnia. Myślę, że jeszcze wrócę na Bromowskie Ściany, poznać tam jeszcze inne ścieżki i może nawet zdobyć jakiś szczyt a i do karczmy „Amerika” też pewnie jeszcze zajrzę.
<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=ptkgjqtvqzpxanky" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria 100 i więcej, Broumovske Steny, Czechy
Znów do Czech
-
DST
116.00km
-
Czas
05:51
-
VAVG
19.83km/h
-
VMAX
45.00km/h
-
Kalorie 4489kcal
-
Podjazdy
947m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Znów poniosło mnie do Czech, choć w inną stronę miałem zamiar pojechać.
<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=fdaxuvzhunjkzsfu" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria 100 i więcej, Czechy
Przejażdżka do Czech
-
DST
115.00km
-
Czas
05:48
-
VAVG
19.83km/h
-
VMAX
55.00km/h
-
Kalorie 4534kcal
-
Podjazdy
1172m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jakoś ostatnio brak mi entuzjazmu do jeżdżenia.Może to za sprawą alergii, która co roku o tej porze umila mi życie.Postanowiłem jednak tego dnia zrobić choć małą rundkę w kierunku Czech.W planie miałem podjechać na Przełęcz pod Czarnochem i następnie do Mezimesti.Na przełęczy pod Czarnochem spotkałem rowerzystę z Warszawy, który poprosił mnie o zrobienie mu fotki na granicy z Czechami.Okazało się, że na kilka dni z żoną przyjechali do Walimia i on wybrał się rowerkiem na Przełęcz pod Czarnochem a następnie do Mezimesti.Zaproponowałem, że skoro już tu jest to pokażę mu Broumov, które przecież jest niedaleko.Z ochotą się zgodził.Zjechaliśmy więc do Olivetina a następnie do runku w Broumovie.
Zjeżdżamy w Janovickach do Broumova
Pospacerowaliśmy po rynku i uliczkach Broumova, odwiedziliśmy słynny klasztor, kolega wziął trochę czeskiej gotówki z bankomatu w Broumovie i stwierdził, że na drugi dzień przyjedzie tu samochodem z małżonką aby lepiej pozwiedzać.Wydawał się być zadowolonym z całej tej sytuacji.W mojej głowie tymczasem zmienił się plan jazdy.Już nie chcę jechać do Mezimesti.Zamierzam jechać do czeskiego Bozanova a następnie przekroczyć granicę i zjechać do Radkowa, przez Nową Rudę na przełęcz Sokolą i do Walimia.
Proponuję koledze z Warszawy, żeby jechał ze mną to pokażę mu przy okazji Wambierzyce, które są po drodze.On jednak zdecydowanie odmawia.Nie jest pewny swojego sprzętu i przekładnie ma zdecydowanie nie na takie podjazdy.Szkoda, miał wyjątkową okazję przejechać fajnymi trasami i otrzeć się o Góry Stołowe, zobaczyć słynną bazylikę w Wambierzycach.Wyprowadzam więc go z Broumova na trasę do Mezimesti, objaśniam krótko trasę i żegnamy się.Ja jadę do Bozanova a on do Mezimesti.Pewnie nigdy już się nie spotkamy.
Zjazd do Czeskiego Bozanowa
Bozanov to mała ale zadbana wieś na pograniczu.Szybko mijam zabudowania i wjeżdżam na podjazd prowadzący na granicę.Z przejścia granicznego rozciągają się wspaniałe widoki.Widać całe pasmo Gór Stołowych.Jazda tam to sama przyjemność.
Przez Radków przejeżdżam bez zatrzymywania się, byłem tu przecież tyle razy...
Na trasie do Ścinawki droga wąska a ruch samochodów dość spory.Jedna z ciężarówek o mało nie przejechała mnie tylnymi kołami w trakcie wyprzedzania.Dostawczaki i busy przeciskają się obok mnie niemal na siłę, prawie wpychając mnie do rowu.
-Kto tym zbrodniarzom dał prawa jazdy?-ciśnie mi się na usta-Za takie zachowanie na drodze powinni siedzieć w pudle za usiłowanie zabójstwa a nie za kierownicą samochodu.No ale cóż ja mogę?Mogę tylko bardziej na siebie uważać i modlić się, bo na policję w tym kraju nie ma co liczyć.
W Ścinawce Górnej robię fotkę popadającego w ruinę Dworu Sarny.To taka nasza ,polska specjalność, doprowadzanie wszystkiego do ruiny.
