Czechy
Dystans całkowity: | 11402.08 km (w terenie 57.00 km; 0.50%) |
Czas w ruchu: | 149:24 |
Średnia prędkość: | 19.96 km/h |
Maksymalna prędkość: | 56.00 km/h |
Suma podjazdów: | 127189 m |
Suma kalorii: | 133070 kcal |
Liczba aktywności: | 68 |
Średnio na aktywność: | 167.68 km i 8h 18m |
Więcej statystyk |
Modre Sedlo 1509 m.n.p.m.
-
DST
175.00km
-
Podjazdy
2775m
-
Sprzęt Lincoln
-
Aktywność Jazda na rowerze
Plan na dzisiaj był taki: pojechać do Pecu pod Sneznkou przez Przełęcz Okraj, podjechać do Kapliczki(1509m.n.p.m.) zjechać do Lucni Boudy i piechotą, prowadząc rower, żeby nie łamać zakazu jazdy po polskiej stronie, do Karpacza.Następnie rowerem powrót do domu przez Janowice Wielkie, żeby zaliczyć podjazd do Miedzianki od Janowic Wielkich.Kilometry piesze odjąłem od dystansu, podobnie z sumą przewyższeń, natomiast mapa trasy jest w całości bo przecież marsz na piechotę to też był jakiś wysiłek.
Plan wykonany w całości.
Poranek nie wyglądał zachęcająco, ale poranki zazwyczaj tak mają, więc wyruszyłem, nie zamierzając w ogóle przejmować się pogodą.W ekwipunku mam przecież rzeczy pozwalające mi przetrwać w różnych warunkach, jakie mogę natrafić w górach.Zmienność pogody raczej mnie nie zaskoczy.W Wałbrzychu pogoda wygląda kiepsko.Czarne chmury i silny wiatr, który wiejąc od czoła, towarzyszył mi aż na Przełęcz Okraj.W Kamiennej Górze chmury rozpierzchły się i zrobiło się cieplej, choć wiatr wciąż mocno wieje w twarz.Widoczność jest doskonała.Z Kamiennej Góry dobrze widać Śnieżkę, co nastraja mnie optymizmem.Wiatr sprawia, że na Okraj docieram bardzo późno.Chyba jeszcze nigdy tak długo na Okraj nie jechałem, jak tym razem.Jazda z Okraju to czysta przyjemność.W Pecu zaczynam podjazd ale już na samym początku zaczyna mi się odzywać kontuzjowane dwa lata temu kolano.Właściwie to już od samego rana mnie uwierało to kolano, chyba na zmianę pogody.Jestem jednak na to przygotowany.Wożę ze sobą dwa bardzo skuteczne specyfiki na taką okoliczność, gdzyż w tym temacie różwnież nie dam się więcej zaskoczyć.Zatrzymuję sie na chwilkę, szybko wcieram maść w kolano, po chwili problem znika i jazda do góry.Idzie mi nadzwyczaj dobrze, ale nie cisnę pomny tego, że szczyt tego podjazdu nie jest końcem dzisiejszej trasy i trzeba siły zachować na godny podwrót tym bardziej, że czeka na mnie podjazd do Miedzianki od Janowic Wielkich.Miałem zatrzymać się na Vyrovce, żeby zrobić tam fotkę ale punkt okupuje para młodych Czechów a dziewczyna tak strasznie paple coś po czesku, że aż mnie to irytuje.Nie wiem jak ten chłopak wytrzymuje taką paplaninę...Rezygnuję więc z fotki na Vyrovce i zatrzymuję się dopiero na Vychlidce, gdzie robię kilka fotek bo widoki tam są przepiękne.Zatrzymuję się jeszcze tylko raz na chwilkę, żeby zrobić kilka fotek a potem już do samej Kapliczki.Po zrobieniu fotek przy Kapliczce wracam jeszcze kawałek w kierunku Vyrovki, żeby zrobić kilka ujęć i jazda do Lucni Boudy.Na całej trasie bacznie przyglądali mi się czescy rowerzyści.Lincoln to starej daty góral, który ma sztywny widelec, bagażnik i błotnik z tyłu.Wygląda na zwykły rower a wrażenie potęgują cienkie, gładkie opony.Może zdziwienie wywoływał ten własnie "zwykły" rower?A może to, że obładowany wielkim plecakiem i torbą na bagażniku, pogwizdując melodie wspinam się na taki stromy podjazd?Rzeczywiście i ja i mój "rumak"wyglądamy zupełnie inaczej, niż większość rowerzystów, którzy tu wjeżdżają hehe...
U góry pogoda bardzo wietrzna.Jest zimno i ciężkie chmury straszą...Ludzie poubierani w kurtki z kapturami.Ja jednak nie odczuwam potrzeby założenia kurtki, choć takową mam w plecaku.
