Do sklepu myśliwskiego
-
DST
55.00km
-
Czas
03:00
-
VAVG
18.33km/h
-
VMAX
40.00km/h
-
Kalorie 2230kcal
-
Podjazdy
670m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zgodnie z zapowiedzią, dziś po pracy pojechałem do Wałbrzycha do sklepu myśliwskiego.Wałbrzycha nie znam kompletnie, więc do sklepu poprowadził mnie Garmin i zrobił to bezbłędnie.Sklep prowadzi przesympatyczny, starszy gość, myśliwy i gawędziarz.Ja też jestem strasznym gadułą, więc przegadaliśmy chyba z półtorej godziny, poruszając wiele ciekawych tematów, począwszy od tematu broni, polowań, przez politykę, podróże rowerowe, kobiety...Prawdziwi faceci zawsze rozmawiają o kobietach ;) .Zakupiłem następnie kilka rzeczy, niezbędnych do prowadzenia wypowiedzianej dużym psom wojny, ale przez tę dyskusję zrobiło się późno i musiałem zrezygnować z zaplanowanej na dziś dalszej części trasy i wróciłem do domu.Na odchodnym właściciel sklepu zaprosił mnie na pogawędkę, gdybym jeszcze kiedyś przejeżdżał obok jego sklepu.Pewnie jeszcze kiedyś tam zajrzę.
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria Rundka po pracy
Po pracy Andrzejówka
-
DST
83.00km
-
Czas
04:15
-
VAVG
19.53km/h
-
VMAX
51.00km/h
-
Kalorie 3193kcal
-
Podjazdy
919m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po pracy jadę do Głuszycy, następnie do Rybnicy Leśnej i do schroniska Andrzejówka.
Trochę wieje ale w porównaniu do wczorajszego wiatru, dzisiejsze podmuchy to ledwie lekki zefirek.Jedzie mi się nad spodziewanie dobrze, że mam ochotę mocniej przycisnąć na podjazdach ale powstrzymuję te chęci i jadę sobie spokojnie.
Z Andrzejówki zjazd do Unisławia a następnie podjazd do Wałbrzycha, następnie Dziećmorowicami do Lubachowa.Tam spotykam pana Bolka, z którym jadę nad Jezioro Bystrzyckie a następnie jedziemy do Świdnicy.Miałem dziś naprawdę niesamowite samopoczucie, całkowicie odmienne od tego z dwóch ostatnich dni.Czułem się na 200km, jednak po pracy za wiele się nie najeździ.
Ten dom stał zbyt blisko kopalni melafiru w Rybnicy.Został wysiedlony i zniszczony spadającymi kamieniami z kopalni
Widok na Góry Suche
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria Rundka po pracy
Po pracy Wałbrzych Jedlina
-
DST
53.00km
-
Czas
03:00
-
VAVG
17.67km/h
-
VMAX
43.00km/h
-
Kalorie 1972kcal
-
Podjazdy
544m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po pracy mała rundka przez Pogorzałę do Wałbrzycha a następnie Jedliny Zdrój.
Od początku trasy czas umilało mi radio eska oraz wiejący od czoła mocny wiatr.
Jechało mi się jakoś dziwnie, lecz powoli a wytrwale posuwałem się do przodu.
W drodze powrotnej spotkałem znajomego maratończyka(biegacza), z którym uciąłem sobie krótką pogawędkę, po czym wróciłem bez przygód do domu.Była to zwyczajna rundka po pracy, bez szczególnych zdarzeń.
Dzisiejszy widok na Wałbrzych
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria Rundka po pracy
Rundka po pracy
-
DST
79.00km
-
Czas
04:07
-
VAVG
19.19km/h
-
VMAX
46.00km/h
-
Kalorie 2889kcal
-
Podjazdy
951m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Przeleżałem prawie całe trzy dni, chciałem całkowicie dojść do siebie, dziś jednak trzeba było iść do pracy a po pracy spróbowałem zrobić rundkę.
