Przełęcz Okraj
-
DST
141.00km
-
Kalorie 4966kcal
-
Podjazdy
1911m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj pojechałem w Karkonosze, gdyż chciałem zrealizować pewien plan.Z powodu pogody, skończyło się tylko na Przełęczy Okraj.Dobre choć tyle.
Na zdjęciu satelitarnym pogoda nie wyglądała dobrze dla Karkonoszy, zamyślałem więc całkiem zrezygnować z tego celu a zamiast tego pokręcić się po miejscowych górkach.Coś ciągnie mnie jednak w kierunku Karkonoszy i pomyślałem, że w Kamiennej Górze ocenię sytuację nad Karkonoszami.Od samego początku wieje silny wiatr od czoła.Ze wzniesienia nad Kamienną Górą sytuacja nad Karkonoszami wydaje się nieszła, choć szczyt Śnieżki tonie w chmurach, jestem już jednak trochę zmęczony jazdą pod silny wiatr a przecież podjazdów nie brakowało .Do Ogorzelca wjeżdżam praktycznie wykończony tym wiatrem a przecież dopiero teraz zaczyna się prawdziwy podjazd.Podjazd na Przełęcz Kowarską to pestka, ale nie przy tym wietrze.Dopiero od Przełęczy Kowarskiej las chroni mnie przed wiatrem i zaczynam się szybko regenerować i wzrasta tempo jazdy.Zaczyna się jednak mżawka.Na Okraju pada lekki deszczyk ale wieje bardzo silny, porywisty wiatr.Zakładam wszystkie dciuchy, jakie zabrałem ze sobą.W tych warunkach pogodowych rezygnuję z realizacji wcześniej nakreślonego planu.Innym razem zrealizuję ten plan, przecież nie jestem na wojnie i nic nie muszę.Początkowo chciałem wrócić tą samą drogą, bo tak było najłatwiej ze względu na wiatr, który teraz powinien wiać mi w plecy.Coś mnie jednak podkusiło, żeby wracać przez Lubawkę, Chełmsko i Mieroszów.
Drogo kosztowała mnie ta decyzja, bo większość tej trasy miałem znowu pod wiatr.Z wiatrem miałem dopiero na ostatnich 14 kilometrach trasy.Lekki deszczyk, jaki towarzyszył mi przez większość drogi powrotnej był nawet przyjemny.Na zjeździe do Wałbrzycha, kiedy jechałem z prędkością 50km/h gwałtowny boczny podmuch wiatru o mało nie wrzucił mnie pod nadjeżdżającą z przeciwka ciężarówkę.Ostro hamulcami zmniejszyłem prędkość i dobrze, bo za chwilę ponownie ostry boczny podmuch o mało mnie nie nie wywalił, jechałem już jednak wolniej i byłem przygotowany na taki atak wiatru.Miałem fart, że w tych momentach żaden samochód mnie nie wyprzedzał...Na Podjeździe w Wałbrzychu połowa drogi zryta wyłączona z ruchu i ma zerwany asfalt.Samochody w obu kierunkach jadą jednym pasem ruchu.Nie ma jednak wielu samochodów, więc jadę.W połowie drogi widzę, że z dołu zbliża się do mnie ciężarówka a za nią trzy osobówki, z przeciwka też jedzie kilka samochodów.Zjeżdżam rowerem na bok, żeby ciężarówka nie musiała za m,ną się wlec bo przecież w tych warunkach nie ma szans na wyprzedzenie mnie.Jej kierowca zatrąbił i machną w podzięce ręką.Odkiwnąłem mu ręką a po chwili znowu jadę.W Witoszowie kupuję piwko Namysłów bo po trasie przyjemnie jest przepłukać gardło dobrym napitkiem.To już jest październik i nie wiem, czy nie był to mój ostatni w tym sezonie wyjazd w Karkonosze, bo nie wiem, czy uda się trafić jakimś wolnym od pracy dniem w odpowiednią pogodę.Nie ma sensu kręcić się po Karkonoszach przy niepewnej pogodzie bo ani to przyjemność jazdy, ani widoków fajnych nie ma.
