Czechy
Dystans całkowity: | 11402.08 km (w terenie 57.00 km; 0.50%) |
Czas w ruchu: | 149:24 |
Średnia prędkość: | 19.96 km/h |
Maksymalna prędkość: | 56.00 km/h |
Suma podjazdów: | 127189 m |
Suma kalorii: | 133070 kcal |
Liczba aktywności: | 68 |
Średnio na aktywność: | 167.68 km i 8h 18m |
Więcej statystyk |
Świdnica-Harrachov-Świdnica
-
DST
267.00km
-
Czas
12:06
-
VAVG
22.07km/h
-
VMAX
56.00km/h
-
Kalorie 9047kcal
-
Podjazdy
2548m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Od dłuższego czasu czekam na sobotę, w którą mógłbym pojechać do Harrachova i tym razem wreszcie pogoda pozwoliła na realizację mojego planu. Tak się złożyło, że dwóch kolegów również miało zamiar osiągnąć ten cel ale jadąc w odwrotnym kierunku.
-Fajnie by było móc się spotkać gdzieś na trasie- pomyślałem.
Trasę, jak zawsze, miałem zamiar pokonać samotnie, jednak los chciał inaczej. Jednemu z nich stanęły na przeszkodzie sprawy rodzinne i wyjazd musiał odwołać, drugi-Marek- nie chciał jechać sam i z żalem ale wyjazd też odwołał. Wiedziałem, że od dawna bardzo zależało mu na wyjeździe do Harrachova, więc łamiąc swoje zasady, zaproponowałem, że jak chce, może się zabrać ze mną, jednak prędkość jazdy nie będzie taka, z jaką przyzwyczaił się jeździć, ponieważ ja jeżdżę o wiele wolniej. Nie żałowałem swojej decyzji bo Marek na swojej kolarzówce, zazwyczaj jechał kilkaset metrów przede mną a czasem kilka kilometrów, co sprawiało, że i tak jechałem sobie sam, słuchając muzyki z mp3 i było fajnie.
W trasę wyjechaliśmy o godz 6 rano i dzięki temu mieliśmy spory kawał drogi spokojnej jazdy, prawie bez samochodów na jezdni.
-Popatrz, kolarz jedzie pewnie też w Karkonosze- mówi Marek, wskazując ubranego na niebiesko kolarza, kiedy stoimy pod LIDL-em w Kamiennej Górze. Tego kolarza spotkaliśmy później na Przełęczy Kowarskiej i okazało się, że to Piotrek, mój znajomy z bikestats, który właśnie tego dnia wybrał się na Przełęcz Karkonoską. Jakiego trafu trzeba, żeby spotkać znajomego z bikestats a do tego jeszcze mieszkańca Świdnicy, 60 kilometrów do domu.
Od Przełęczy Kowarskiej jedziemy więc we trzech aż do Podgórzyna, gdzie Piotrek odbija w kierunku Przesieki a my jedziemy do Szklarskiej Poręby. Na asfalcie ruch samochodów niesamowity. Większość samochodów jedzie z rowerami, na których widnieją numery startowe.
-Pewnie trwają tu jakieś zawody- pomyślałem.
Rzeczywiście, na trasie w Piechowicach i Szklarskiej Porębie widać jadących na rowerach zawodników. Trwał tam pewnie jakiś maraton rowerowy.
Droga do Szklarskiej Poręby
Jazda główną drogą przez Szklarską Porębę do Jakuszyc nie jest przyjemna ze względu na niesamowity ruch samochodów. Zatrzymuję się, aby zrobić fotkę a później przez dłuższy czas nie mogę się włączyć do ruchu.
Podobnie później, kiedy zatrzymuję się aby kupić wodę. W tym czasie Marek, który i tak jechał szybciej, znika mi z pola widzenia i spotykamy się dopiero w Jakuszycach.
W Jakuszycach 5 minut przerwy, robimy kilka fotek i zjeżdżamy do Harrachova.
Jakuszyce
Jakuszyce
Zwiedzamy Harrachov, z podziwem oglądamy skocznie narciarskie.
Piękne są tu widoki ale czas na jazdę bo przed nami jeszcze większość dystansu.
Jedziemy, jedziemy, jedziemy...to w zasadzie jedyna czynność, którą zajmujemy się tego dnia :)
Widoki podczas zjazdu nad rzeką Izerą(Jizera).
Podjazd przed Vrchlabi
Liczyliśmy, że od Harrachova aż do Vrchlabi będzie wyłącznie z górki, jednak przed samym Vrchlabi zaskakuje nas długi podjazd.
Cerna Hora
Zjazd do Vrchlabi
Na lotnisku w Vrchlabi trwają pokazy szybowców i zawody rowerów górskich. My jednak nie zatrzymujemy się nigdzie.
Od Vrchlabi do Mladych Buków jest trochę pod górę i trochę z góry, od Mladych Buków do Trutnova droga już lajtowa, która po karkonoskich trudach należy się nam , jak psu buda.
Przejeżdżamy przez Trutnov bez zatrzymywania się, obierając kierunek na Adrspach.
Z Trutnova do Chvalca jedzie się całkiem nieźle, mimo że pod górkę.