Dwór Sarny w Ścinawce Górnej
Przejazd przez Nową Rudę bezproblemowy.Mam w Planie jazdę do Ludwikowic a następnie na przełęcz Sokolą, jednak w tym roku już tyle razy jechałem tą drogą, że nie mam już na to ochoty.Wybieram trudniejszą trasę z Nowej Rudy do Jugowa a następnie w lewo na Przełęcz Sokolą.Podjazd dość mi się dłuży bo i jest długi.Jednak pogoda dopisuje i widoki super , więc nie jest źle.Z Przełęczy Sokolej już tylko zjazd do Jugowic a następnie nad jezioro w Zagórzu.Tam tradycyjnie tankuję wodę w źródełku i jazda do domu.
Ciekaw tylko jestem, jak koledze z Warszawy udało się dotrzeć do Walimia.Tego się już pewnie nigdy nie dowiem.
<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=yasrbdrehmlxbdgn" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria 100 i więcej, Czechy
Pradziad zdobyty
-
DST
165.00km
-
Czas
08:27
-
VAVG
19.53km/h
-
VMAX
50.00km/h
-
Kalorie 6885kcal
-
Podjazdy
2550m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pomysł wyjazdu na Pradziad zawdzięczam relacji, jaką ze swojej wyprawy na tę „górkę” zamieścił Toomp. Po przeczytaniu jego relacji i ja zapragnąłem wjechać na ten szczyt, tym bardziej, że nigdy wcześniej tam nie byłem a trasa wydała mi się bardzo atrakcyjna.
Z początku planowałem całą trasę przejechać rowerem, jednak po głębszej analizie postanowiłem skorzystać z szynobusu i trasę rowerową rozpocząć w Kamieńcu Ząbkowickim.
Kiedy obudziłem się w sobotę rano, pogoda w Świdnicy nie zachęcała do wyjazdu.
-Chyba nici z dzisiejszego wypadu-myślałem patrząc posępnie na niebo usłane ciemnymi chmurami.
Pomyślałem jednak, że do Kamieńca skoczę szynobusem i najwyżej pokręcę się wokół jezior: Paczkowskiego i Otmuchowskiego, zwiedzę Paczków, w którym dawno nie byłem i jak pogoda się popsuje do reszty to wrócę szynobusem, ale jeśli pogoda się poprawi to jadę na Pradziad. Mając więc plan awaryjny, w dobrym humorze zacząłem szykować się do wyjazdu.
Trasę ze Świdnicy do Kamieńca pokonywałem rowerem wiele razy i nie miałem ochoty tego dnia marnować czasu i siły na jazdę tą nudną już dla mnie trasą. W niecałą godzinkę szynobus dowiózł mnie do Kamieńca a czas jazdy koleją umiliły mi rozmowy z ciekawymi ludźmi. W Kamieńcu pogoda była już super. Żałowałem nawet, że założyłem długie spodnie, przez co było mi za gorąco, jednak na szczycie Pradziada cieszyłem się, że je mam na sobie, bo było tam naprawdę dość chłodno tego dnia.
Od Kamieńca jednak trzeba było już kręcić a łatwo nie było. Z Byczenia do Paczkowa obłędnie nudna, prosta, wielokilometrowej długości betonowa droga, o nachyleniu 0% pozwoliła jednak na dobrą rozgrzewkę. Z Paczkowa wybrałem boczną drogę i granicę z Czechami przekroczyłem przejściem Dziewiętlice-Bernatice i dopiero przed Žulovą wjechałem na główną trasę. Jazda rowerem głównymi drogami w Czechach jest inna niż w Polsce, jechałem więc sobie bezstresowo.
Na trasie wspaniałe widoki ale też długie i strome podjazdy, miejscami dochodzące do 14%.
Tego dnia mam doskonałe samopoczucie, mimo to rozważnie pokonuję podjazdy, oszczędzając siły na później.
Daleko po prawej stronie widać szczyt Pradziad
Kiedy w oddali zobaczyłem szczyt Pradziad, zacząłem mieć wątpliwości, czy dam radę tego dnia tam wjechać...
-Przecież to jeszcze tak daleko i tak wysoko...- myślałem patrząc na odległy szczyt z wieżą-Skoro jednak Toomp dał radę, to ja też na pewno się nie wycofam.
Posuwałem się więc do przodu, odganiając precz niegodne myśli.