Pojechałem więc przez Dziećmorowice do Wałbrzycha i tam skierowałem się do Unisławia przez Glinik Nowy.Bardzo ostatnio polubiłem tę trasę bo jest dość wymagająca a przez te wszystkie lata najeździłem się po Górach Sowich tak, że jakoś mnie tam teraz nie ciągnie.Trasa piękna, widoki i pogoda super.Na zjeździe do Unisławia spotykam rowerzystę, z którym gawędząc jedziemy do schroniska Andrzejówka.On tam zostaje a ja zjeżdżam do Głuszycy, jednak ciągnie mnie w kierunku Łomnicy, więc podjeżdżam do tej wioski i wracam.Nad Jeziorem Bystrzyckim ponownie spotykam tego samego rowerzystę, znów trochę pogadaliśmy i ja jadę do Świdnicy a on ma w planie powrót do Wałbrzycha przez Niedźwiedzicę.Twardy zawodnik z niego bo i rower i narty biegowe, regularne starty między innymi w Biegu Gwarków,,,Miałem zrobionych kilka fotek telefonem komórkowym, bo aparatu dziś nie wziąłem.Nie pokażę ich jednak bo uszkodziła się karta pamięci i wszystko co na niej było, przepadło.Wyjątkowo więc opis tej rundki będzie bez fotek.
Podsumowując wyjazd, wszystko było pięknie, lecz jakiś słaby jestem i wszyscy mnie dziś wyprzedzali.A niech tam sobie wyprzedzają ;)
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Zaległy film
-
Aktywność Jazda na rowerze
Mając trochę czasu pogrzebałem w plikach filmowych.Znalazłem film z wyjazdu
, który był opisany w relacji Tak bez planu, bez celu...
Nie zamieściłem wtedy filmu z braku czasu, więc teraz nadrabiam zaległość.Może ktoś znajdzie chwilkę i zechce obejrzeć... ;)
Niestety, niestety na razie nie znajdę czasu na szukanie podkładu dźwiękowego, więc idzie w oryginale.
"/>
Po pracy lajtowo
-
DST
84.00km
-
Teren
4.00km
-
Czas
04:19
-
VAVG
19.46km/h
-
VMAX
44.00km/h
-
Kalorie 2747kcal
-
Podjazdy
747m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po wczorajszej "setce" bez popitki, dziś postanowiłem zrobić sobie lajtową traskę po płaskich terenach.Pojechałem więc w kierunku Przełęczy Tąpadła bo to taki nieszkodliwy "chopek".Nie miałem konkretnego planu i nie wiedziałem, jak będzie wyglądała dalsza część trasy.Silny wiatr w plecy bardzo szybko wepchał mnie na Przełęcz Tąpadła, zajechałem do źródełka w Sulistrowiczkach, aby skosztować wybornej wody i zjechałem do Sulistrowic, po drodze mijając zalew.W Sulistrowicach podjazd a następnie drogą leśną i polną do Winnej Góry.Przejazd przez Piotrówek, Oleszną. Ligotę Wielką do Dzierżoniowa.Wpakowałem się na tę główną trasę do Dzierżoniowa ale już z Ligoty do Bielawy, fajna boczna droga.W Ligocie podjechałem do sklepu, żeby się czegoś napić i uciąłem sobie kilkunastominutową pogawędkę z bardzo miłą ekspedientką.W tym sklepie to właściwie prawie same alkohole, dla mnie był tylko Tymbark.No cóż, widać na taki towar jest tam zapotrzebowanie ;).
Już od Ligoty zacząłem jechać pod bardzo silny wiatr, który umilał mi jazdę i zmuszał do większego wysiłku aż do Burkatowa.Po wyjeździe z Bielawy zobaczyłem w oddali gościa na kolarzówce.Nie goniłem go, jakoś tak samo mi się do niego dojechało, jednak nie chciałem wyprzedzać, żeby nie prowokować wyścigu.Jechałem więc, trzymając się za nim jakieś 15-20 metrów, żeby nie jechać mu "na kole" bo strasznie nie lubię takiej jazdy.Mieliśmy od czoła okrutny wiatr a ten kolarz miał bardzo wysoką kadencję.Za Piskorzowem jednak poczułem, że pomimo wiqatru mogę jechać szybciej.Wyprzedzam więc kolarza delikatnie sugerując, żeby ustawił się za mną i pojedziemy trochę szybciej a on sobie odpocznie.Jakiś czas trzymał się za mną, na podjeździe do Lutomii zaczął jednak zostawać z tyłu.Wjeżdżając do Lutomii jeszcze widziałem go jakieś 200 metrów z tyłu, nie miałem ochoty czekać, trochę śpieszyło mi się już do domu, na podjeździe w Lutomii przycisnąłem mocniej i już tego kolarza więcej nie widziałem.Nie ścigałem się, właściwie chciałem mu trochę pomóc, lecz on nie utrzymał się za mną.Trudno...Za Lutomią wiatr prawie w miejscu zatrzymywał..Jednak jakoś dobrnąłem do Burkatowa a tam ustawiłem się już bokiem do wiatru i uspokajającym tempem dojechałem do domu.Miała to być lajtowa rundka i właściwie spora część tej trasy taką była, jednak wiatr w drodze powrotnej sprawił, że trzeba było trochę powalczyć.No i dobrze :)
Przy źródle w Sulistrowiczkach
Widok Ślęży z Sulistrowic
Widok w kierunku Piotrówka z leśnej drogi do Winnej Góry
W oddali Jordanów
Kościół w Olesznej
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Po pracy Czechy i Nowa Ruda
-
DST
100.00km
-
Czas
04:23
-
VAVG
22.81km/h
-
VMAX
47.00km/h
-
Kalorie 3338kcal
-
Podjazdy
949m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po pracy przez Przełęcz pod Czarnochem do Czech a następnie przez przejście graniczne w Tłumaczowie i do Nowej Rudy.Powrót przez Głuszycę.
