Czechy
Dystans całkowity: | 11402.08 km (w terenie 57.00 km; 0.50%) |
Czas w ruchu: | 149:24 |
Średnia prędkość: | 19.96 km/h |
Maksymalna prędkość: | 56.00 km/h |
Suma podjazdów: | 127189 m |
Suma kalorii: | 133070 kcal |
Liczba aktywności: | 68 |
Średnio na aktywność: | 167.68 km i 8h 18m |
Więcej statystyk |
Zdobyć Ještěd
-
DST
201.00km
-
Podjazdy
2151m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
Położony w okolicach Liberca szczyt Jested jest ostatnim zaplanowanym na ten rok poważnym celem, który chcę osiągnąć w tym roku. W pierwotnym planie zakładałem zdobycie szczytu i powrót w jeden dzień. Po tych wszystkich wojażach, jakie w tym roku zrobiliśmy, nie mam już zapału do tak długiego dystansu dobowego. Po naradzie z Arturem postanawiamy wyjazd rozbić na dwa dni. Wyjeżdżamy w sobotę rano. W planie jest zdobyć szczyt Jested, przenocować w Libercu i na drugi dzień wrócić do domu. Od początku czuję się jakiś osłabiony. Poprzedniego dnia wieczorem miałem podwyższoną temperaturę. Męczę się na byle podjeździe, palą mi się mięśnie i kolana, jadę tak, że dziecko na hulajnodze mogło by mnie wyprzedzić. Nie mam pojęcia co się dzieje. Jest fatalnie. Pewnie gdybym jechał sam, zrezygnował bym z tej jazdy. Jedzie jednak ze mną Artur i nie chcę mu zmarnować dnia. Robię więc dobrą minę do złej gry i jadę...Może jakoś się rozkręcę. Mimo wszystko udało się zrealizować całą trasę i zdobyć Jested. Miałem zrobić większy opis ale jakoś nie znajduję ku temu motywacji. Pokażę tylko trochę fotek, może kiedyś zamieszczę film z tego wyjazdu bo sporo filmu nakręciłem w czasie jazdy. Przy następnej okazji zamieszczę wpis z niedzielnego powrotu z Liberca.
Widoczki zrobione podczas wyjazdu.
Na Zakręcie Śmierci
Zamek Frydlant
Frydlant
Zamek Frydlant
Frydlant
Ještěd zdobyty
Widok na Liberec
Na dole Liberec
Widok ze szczytu
Na zakończenie dnia, udany szturm na Jested oblewamy doskonałym piwem bezalkoholowym.Czesi robią naprawdę wyborne piwo bezalkoholowe
Kategoria Czechy, 200 i więcej, 1000 mnpm i więcej
Z Arturem na knedle do Czech
-
DST
107.00km
-
Podjazdy
1053m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
Mieliśmy fajny plan na ten weekend ale uznaliśmy , że do jego realizacji musi być bardziej stabilna pogoda.Uznaliśmy jednak, że może uda się skoczyć do Czech na obiadek i nie zmoknąć.Skoczyć się udało, zjeść obfity i smaczny obiadek też, ale już nie zmoknąć to się nie udało.Deszcz złapał nas w miejscowości Bohdasin.Podobno deszcz to normalne zjawisko na naszej szerokości geograficznej, nie powinien więc wzbudzać większych emocji.Skoro udało się nam zrealizować tę małą trasę, zjeść czeskie pyszności i wrócić w jednym kawałku, to dzień można uznać za udany.Piszę o tym bo mniej szczęścia mieli dwaj motocykliści, którzy w Kowalowej zderzyli się z dwoma samochodami.Była policja, dwie karetki pogotowia... ktoś chciał szybko dojechać do celu a nie dojechał doń wcale...