Bajorko w Jaczkowie
Na Okraju pogoda fatalna.W czasie ekspozycji chmura przysłania mi twarz...
W drodze powrotnej zbieram grzybki na zupę grzybową... ;)
Turysta to taki śmieszny rodzaj człowieka.Zobaczy kawałek starego muru i już się ekscytuje, robi fotki a miejscowi patrzą i śmieją się z dziwaka.Ruiny kościoła ewangelickiego w Miszkowicach
Ten dom w Miszkowicach zawsze mnie fascynował bo u nas nie spotyka się tego typu budowli
W Lubawce jest taka ulica i przejeżdżając tędy, zawsze zastanawiam się, o których bohaterów Stalingradu chodzi, o rosyjskich, czy niemieckich ;)
Na Strażniczym Narożu kolejny grzybek na zupę...;)
Zakochane grzybki...:)
Według zdjęcia satelitarnego, taka była pogoda tego dnia...
tymczasem mapka trasy.
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Po piwko do Witoszowa
-
DST
49.00km
-
Kalorie 1998kcal
-
Podjazdy
782m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pisząc relację z wczorajszego wyjazdu, pomyślałem sobie, że fajnie było by się napić dobrego piwka.Pojechałem więc do Witoszowa po piwo Namysłów ale że pogoda piękna i fajnie się jechało, to zaniosło mnie znowu na Przełęcz Kozią a do Wałbrzycha zjechałem zielonym szlakiem rowerowym, którym nigdy wcześniej nie jechałem.Tym sposobem została mi jeszcze tylko jedna droga z Przełęczy Koziej, którą jeszcze nie jechałem.Mam nadzieję szybko nadrobić tę zaległość.Tymczasem piwko mam już w domu i się chłodzi.Powrót masywem Ptasiej Kopy.Rower jednak daje prawdziwą wolność.Człowiek wpada na jakiś pomysł i po chwili już jedzie :)))
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Lesista Wielka
-
DST
86.00km
-
Kalorie 3761kcal
-
Podjazdy
1500m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj Od Wałbrzycha czerwonym szlakiem rowerowym na Przełęcz Szybką, Przełęcz Kozią, Przełęcz Pod Borową, masywem Borowej do Rybnicy, Unisławia i czarnym szlakiem rowerowym na szczyt Lesistej Wielkiej.Następnie przejazd masywem Dzikowca do Boguszowa-Gorc, następnie masywem Chełmca do Szczawna, Wałbrzycha i przez Poniatów, Pogorzałę do Świdnicy.W Witoszowie, tradycyjnie kupiłem dwie buteleczki piwka Namysłów.
Sporo było dziś szutrowych dróg ale też trochę wspaniałych widoków.J
Kiedy rankiem wyjrzałem przez okno zobaczyłem taki oto widok
Uznałem, że jest za chłodno aby wyjechać, pospałem więc sobie dłużej.Przez cały tydzień nie potrafiłem znaleźć pomysłu na sobotni wyjazd, postanowiłem więc powałęsać się po okolicznych górkach.Nie żałuję bo kazało się, że wcale nie trzeba jechać gdzieś daleko, żeby nacieszyć oczy fajnymi trasami i widokami.
W drogę ruszyłem prawie w południe.Dzięki temu mogłem się ubrać na letniaka, gdyż zrobiło się naprawdę ciepło.Zabrałem tylko ortalionkę, która przydała się na zjazdach i kiedy zaczął kropić deszcz.
W górach jesień jest już dobrze widoczna
Przejechałem masywem Borowej do Rybnicy a następnie Unisławia Śląskiego.Czarny szlak rowerowy na Lesistą Więlką w Unisławiu zaczyna się od wjazdu w gospodarskie podwórko, na którym obszczekał mnie duży pies, który nie był zadowolony z mojego wtargnięcia na jego teren.Pies nie był uwiązany i podbiegł do mnie szczekając.Zsiadłem szybko z roweru, rozważając, czy wyciągnąć pistolet, czy piernika w czekoladzie.Wybór padł na piernika bo przecież nie będę strzelał do psa na jego własnym podwórku a przecież na pewno będę chciał tu jeszcze kiedyś wrócić.Uznałem, że lepiej zaprzyjaźnić się z psem.Nie dane mi to jednak było bo właścicielka psa wyszła i szybko go przywołała do siebie.Szkoda, bo miałem naprawdę chęć zaprzyjaźnić się z tym psem.Może następnym razem.