Twór skalny na trasie z Trutnova do Chvalca.
Widok z podjazdu Chvalec-Adrspach
15% podjazd z Chvalca do Adrspachu
Od Chvalca paskudny podjazd do Adrspachu i jest to ostatni tak mocny podjazd na tej trasie, później już tylko zjazd, czasem jakiś mały podjazd bez znaczenia.
Dojeżdżamy do granicy w Starostinie, gdzie uzupełniamy zapas wody i ruszamy do domu.
Markowi się śpieszy, ostro pojechał do przodu, ja jadę sobie lajtowo, mam już dość dzisiejszej jazdy. W Rybnicy Leśnej na środku jezdni widzę sporej wielkości psa, który ugania się za samochodami. W pewnym momencie spostrzegł mnie, będzie atak.
Mam ja jednak swoje sposoby, zbliżam się powoli, kierując się wprost na psa.
-A ty co tu robisz na drodze, do domu, ale już!!-wołam do psa nie znoszącym sprzeciwu tonem.
Pies z początku nie chce zrezygnować, ujadając odbija w prawo, chce zajść mnie z boku, nie pozwalam mu na to, kieruję się znowu wprost na niego.
-Do domu, ale już!!!-wołam do psa, wskazując wyciągniętą ręką kierunek. To ważny gest dla psa.
W końcu pies nie wytrzymuje presji, odwraca się gwałtownie i ucieka w kierunku zagrody, chowa się za zakrętem, cwana bestia.. Liczy na to, że jak go minę to będzie mógł znów zaatakować. Ja jednak znam jego intencje. W dalszym ciągu jadę wprost na niego aż do bramy zagrody, w której widocznie mieszka.
-Do domu!!-nakazuję stanowczo.
Pies nie wytrzymuje, jednym, susem przeskakuje płot i ucieka daleko w głąb gospodarstwa.
Nie czuję strachu ani złości, w takich sytuacjach nie pozwalam sobie na emocje, pies ma czuć, że jestem zdecydowany ale nie zdenerwowany.
Czym innym jest pościg jakiegoś małego psa, który wywołuje tylko mój śmiech a czym innym spotkanie z dużym psem.
Z dużymi psami nie ma żartów, one znają swoją siłę i wiedzą, że są groźne, muszą czuć, że człowiek jest pewny siebie i zdecydowany, inaczej takie spotkanie może źle się skończyć.
Gdyby jednak coś poszło nie tak, zawsze jest jeszcze gaz na psy. To jednak ostateczność bo nie lubię robić krzywdy zwierzętom.
Jestem zmęczony i głodny, w domu nie mam obiadu, więc w Jugowicach zatrzymuję się w „Młynie” aby zjeść pyszne placki i dzwonię do Marka, żeby przypadkiem nigdzie na mnie nie czekał, on jednak nie miał zamiaru, no i dobrze, jesteśmy przecież blisko domu. Po skonsumowaniu placuszków z sosem i surówką, dojeżdżam sobie spokojnie do domu. Tak więc wyjazd do Harrachova i powrót przez Czechy został w tym roku zrealizowany.
Placuszki w "Młynie" wyglądają i smakują wybornie.
<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=umrypxivkhaijwjo" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria 200 i więcej, Czechy
Przełęcz Karkonoska zdobyta
-
DST
229.00km
-
Czas
11:00
-
VAVG
20.82km/h
-
VMAX
50.00km/h
-
Kalorie 7675kcal
-
Podjazdy
2670m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wyjazd na Przełęcz Karkonoską od zeszłego roku stał się obowiązującym, corocznym wyjazdem i jest przeze mnie traktowany jak święto, więc w całości musi być zrealizowany na rowerze.
Do ostatniej jednak chwili nie byłem pewien, czy pojadę tam tego dnia bo wielką chęć miałem jechać do Srebrnej Góry, gdzie właśnie w tym dniu było Święto Twierdzy i inscenizacja bitwy z 1807 roku. W Srebrnej Górze organizowane są przemarsze zabytkowych wojsk, musztra, zwiedzanie obozu zabytkowych wojsk a sama inscenizacja bitwy to naprawdę gratka.
Kto tego nie widział, powinien tam pojechać i zobaczyć tę imprezę. W przyszłym roku oczywiście.
Sobota rano, pobudka o 3:45.Gdzieś na pewno pojadę, tylko gdzie...?Zaczynam szykować śniadanie, picie i jedzenie na drogę, nie wiem tylko jeszcze jakie mapy wezmę w drogę.
Jem spokojnie śniadanie i w pewnym momencie wewnętrznie czuję, że to właśnie teraz jest czas na zdobycie Przełęczy Karkonoskiej. Jestem tego pewien, jak niczego na świecie.
Szybka analiza prognoz pogody.
-Aaach, ta pogoda...-nigdy nie ma pewności jaka będzie, o czym przekonałem się, kiedy w drodze powrotnej dopadł mnie przelotny deszcz w Kralovcu.
Przygotowania zaczynają nabierać tempa bo czasu niewiele, na godz 6 wyznaczam sobie moment wyjazdu. Mam jednak poślizg czasowy i udaje mi się wyjechać o 7:30.