Cel osiągnięty, knedle skonsumowane
Kategoria 100 i więcej, Czechy
Do Novego Mesta na knedle
-
DST
202.00km
-
Podjazdy
1983m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na wstępie chcemy podziękować Miejskiemu Zakładowi Energetyki Cieplnej w Świdnicy za sprezentowanie nam nowych strojów rowerowych, w których mamy teraz jeździć, prezentując nazwę i logo tej firmy.Tym sposobem MZEC Świdnica staje się sponsorem naszej małej ekipy wyjazdowej :).Stroje widać na poniższych fotkach. A teraz do rzeczy.
W tę sobotę chcieliśmy zrobić jakiś większy wyjazd, ale Artur ma dziś nockę, więc pojechaliśmy tylko na knedle do Novego Mesta nad Metuji.Jechało nam się doskonale, w Novym Mieście byliśmy dość wcześnie , ale mogliśmy już zamówić knedle z gulaszem z dzika.Smakowało wybornie, cena też bardzo przystępna, jak na tak doskonałe danie, w tak zabytkowym miasteczku.Drogę powrotną obieramy przez Szosę Stu Zakrętów.Upał dał się nam nieźle we znaki, więc wylaliśmy sporo potu na tej trasie, ale wyjazd był bardzo udany.
Tak wygląda Nove Mesto nad Metuji z daleka
A tu my w nowych strojach, podarowanych nam przez MZEC Świdnica, przed zamkiem w Novego Mesta nad Metuji
Nove Mesto nad Metuji.Rynek
Artur zamawia knedle z gulaszem z dzika.Smakowały tak, że nie zdążyliśmy knedlom fotki zrobić.
Mamy okazję podziwiać piękne czeskie jezioro Rozkosz
Nabieramy wodę w Kudowie Zdroju.przed nami Szosa Stu Zakrętów.
Kudowa Zdrój.Park zdrojowy
Za Arturem widać Szczeliniec Wielki
Robię zoom na szczyt Szczelińca
Kategoria 200 i więcej, Czechy
Praga:dzień drugi-niedziela, powrót z Pragi
-
DST
246.00km
-
Podjazdy
2027m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
Powrót z dwudniowego wyjazdu do Pragi.Obie relacje i fotki zostaną zamieszczone w najbliższym możliwym terminie.
Niedzielny poranek budzi nas w praskim hostelu.Szybki prysznic, śniadanie i wyjeżdżamy.Droga daleka a Artur musi w poniedziałek iść do pracy.Droga wyjazdowa dość powolna ze względu na kiepską, brukowaną nawierzchnię, która jest zabójcza dla kół naszych szosówek.Garmin stracił mapę i pokazuje tylko kierunek wyjazdu, nie pokazując, czy jedziemy dobrą drogą.23km jazdy po mieście i jesteśmy na trasie.Mamy ochotę jeszcze zajechać po drodze do Nymburka, co trochę komplikuje nam nawigowanie i zdarza nam się trochę pobłąkać.Na szczęście oprócz Garmina mam jeszcze mały atlas Czech i busolę, więc w końcu trafiamy tam gdzie chcemy.Mój organizm bardzo szybko spalił niezbyt obfite śniadanko.Zaczynam szybko słabnąć a na samą myśl o słodkich batonach energetycznych, jakimi ponoć żywią się kolarze, dostaję jeszcze większych mdłości.Wiedząc że za niedługo zaczną się mocne podjazdy, mówię do Artura, że jak zaraz nie zjem czegoś normalnego to za chwilę wjadę do rowu i tak już zostanę.Na szczęście w jakiejś wiosce trafiamy na knajpkę, w której zasiadamy do konkretnego jedzonka.Zjadam makaron z kurczęcym gulaszem a Artur knedle w jakimś sosie.Smakuje to wszystko wybornie a po niecałej godzince zaczyna mi się dobrze jechać.W samą porę przed mocnymi podjazdami był ten posiłek.Mieliśmy się nie śpieszyć ale Artur chciał wcześniej wrócić, w końcu ja mam wolny poniedziałek ale on musi do pracy iść , kręcimy więc dość konkretnie i jakoś nie czuję już skutków wczorajszego kręcenia.W drodze