Po zjeździe do Lucni Boudy czas na część pieszą wycieczki.Dwa razy złamałem zakaz jazdy rowerem po polskiej stronie i więcej nie zamierzam tego czynić.Po drugie, fajnie jest przespacerować się po Karkonoszach. podziwiając widoki i robiąc sporo fotek, zamiast przelecieć szybko rowerem i niczego nie zobaczyć.Bo przecież pędzący na dół rowerzysta musi skoncwentrować się na jeździe.Wiele z widoków mu wtedy umyka a ja przecież jestem tylko turystą a nie zawodnikiem, który musi szybko dojechać do jakiejś mety...
Trochę kiepsko schodzi się w butach spd ale jakoś docieram do Karpacza i wracam na siodełko.Zjazd Karpaczem jest ukojeniem po marszu kamienistą, górską drogą.
Im niżej, tym cieplej.Pogoda jest naprawdę super a ponad to mam wreszcie wiatr w plecy.
Do Janowic Wielkich dojeżdżam w ekspresowym tempie.Pełno tu rowerzystów a każdy tylko szuka okazji do pościgania się.Nie zwracam na nich uwagi.Jednak jeden z nich naprawdę mnie rozśmieszył.Podjazd z Janowic Wielkich do Miedzianki nie jest długi ale ma swoją specyfikę.Zauważyłem, że jakiś rowerzysta ciśnie za mną na tym podjeździe i nawet całkiem dobrze mu szło, bo dość szybko zbliżał się do mnie.Ja jednak spokojnie kręciłem swoim tempem bo skoro tak mu zależy żeby mnie wyprzedzić, to niech sobie wyprzedzi.Co mi tam...
Po pokonaniu dwóch trzecich wzniesienia, kiedy był już naprawdę blisko mnie, nagle zabrakło mu sił, zatrzymał się i zaczął prowadzić rower.-Wielka szkoda-pomyślałem sobie bo przecież tak dobrze mu szło...jak wspomniałem, ten podjazd ma swoją specyfikę i jesli źle się rozłoży na nim siły, to można w go ogóle nie podjechać...
Po podjechaniu Miedzianki jazda byla już tylko czystą przyjemnością aż do...Cieszowa, którego naprawdę niecierpię.Cóż jednak miałem robić?Jechać na Czarny Bór, przez który już dzisiaj przejeżdżałem?Na zjeździe z Cieszowa do Świebodzic z drogi podporządkowanej nagle wyjeżdża samochód.Kierująca nim kobieta spogląda w prawo ale mnie nie dostrzega, więc ostro wyjeżdża.Na szczęście nie mam zaufania do tego zjazdu i jadę wolniej niż mógłbym tu jechać.Mam też nowe kolcki hamulcowe...Odbijam w prawo, żeby wydłużyć drogę do zderzenia z samochodem i ostro hamuję.Udało się o centymetry...Kobieta pewnie nawet tego nie zauwazyła i pojechała sobie dalej.Gdybym tam jechał szybciej, nie pomogły by dobre hamulce i roztrzaskał bym się na tym samochodzie.Który to już raz życie uratowała mi rozwaga na zjeździe.Lepiej jechać wolniej i dojechać do celu w jednym kawałku, niż pędzić i nie dojechać wcale, bo człowiek na rowerze nic nie znaczy w starciu z samochodem...Niedługo rząd wprowadzi takie ułatwienia w zdawaniu na prawo jazdy, że za kierownicami samochodów będą siedzieli ludzie, którzy ani przepisów nie będą musieli znać, ani jeździć nie będą musieli umieć.Oj będzie się działoooo...Uczmy się więc rozwagi drodzy rowerzyści, bo ona mocno zwiększa nasze szanse na szczęśliwe zakończenie wycieczki.Po powrocie do miasta zajeżdżam do sklepu i kupuję dwa piwka, w końcu słusznie mi się należą po takiej trasie.
Widok na Śnieżkę z Kamiennej Góry nastraja optymizmem, choć wiatr mocno wieje w twarz...
Zalew Bukówka
Pec pod Sneżkou
Trzeba się tylko wdrapać na tę górkę...
Tu musiałem podsmarować kolano a przy okazji fotka...
Widok z Vychlidki, powyżej Vyrovki
Hotel podobny do tego w Ramzovej
Jest też trochę śniegu...
No i cel osiągnięty.Kapliczka. 1509m.n.p.m.
Na szczycie Śnieżki tłumy ludzi...
I ja miałem kiedyś zaszczyt jechać tą drogą na Śnieżkę
Obowiązkowa fotka przy Kapliczce a za mną Śnieżka...
Dom Śląski
Wróciłem, żeby zrobić fotkę drogi, którą wcześniej jechałem.na dole Vyrovka
Lucni Bouda...