Trasa na Lesistą Wielką z Unisławia jest szeroka i ma dobrą nawierzchnię.Jazda nią to prawdziwy relaks.
Widok na Unisław Śląski z drogi na lesistą Wielką
Unisław Śląski
Widać nawet ruiny kościoła w Unisławiu Śląskim
Nad Mieroszowem widać latających paralotniarzy...słabo widać, muszę przybliżyć...
...o, teraz lepiej ich widać (zoomx40)
Droga na lesistą Wielką
Widok na Góry Suche i Ruprechticki Spicak...
Ruprechticki Spicak(zoom)
Góry Suche
Na szczycie Lesistej Wielkiej
Z Lesistej Wielkiej jadę niebieskim szlakiem pieszym, choć nie mam pewności, czy da się nim jechać.Dało się, a trzy wielkie kałuże na początku bez problemu można było objechać.
Tego dnia nie zamierzam zdobywać szczytu Dzikowca.Za późno wyjechałem z domu i pewnie zastała by mnie noc, gdybym chciał zdobywać wszystkie szczyty po drodze.Lesista Wielka wystarczy na dziś.Masywem Dzikowca jadę do Boguszowa Gorc a tu takie widoki...
W oddali Chełmiec
Kawałek niebieskiego szlaku z Lesistej Wielkiej
Widać Karkonosze i Śnieżkę
Zjechałem z niebieskiego szlaku pieszego na wygodną autostradę
Z Boguszowa-Gorc miałem zamiar zjechać asfaltem do Wałbrzycha, jednak masyw Chełmca kusił skutecznie...
Przejechałem więc masywem Chełmca do Szczawna, bez zdobywania szczytu bo było już późno i zaczął kropić deszcz.W Witoszowie kupiłem piwko Namysłów, które po trasie smakowało wybornie.
Fotek na trasie w masywie Borowej nie robiłem bo fociłem tę trasę podczas poprzednich wyjazdów na tamtą górkę.Pokażę jednak krótki filmek z kamery zamontowanej na kierownicy.
"/>
i widok z trasy na Dzikowiec, filmowany Lumixem
"/>
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Po pracy treningowo na Chełmiec
-
DST
62.00km
-
Kalorie 1005kcal
-
Aktywność Jazda na rowerze
Poprzednich kilka wyjazdów miało na celu pokazanie walorów wałbrzyskich tras rowerowych, szczególnie tych leśnych, górskich podjazdów i zjazdów, oraz wąskich singli.Myślę, że postawione sobie zadanie wykonałem i teraz wracam do swojego kołowrotka.Po dzisiejszej trasie mam jednak spore wątpliwości, czy zachęcanie innych rowerzystów do jeżdżenia po Wałbrzychu to dobry pomysł...hmmm...no nie ważne i tak każdy zrobi co zechce.
W tym tygodniu nie byłem jeszcze na Chełmcu, więc nie musiałem się zastanawiać, dokąd dziś pojechać po pracy.Dzisiaj była to zwykła treningówka trasą, jak podczas poprzednich treningów na ten szczyt.Nie będzie więc ani fotek bo nie robiłem ani mapki bo nie ma sensu wstawiać kolejny raz podobnej mapki trasy.
Borowa
-
DST
55.00km
-
Kalorie 2176kcal
-
Podjazdy
854m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Borowa jest najwyższym szczytem Gór Czarnych i Gór Wałbrzyskich i jest o kilka metrów wyższa od Chełmca.Właściwie Borowa nie była moim głównym celem.Miałem tylko pojechać do Jedliny Górnej, żeby coś zobaczyć a kiedy już tam dojechałem, pomyślałem sobie, że może warto kawałek podjechać w kierunku szczytu Borowej.Podjęchałem więc zielonym szlakiem rowerowym na Przełęcz Kozią, następnie Przełęcz pod Borową.Na sam szczyt nie udało mi się wjechać, zabrakło 100 metrów w pionie.Może gdybym miał więcej czasu to wziął bym rower na plecy i wdrapał się na szczyt.Pewnie kiedyś tak własnie zrobię.Tym razem jednak musiałem odpuścić ten najbardziej stromy odcinek, ponieważ była to tylko rundka po pracy i czas było wracać.