powrotnej w Jicinie musimy przeskoczyć z rowerami przez płotek oddzielający kierunki ruchu na szosie prowadzącej do Trutnova, co wprawia nas w dobry nastrój, bo trzeba było wyczekać moment, w którym nie będzie samochodów, co nie było łatwe na tej ruchliwej trasie, a następnie biegiem, przerzucenie rowerów przez płot i znowu biegiem, zanim pędzące z prędkością ponad 100km/h samochody zmiotą nas z asfaltu.Udało się i znowu jedziemy.Teraz ciśniemy już cały czas do samego Trutnova.W Trutnowie czuję się, jakbym był już w domu, choć przecież zostało ponad 70km do przejechania i podjazd do Kralovca.Ostrożny przejazd przez rozkopaną drogę z Trutnova do Lubawki.W Lubawce zjadam ostatniego batona.Musi on wystarczyć aż do domu.Jedziemy krajową piątką z Lubawki do Kamiennej Góry.Jest dość ciepło , więc picie szybko nam się kończy i jeszcze w Starych Bogaczowicach musimy dotankować.Jeszcze tylko podjechać ten znienawidzony przeze mnie Cieszów i lajtowa jazda do domu.W Komorowie czuję, że znowu mam pusty żołądek ale to już bez znaczenia, przecież jesteśmy blisko i możemy zwolnić.Zajeżdżamy do Świdnicy, jesteśmy zadowoleni z wyprawy.
Wszystko udało się znakomicie a o małych problemach już nie chcemy pamiętać.Chyba nie pisałem, że w sobotę w Jicinie złapałem kapcia w tylnim kole.No cóż, szczegół, który wyleciał mi z głowy :)
Dzięki Artur za udział w kapitalnej wyprawie do Pragi.Pewnie jeszcze nie raz zmontujemy razem konkretną trasę.
Wyjeżdżamy.Most Karola w niedzielny poranek
Ostatnie spojrzenie na hradczański zamek i w drogę
W Nymburku
Nymburk
Okolice Jicina
Jicin, gdzie zbójował sławny rozbójnik Rumcajs
Pięknie widać Czerną Horę
Daleko po prawej widać szczyt Śnieżki
Kategoria 200 i więcej, Czechy
Praga: dzień pierwszy sobota, wyjazd do Pragi
-
DST
237.00km
-
Podjazdy
2161m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
W sobotę rano , z Arturem jedziemy do Pragi.Na razie tylko dwie fotki, reszta w późniejszym terminie.
------------------------------------------------------------------------
Dużo jeździłem rowerem po Czechach i mam na swoim koncie nie małą listę czeskich miast. Wiele razy jednak pytano mnie, czy byłem na rowerze w Pradze. Przyznam, że zawsze było to dla mnie kłopotliwe pytanie, zacząłem więc myśleć o takim wyjeździe. Już w zeszłym roku byłem prawie gotów na wyjazd jednak okoliczności nie pozwoliły na realizację tego planu. W tym roku wreszcie wszystko ułożyło się tak, że mogę jechać do Pragi.
Jedziemy z Arturem. Praga to miasto legenda. Nie można dojechać do tablicy z nazwą miasta , wrócić i powiedzieć, że było się w Pradze. Chcemy chociaż trochę pozwiedzać, skosztować piwa i miejscowej kuchni, więc wyjazd musi być dwudniowy. Najważniejsze, żeby cała trasa, w obie strony została zrealizowana na rowerze.Z początku była mowa, że po przyjeździe do Pragi znajdziemy jakiś nocleg ale mnie nie podoba się takie rozwiązanie. Po przyjeździe do Pragi będziemy mieli mało czasu na zwiedzanie a jego część zmarnujemy na poszukiwanie noclegu. Kilka dni wcześniej więc, pobuszowałem po internecie za tanim noclegiem, który byłby w rozsądnej odległości od Hradczan.Udaje mi się znaleźć hostel, w którym za dwa jednoosobowe pokoje zapłaciliśmy 630koron.Rezerwuję bez namysłu.Taka cena noclegu w Pradze jest śmiesznie niska.