Na Przełęczy pod Czarnochem spotykam bikera, który jechał w towarzystwie swojego psa.Pogadaliśmy chyba z pół godziny.Okazało się, że prowadzi pensjonat niedaleko granicy, jeśt świetnie zorientowany w terenie, pasjonuje go rower i wspinaczka.
Gdyby ktoś z daleka chciał pozwiedzać rowerem okolice granicy polsko-czeskiej, pojeździć po Górach Suchych i po Czechach to u niego może znaleźć nie tylko nocleg, ale też fachowego przewodnika.
Oto adres jego strony internetowej:
http://www.gluszycagorna.com.pl/index.php?pgName=start
Szukasz noclegu w Górach Suchych?
Kościół w Martinkovicach
Pałacyk w Otovicach
na przejściu granicznym Tłumaczów-Otovice
Nowa Ruda
Krzyż z czaszką w Świerkach
Krzyż z czaszką w Świerkach
Góry Sowie widziane z Bartnicy
Przy zaporze Jeziora Bystrzyckiego płoną znicze.Czyżby ktoś stracił tu życie?
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Rundka po pracy- Unisław
-
DST
63.00km
-
Czas
03:04
-
VAVG
20.54km/h
-
VMAX
45.00km/h
-
Kalorie 2204kcal
-
Podjazdy
654m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po wczorajszym obijaniu się...no, może nie było to do końca obijanie się, bo cały wczorajszy dzień wykonywałem ćwiczenia podciągania się na drążku, wskutek czego dziś rano odczuwałem ból w okolicach prawej łopatki.Wróćmy jednak do dnia dzisiejszego.Po pracy postanowiłem zrobić zwyczajową rundkę do Jedliny przez Dziećmorowice.Kiedy dotarłem do końca Dziećmorowic, już czułem, że będzie mi trochę mało tej jazdy po weekendowej przerwie w jeżdżeniu.Pojechałem więc na podjazd z Wałbrzycha do Unisławia, ponieważ tylko taki podjazd wydał mi się w tej sytuacji odpowiednim.Podjechałem więc do Unisławia a tam wpadłem jeszcze na pomysł, aby pomknąć do Czech i może przez Janowiczki i Głuszycę wrócić do domu.Pomysł bardzo mi się spodobał, jednak postanowiłem, że zrealizuję go innym razem.Podjechałem więc z Unisławia do Rybnicy i zjechałem do Głuszycy.Jednak za wiaduktem skręciłem w prawo, żeby wydłużyć trasę i "otarłem się" o drogę do Łomnicy.Jakże miałem ochotę skręcić jeszcze do tej Łomnicy....Nosiło mnie dziś niesamowicie po tej przerwie, że niemal siłą musiałem zmuszać się do trzymania kursu powrotnego do domu.Innym razem zrealizuję sobie te wydłużone trasy, których część poprowadzi przez Czechy.Niech tylko pogoda zrobi się troszkę pewniejsza.
Fotek dzisiaj nie będzie, ponieważ postanowiłem całą trasę przejechać bez zatrzymywania się.