Kila fotek z tej rundki.
Podjazd zielonym szlakiem rowerowym na Przełęcz Kozią.W oddali Borowa...
Góra Sucha
Na Przełęczy Pod Borową
Widoczek z miejsca, w którym zrezygnowałem ze zdobycia szczytu Borowej i zawróciłem
Tędy nie da się ani wjechać, ani wejść.Obok jest łagodniejsza, wąska ścieżka
No to zjazd z powrotem...
Widok ze zjazdu do Jedliny w kierunku Głuszycy i Gór Sowich
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Góry Czarne i Góry Suche
-
DST
73.00km
-
Kalorie 3068kcal
-
Podjazdy
1221m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj mała rundka przez Góry Czarne w Góry Suche.Pojechałem do Wałbrzycha, aby zacząć trasę tam, gdzie ostatnio zakończyłem.Wszystko jest na mapce, więc nie będę się rozpisywał.Czerwonym szlakiem rowerowych na Przełęcz Szybką, następnie na Przełęcz Kozią w Górach Czarnych, następnie jazda do Rybnicy i do Schroniska Andrzejówka.Nie zatrzymując się, chciałem sprawdzić drogę na Bukowiec.Udało mi się bez problemu wjechać na górę Graniczną ale dalej czerwony szlak był tak zarośnięty, że zrezygnowałem z jazdy na Bukowiec.Przez Góry Suche zjechałem do Łomnicy i do Głuszycy.
Widoki z dzisiejszej trasy:
Czerwony szlak rowerowy na Przełęcz Szybką
Dość wąska ścieżka wiedzie nad stromym urwiskiem
Chwilami było bardzo wąsko i ślisko.
Widoczek ze szlaku
Wąski leśny szlak zamienia się w nowo zbudowaną, wygodną "autostradę"
Docieram do punktu widokowego a tam cała okolica jak na dłoni.Wałbrzych
Chełmiec
W oddali po prawej Mniszek a u jego podnóża Boguszów-Gorce
Na Przełęczy Koziej
Nie jestem jedynym rowerzystą w tych górach...
Widok na Góry Suche
Taki dziwny grzybek...
Po raz pierwszy włączyłem też funkcję gps w aparacie i teraz w albumie można zobaczyć, w których miejscach fotki zostały zrobione.Fajna rzecz ale funkcja strasznie pożera energię i musiałem ją wyłączyć. Albym z mapką
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Wałbrzyskie Niedźwiadki
-
DST
40.00km
-
Podjazdy
695m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj po pracy przejechałem do Wałbrzycha, aby przejechać szutrem, niebieskim szlakiem przez Górę Parkową(508mnpm, Górę Powstańców oraz Niedźwiadki(604m, 623m i 629m n.p.m).
.Droga była mocno zróżnicowana, prowadziła przez gruntowe "atostrady" aż po wąskie ścieżki nad urwiskiem.
Wyglądało to tak:
Na szczycie Góry Parkowej
Zjazd z Góry Powstańców
Droga na Niedźwiadki
Mauzoleum Więcej na temat mauzoleum
Czasem droga zarośnięta ale dobrze się jechało
Kałużę dało się objechać
Podjazd na szczyt Niedźwiadków
Jeden z wierzchołków Niedźwiadkow
Zjazd...
Wąska ścieżka nad urwiskiem
Ciasny zjazd...
Wreszcie udało mi się wydobyć z garmina mapkę trasy.Jest trochę poobrywana, ale jest.Od czasu, jak zaczął w nim padać akumulator, dzieją się w nim dziwne rzeczy...
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Czy jest jeszcze w Polsce jakieś miasto, które w samym centrum ma takie trasy rowerowe?