W sobotę rano ruszamy.Z początku nie śpieszymy się.Trzeba dobrze rozgrzać organizm bo przed nami dwa dni konkretnych dystansów i sporo podjazdów.Na Podjazdach do Rybnicy i z Łącznej do Chelmska dajemy sobie luzik..Na zjeździe do Trutnova 300 metrowy odcinek drogi jest totalnie rozkopany, udaje nam się jednak jakoś przejechać.Konkretnie zaczynamy jechać dopiero za Trutnovem.Tu już nie ma odpuszczenia, w końcu chcemy być w Pradze po południu, żeby mieć czas na zwiedzanie bo w niedzielę rano musimy wracać.Mam w swojej naturze, że dobrze zaczyna mi się jechać dopiero po około 50 kilometrach.Tak jest i tym razem.Po wyjeździe z Trutnova utrzymujemy całkiem niezłe tempo.Po drodze mijamy wiele miejscowości, w tym słynny z rozbójnika Rumcajsa Jicin.Chętnie byśmy zwiedzili to miasto ale czas ucieka.Przed samą Pragą tempo mocno nam spada, jesteśmy trochę ujechani.W końcu była to jazda prawie bez przerw.Kilkudziesięcio kilometrowe proste odcinki dróg, wymagają naprawdę silnej psychiki.Na szczęście piękne widoki trochę urozmaicają nam tę jazdę.Najgorzej jednak, że gps-u znikają mapy.Na szczęście ocałały zapisy zaplanowanych tras i kilka najważniejszych waipointów.Gps, pomimo braku mapy bezbłędnie doprowadza nas do hostelu.Na Hraczanach podjazd jest tak stromy, że nawet w Karpaczu takiego nie ma.Na domiar złego, jest to jazda po nierównym bruku.Na cienkich, twardo napompowanych kół rowerów szosowych, jazda jesk fatalna.Gps, nie mając mapy, pokazuje tylko kierunek do celu, więc czasem jedziemy pod prąd a czasem chodnikiem.W końcu jednak docieramy do hostelu.Nie spodziewałem się tu takiej górki.Podjeżdżając widzę idącą z przeciwka grupę Polaków.Mają na koszulkach orły i napisy:"Polska" .
-Cześć Polacy-wołam do nich.
-Cześć, cześć, siemanko-odpowiadają wesoło.
Ponoć za granicą lepiej jest nie spotykać innych Polaków, my jednak tylko pozdrowiliśmy ich przelocie.
Tym ostatnim, stromym podjazdem jestem tak wykończony, że z opóźnieniem docierają do mnie słowa młodej recepcjonistki hostelu, a ona widząc że nie od razu odpowiadam na pytania, mówi do mnie trochę po czesku a trochę po angielsku.W hostelu bierzemy szybki prysznic, przebieramy się i od razu idziemy na miasto.Doceniamy bliskość naszej kwatery do największej atrakcji Pragi, jaką jest hradczański zamek.Po drodze jednak wstępujemy do małej knajpki na uboczu, która nazywa się "Malovanka".Tu zjadamy obfity posiłek, złożony z knedli z gulaszem i puchar jakiejś surówki, której nazwę zna Artur i oczywiście wypijamy po małym kufelku.Czytałem, że w tych knajpkach na uboczu ceny są niewysokie a jedzenie świeże i smaczne.Okazało się to prawdą.Nie dałem rady zjeść wszystkiego a i połowa piwa też została niedopita.Po drodze zaliczamy jeszcze jedną knajpkę bo jakiś gość zgarnia nas z ulicy, pakuje do ciasnej windy, sadza przy stoliku i każe przynieść po kufelku niefiltrowanego Kozela.