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Do lasu
-
DST
31.00km
-
Teren
7.00km
-
Czas
02:15
-
VAVG
13.78km/h
-
VMAX
29.00km/h
-
Kalorie 1273kcal
-
Podjazdy
408m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pogoda nie zachęca do jazdy, więc chyba nie pojadę, robię więc spokojnie zakupy, wpadam do sklepu rowertowego na Wróblewskiego i spotykam tam Agnieszkę i Janusza.Mają założone pomarańczowe okulary.Przypominam sobie wtedy, że i ja takie mam i że w nich świat wygląda bardzo kolorowo, choć w rzeczywistości może być szaro bury.Kupuję więsz szybko klocki hamulcowe i wracam do domu.Przebieram się, zakładam te pomarańczowe okulary i rzeczywiście, szaro bura pogoda zmieniła się w kolorową wiosnę.Jadę więc.Wiatr wieje mocno, jest już po godz 15, więc daleko nie zajadę.Wpadam na pomysł pojeżdżenia po lesie.Już w Burkatowie kieruję się na Bojanice, lecz nie dojeżdżam do wioski, gdyż dużo wcześniej skręcam do lasu.Na początku jest szlaban ale przemykam pod nim i zaczyna się droga pod górkę.Podjazd jest wymagający, jego długość to około 3km a nachylenie tu sięga 19%, poza tym jest trochę mokro i trochę błota ale da się jechać bez problemu.W lesie wiatru się nie odczuwa ale słychać jak wyje i mocno wygina wielkie drzewa.W pewnym momencie zaczyna sypać śnieg ale zanim dojeżdżam na szczyt podjazu, gdzie gps pokazuje wysokość ponad 500 metrów, zaczyna świecić Słońce i widać błękitne niebo.Podczas zjazdu w oddali widzę mężczyznę z plecakiem i kijkami.
-Dzień dobry!-wołam - Nie myślałem, że kogoś tu dzisiaj spotkam.
-Ja też- odpowiada śmiejąc się.
Pomyślałem sobie, że to jest własnie pasja, bez względu na pogodę człowiek samotnie ucieka w góry i do lasu.
Wygląda na to, że pogoda się ustabilizowała, mam więc dobry humor i jadę sobie leśnymi drogami podśpiewując i pogwizdując wesoło.Drogę przebiega mi całe stado saren.Nie zdążyłem okiem mrugnąć, nie mówiąc o fotografowaniu.Nagle aura zmienia się nie do poznania.Zerwał się huraganowy wiatr, sypnęło ostro śniegiem.Wielkie drzewa wyginają się niebezpiecznie pod naporem wiatru, którego siłę zwiększa padający grubymi płatami śnieg.Nagle jedno z drzew łamie się jak zapałka i zwala się w poprzek drogi.Złamało się jakoś tak w połowie.Wrażenie było niesamowite.Niech się chowają filmy 3D.Dobrze, że byłem daleko, ale nie dobrze, że nie miałem ze sobą kamery.
Przeciskam pod drzewem najpierw rower a następnie siebie.Z obawą spoglądam na drzewa, którymi miotają huraganowe porywy.W pewnym momencie pomyślałem sobie, że przecież i tak pewnie nie zdołałbym zareagować i odskoczyć, gdyby któreś drzewo miało na mnie spaść.Takie rzeczy udają się wyłącznie na amerykańskich filmach.Przecież przeznaczenia i tak nie oszukam, co ma być, to i tak będzie.Jednak sceneria jest jak w horrorze.Nawet mi się to podoba.Może wiele dziś nie przejadę ale będzie o czym pisać na BS.
Jadę więc spokojnie, zbliżając się do Michałkowej.Wreszcie wyjeżdżam z lasu i w dole widzę wioskę, to Michałkowa.Pogoda uspokaja się, wychodzi Słońce.Robię kilka fotek i zadowolony zjeżdżam nad Jezioro Bystrzyckie.Nagle znów sypnęło śniegiem, z nieba lecą ogromne jego płaty i wieje wiatr.Szybko zakładam ochraniacze na buty i w myślach chwalę swoją zapobiegliwość, choć od wielu dni miałem wrażenie, że wożę je niepotrzebnie.Nie wiem, jak przyjechał bym bez nich, chyba bez stóp.Śnieg sypie tak ostro, że zasypuje mi okulary, co chwilę muszę zgarniać z nich śnieg.
W Lubachowie śnieg zamienił się w grad.Sypie ostro, kłując boleśnie twarz.Gdyby nie okulary, nie mógłbym jechać bo grad powybijał by mi oczy.Tymczasem kulki gradu pokryły asfalt grubą warstwą i zrobiło się bardzo ślisko.Niewiele widzę przez zasypane śniegiem okulary i zaczyna mi zamarzać twarz.W Burkatowie na przystanku zatrzymuję się.Muszę rozetrzeć twarz bo zamarznie całkiem.Po kilku minutach jadę znowu, mam zapalone światła bo sam niewiele widzę i podejrzewam, że kierowcy samochodów również.Wydawało mi się, że ten powrót do miasta trwa wieki ale kiedy dojechałem, aura znowu się uspokoiła.