No to na piechotę do Karpacza i kilka widoków z tej trasy.
Na tym głazie widnieje symbol saneczkarzy i data 1925.To chyba była kiedyś trasa saneczkowa.
Mój ulubiony widok z nad Stawów Karpnickich
Ten gnojek na pewno nie był trzeźwy.Nie dość że wyprzedził mnie "na gazetę" to jeszcze na skrzyżowaniu zatrzymał się okrakiem na podwójnej ciągłej.
Kategoria 150 i więcej, 1500mnpm i więcej, Czechy, Rudawy Janowickie
Schronisko Jelenka
-
DST
164.00km
-
Podjazdy
2205m
-
Sprzęt Lincoln
-
Aktywność Jazda na rowerze
Prognozy pogody straszą burzami ale ja zamierzam dobrze rozpocząć miesiąc maj.
Podjazd do schroniska "Jelenka" uznaję za godny cel na pierwszomajowy wypad.W końcu to dość stromy podjazd na wysokość 1260mnpm .
Droga wiodła oczywiście przez Przełęcz Okraj, gdzie spotkałem dwóch rowerzystów z Kowar.Trochę pogadaliśmy, dzięki czemu nie zauważyłem jak wjechaliśmy na Przełęcz Okraj.Taki ze mnie gaduła.
Widać było, że kiepskie prognozy pogody mogą się sprawdzić, ja jednak nie chciałem odpuścić.byłem tak blisko Jelenki...Tradycją się już stało, że schronisko Jelenka wita mnie deszczem, śniegiem, lub gradem.Nie inaczej było dzisiaj.Do schroniska wjechałem z padającym deszczem.Nie przejąłem się tym zbytnio.Ustawiłem aparat i pstryknałem pamiątkową fotkę a później jeszcze kilka innych.W drodze powrotnej patrzę, a na drodze stoją sobie dwa wilki.-Ki diabeł- myslę sobie- nie słyszałem, żeby w Karkonoszach żyły wilki.
Zatrzymałem się szybko i sięgnąłem po aparat, modląc się żeby wilki nie uciekły w las zanim zrobię im fotkę.Wilki przyglądały mi się zaciekawione a tymczasem zza zakrętu wyłonił się człowiek, który okazał się być właścicielem wilków.Powiedział mi, że przywiózł te wilki ze Słowacji.Były oczywiście oswojone i nie wykazywały żadnych emocji , zachowywały się bardzo spokojnie, zupełmnie inaczej niż psy.No cóż, skoro nie mogłem zrobić fotki dzikim wilkom, to dobre chociaż takie, oswojone...Rozpatrywałem różne warianty drogi powrotnej, ale psująca się pogoda przekonała mnie, że trzeba wracać najkrótszą drogą do domu i wszystko było by dobrze, gdybym tak własnie zrobił.Tymczasem już na Rozdrożu Kowarskim wpadło mi do głowy, że wrócę przez Bukowiec, Wojanów i Janowice Wielkie a przecież dobrze wiedziałem, że w okolicach Jeleniej Góry ma padać deszcz i może być burza.Tak też się stało.Już w Łomnicy wpakowałem się pod churę, z której siąpił sobie prysznic i zaczęło grzmieć.Grzmoty zostawiłem za Miedzianką ale deszcz towarzyszył mi już do końca trasy.Nie pomogły ani przeciwdeszczowe ochraniacze na buty, ani całkiem przecież niezłe ciuchy przeciwdeszczowe.Wszystko przemokło.Trasę uznaję jednak za bardzo udaną, choć szkoda że ten deszcz spowodował znaczne skrócenie trasy.Miałem wielką chęć jeszcze coś tam poimprowizować.Wielkim grzechem było by jednak narzekać, bo w końcu cel zrealizowałem i to mnie napawa optymizmem.
Cel osiągnięty.Schronisko Jelenka
Widok ze schroniska Jelenka
"Taki tyci podjazd"...
Ostatni odcinek podjazdu do Jelenki.Fotka robiona w drodze powrotnej.Żeby nie było żeee...
wilki i ich właściciel...
Ten zawodnik ostro pruł na Okraj.Musiałem go zabrać z drogi bo jeszcze by go ktoś rozjechał, a przecież szkoda takiego sympatycznego robala.
Daleko na zboczu góry, malutki jasny punkt to schronisko Jelenka...
Zoom na Jelenkę...
W oddali widać szczyt Śnieżki
obowiązkowa fotka ze zjazdu z Okraju
Na Przełęczy Kowarskiej
Stawy Karpnickie a w oddali Karkonosze i Śnieżka...
Później padał już tylko deszcz i była jazda bez fotek.