Cała trasa składa się z czterech wielkich podjazdów. Pierwszy podjazd do Lipová-lázně na wysokość około 564mnpm, po nim jest mały zjazd, następnie podjazd na ponad 900mnpm, następnie dość stromy zjazd, po którym trzeba podjechać już na ponad 1000mnpm, następnie zjazd do 844mnpm do Karlovej Studánki i stąd już tylko jazda w górę aż na szczyt Pradziad. Oszczędzając siły na tych , co mniejszych podjazdach, zjawiłem się w Karlovej Studánce w dość dobrej formie, na szczyt jechałem więc sobie dość żwawo, jak na moje skromne siły. Dość powiedzieć, że na wjeździe wyprzedził mnie tylko jeden rowerzysta, którego i tak przed szczytem wyprzedziłem, choć walczył dzielnie.
A to mój wjazd na Pradziad z kamery na kierownicy.
Kliknij Tu aby obejrzeć Film
Nie wiem dlaczego na blogu nie pokazuje się film, podaję więc link....
Za to na zjeździe wyprzedzali mnie wszyscy bo nie mając skłonności do ryzykanctwa, starałem się nie przekraczać 50km/h. Inni rowerzyści wyprzedzali mnie, jakbym piechotą szedł.
Na szczycie oczywiście sesja zdjęciowa.
Elektrownia
Pradziad
Ekipa rowerzystów z Polski też robiła sobie fotki. Kiedy usłyszałem że Polacy, sam zaoferowałem, że zrobię im wszystkim fotkę. Ucieszyli się, dali mi cztery swoje aparaty i z każdego musiałem cyknąć im grupową fotkę. Później wszyscy pognali na złamanie karku, wyprzedzając mnie na zjeździe do Karlovej Studánki.
Zjazd z Pradziada
Na szczycie Pradziad chłodno. Ubieram najpierw bluzę a przed zjazdem ortalionkę a i tak w Karlovej Studánce trochę mnie telepie z zimna. Cieszę się, że ubrałem te długie spodnie, choć w drodze powrotnej znów jest mi w nich za gorąco.Te trzy mocne podjazdy w drodze powrotnej dają mi się mocno we znaki ale śpieszę się, gdyż z wyliczeń wynika, że mogę nie zdążyć na ostatni szynobus z Kamieńca do Świdnicy. Jeśli nie zdążę na czas, będę musiał przejechać rowerem dodatkowo około 60km.Czuję w nogach te podjazdy i nie mam ochoty na pozaplanowe kilometry, jadę więc ile sił w nogach a wiele tych sił już nie ma. Nie ma także czasu na jedzenie, choć jeszcze coś w torbie do jedzenia jest. Mało za to mam picia...Pędzę więc do przodu, nie zapominając jednak o włączaniu kamery na zjazdach. W końcu karta pamięci w kamerze zapełnia się, więc to już koniec filmowania, teraz już tylko do przodu a czas ucieka...W Paczkowie wjeżdżam na betonówkę i staram się dociskać bo zostało już tylko pół godzinki do odjazdu szynobusu z Kamieńca... Ta betonowa droga to prawdziwy koszmar a do tego jeszcze pod wiatr. Na szczęście jej nachylenie to 0%.Jednak ja już nie mam sił, prawie nie mam już wody a język i gardło suche jak pieprz. W końcu wjeżdżam do Byczenia a tam ostatni kawałek ale pod górkę, czas jednak jest nieubłagany i do odjazdu szynobusu zostało kilka minut.
-Nie mogę przecież tak głupio przegrać tej walki- myślę sobie i ostatkiem sił cały podjazd z Byczenia do stacji kolejowej w Kamieńcu jadę na stojąco, dając z siebie wszystko co we mnie zostało. Dojeżdżam do stacji kolejowej, wchodzę na peron i w tym momencie szynobus też wjeżdża na peron, wyciągam butelkę z piciem, zostały tylko dwa łyki ale one dosłownie ratują mi życie, robi mi się trochę ciemno przed oczami, czuję skutki odwodnienia .Na pytanie jednego z czekających na pociąg, w którym miejscu przekroczyłem granicę, nie potrafię odpowiedzieć, w głowie mam kompletną pustkę. Po chwili jednak dochodzę do siebie, wsiadam do szynobusu i nareszcie mogę odpocząć. Do szynobusu wsiada też dwóch obładowanych sakwami rowerzystów, którzy jadą do Przemyśla, aby tam rozpocząć rowerową wyprawę na Ukrainę. Mam więc znowu z kim pogadać w czasie podróży. Na koniec życzę im udanej wyprawy, wysiadam z szynobusu i powoli jadę do domu.
Tak oto tego dnia mam wielką satysfakcję ze zdobycia szczytu Pradziad. A wszystko dzięki relacji, którą na swoim blogu zamieścił Toomp.
<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=ndimwqppqtsqunkq" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria 150 i więcej, Czechy, 1000 mnpm i więcej