Niebieski szlak od Harcówki na Górze Powstańców do Niedźwiadków uważam za bardzo atrakcyjny i pewnie jeszcze kiedyś tam wrócę.
Po pracy treningowo na Chełmiec
-
DST
62.00km
-
Podjazdy
1005m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po piątkowej wycieczce na Śnieżkę zrobiłem sobie trzy dni przerwy od jeżdżenia, z wyjątkiem dojazdów do pracy oczywiście.Dzisiaj po pracy, dla podtrzymania nałogu, obrałem kierunek na szczyt Chełmca.Zaskoczyła mnie dzisiaj nawierzchnia szutrowej drogi na szczyt.Musiały tam jeździć jakieś bardzo ciężkie pojazdy do przewozu drewna bo kamienie, potężną siłą zostały wgniecione w grunt i zrobiła się całkiem autostradowa nawierzchnia.Dzięki temu jechało mi się w niewiarygodnym dla mnie tempie, do samego szczytu.Na górze spotkałem dwóch bikerów, z którymi uciąłem sobie pogawędkę i przez Boguszów-Gorce, Szczawno wróciłem do domu.W ogóle to po tej Śnieżce i trzydniowym odpoczynku jechało mi się niesamowicie.Nie czułem wysiłku ani na asfalcie ani na szutrowym podjeździe na Chełmiec.Dawno już nie czułem takiego powera.No i oczywiście nałóg podtrzymany... ;)
Śnieżka zdobyta
-
DST
173.00km
-
Podjazdy
2915m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj postanowiłem zdobyć Śnieżkę, realizując całą trasę na rowerze.Wykorzystałem też piękną pogodę i ostatni dzień zaległego urlopu :).Na razie tylko jedna fotka, reszta w późniejszym terminie.W garminie padła bateria na koniec trasy i nie mogę wydobyć z niego trasy przejazdu.Może jutro się uda, jeśli nie, to będę musiał ręcznie odtworzyć trasę.Będę chyba musiał wysłać garmina do serwisu, celem wymiany akumulatora.
------------------------------------------------------
Toomp ma rację, trzeba szybko decydować się, jeśli chce się zdobyć Śnieżkę jeszcze w tym roku.Mam jeszcze w zanadrzu jeden dzień zaległego urlopu a prognoza pogody na piątek wygląda zachęcająco.Biorę ten urlop, w piątek rano wstaję o 4 rano, żeby bez pośpiechu się wyszykować w trasę.Wyjątkowo udaje mi się niczego nie zapomnieć i wyruszam po godz 6 ...
Muszę znowu jechać Kellysem bo tylko on jeden z moich trzech rowerów nadaje się do wjazdu na Śnieżkę.Kellys to jednak klamot i jazda nim w tak długą trasę to już nie wyczyn tylko masochizm.
Niebo jest pogodne ale temperatura nie przekracza 8 stopni.Powinienem jechać przez Świebodzice-Ciernie, Cieszów...Na samą myśl jednak o tym kierunku robi mi się mdło.Wybieram więc trudniejszy początek na Pogorzałę Wałbrzych, Szczawno.Początkowo mam zamiar ze szczawna pojechać do Starych Bogaczowic ale ten kjierunek też mi nie pasuje.Wybieram więc Lubomin i Czarny Bór, choć wiem, że napodjeżdżam się już w pierwszej części trasy a na domiar złego zerwał się wiatr i wieje mi w twarz.Już w Wałbrzychu jest tak zimno, że zakładam czapkę pod kask.Na zjeździe do Czarnego Boru mgła ogranicza widoczność.Im dalej, tym mgła coraz bardziej gęstnieje.Wilgoć i niska temperatura zmuszają mnie do założenia rękawiczek z długimi palcami.Zauważam, że kierujące samochodami kobiety uśmiechają się na mój widok.Nie wiem co oznaczają te uśmiechy.Pewnie myślą sobie: "dokąd jedziesz w taką pogodę żałosny durniu?".Bardziej jednak niepokoi mnie ta mgła.W Kamiennej Górze jest fatalnie.Zastanawiam się, czy jazda na Śnieżkę w taką pogodę ma sens.Jednak Śnieżka jest wysoko i tam mgły może nie być.Jadę więc dalej.Za Kamienną Górą mgła kończy się a zaczyna ładna pogoda.Po zjeździe do Kowar jest wreszcie ciepło, zdejmuję więc Ortalionkę i zmieniam rękawiczki na bezpalcowe.Bluzy jednak nie zdejmuję bo Słońce niby grzeje ale wiatr jest jakiś lodowaty.