Kategoria 1000 mnpm i więcej, 150 i więcej, Czechy
Odwiedzić mamę w Polanicy
-
DST
182.00km
-
Podjazdy
2170m
-
Sprzęt Lincoln
-
Aktywność Jazda na rowerze
Niezrażony pierwszym kapciem na nowej oponie, pojechałem Lincolnem odwiedzić mamę, która przebywa w sanatorium w Polanicy Zdrój.Później to już była improwizacja, czyli to, co najbardziej lubię.Obyło się bez DETONACJI opony, z czego jestem bardzo zadowolony.
Prognozy pogody nie napawały optymizmem a jednak w sobotę dało się zrobić parę kilometrów i dalo by się więcej, gdyby nie plan na niedzielny wyjazd.Dało się też pojeździć w niedzielę bo złe prognozy nie spełniły się.Właściwie jedynym wyraźnym celem tego wyjazdu były odwiedziny u mamy, która przebywa w sanatorium w Polanizy Zdroju.
Pozostała część planu była większą, lub mniejszą niewiadomą.Ale zacznijmy od początku.
Mam małego stresa z tymi nowymi oponami, których nazwa może sugerować ich skłonność do detonacji.Postanowiłem jednak przejechać na czeską stronę przez Przełęcz pod Czarnochem, której mały odcinek podjazdowy ma nawierzchnię szutrową.Zdarzalo się nam już kiedyś przejeżdżać tą drogą nawet na kolarzówkach , mam więc prawo oczekiwać, że i na Lincolnie z szosowymi oponami dam radę.Poszło nadspodziewanie dobrze.Jeszcze nigdy ten podjazd nie poszedł mi tak gładko i lekko, jak własnie tym razem a o żadnej detonacji mowy nie było, choć przyznaję, że z uwagą omijałem ostre kamienie.Cały odcinek drogi z Janowiczek aż do Wambierzyc to była prawdziwa przyjemność.Rower mknął lekko i bezszelestnie, jednak rozważnie ograniczałem jego prędkość bo aż się rwał, żeby jeszcze szybciej jechać.
W Wambierzycach cała masa motocykli i wciąż dojeżdżały kolejne grupy.Nie wiem, czy nie był to przypadkiem jakiś zlot na rozpoczęcie sezonu, bo było tam też sporo policji.
Początkowo chciałem z Polanicy pojechać w stronę Kłodzka a następnie Barda.Chodziło o to, żebym mógł skorzystać z szynobusu, gdyby pogoda się nagle załamała.W Polanicy jednak decyzja została zmieniona.Jadę do Dusznik a następnie w kierunku Karłowa przez Łężyce...później zdecyduję co dalej.Po dotarciu do Szosy Stu Zakrętów spotykam rowerzystę, który z sakwami wędruje na Podhale.Pogadaliśmy dobrą chwilę i ja postanawiam jechać do Kudowy a stamtąd...zobaczy się.W Kudowie Zdroju tankuję wodę i jadę.Jednak nie jak zazwyczaj do Slonego.Mam już dość jazdy do Słonego i przez Hronov, chcę czegoś innego.Skręcam na Małą Czermną.Po czeskiej stronie trafiam na krótki ale mocny podjazd do Vysokiej Srbskiej.
Wreszcie jest okazja żeby wypróbować większe tryby.Na podjeździe okazuje się, że przerzutka jednak nie jest ustawiona tak precyzyjnie jak mi się wydawało że jest.Łańcuch przeskakuje z trybu na tryb ale kręcąc baryłką regulacyjną udaje mi się wyregulować przerzutkę bez zatrzymywania się, choć w pierwszej chwili niewiele brakowało...Nie mogłem dać plamy bo trzy Czeszkie rowerzystki, z uśmiechem i z zaciekawieniem patrzyły, jak to ja będę podjeżdżał pod tę górkę.Poszło doskonale.Chyba mogę już szukać ambitniejszych podjazdów na Lincolnie.Później był dość stromy zjazd brukowaną drogą.Na bruklu moje detonatory fajnie amortyzują nierówności ale i tak nie lubię jazdy po bruku.
W czeskich Policach jest objazd.Droga jest rozkopana i trzeba jechać przez Zdar , Ceską Metuję i Teplice.Trochę więcej kilometrów będzie- pomyslałem.Może to i lepiej bo znowu zmusiło mnie to do jazdy inną drogą niż zazwyczaj.
Do granicy dojechałem mocno wygłodniały.Zamówiłem więc sobie w barze knedle z gulaszem i oczywiście bezprocentowe piwo, którego wyborny smak potęgowalo nieziemskie pragnienie.Po zjedzeniu posiłku, z pełnym żołądkiem powlokłem się do Świdnicy, zmieniając co chwilę plan drogi powrotnej.
Koruna
W zdrojowym uzdrowisku takie coś to zwyczajna kpina.
W tym roku jeszcze tu nie byłem
Muzeum Papiernictwa w Dusznikach.Fotka obowiązkowa.
