Odwiedzić mamę w Polanicy
-
DST
182.00km
-
Podjazdy
2170m
-
Sprzęt Lincoln
-
Aktywność Jazda na rowerze
Niezrażony pierwszym kapciem na nowej oponie, pojechałem Lincolnem odwiedzić mamę, która przebywa w sanatorium w Polanicy Zdrój.Później to już była improwizacja, czyli to, co najbardziej lubię.Obyło się bez DETONACJI opony, z czego jestem bardzo zadowolony.
Prognozy pogody nie napawały optymizmem a jednak w sobotę dało się zrobić parę kilometrów i dalo by się więcej, gdyby nie plan na niedzielny wyjazd.Dało się też pojeździć w niedzielę bo złe prognozy nie spełniły się.Właściwie jedynym wyraźnym celem tego wyjazdu były odwiedziny u mamy, która przebywa w sanatorium w Polanizy Zdroju.
Pozostała część planu była większą, lub mniejszą niewiadomą.Ale zacznijmy od początku.
Mam małego stresa z tymi nowymi oponami, których nazwa może sugerować ich skłonność do detonacji.Postanowiłem jednak przejechać na czeską stronę przez Przełęcz pod Czarnochem, której mały odcinek podjazdowy ma nawierzchnię szutrową.Zdarzalo się nam już kiedyś przejeżdżać tą drogą nawet na kolarzówkach , mam więc prawo oczekiwać, że i na Lincolnie z szosowymi oponami dam radę.Poszło nadspodziewanie dobrze.Jeszcze nigdy ten podjazd nie poszedł mi tak gładko i lekko, jak własnie tym razem a o żadnej detonacji mowy nie było, choć przyznaję, że z uwagą omijałem ostre kamienie.Cały odcinek drogi z Janowiczek aż do Wambierzyc to była prawdziwa przyjemność.Rower mknął lekko i bezszelestnie, jednak rozważnie ograniczałem jego prędkość bo aż się rwał, żeby jeszcze szybciej jechać.
W Wambierzycach cała masa motocykli i wciąż dojeżdżały kolejne grupy.Nie wiem, czy nie był to przypadkiem jakiś zlot na rozpoczęcie sezonu, bo było tam też sporo policji.
Początkowo chciałem z Polanicy pojechać w stronę Kłodzka a następnie Barda.Chodziło o to, żebym mógł skorzystać z szynobusu, gdyby pogoda się nagle załamała.W Polanicy jednak decyzja została zmieniona.Jadę do Dusznik a następnie w kierunku Karłowa przez Łężyce...później zdecyduję co dalej.Po dotarciu do Szosy Stu Zakrętów spotykam rowerzystę, który z sakwami wędruje na Podhale.Pogadaliśmy dobrą chwilę i ja postanawiam jechać do Kudowy a stamtąd...zobaczy się.W Kudowie Zdroju tankuję wodę i jadę.Jednak nie jak zazwyczaj do Slonego.Mam już dość jazdy do Słonego i przez Hronov, chcę czegoś innego.Skręcam na Małą Czermną.Po czeskiej stronie trafiam na krótki ale mocny podjazd do Vysokiej Srbskiej.
Wreszcie jest okazja żeby wypróbować większe tryby.Na podjeździe okazuje się, że przerzutka jednak nie jest ustawiona tak precyzyjnie jak mi się wydawało że jest.Łańcuch przeskakuje z trybu na tryb ale kręcąc baryłką regulacyjną udaje mi się wyregulować przerzutkę bez zatrzymywania się, choć w pierwszej chwili niewiele brakowało...Nie mogłem dać plamy bo trzy Czeszkie rowerzystki, z uśmiechem i z zaciekawieniem patrzyły, jak to ja będę podjeżdżał pod tę górkę.Poszło doskonale.Chyba mogę już szukać ambitniejszych podjazdów na Lincolnie.Później był dość stromy zjazd brukowaną drogą.Na bruklu moje detonatory fajnie amortyzują nierówności ale i tak nie lubię jazdy po bruku.
W czeskich Policach jest objazd.Droga jest rozkopana i trzeba jechać przez Zdar , Ceską Metuję i Teplice.Trochę więcej kilometrów będzie- pomyslałem.Może to i lepiej bo znowu zmusiło mnie to do jazdy inną drogą niż zazwyczaj.
Do granicy dojechałem mocno wygłodniały.Zamówiłem więc sobie w barze knedle z gulaszem i oczywiście bezprocentowe piwo, którego wyborny smak potęgowalo nieziemskie pragnienie.Po zjedzeniu posiłku, z pełnym żołądkiem powlokłem się do Świdnicy, zmieniając co chwilę plan drogi powrotnej.
Koruna
W zdrojowym uzdrowisku takie coś to zwyczajna kpina.
W tym roku jeszcze tu nie byłem
Muzeum Papiernictwa w Dusznikach.Fotka obowiązkowa.
Te widoki wszystkie są do siebie takie podobne...
Droga do Vysokiej Srbskiej
Za zakrętem zjazd brukowaną drogą
O własnie tu jest 18%
nie wszyscy są w stanie tu podjechać...
Kategoria 150 i więcej, Czechy, Góry Stołowe