-Wjazd na Przełęcz będzie bolesny- pomyślałem sobie, wyciągając rower z piwnicy, bo jak zwykle napchałem w sakwy masę niepotrzebnych rzeczy.
Jadę sobie spokojnie, mijając kolejne miejscowości, kiedy jednak znalazłem się w Starych Bogaczowicach, za płotem jednego z gospodarstw ujadają na mnie dwa duże psy.
Nie zwracam na to szczególnej uwagi, jednak kątem oka widzę, że biegną wzdłuż ogrodzenia, na końcu którego dostrzegam dużą dziurę.
-Przejdą przez dziurę?-zastanawiam się, ale krótko, bo właśnie przeszły i ruszają do wściekłego ataku. Sięgam po puszkę z gazem na psy, wyczekuję dogodnego momentu.
-ACHTUNG!!Halt!!- wołam gardłowo, nieznoszącym sprzeciwu, pewnym siebie głosem, jednocześnie wymownie kierując gaz w kierunku zbliżających się psów. Nie ma we mnie cienia strachu i pewnie psy to wyczuwają bo zatrzymują się gwałtownie i choć jeszcze szczekają to już nie biegną za mną. Miejscowi patrzą na mnie ze zdumieniem. Pewnie nigdy nie widzieli, żeby ktoś w taki sposób bronił się przed psami. Ja też dopiero od niedawna stosuję tę metodę. Nawet nie odwracam się za siebie, okazując psom lekceważenie. One dobrze to rozumieją.
Za chwilę śmieję się na głos na myśl, że nic tak dobrze nie działa na psy jak niemiecki język.
Myślę sobie, że na polskich kierowców, niemiecka policja, mówiąca wyłącznie w języku niemieckim też by doskonale skutkowała.
Dalsza podróż przebiegała już bez podobnych przygód. Zjeżdżając z Krzełęczy Kowarskiej do Kowar zatrzymuję się, żeby cyknąć fotkę miasta.
Kowary
Ucinam sobie przy okazji pogawędkę z miejscowym bikerem, który jedzie na Przełęcz Okraj bo akurat odbywa się tam festyn organizowany we współpracy miast Kowary i czeska Mala Upa.Mnie jednak nie festyny w głowie, przecież zrezygnowałem z piątkowej , zakładowej imprezy, aby w sobotę móc pojechać gdzieś dalej.
Śnieżka
Karpacz
Zalew Sosnówka i góra z zamkiem Chojnik
Zalew sosnówka.Pogoda nad Karkonoszami nie jest pewna
Nad Karkonoszami pogoda nie jest już taka piękna. Widać sporo czarnych chmur, które mogą mi sprawić psikusa. Jadę jednak dalej, słuchając fajnych utworów z mp3-ki. Najważniejsze, że nastrój mam dobry i po dotarciu do Sosnówki nie czuję w ogóle przejechanych kilometrów i podjazdów.
Przystanek tramwajowy? ;) w Podgórzynie
Podgórzyn
Od Podgórzyna jest już coraz bardziej stromo.
Widać to wielu trenujących kolarzy i turystów na rowerach. W Podgórzynie na podjeździe wyprzedza mnie gość na kolarzówce. Jeszcze kilka lat temu nie darowałbym mu a dzisiaj nie rusza mnie to. Mam swoje cele, swoje tempo i jeszcze masę kilometrów do przejechania a on pewnie miejscowy i pewnie na przełęcz Karkonoską nie jedzie. Niechaj więc sobie jedzie zdrów.
Dojeżdżam do ostatniego, najgorszego odcinka podjazdu. Stoi tu spora grupa bikerów na góralach, wymieniamy pozdrowienia, przez chwilę ze zdziwieniem patrzą, kiedy zaczynam podjazd w kierunku przełęczy. Możliwe, że zdziwienie ich wywołuje mój załadowany rower...
Początek tego 4,5 kilometrowego podjazdu jest naprawdę stromy i wywołuje moje wątpliwości, czy dam radę...
Jednak spojrzenia i komentarze pieszych turystów sprawiają, że nie mogę się cofnąć, nie mogę się zatrzymać a tym bardziej zrezygnować.
Droga na Przełęcz Karkonoską
Droga na przełęcz Karkonoską
Końcówka 500 metrów jednak jest masakryczna. Mijam tu dwie dziewczyny, które ledwo idą.
Co kilka metrów zatrzymują się, żeby odpocząć. Widać, że mają dość.
-Dziewczyny, już jest niedaleko, damy radę- dodaję im otuchy, choć sam mam już dość.
-Naprawdę?- woła jedna z nadzieją w głosie.
-Kierujcie się hasłami napisanymi na drodze, na końcu pisze:”Wielkie brawa dla wszystkich”-śmieją się, ja też.
Na ostatnich 300 metrach przed szczytem nie jest mi już do śmiechu, mam chęć zejść z roweru, choć wiem, że to absurd i porażka. Zaczynam się modlić o wsparcie bo nóg już nie czuję i w końcu jakoś daję radę, pokonuję najgorszą stromiznę i docieram na szczyt przełęczy. Jednak nie zatrzymuję się ani na sekundę, skręcam w lewo do schroniska „Odrodzenie” bo dla mnie właśnie tam kończy się podjazd. Docieram szczęśliwy do schroniska, zatrzymuję się, robię fotki. Nie dowierzam, że znowu mi się udało, że znowu tu jestem.