Pogoda jest tak wspaniała, że przestaję zwracać uwagę na wiatr od czoła.Przed Karpaczem zatrzymuję się i robię kilka fotek Śnieżce i okolicy.Patrząc na jej szczyt zastanawiam się, czy uda mi się dzisiaj tam dostać.Podjazd w Karpaczu do świątyni Wang poszedł bez problemu.
Niedaleko Wang widzę przed sobą dwóch młodych chłopaków na pięknych rowerach górskich.Mogę tylko pomarzyć o takim rowerze.Skręcają na kostkę podjazdową do świątyni, zsiadają z rowerów i prowadzą pod górkę.Mijając ich mówię "cześć chłopaki" i podjeżdżam do świątyni Wang.Tam muszę się zatrzymać, żeby kupić bilet wstępu do Karkonoskiego Parku Narodowego.Miła pani instruuje mnie, że na terenie Parku nie wolno jechać rowerem i mogę tylko prowadzić rower.Obiecuję więc tej pani, że będę się starał prowadzić i naprawdę się starałem, tyle że niewiele mi z tych starań wyszło.W tym czasie dwóch chłopaków, których mijałem przechodzi przez bramę parku, w stronę kasy nawet nie spojrzeli.Kasjerka wyskoczyła za nimi z krzykiem.Wytłumaczyli jej, że są miejscowi i nie muszą kup;ować biletów."Rowewery prowadzimy!" poinstruowała nas na koniec.Grzecznie więc prowadzimy a kasjerka przygląda się nam badawczo.Idę z chłopakami do pierwszego zakrętu i kiedy tylko kasy już nie widać, wsiadamy na rowery i jedziemy.Zaczął się ostry podjazd i chłopaki zaczęli coś mówić o konieczności oszczędzania sił.Ja jednak nie przyjechałem tu po to, żeby się poddać a już na pewno nie na samym na samym początku. Ten podjazd 18-22% przecież nie może mnie zmusić do zejścia z roweru.Podjeżdżałem przecież ponad 30% podjazdy.Zostawiam więc chłopaków i jadę dalej sam.Na tej Kostce podjeżdża mi się fatalnie.Widziałem jak amortyzatowy u chłopaków pięknie amortyzowały na nierównościach, podczas gdy mój zachowywał się jak sztywny widelec.Na twardych oponach rower cały czas podskakuje.Tak się dalej jechać nie da.Na pierwszym wypłaszczeniu zatrzymuję się i upuszczam sporo powietrza z przedniego koła.Po tym zabiegu jedzie się już znośnie..Niepokoi mnie jednak duża ilość pieszych na trasie.Są miejsca, gdzie są prawdziwe tłumy ludzi.Są uprzejmi i życzliwi.na mój widok szybko robią mi więcej miejsca niż potrzebuję i wołają do innych turystów, aby zeszli mi z drogi.Jestem im naprawdę wdzięczny za tę życzliwość, tym bradziej że wiedzą, iż nie wolno mi tu jechać.