Bylo wyborne.To nalepsze piwko tego dnia, jednak było koszmarnie drogie.Za te dwa piwa zapłaciliśmy tyle, co w "Malovance" za całe dwa obiady plus po dwa piwa.Kelner pyta, w jakim języku chcemy menu.Kiedy dowiaduje się że w polskim, woła: "jeszcze Polska nie zginęła" ale menu po polsku nie ma.Dziękujemy więc za dobre piwo i odchodzimy.
-Jak chcecie tyle zarabiać, to trzeba się lepiej postarać-pomyślałem.
W drodze powrotnej spotykamy tego samego gościa, co nas zgarnął do tej drogiej knajpki ale omijamy go z daleka, żeby nas znowu do tej windy nie wciągnął.Na wieczorny posiłek udajemy się do wcześniej upatrzonej trzeciej knajpki, w której zjadamy stertę pieczonych żeberek, frytki i sączymy doskonałej jakości piwko.I znowu sprawdziła się zasada, że w knajpkach na uboczu ceny są niewysokie a jadło i napoje doskonałe.W końcu wracamy na kwaterę.Przecież rano trzeba wstać i wracać do domu bo Artur musi w poniedziałek iść do pracy.Ja na szczęście załatwiłem sobie urlop na poniedziałek.I tak skończył się pierwszy dzień wyprawy do Pragi.
W tym tekście pewnie nie zawarłem wszystkiego, co działo się na tej trasie.Fotki też wrzucam jak popadnie, zazwyczaj bez opisów.Wybaczcie, brak czasu.Wyprawa do Pragi to już historia a życie idzie na przód.
Okolice Jicina, gdzie sławny rozbójnik Rumcajs umilał życie miejscowemu księciu panu
Jicin
W Podebradach woda jest dość smaczna, choć nie wiemy, czy nadaje się do picia.
Podebrady
Zamek w Podbradach
No i w reszcie Praga.
Robię sobie fotę w lustrze
Zamek Hradczany
I my tu jesteśmy
zaczełą się wspinaczka
Obiadek w Malovance
Taki podjazd tu jest
Tu piliśmy wyborne, niefiltrowane piwo
Czas na porządne jadło i dobre piwko
Kategoria Czechy, 200 i więcej
Górkami Kotliny Kłodzkiej
-
DST
259.00km
-
Podjazdy
3489m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj z Markiem przejechaliśmy się po górkach Kotliny Kłodzkiej.Przejechaliśmy przez Góry Złote, Przełęcz Puchaczówkę, Przełęcz Spaloną, Zieleniec, Góry Stołowe od Dusznik i parę mniejszych podjazdów.Powrót przez Czechy.
W Bielawie i Górach Złotych deszcz zlał nas niesamowicie ale się nie wycofaliśmy.Szkoda nam było zmarnować sobotę.Od Lądka Zdroju pogoda była już coraz lepsza.
W Górach Złotych nie robiliśmy zdjęć bo tak lalo, że strach było aparat wyciągać.
No to bierzemy trasę na rogi
Widoki z Puchaczówki
Na Przełęczy Puchaczówka
Przy schronisku Jagodna na Spalonej.Odbywał się tu jakiś bieg w klapkach
Bieg wygrał Marek, choć klapek nie posiadał ;)
Schronisko Jagodna na Spalonej
Mostowice
W Zieleńcu
Marek musiał uzupełnić picie
Zieleniec
Widoki z parkingu za Zieleńcem.
Duszniki
Kudowa Zdrój
Na rynku w Hronovie
Kategoria 200 i więcej, Czechy, Góry Stołowe, Kotlina Kłodzka
Pradziad 1491mnpm
-
DST
300.00km
-
Podjazdy
3641m
-
Sprzęt Giant scr 4.0
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pradziad ponownie zdobyty, 300km przejechane, cała trasa na rowerze.
Relacja jutro.
Relacji nie będzie.Zawiesił mi się komputer i całą relację wcięło.Nie mam już czasu na pisanie nowej.Muszą wystarczyć fotki...