-To było bardzo długie 30 kilometrów-pomyślałem sobie, kiedy wszedłem do mieszkania.
Jednak takie zdarzenia dobrze wzmacniają naszą psychikę a zmienna aura uczy, że jadąc w daleką trasę trzeba być przygotowanym na różne okoliczności, bo w trasie wszystko zdarzyć się może.
Podjazd o maksymalnym nachyleniu 19%
Na szczycie podjazdu.Wyskość ponad 500m
To drzewo złamało się jak zapałka
To nie mgła, tylko śnieżyca
Pod liśćmi kryją się spore kamienie, trzeba uważać
Ostry zakręt na stromym zjeździe
Nad Michałkową ładna pogoda
Zjazd do wioski
Podjazd, który Toomp na pewno nazwał by kwintesencją mtb ;)
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Po pracy po piwko do Czech
-
DST
93.00km
-
Teren
2.00km
-
Czas
04:35
-
VAVG
20.29km/h
-
VMAX
48.00km/h
-
Kalorie 3198kcal
-
Podjazdy
820m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wreszcie dzisiaj, trzecie podejście do tej trasy jest udane.Od samego wyjazdu z pracy czułem, że dzisiaj jest właściwy dzień i nic nie stanie mi na przeszkodzie do realizacji tego wyjazdu.Do Czech wjechałem przez Przełęcz pod Czarnochem i po dojechaniu do Broumova skręciłem w prawo do Mezimesti.Już od Broumova było pod wiatr ale jeszcze był on trochę bocznym wiatrem.Dopiero kiedy w Mezimesti ustawiłem się już w kierunku granicy z Polską, poczułem siłę tego wiatru, miałem go prosto w twarz.
-Zakpiłeś sobie wiaterku ze mnie, to i ja zakpię z ciebie- pomyślałem, ustawiłem odpowiednie przełożenia i z konsekwentnym uporem posuwałem się w kierunku granicy.
W Starostinie zakupiłem piwko Gambrinus razy cztery i znowu walka z wiatrem, którego porywy prawie zatrzymywały mnie w miejscu.Wiatr smagał mnie jak wściekły.nie zważałem na jego wysiłki, posuwałem się do przodu.O wiele łatwiej było by wrócić tą samą drogą ale uparłem się, że wygram z wiatrem.Wygrałem, ale prędkość moja prędkość nie była oszałamiająca a do tego piwko na pokładzie, no i ten Kellys to straszny klamot, ciężki jak motocykl.Ma to jednak swoje plusy, bo kiedy przesiadam się na Lincolna, żeby pojechać w dłuższą trasę, to prawie nie czuję wysiłku w czasie jazdy.
Ten masakryczny wiatr rzucał mną do samego Unisławia ale im dłużej jechałem, tym mniej mi to przeszkadzało a z czasem wręcz dawało satysfakcję.Jadąc przez Unisław wyprzedzam furmankę załadowaną klockami drewna.Biedny koń męczy się, ciągnąc tak duży ładunek a właściciel siedzi sobie zadowolony na wozie i co chwilę krzyczy do konia: wioooo!Tak sobie przypomniałem wówczas, że jak byłem mały to po Świdnicy wozami konnymi wożono węgiel i sprzedawano ludziom w mieście.Wozak zatrzymywał się co chwilę i wołał:
-Węęęgiell przywiozłem!!!
na co koń wkurzony odwracał się do woźnicy i mówił:
-Taaaak, ty k...wa przywiozłeś....
No, ale to były dawne czasy i coraz mniej ludzi pamięta, że tak było.
W końcu w Unisławiu skręciłem do Rybnicy i od tego momentu wiatr miałem już w plecy.Jadąc z Głuszycy znowu ustawiłem się pod wiatr, ale nie miało to już żadnego znaczenia.Do domu dotarłem w ogóle nie zmęczony.Jakoś tak ostatnio szybko się regeneruję, wystarczy mi kilka minut jazdy z górki, żeby zmęczenie całkiem odeszło.Teraz piwko mam już w domu i jak tylko pogoda się załamie, że nie będzie można jeździć, to skosztuję go z rozkoszą.
W Ruprechticach.Gdyby pojechać prosto to trafi się na Ruprechticki Spicak
Ruprechticki Spicak widziany dzisiaj z drogi między Ruprechticami a Mezimesti
Lusterko drogowe w Rybnicy Leśnej
No i wyborne piwko już w moim domu
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>