Przy schronisku "Odrodzenie", które jest powyżej przełęczy
Schronisko "Odrodzenie"
Trochę widoków z okolic Przełęczy Karkonoskiej
Spindlerova Bouda
Zjeżdżam na przełęcz, tu też pamiątkowa fotka bo może to ostatni raz...
Przez chwilę zastanawiam się nad dalszą trasą.W zeszłym roku obiecałem sobie, że powrót będzie przez Czechy. Pogoda nie jest za piękna ale decyduję się. W Vrchlabi nie byłem nigdy, w Spindlerów Mlynie też nie. Zjeżdżam więc do Czech.
Po czeskiej stronie Przełęczy Karkonoskiej
Jazda wśród takich widoków to prawdziwa przyjemność.
Po drodze Spindlerów Mlyn.
Droga do Vrchlabi
Następnie Vrchlabi. Jadę główną drogą, aby dojechać do drogi nr14, którą zamierzam dotrzeć do Trutnova. Widzę jednak, że muszę zjechać do miasteczka bo Vrchlabi to prawdziwie bajkowe miasteczko. Trochę zwiedzam, wałęsając się po uliczkach miasta, robię fotki i jadę dalej.
Fotki z Vrchlabi
Czasu mało a droga daleka i po górach.
Muszę powiedzieć, że GPS sprawdził mi się doskonale , bo choć nie mam w nim mapy Czech a tylko bazową Europy, to jednak cały czas wiedziałem dokładnie gdzie jestem i mogłem spokojnie zwiedzać Vrchlabi, nie obawiając się, że później będę szukał drogi wyjazdowej do Trutnova.
Droga z Vrchalbi do Mladych Buków, w większości pod górkę, ciągnie mi się strasznie.
Nie spodziewałem się tutaj takich podjazdów. Zdobycie Przełęczy Karkonoskiej kosztowało mnie trochę i teraz każda górka daje mi w kość. Jadę więc sobie spokojnie do momentu, kiedy oglądając się za siebie widzę, że dwóch czeskich bikerów na góralach po prostu próbuje mnie dojść.
Ubrani w jednakowe stroje i kaski, na jednakowych rowerach, pochyleni nisko kręcą, dając sobie co chwilę zmiany. Coś ukłuło mnie w serce...
-Czas na obronę flagi- pomyślałem sobie. Sił już co prawda niewiele ale spróbuję nie dać tanio skóry.
Stanąłem więc na pedały i na „stojaku” pokonywałem całe wzniesienia, na zjazdach łapiąc oddech, jak ryba wyciągnięta z wody. Tak się składa, że od dwóch miesięcy trenowałem sobie podjazdy na „stojaku”, pokonując tym sposobem całe wzniesienia. Oglądając się za siebie widziałem, że moi czescy koledzy są coraz dalej ode mnie, w końcu straciłem z nimi kontakt wzrokowy.
-Może gdzieś skręcili- pomyślałem sobie.- w każdym razie, flagę obroniłem.
Dodało mi to sił i optymizmu, dotarłem wreszcie do Mladych Buków i od tego miejsca była już wspaniała trasa do Trutnova, którą pokonałem dość szybko z racji tego, że to zjazd.
Przy drodze do Trutnova stoi wielka ciężarówka, sprzedają truskawki.
Na tablicy napis:”Cerstve truskavki z Czech”.
-Czesi to dziwny naród- pomyślałem- w Polsce nikt nie kupiłby czerstwych truskawek ;)
W Trutnovie wejście do rynku tylko za opłatą bo trwa tu akurat jakiś piwny festyn.
Kapela gra wyłącznie czeską muzykę a ludzie piją wyłącznie czeskie piwo.
-No pewnie, że czeskie- śmieję się do siebie- jest przecież najlepsze.
Droga do rynku w Trutnovie
Wracam na trasę w kierunku przejścia granicznego Kralovec-Lubawka.Ciągnie mi się ta trasa bo to kawał drogi i prawie wyłącznie podjazd. Nie ostatni jednak tego dnia. Na trasie tej zaczyna padać deszcz.
-No tak, psy już mnie goniły, tylko deszczu mi brakuje do kompletu atrakcji- myślę sobie.
Patrząc na niebo widzę, że jadę w sam środek wielkich chmur. Zabezpieczam tylko kamerę, wyciągając z niej akumulator. Nie będzie więcej fotek dzisiaj bo deszcz i czasu już niewiele...
Jakoś jednak w Kralovcu, chmury rozpierzchły się i dalej była już ładna pogoda.
Na wyjeździe z Lubawki dopada mnie pragnienie, w bidonie mam już tylko resztki kakao z miodem, które zaczęło już cuchnąć.
-Pewnie już jakaś bakteria założyła w nim kolonię- pomyślałem.
Zatkałem nos i wypiłem.