Te widoki wszystkie są do siebie takie podobne...
Droga do Vysokiej Srbskiej
Za zakrętem zjazd brukowaną drogą
O własnie tu jest 18%
nie wszyscy są w stanie tu podjechać...
Kategoria 150 i więcej, Czechy, Góry Stołowe
Na piwko bezalkoholowe do Czech
-
DST
120.00km
-
Podjazdy
1227m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zachciało mi się dobrego bezalkoholowego piwka.Pojechałem więc do Czech, bo gdzieżby indziej dobrego piwka można skosztować?
Wybitnie źle mi się dzisiaj jechało, jestem jakiś osłabiony.Nie wiem ci się dzieje...Na dodatek wiatr nie ułatwiał jazdy...Spotkałem też dwóch młodych kolarzy z Jabłowa.Sympatyczne chłopaki, pozdrawiam.
Bezalkoholowy Budweiser jest wyśmienity. Smakuje mi lepiej niż Birel
Kategoria 100 i więcej, Czechy
Przełęcz Karkonoska
-
DST
230.00km
-
Podjazdy
2950m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
W zeszłym roku zrezygnowałem z jazdy na Przełęcz Karkonoską bo były inne, poważniejsze plany i nie chciałem ryzykować żadnej kontuzji, która te plany mogła by pokrzyżować.W tym roku jednak miałem w planie wjechać na przełęcz, ale na kolarzówce.W końcu mam górskie przełożenia a że w zeszłym roku na Modre Sedlo kolarzówką podjechałem bez problemu, uznałem więc że tym bardziej Przełęcz Karkonoską podjadę bez trudu.Dla mnie i dla Marka trasa na Przełęcz Karkonoską ma szczególny charakter, musi być więc zrealizowana zgodnie z tradycją, czyli w całości na rowerze i powrót musi być koniecznie przez Czechy ustaloną dawno temu trasą, którą widać na mapce.Tylko tak zrealizowaną trasę uznajemy za zaliczoną i tym razem też tak było.Najgorszym na całej trasie zawsze był podjazd z Chwalca do Adrspachu, ale nie tym razem...Tym razem najgorszym okazał się podjazd z Zagórza do Dziećmorowic.Na koniec trasy mieliśmy przejechać nad Jeziorem Bystrzyckim, kiedy okazało się że właśnie zaczął się odcinek specjalny rajdu samochodowego i zarówno droga nad jeziorem, jak i przez Zagórze jest zamknięta.Pomysł jazdy do Olszyńca czy Jedliny odrzuciliśmy od razu.Czekanie około godziny na otwarcie drogi w Zagórzu też odpadało.Pozostał więc tylko podjazd z Zagórza do Dziećmorowic.Na koniec trasy taki podjazd to nie jest miła niespodzianka ale cóż było robić, podjechaliśmy...
Trochę fotek z aparatu i kamerki.Kamerka kręciła przez większość trasy i dzięki temu mogę z niej wyciąć kadry i pokazać jako fotki, które inaczej nigdy by nie powstały.
W górnych partiach Karkonoszy widać śnieg.Ciekawe, co nas tam czeka...?
Robię zoom na Dom Śląski...
Dotarliśmy do "Odrodzenia" ale zanim to nastąpiło...
Podjazd przez Przesiekę
Kiedy przejeżdżaliśmy obok wesołej grupy turystów, dziewczyna , którą widać na tej fotce zawołała:
-Może pomóc?
-Nie nie, żadnej pomocy-odpowiedziałem
-Taka dupcia, że bym se pchnęła- zawołała dziewczyna
-I Vice versa- odparłem, na co cała grupa turystów ryknęła śmiechem a najgłośniej śmiała się moja rozmówczyni.
W dobrych humorach pojechaliśmy dalej, dzięki tej wymianie zdań zapominając o trudach jazdy.
Bez komentarza...
Kiedy z daleka zobaczyłem śnieg na asfalcie zawołałem radośnie, że to już koniec trasy i dalej nie pojedziemy.Myślałem, że to już koniec męki.Okazało się jednak, że koleinką można jechać bo jest wolna od śniegu i lodu i nie jest na niej ślisko.Zawiedziony musiałem męczyć się dalej, aż do "Odrodzenia".
No więc dotarliśmy tutaj...
No i garść fotek z "Odrodzenia".
Dwa zoomy na przeciwległy stok...
Po zjeździe z Odrodzenia fotka na Przełęczy Karkonoskiej
No to zjazd od Czech
Na ostrym zakręcie nagle mokro, jestem zaskoczony, gdyby był tu lód, było by po nas...
Widoczek podczas zjazdu w do Spidlerovwgo Mlyna
Jezioro Łabskie w Spinlerovym Mlynie
Zapora na Jeziorze Łabskim
Ostatnia fotka tego dnia.Moja ulubiona forma skalna w drodze z Trutnova do Chvalca.