Pradziad
Na szczycie Pradziada 1491mnpm,I znowu tu jestem ;)
Widoczny w oddali Złoty Stok
Park Techniki Średniowiecznej w Złotym Stoku
W drodze na Pradziada trzeba się wspiąć najpierw na 930 metrów a później na 1000m
https://lh3.googleusercontent.com/-JaZuhcnhsPQ/UbqZXRJbHSI/AAAAAAAAH50/K2tXP8MsXgg/s640/P1010652.jpg
Owczarnia
Widziana z Pradziada elektrownia szczytowo-pompowa
Wreszcie zjazd.W oddali widoczna elektrownia szczytowo-pompowa
W okolicach Kralovej Studanki nie brakuje takich miejsc.Zapatrzeni w licznik rowerzyści, tego nie zobaczą
Ostatnie spojrzenie na Pradziada przed zjazdem do Vapennej
Na zakończenie dnia zajechałem do Lubachowa po zaporę jeziora a tam...walą dymy z kominów a w powietrzu czuje się smród palonego plastiku.Tego się w Czechach nie zobaczy.
Mapka trasy
Kategoria 1000 mnpm i więcej, 300 i więcej, Czechy
Modre Sedlo 1509mnpm
-
DST
173.00km
-
Podjazdy
3028m
-
Sprzęt Giant scr 4.0
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zapowiedzi pogodowe nie były korzystne ale żeby nie stracić weekendu miałem w zamiarze pojechać góralem na...zresztą, czy to ważne, skoro zmieniłem plan?Pobudka o 4 rano, zajrzałem na prognozę pogody a tu zmiana na lepsze.Już nie chcę jechać góralem, tylko szosówką.Tylko dokąd?Przełęcz Modre Sedlo-wpadło mi do głowy.Zwariowałeś, z tym kontuzjowanym kolanem?-pomyślałem.Jednak natrętna myśl nijak nie chciała opuścić mojej głowy.Chcę jednak spróbować.Żeby tam pojechać, trzeba w szosówce zmienić kasetę na górską.Cóż to za problem?Bez chwili wahania biorę się za robotę i po chwili kaseta jest już zmieniona.Szybkie śniadanie i w drogę.Poranna aura nie zachęca do jazdy, jednak mnie już nic nie zatrzyma. Jadę i koniec.Całą drogę aż na Przełęcz Kowarską miałem pod wiatr.Co tam, przecież zawsze tak mam.Dobrze że nie pada deszcz.Na Przełęczy Kowarskiej trafiam na jakiś wyścig kolarski.Widać tu zawodowe grupy kolarskie.Trasa zamknięta przez policję ale policjanci pozwalają mi kontynuować jazdę ale mam nie przeszkadzać zawodnikom.Ok i tak wszyscy mnie wyprzedzają :)Ich celem jest Okraj i chcą go osiągnąć jak najszybciej a mój cel jest nieco dalej i wyżej i mnie się nie śpieszy...;)
Podjazd od Pecu do Vyrovki należy do rodzaju tych "lekutkich", jak mawia Lea ;).Spora część trasy ma nachylenie powyżej 20%, jednak czasem spada do 10% a w jednym miejscu jest nawet mały zjazd.Jest więc gdzie odsapnąć.W zeszłym roku nabawiłem się tu kontuzji prawego kolana, która wlecze się za mną do dziś.Muszę teraz uważać na to kolano ale jadę.Na przełęcz docieram bez bólu.Wieje tu lodowaty wiatr i momentami, delikatnie posypuje maleńkim gradem.Zimnica niesamowita.Dla mnie to normalka.Ja zawsze muszę mieć ekstremalne warunki ;)Dobrze, że zabrałem do plecaka czapkę pod kask i rękawiczki z długimi palcami, bo inaczej nieźle bym zmarzł na zjazdach.Ochraniacze na buty też miałem ale nie musiałem ich zakładać.