Podjazd pod Przełęcz Strażnicze Naroże w Chełmsku nie zrobił na mnie wrażenia, choć obawiałem się go najbardziej tego dnia. Spokojnie dojechałem sobie do Mieroszowa a w Unisławiu udało mi się kupić wodę mineralną, której od razu wypiłem pół butelki. Ostatni podjazd z Unisławia do Rybnicy Leśnej poszedł jak z nut. Teraz już tylko Do Zagórza...Zjeżdżając z zapory jeziora w Lubachowie widzę, że pod górkę idzie starszy gość ubrany w strój kolarski, prowadzi kolarzówkę.
-Nie daje rady podjechać pod taką górkę?- myślę sobie, lecz za chwilkę zastanawiam się, że przecież może kiedyś przyjdzie dzień, że i ja będę prowadził tu rower, choć teraz właśnie wracam z najostrzejszego podjazdu szosowego. Pozdrowiłem więc go przyjaźnie gestem ręki i pojechałem już bez przygód do domu.
Dopiero wchodząc na swoje 4 piętro poczułem trudy tego dnia bo prawe kolano dało sygnał, że ma dość. W niedzielę dam porządny wypoczynek całemu organizmowi. W pełni na to zasłużył.
Kategoria 1000 mnpm i więcej, 200 i więcej, Czechy, Przełęcz Karkonoska
Ruprechticki Spicak
-
DST
104.55km
-
Teren
18.00km
-
Czas
06:08
-
VAVG
17.05km/h
-
VMAX
40.10km/h
-
Kalorie 4085kcal
-
Podjazdy
1397m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pogoda jest niezła ale nie do końca pewna, nie zamierzam więc zbytnio oddalać się od miasta.Nie boję się deszczu ale w pamięci mam zeszłoroczny wyjazd na Przełęcz Puchaczówka, kiedy to deszcz zlał mnie niemiłosiernie.Zastanawiając się, jak nie zmarnować dnia, przypomniałem sobie, że w tym roku jeszcze nie postawiłem stopy na szczycie Ruprechtickiego Spicaka a przecież przynajmniej raz w roku powinienem tam zawitać.Nie zastanawiając się dłużej, wsiadam na Kellysa i jadę. Asfaltową drogą docieram do schroniska Andrzejówka, skąd nie zatrzymując się, zielonym szlakiem szutrowym docieram do przejścia granicznego z Czachami.Po drodze widoki zapierające dech ale nie robię fotek bo kamera została w domu a komórką takich krajobrazów się nie sfotografuje.Zjeżdżam kawałek, skręt w lewo i wreszcie podjazd.Ostatnie pół kilometra do szczytu nie da się jechać, przynajmniej ja nie potrafię.Na szlaku nasypane kamienie, na których tylne koło buksuje a przednie nie trzyma kierunku.Schodzę z roweru i ostatnie pół kilometra wspinam się piechotą, pchając rower.Jest ciężko ale nie rezygnuję.
Dzisiaj na Ruprechtickim Spicaku.Fotka zrobiona komórką.
Ze szczytu Spicaka widać czeskie miasta: Broumov i Mezimesti, oraz wiele wiosek.Widać też naszą Głuszycę.Widok obłędny.Podczas zjazdu po kamienistej drodze ze Spicaka przednie koło traci grunt.Koziołkuję razem z rowerem, udaje mi się jednak upadek kontrolować, choć w bardzo ograniczonym zakresie.Masa kamieni to nie materac, więc pomimo że dobrze ułożyłem ciało do upadku, to jednak uderzam lewym kolanem i łokciem o kamienie.Po upadku przez chwilę leżę sobie sprawdzając, czy wszystkie kości mam całe. Chyba całe, wstaję więc, sprawdzam rower, wszystko O.K.Zjeżdzam do Ruprechtic, następnie do Mezimesti.Tu spotykam kolegów ze Świdnicy, którzy przyjechali sobie kolarzówkami do Czech na obiadek.No cóż, pewnie smaczniej i taniej niż w Polsce.Jadąc w kierunku granicy czuję, że kolano boli coraz bardziej i wyskoczyło na nim jakieś zgrubienie. Mimo to, postanawiam wykonać plan i podjechać do Sokołowska a następnie szutrem do schroniska Andrzejówka, aby następnie zjechać do Łomnicy i Głuszycy.Plan wykonuję w całości, no i o to chodzi. Zadanie ma być wykonane bez względu na straty.Kolano i Łokieć posmarowane maścią Traumel-S.Może do poniedziałku przestaną boleć.
Ruprechticki Spicak.Fotka zrobiona podczas innego mojego wyjazdu w Góry Suche.
<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=pqjgszvlglpuweet" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Urwany kawałek trasy na mapce to wyłączony gps podczas rozmowy z kolegami.Zapomniałem ponownie włączyć gps, kiedy znowu zacząłem jechać.Często mi się to zdarza.
Kategoria 100 i więcej, Czechy
Góry Stołowe i Czechy
-
DST
170.53km
-
Czas
09:06
-
VAVG
18.74km/h
-
VMAX
50.40km/h
-
Kalorie 5742kcal
-
Podjazdy
1768m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj miałem wolny od pracy dzień, więc troszkę dłuższą trasę zrobiłem.Do Czeskiego Nachodu , Kudowy Zdrój a następnie Szosą Stu zakrętów do Radkowa.Opiszę jutro i zamieszczę fotki.