Podsumowując powiem tak: podjazd na Przełęcz Karkonoską nie jest najłatwiejszy i daje sporo satysfakcji.To był jednak ostatni raz, kiedy pojechałem od polskiej strony na kolarzówce, bo chociaż dalo się, to jednak na najtrudniejszych odcinkach brakowało mi przelożeń i było naprawdę ciężko.Jeśli kiedykolwiek jeszcze tam pojadę to tylko na kołach 26.
Kategoria 1000 mnpm i więcej, 200 i więcej, Czechy, Przełęcz Karkonoska
Okraj
-
DST
142.00km
-
Podjazdy
1722m
-
Sprzęt Lincoln
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na wczoraj miałem plan.Pogoda, jaka wczoraj była, to wszyscy wiedzą.Sobota więc poszła na zmarnowanie.Dzisiaj śledząc zdjęcia satelitarne pogody pomyślałem sobie, że chociaż wodę ze źródełka sobie przywiozę i troszkę się rozruszam po sobotnim lenistwie.Załadowałem butelki na wodę do plecaka, dosiadłem Lincolna i...jakoś tak samo zaniosło mnie na Okraj.W drodze powrotnej za Chełskiem postanawiam pojechać przez leśne przejście graniczne Libna do Zdonova.Dawno tam nie jechałem i byłem ciekaw co się zmieniło.Wodę ze źródełka w drodze powrotnej musiałem oczywiście zatankować, bo w końcu taki był cel dzisiejszego wyjazdu.Dzisiaj garść fotek z komórki bo nawet aparatu nie zabrałem, to miał być tylko wyjazd po wodę do źródełka.Kompletnie zaskoczyła mnie ta dzisiejsza wizyta na Okraju...
Na Okraju
Śnieżki nie widać, Tonie w Chmurach
Lubię to miejsce na Okraju, przynajmniej są tu jakieś widoki
Na stoku narciarskim nie ma już śniegu
Leśne przejście graniczne z Czechami, Libna za Chełmskiem.Ta droga prowadzi do Zdonova.
Tak wygląda leśna droga z Chełmska do Zdonova
Od tego bunkra jest już tylko zjazd aż do Zdonova.
Zjazd do Zdonova.Drogę tę spokojnie polecam rowerzystom na góralach, którzy zamiast asfaltem wspinać się na Strażnicze naroże, mogą sobie pojechać właśnie tą drogą.Po dojeździe do asfaltowego skrzyżowania skręcamy w lewo i jedziemy na przejście Zdonov-Łączna i do Mieroszowa.Można to prześledzić na mapce.
Kategoria 100 i więcej, 1000 mnpm i więcej, Czechy
Spacerkiem przez Góry Stołowe do Polanicy i Kłodzka
-
DST
188.00km
-
Podjazdy
2333m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nie zliczę, ileż to razy zjeżdżałem z Karłowa przez Ostrą Górę do Machova i czeskich Polic.Zawsze obiecywałem sobie, że kiedyś podjazdę w drugą stronę, jednak dopiero dzisiaj zrealizowałem ten zamysł.Później poniosło mnie do Polanicy i do Kłodzka.Nie planowałem tego.Samo tak jakoś wyszło...Była to naprawdę spacerowa, niedzielna rundka.Pomimo że późno wyjechałem z domu i nie śpieszyłem się, spokojnie wróciłem do domu na długo przed zachodem Słońca.
Jutro zamieszczę jakieś fotki i może coś jeszcze dopiszę,Dzisiaj tylko mapka trasy.
Za czeskimi Policami zaczęlo się...
Miejscami nie było asfaltu, tylko kamień podkładowy.
Resztki śniegu przy drodze do Karłowa.
Szczeliniec
Na szczycie Sczelińca coś mocno połyskuje.Nie udaje mi się tego zidentyfikować.
Widać turystów na szczycie Szczelińca...
...i wspinaczy.
Bez fotki tego "kamyczka" cała wycieczka nie była by ważna.
Zjazd do Radkowa
Zamek w Ratnie Dolnym
Bazylika w Wambierzycach
I znowu pod Górkę.Droga do Polanicy
W Polanicy
W drodze do Kłodzka focę jakiegoś smoka...