Wracając na Okraj zaliczam mały, deszczowy prysznic, ale to nic groźnego, tylko przelotny deszczyk.Wracając na Okraj odczułem jednak ból prawego kolana.Miałem jednak ze sobą maść antyzapalną w sprayu.Popsikałem więc tą maścią kolano, pomasowałem, jak pisało w instrukcji i ból minął.Dobra ta maść, już drugi raz dzięki niej uniknąłem kontuzji.Trzeba tylko odpowiednio wcześnie zareagować.Od razu, jak tylko się pojawi ból.
W drodze powrotnej mogłem sobie pofotografować do woli.
Cały wyjazd oczywiście dedykuję naszej Księżniczce Lei, która w tym roku odebrała mi pierwszeństwo wyjazdu na Przełęcz Karkonoską ale na Modre Sedlo już mi nie odbierze... ;)
Czasówka na Okraj, wyprzedzają mnie zawodnicy czasówki
Uświadamiam fotografa, że nie jestem zawodnikiem, tylko turystą...
Zawodnicy widzą, że filmuję w czasie jazdy, jeden kiwa ręką...
...i szybko mnie wyprzedzają...
Wreszcie i ja jestem na mecie, lecz dla mnie Okraj to tylko etap w podróży a nie meta
Meta czasówki na Okraju
Wyczerpany walką zawodnik...
W drodze do Pecu focę fajny pojazd gąsienicowy.Zdaje się, że to wojskowy wóz dowodzenia produkcji szwedzkiej
Pec pod Snezkou.Tu się zaczyna podjazd
Robią człowiekowi smaka...
Studnicni Hora, widziana z Pecu.Gdzieś tam trzeba się wspiąć...
Tylko kawałeczek brukowej kostki a później tylko asfalt
Takie widoki robią wrażenie
No i jest, 1509mnpm
No i ja tu jestem :))
Widać schronisko Lucni Bouda
Mały zoom na schronisko.Widać nową drogę, dzięki której nie trzeba jechać do schroniska Dom Śląski, żeby zjechać do Karpacza.To znaczny skrót.W zeszłym roku Czesi dopiero budowali tę drogę i nie mogłem z niej jeszcze skorzystać.
Szczyt Śnieżki tonie w chmurach
Taka fotka w tym miejscu po prostu mi się należała.Kapliczka na Modrym Sedlu
Schronisko Dom Śląski, widziane z Modrego Sedla
Czas na powrót i fotki
To białe na zboczu Studnicni Hory to śnieg...
Widać jeszcze mały, śnieżny placek...Jest naprawdę zimno...
Kto chce wjechać na Modre Sedlo to musi tą drogą hehe...;)Nie ma lekko.W dole widoczne schronisko Vyrovka
W drodze powrotnej do Vyrovki mogę sobie nawet usiąść na punkcie widokowym.Nie za długo jednak bo wieje lodowaty wiatr
Taki widok tu jest
Vyrovka
Schronisko Vyrovka
No i zjazd do Pecu...
Dopiero na zjeździe można podziwiać widoki
Woda płynie po skałach.Orzeźwiający widok.Musiałem to sfilmować
A jutro Dzień Matki, więc nie ma jeżdżenia.
Kategoria 150 i więcej, Czechy, 1500mnpm i więcej
Karkonosze i Rudawy
-
DST
195.00km
-
Podjazdy
2674m
-
Sprzęt Giant scr 4.0
-
Aktywność Jazda na rowerze
Z Markiem i Arturem.
Miało być inaczej ale przez około 80km lał deszcz, następnie odezwała mi się kontuzja kolana, więc nastąpiła zmiana planu i wyszło coś takiego, że przejechaliśmy przez Okraj od strony Trutnova, międzyczasie Marek podjechał do schroniska Jelenka, Artur wrócił samotnie do domu a my z Markiem przejechaliśmy Przełęcz Rędzińską w Rudawach Janowickich.Był to trochę dziwaczny, ale fajny wyjazd.Każdy z nas zrealizował go na swój sposób.Każdy z nas ma inną ilość kilometrów.Marek ponad 200km, ja 195km a Artur...pewnie sam napisze ile dziś przejechał.Pogoda z początku niezła, następnie tragiczna a na koniec super.