Plan mam niejasny, po głowie chodzi mi Harrachov...
-Czy jednak nie za wcześnie na taki wyjazd-myślę sobie-to jeszcze nie ta forma.
Decyzja pada na Góry Stołowe a jakoś takoś się ustawię, żeby w drodze powrotnej czeskie pifffko zakupić ;) .Jadę na Głuszycę, mając w zamiarze na Nową Rudę się kierować, jednak w ostatniej chwili zmieniam decyzję i w Głuszycy Górnej odbijam w prawo na Przełęcz Pod Czarnochem, aby przez Janovicki do Broumova zjechać.Była to ryzykowna decyzja bo podczas ostatniej mojej jazdy przez tę przełęcz musiałem brnąć piechotą po śniegu.Wolałem jednak to, niż jechać główną trasą na Nową Rudę w powszedni dzień, kiedy to wielkie ciężarówki prują tam na maxa.Droga na Przełęcz Pod Czarnochem okazała się przejezdna, nawierzchnia to było zamarznięte błoto, więc sprzętu nie upaćkałem zbytnio.
Wjazd na Przełęcz Pod Czarnochem ma zamarzniętą nawierzchnię...Nie łudźcie się, tu jest nachylenie 9-11%
...ale widoki i powietrze do oddychania super.
Na przełęczy Pod Czarnochem śnieg nie poddaje się łatwo.
Zjeżdżam do Broumova sycąc oczy widokami i zapachem wydobywającym się z Browaru Olivetin...
-Na pewno kupię sobie piwko wracając-uśmiecham się do swoich smakowitych myśli.
Z Broumova miałem skierować się do Tłumaczowa a następnie w prawo na boczną drogę do Radkowa ale w tym momencie naszła mnie myśl, że przecież tyle razy podjeżdżałem w Górach Stołowych od Radkowa a nigdy od Kudowy Zdrój.Nie zastanawiam się długo, z Broumova jadę do czeskich Polic a następnie do Hronova.
W życiu jednak nie ma dobrych rozwiązań, są tylko złe i jeszcze gorsze.Podjazd pod przełęcz Honske Sedlo nie jest łatwy ani od strony Pekov-pokonywałem go wiele razy-ani od strony Broumova, tym bardziej, że całą drogę od Broumova do Nachodu miałem pod wiatr a sakwy, które sobie dopiąłem stanowią skuteczny hamulec aerodynamiczny.Nie cofam się jednak, klamka zapadła.Po wjeździe na Honske Sedlo(średnie nachylenie 12%) mam dość, podjazdy na przełęcz Pod Czarnochem i jazda pod wiatr tyle kilometrów robią swoje a przecież to jeszcze nie ta forma do długich wyjazdów.
na Przełęczy Honske Sedlo.Broumovske Steny.
Mam ochotę zjechać do Mezimesti, zakupić piffko i wrócić do domu.Samotne wyjazdy mają to do siebie, że człowiek miewa takie chwile i sam musi sobie z nimi poradzić.
Pokusa pójścia na łatwiznę jest zawsze mocniejsza, kiedy jesteś sam a kiedy sobie z tym poradzisz, jesteś mocniejszy.Dlatego uwielbiam samotne wyjazdy.Gdybym poszedł na łatwiznę, czułbym się słaby, przegrany a dzień uważałbym za zmarnowany.Nie darowałbym sobie tego nigdy.
Zjazd do Polic przez Pekov jest fantastyczny(w końcu to nachylenie 8%) pomimo silnego , przeciwnego wiatru, do którego zaczynam się jednak przyzwyczajać.
nie zatrzymując się, przejeżdżam przez Police i kieruję się na Hronow.Czeskie miasteczka są jak perełki, niesamowicie zadbane.
Chatka na drodze z Polic do Hronova w Czechach.
Na drodze z Polic do Hronowa kolejka szynobusów jest wciąż czynna.
Wjeżdżam do Hronova, zatrzymuję się bo muszę poluzować zapięcie spd bo nie mogłem wyszarpnąć stopy z pedała, moją uwagę zwraca śliczny, kościółek.
Kościółek w Hronovie
Rynek w Hronovie robi wrażenie.
Złocona figura na kolumnie w rynku w Hronovie niesamowicie błyszczy w Słońcu.
Z Hronova jadę do Nachodu i zatrzymuję się dopiero na przejściu granicznym Nachod-Kudowa
Szybka pamiątkowa fotka na Przejściu granicznym Nachod-Kudowa
i jazda do centrum Kudowy,
Za przejściem granicznym zjeżdżam w lewo , w boczną drogę, żeby nie jechać główną trasą a po drodze widzę piękny kościółek w Kudowie-Słonem
Kościółek w Kudowie-Słonem
W parku zdrojowym w Kudowie
Park zdrojowy w Kudowie
Sanatorium "Zameczek" w Kudowie Zdrój
Park zdrojowy w Kudowie
Hotel Verde w Kudowie Zdrój
Krzyż z czaszką na wyjeździe z Kudowy Zdrój
Czas opuścić Kudowę Zdrój.Wjazd na Szosę Stu Zakrętów
Podjazd od Kudowy do Karłowa robię pierwszy raz.Zawsze jechałem do Kudowy...Jest bardzo wymagający.Nachylenia to 6-7-8-9%, bez chwili wytchnienia ale widoki i górskie powietrze super.Wyżej, przy drodze leży śnieg.Mijam Karłów i zatrzymuję się aby sfotografować Szczeliniec...