Twierdza Kłodzka widoczna jak na dłoni
Kategoria 150 i więcej, Czechy, Góry Stołowe
Kralova Studanka
-
DST
216.00km
-
Podjazdy
2277m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
Doczekałem się zamówionych do szosówki, nowych opon.Czegoś chyba niedopatrzyłem zamawiając je, bo zamiast rozmiaru 23C, dostałem 25...Wiele polskich dróg ma nie najlepszą jakość, więc może troszkę grubsze opony w tym roku poprawią mi komfort jazdy szosówką .Skoro dla Lincolna pierwsza trasa na nowych kołach musiała mieć nie mniej niż 100km, to już dla szosówki na nowych oponach nie mniej niż 200km-pomyślałem sobie i na sobotę takiej długości trasę postanowiłem zrobić.Miałem pojechać na Szosę Stu Zakrętów i Polanicę, ale trasę tę zaproponowałem kolegom, którym odradziłem planowany przez nich wyjazd do Karpacza na ten dzień, ze względu na zapowiadaną, niepewną pogodę w Karkonoszach.Postanowiłem wymyślić coś innego.Przypomniałem sobie, że do Kralovej Studanki, z Bernatic, wiedzie inna droga niż ta, którą dotychczas jeździłem.Jeżdżąc na Pradziada, zawsze jechałem przez Zulovą i Jeseniki.Na mapie znalazłem trochę dłuższą, ale nieznaną mi drogę przez Vidnavę i Vrbno pod Pradedem.Przez chwilkę mignęła mi myśl, żeby przy tej okazji wjechać też na Praded ale szybko ją porzuciłem.W tym roku mam już przejechanych sporo kilometrów, ale tylko jedną trasę 200km.Uważam więc, że troszkę za wcześnie na trasę 300km.Nie to, żebym nie czuł się na siłach przejechać takiego dystansu.Po prostu jestem zwolennikiem stopniowego, długiego przygotowywania organizmu do długich tras.Praded stał tam, zanim ludzie wymyślili dla niego nazwę i pewnie będzie jeszcze długo po tym, jak ludzkość przestanie istnieć na tej planecie, nie ma więc pośpiechu, zdążę wjechać na jego szczyt.
Wstałem jak zawsze bardzo wcześnie, ale zanim się wygrzebałem, zrobiło się zbyt późno, jak na taką trasę, postanowiłem więc, że do Kralovej Studanki pojadę rowerem ale powrót rowerem będzie "tylko" do Kamieńca Ząbkowickiego bo po prostu zabraknie mi dnia, wszak jest to tylko wycieczka a nie wyścig.Mam zamiar jechać nie za szybko, uważnie rozglądając się, zwłaszcza na drogach, którymi miałem jechać pierwszy raz.
Przeciwny wiatr dał mi się we znaki na trasie do Studanki.Na szczęście najgorsze podjazdy wiodły przez gęsty las, który dał osłonę od wiatru.Najgorzej było na odcinku z Vrbna pod Pradedem do Kralovej Studanki.Na tym, dość łagodnym podjeździe o długości około 8km, wściekły wiatr prawie zatrzymywał mnie w miejscu .W Kralovej Studance zjawiłem się około godz 15 i miałem przejechane 141km.Trochę późno, nawet jak na powrót tylko do Kamieńca.Miałem tylko nadzieję, że wiatr nie zmienił kierunku, bo nie zdążę na szynobus i dodatkowo 60km będę musiał jechać po ciemku.Pospacerowałem, zwiedzając miejscowość, napiłem się doskonałej wody mineralnej ze słynnego ujęcia i czas było wracać.Zdawałem sobie sprawę, że trzeba podjechać dwa duże podjazdy: jeden na 1000 mnpm a drugi na 930mnpm.Był jeszcze trzeci podjazd w drodze powrotnej, ale tamten ma się nijak do tych dwóch, więc o nim nie wspomnę.Wiatr na szczęście nie zmienił kierunku, leciałem więc jak na skrzydłach.Kiedy zajechałem do Kamieńca, okazało się że szynobus ma 30-to minutowe opóźnienie.Czas ten zleciał niezauważenie na rozmowie z bikerem z Wrocławia, który też czekał na pociąg.
Warto było zrobić to rozpoznanie drogi do Kralovej Stodanki przez Vidnavę i Vrbno pod Pradedem.Wąskie, leśne asfaltówki, na których nie ma samochodów, piękne widoki, po drodze dwa leśne źródła, w których można zaopatrzyć się w wodę.Jedno jest przy drodze, więc zauważy je każdy, ale drugie jest bardziej w głębi lasu, więc zapatrzony w prędkości rowerzysta raczej go nie dostrzeże.Przy okazji tego wyjazdu dostrzegłem bardzo ciekawy cel, który muszę kiedyś zrealizować, ale napiszę o nim dopiero, kiedy tam pojadę.Trasa na Praded przez Vidnavę i Vrbno pod Pradedem, choć nieco dłuższa, jest o niebo łatwiejsza niż przez Żulovą i Jeseniki.Jest też o wiele atrakcyjniejsza i to własnie tamtą drogą wybiorę się, kiedy kolejny raz pojadę na Praded.Warto też bylo na spokojnie zwiedzić sobie Kralovą Studankę, na co w poprzednich wyjazdach na Praded nie mogłem sobie pozwolić.Piękna miejscowość i doskonała woda mineralna.Zadowolony też jestem z nowych opon.Co prawda są one większe niż chciałem ale akurat na tej trasie sporo było kiepskiej jakości nawierzchni.Była nawet asfaltówka posypana drobnym grysem, więc takie "terenowe" opony na szosówce pozwoliły mi na bezstresową jazdę po takich drogach.Nowo poznane drogi i dystans 216km sprawia, że postawione zadania na ten dzień zostały w pełni zrealizowane.