Za niedługo pewnie zamieszczę tu kilka fotek.
W oddali widoczne schronisko Jelenka
Na zbliżeniu widać fragment dojazdu do Jelenki
Z Markiem na Okraju
Po paskudnej pogodzie przyszła niesamowita przejrzystość powietrza
Marek na Przełęczy Rędzińskiej w Rudawach Janowickich
Widok z Przełęczy Rędzińskiej był oszałamiający...
Widać było Ślężę i Radunię
Przy Krzyżu Milenijnym na Przełęczy Rędzińskiej
Kilka fotek z kamery
Bociany w Wieściszowicach
Droga na Okraj
Marek zjeżdża po zdobyciu schroniska Jelenka
Marek podjeżdża na Okraj
Na Okraju
Marek zjeżdża z Przełęczy Rędzińskiej
Przekąska przy sklepie w Wieściszowicach
Kategoria Czechy, 150 i więcej
Schronisko "Jelenka"
-
DST
151.00km
-
Podjazdy
2249m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rano padało ale później troszkę się przejaśniło, wziąłem więc Lincolna, żeby troszkę potrenować po okolicy i tak mnie trochę zniosło w Karkonosze...
Schronisko "Jelenka", do którego dziś dojechałem, znajduje się w Karkonoszach za Przełęczą Okraj, na wysokości 1260mnpm.Podjazd do Jelenki łudząco przypomina ten na Przełęcz Karkonoską, tylko asfalt jest o niebo lepszy.Dwa kilometry przed schroniskiem dopadła mnie ulewa a następnie gradobicie.Trzeba było delikatnie naciskać korby bo tylne koło buksowało w miejscu na gradowych kulkach, kiedy mocniej się nacisnęło na pedały.Udało mi się jednak dotrzeć do schroniska bez zatrzymywania.
Rowerzystów jak na lekarstwo.Innych turystów też niewielu, co bardzo mnie cieszy bo miałem sporą swobodę.
W Gostkowie znajduję drzewko szczęścia.To będzie dobry dzień.
Strzelam szaraka
Po czeskiej stronie za Okrajem wjazd w drogę prowadzącą do Jelenki
Kilka widoczków
Muszę tylko dojechać na tę zamgloną górkę w oddali...
...małe zbliżenie na zamglony cel w oddali
Schronisko Jelenka 1260mnpm.Pada deszcz i sypie grad a ja robię pamiątkową fotkę.To białe na asfalcie to grad...Niewiele brakowało a nie dało by się po nim wjechać bo nachylenie jest dość strome i tylne koło buksowało.Dałem jednak radę.
Czas na powrót.Zjeżdżając mogę sobie pozwolić na fotki drogi prowadzącej do schroniska Jelenka.
Fotka tego nie oddaje ale nachylenie jest prawie jak na drodze prowadzącej na Przełęcz Karkonoską
Może tu będzie można trochę lepiej ocenić nachylenie
Ta para Czechów to prawdziwi twardziele.On na plecach ma nosidło, w którym jest dziecko.Może kiedyś przez przypadek znajdą w necie tę fotkę...
Prawie jak Karkonoska...
W drodze powrotnej obowiązkowa pamiątka na Okraju.
I obowiązkowa fotka w kierunku Zalewu Bukówka.Tak to dzisiaj wyglądało.
Na podjeździe za Chełmskiem ostatni rzut oka na Karkonosze.Pogoda tam się poprawia...
Odsłonił się nawet kawałek Śnieżki
A to zrobiło się na niebie niedługo po moim powrocie...
...zdaje się, że miałem dzisiaj fart...
Kategoria 150 i więcej, Czechy, 1000 mnpm i więcej