Szczeliniec Wielki wciąż tu jest...
W Górach Stołowych jest jeszcze śnieg.
Zaczynam zjazd i chcę nadrobić bo jest już późno ale w pewnym momencie konsternacja, na zakrętach ściekająca z topniejącego śniegu woda, zamienia się w lód i można fiknąć.jadę więc ostrożnie, z nadrabiania czasu nici więc.
Mój ulubiony "kamyczek", zawsze robię sobie tu fotkę.To białe pod kołami roweru to śnieg...
Poniżej asfalt jest już suchy i choć chłodno da się jechać szybciej, nadrabiam więc trochę czasu, prując do samego Radkowa.Sakwy skutecznie ograniczają moją prędkość, stawiając aerodynamiczny opór.
Nad Radkowem pogoda paskudna, zaczyna kropić deszcz.W zamiarze mam jazdę do Nowej Rudy i wtedy przypominam sobie, że jeśli tak zrobię to z zakupu czeskiego piwa nic nie będzie.Tak być nie może, za Radkowem skręcam na Tłumaczów i znów podjazdy rzędu 8-9%.W końcu niesamowity zjazd do Tłumaczowa.
Zjazd do Tłumaczowa od strony Radkowa.Tu nachylenie sięga miejscami 16-20 a nawet 25%. Kiedyś przyjadę tu aby to podjechać.Tym razem jednak sobie zjechałem.W Tłumaczowie wjeżdżam znowu do Czech i jadę przez Broumov do Mezimesti.
Jest już naprawdę późno a ja mam znowu pod wiatr...
-Ten wiatr chyba specjalnie coś kręci-myślę sobie i nie poddaję się.W końcu mam wyższą motywację...
Chowam kamerę, nie będzie już dzisiaj potrzebna, trzeba się śpieszyć.
Przez całą drogę z Tłumaczowa do Mezimesti pocieszam się, że kiedy skręcę na Starostin do będę miał wiatr z boku a może nawet w plecy...Jakież było moje zdumienie, kiedy własnie dopiero wtedy zaczęło mi wiać w twarz...
I tak nie mam już wyboru, muszę jechać.
W Starostinie ładuję cztery piwa Kozel do sakw, co jeszcze bardziej zwiększa ciężar roweru i rozszerza sakwy na boki.Teraz dopiero naprawdę działają jak hamulce aero...Wjeżdżam do Polski i jadę do Unisławia a tammmm...ostatni duży podjazd do Rybnicy.Nie jest to jakiś specjalnie trudny dla mnie podjazd ale po takiej trasie człowiek ma wrażenie , że to Everest <lol>.Podjeżdżam sobie spokojnie, zmęczenie gdzieś sobie poszło i jazda naprawdę mnie cieszy tym bardziej, że wiem, iż z Rybnicy mam już z górki do samego domu.no może nie do końca ale to wszystko nic już nie znaczy.Rozkoszne, delikatne stukanie butelek Kozela w sakwach sprawia, że mam doskonały nastrój.Wracam do domu już po ciemku.To był kolejny dobry dzień.
Dokładam jeszcze fotkę z pomnikiem bohaterów Armii Radzieckiej poległych w walkach o Nachod.Stoi tuż przed granicą Nachod-Kudowa
Kategoria 150 i więcej, Czechy, Góry Stołowe
Kierunek Góry Stołowe
-
DST
153.00km
-
Aktywność Jazda na rowerze
Miałem wielką chęć pojechać jeszcze raz w Góry Stołowe ale jakoś nie wychodziło. Nie przypuszczałem, że uda się to zrobić w ostatnich dniach października a jednak udało się.