No to żegnajcie Pieszyce
Wjazd do Zamku Owiesno
Zamek Owiesno.Księżniczki jednak w nim nie spotkałem.
Pilnujący zamku Owiesno krwiożerczy Cerber, który za dnia zamienia się w łagodnego i przyjaznego psiaka ;)
Zamek w Javorniku, widoczny z drogi do Dziewiętlic
Droga z Bernatic do Vidnavy
Vidnava, rynek
Tego miejsca nie zobaczy rowerzysta zapatrzony w licznik...
W górach widać resztki śniegu
Super podjazd z widokami
Tu zatankowałem bidon.Drugie źródło jest wiele kilometrów dalej ale w głębi lasu.Znajdą je tylko uważni obserwatorzy
Widok z podjazdu
Takimi leśnymi asfaltówkami jedzie się wiele kilometrów.Tu jest niezły podjazd.
Asfaltówka posypana drobnym grysem.Moje nowe oponki dobrze się tu sprawdziły.
No to zaczynamy zwiedzanie Kralovej Studanki
Ujęcie wody mineralnej.Czas skosztować wyśmienitej wody.
Koniec zwiedzania Kralovej Studanki.Czas na powrót...
Na koniec jeszcze jedna fotka odległego Pradziada...Jeszcze tam wrócę.
Kategoria 1000 mnpm i więcej, 200 i więcej, Czechy
Na bezalkoholowe do Czech
-
DST
107.00km
-
Podjazdy
1094m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po wczorajszych 200km chciałem sobie zrobić dzionek przerwy.Ugotowałem obiad, nawet uciąłem sobie małą drzemkę.Fanie było, ale czegoś mi brakowało...Zapragnąłem napić się czeskiego piwka bezalkoholowego.Nie było rady, pojechałem na granicę z Czechami, na miejscu wypiłem jednego Birela, ale nie chciało mi się wracać tą samą drogą.Wróciłem więc przez Krzeszów i Kamienną Górę, przy okazji znowu mogłem podziwiać widok Karkonoszy.
Kończy się dzień, kończy się dobry weekend ale dobrze zaczął się rowerowy marzec.
Kategoria 100 i więcej, Czechy
Do Czech z Tadeuszem
-
DST
112.00km
-
Podjazdy
996m
-
Sprzęt Lincoln
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tadeusz po wypadku na rowerze miał uszkodzony kręgosłup i sporo czasu nie jeździł rowerem i teraz stara się wrócić do formy.Troszkę już pojeździł po okolicy ale chciał zrobić nieco większy dystans.Pomyślałem, że trasa do Czech przez Rybnicę, będzie dobrym rekonesansem, sprawdzającym jego możliwości.Pomyślałem, że ja kupię sobie piwko w Czechach a Tadeusz zrobi konkretniejszą rundkę.Jak na rekonwalescenta, Tadeusz pojechał doskonale.Jest to jego pierwsza setka po urazie kręgosłupa a mamy plan, żeby za niedługo zrobił dystans ponad 200km.Nie od razu oczywiście, ale w rozsądnym terminie.Obiecałem, że będę mu w tym pomagał, w ramach niedzielnych odpoczynków po sobotnich trasach, podobnie jak dzisiaj.W każdą niedzielę mają to być dłuższe dystanse.Wszystko będzie zależało od jego samopoczucia po trasie.
Trzeba uważać, bo Tadeusz odczuwa jeszcze ból w plecach i jeździ w gorsecie...
Trasa była super, bez niebezpiecznych przygód, czy psich pościgów, których brak zaczyna mi ostatnio doskiwierać.
Na szczycie Stożka Wielkiego w Unisławiu Śląskim jest jakaś platforma widokowa. i widać też jakąś postać w zielonek kurtce.Zawsze byłem ciekaw, co jest na szczycie Stożka, ale dopiero dzisiaj było odpowiednie oświetlenie.
Tadeusz dotarł do Czech.W sakwach Lincolna jest już załadowane piwko i jedziemy do Krzeszowa.
Przy Czarciej Maczudze w Gorzeszowie.
Kościół św.Józefa w Krzeszowie
Bazylika w Krzeszowie
Fotografuję figury aniołów na szczytach wież bazyliki.
Kategoria 100 i więcej, Czechy