Ruszyłem więc w kierunku przejścia granicznego Głuszyca-Janovicki, które oddalone jest o 37km od mojego miejsca zamieszkania. Cały ten odcinek pod górę, im dalej tym bardziej stromo, no i jeszcze tego dnia pod wiatr, który wiał sobie beztrosko z południa. Ostatni kilometr to dość stromy, szutrowy podjazd ale już po czeskiej stronie jest asfalt i około 10 kilometrów wspaniałego 12% zjazdu do Broumov. Jazda do Otovic, następnie skręt do Martinkovic i do Bozanova.Krótki podjazd na przejście graniczne Bozanov-Radków i zjazd do Radkowa. Teraz już tylko wspaniały podjazd Szosą Stu Zakrętów do Karłowa w Górach Stołowych. Na jednym z tych zakrętów jakiś „kozak” samochodem nie wyrobił i spadł ze skarpy, robię mu kilka fotek i jadę dalej. W Karłowie skręt na Ostrą Górę i ponowny wjazd do Czech przejściem granicznym Ostra Góra-Machov. W Machov zamiast pojechać znaną mi drogą na Police przez Bezdekov nad Metuji, zachciało mi się sprawdzić inną drogę bo wydawała się krótsza. Pojechałem więc przez wioskę Bely i drogo mnie ten eksperyment kosztował, jeden podjazd 14%, drugi 12%, jednak wspaniałe widoki zrekompensowały z nawiązką ten niespodziewany wysiłek a zjazd do Polic z prędkością 55km/h bez kręcenia bardzo przypadł mi do gustu. Od Polic już tylko pod górkę. Wiem co mnie jeszcze czeka w Pekov, podjazd na Przełęcz Honske Sedlo na Broumovskich Stenach. Lubię góry ale tego podjazdu chyba nigdy nie polubię. Może dlatego, że to ostatni mocny podjazd a w tym miejscu zazwyczaj zmęczenie daje mi się we znaki bo czuję niedaleką, polską granicę...Z Honskeho Sedla zjazd 12%, skręt na Jetrichov i widok szczytu Ruprechticki Spicak, sprawia, że czuję się jak w domu, choć do granicy jeszcze kilka kilometrów. W Jetrichov skręcam na Mezimesti, następnie Starostin. Przejeżdżam obok sklepu , w którym zawsze kupuję piwko, tym razem nie zatrzymując się przejeżdżam granicę z Polską przejściem Starostin-Golińsk, czwarty już raz tego dnia. Licznik wskazuje 104km a do domu już tylko 50km.Mieroszów, Kowalowa, Unisław, Rybnica Leśna. Głuszyca, Jedlina Zdrój, Zagórze Śląskie, przejeżdżam spokojnie nad jeziorem zaporowym w Zagórzu, teraz już zostało 13km i Świdnica. Wreszcie w domu. Dzień bardzo udany, bez niebezpiecznych przygód, obfitujący we wspaniałe widoki i dziękuję Bogu za ten dzień.
Który to już raz robię sobie fotkę w tym miejscu...
Jesień w Górach Stołowych
Jesień w Górach Stołowych
Na przejściu granicznym Ostra Góra-Machov
Moja meta jest daleko stąd...
Jesień w Górach Stołowych
Szosa Stu Zakrętów w Górach Stołowych
Szosa Stu Zakrętów w Górach Stołowych
Jedna z form skalnych w Górach Stołowych
Jesień w Górach Stołowych
Nie za wcześnie na Pasterkę? ;)
Podjazd z Ostrej Góry do Karłowa.Na szczęście ja zjeżdżałem ;)
Szczeliniec Wielki, najwyższy szczyt Gór Stołowych
Jeden z wielu strumyków w Górach Stołowych
Ktoś nie uważał i na zakręcie spadł z urwiska
Zdjęcie mocno spłaszcza ale tam naprawdę jest wysoko.Samochód ledwo widać, gdyby nie drzewa poleciał by niżej
Robię
Robię ostatnią fotkę i opuszczam Góry Stołowe.Wrócę tu w przyszłym roku
W oddali czeskie Police.Z tego miejsca do Polic jadę bez kręcenia 55km/h.
Kategoria 150 i więcej, Czechy, Góry Stołowe
Na Ruprechticki Spicak
-
DST
121.00km
-
Aktywność Jazda na rowerze
Miałem wolny dzionek , więc pojechałem na szczyt Ruprechtickiego Spicaka w Czechach.Wjazd do Czech przez przejście Golińsk-Starostin, powrót do Polski przejściem Janovicki-Głuszyca.
Na szczycie Spicaka
Ruprechticki Spicak
Widok ze szczytu Spicaka
widok z wieży telewizyjnej na Spicaku
Widok ze Spicaka
Widok ze Spicaka
Wieża TV na Spicaku
Na szczycie Spicaka
Droga na Spicak
Widok z podjazdu w Janovickach na Spicak
Podjazd w Janovickach
Na przejściu granicznym Janovicki-Głuszyca 660mnpm
Kategoria 100 i więcej, Czechy
Przez Okraj do Trutnova
-
DST
212.00km
-
Aktywność Jazda na rowerze
Właściwie nie miałem zamiaru jechać drugi raz na Okraj w tym roku ale kolega nigdy tam nie był i chciałem pokazać mu ten kawałek gór.Pojechaliśmy więc.Okazało się jednak, że na tej trasie to nie Okraj był najtrudniejszym podjazdem, lecz droga z Chvalca do Adrspachu w Czechach.Kto nie był , niech pojedzie to się przekona.
Wycieczka oczywiście jednodniowa bo ja dłuższych nie robię a kolegi żona by nie puściła na dłużej ;) Mapka trasy
Zdjęcia można znaleźć tutaj Fotki tutaj
Kategoria 1000 mnpm i więcej, 200 i więcej, Czechy
Cel: Harrachov
-
DST
255.00km
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ze Świdnicy do Harrachova.Nie wiem dlaczego akurat tam.Dlaczego jednak nie miałbym tam pojechać?Pojechałem więc...Cała trasa oczywiście rowerem.Mapka trasy nie pokazuje przejechanej drogi szutrowej. Fotki tutaj
Notka ze względu na blokadę wpisu:
Jest to wyjazd jednodniowy Panie Moderatorze.jeżdżę wyłącznie na jednodniówki.
Kategoria 200 i więcej, Czechy