Mam jeszcze jedno utrudnienie.W Kellysie jest założona kaseta z 9-cioma trybami.Jednak łańcych i kaseta mają już za sobą tysiące kilometrów i łańcuch nie chce już współpracować z 3-ma największymi zębatkami.Mogę użyć tylko pierwszcyh 6 trybów.Później jednak przerzucam na siódmy tryb.Łańcuch niedobrze pracuje z siódmym trybem.Coś chrobocze, chrzęści, terkocze ale na szczęście nie przeskakuje.To jednak wszystko co mogę zrobić a szkoda.Chętnie użył bym ostatniej zębatki...Turystów jest dużo i coraz trudniej jest się przebijać do przodu.Na kilkanaście metrów przed końcem podjazdu jakaś ledwie idąca pod górę staruszka, z góry małżeństwo z dwojgiem dzieci i jeszcze jacyś ludzie...zrobiło się gęsto i zostałem zablokowany, musiałem się zatrzymać.Próbowałem odczekać chwilkę ale w tym miejscu schodzący cały czas mijali się z wchodzącymi.Podjechanie w takim tłumie na wąskiej drodze nie bylo możliwe.W tym miejscu to już jednak nie miało znaczenia.Te kilkanaście metrów więc podszedłem uznając, że trasa jest skończona.Na szczycie sesja zdjęciowa, w trakcie której zgubiłem futerał do aparatu.Po zdjęciach czas na powrót. Do schroniska muszę(tłum turystów) i chcę iść a nie jechać.Chcę się po drodze nacieszyć widokami, co podczas jazdy nie bardzo było by możliwe, bo musiał bym się koncentrować na kierowaniu rowerem.Jazda na dół trwa o wiele krócej niż podjazd ale i tak nie jest lekko bo na trasie idą tłumy turystów.Podczas zjazdu mijam się z dwoma rowerzystami wspinającymi się na szczyt.Jeden jedzie a drugi prowadzi rower.
Kiwam im przyjaźnie ręką. Cieszę się, że ja już mam ten podjazd za sobą.Lodowaty wiatr sprawia, że znowu zakładam ortalionkę. Nad Śnieżką pojawiają się chmury...Jadąc na dół w pewnym momencie słyszę coś podejrzanego.Szybko zatrzymuję rower i prowadzę.Zza zakrętu wyjeżdża samochód strażników parkowych.Kierowca uśmiecha się szeroko na widok że prowadzę rower ale jego koledzy tylko spoglądają na mnie jakoś wrogo...Kiedy samochód znika za zakrętem, wsiadam na rower i znowu zjeżdżam.W Karpaczu krótka przekąska i zjad. Wieje dość silny wiatr w plecy, więc bardzo szybko dojeżdżam do Kowar i teraz już tylko podjazd na Przełęcz Kowarską...No własnie, tylko...Teraz czuję ile kosztowała mnie wspinaczka na Śnieżkę I na Kowarską wlekę się jak obity pies.Czuję ogromny głód ale postanawiam zjeść dopiero na szczycie Przełęczy.W połowie podjazdu Zmęczenie gdzieś pierzchnęło i jedzie mi się całkiem nieźle, do uszu sączą się utwory Dire Straits.Na przełęczy zjadam wreszcie konkretniejsze jedzonko.W tygodniu kolega przywiózł mi wiadro śliwek i właśnie z nich nasmażyłem konfitur.Upieczony przeze mnie chlebek z tymi konfiturami smakuje wybornie na Przełęczy Kowarskiej po takim wysiłku.Do Kamiennej Góry lecę jak na skrzydłach, pchany podmuchami slinego wiatru w plecy.Warto było jechać pod ten wiatr do Karpacza, żeby teraz pojechać z wiaterkiem.Nowe i Stare Bogaczowice na doskonałym asflacie też przelatuję błyskawicznie, w głowie mam jednak ten paskudny, znienawidzony podjazd w Cieszowie.Nie jest on jakoś szczególnie trudny, jednak po długiej trasie zawsze daje w kość.O dziwo, tym razem podjeżdża mi się na nim dobrze.Do domu docieram pogwizdując sobie zadwowolony z tak dobrze spędzonego dnia.Cała ta wycieczka została przeze mnie zrealizowana przez sugestię Toompa, który kilka dni temu był na Śnieżce.Dzięki Toomp za tę sugestię, choć słowa które pisałeś w komentarzu nie były skierowane do mnie, tylko do Lei, mnie jednak skłoniły do realizacji tej trasy własnie teraz.Zdumiewa mnie tylko, że na tym klamocie zwanym Kellysem, daje się realizować takie trasy...
Wynudziłem Was przydługim tekstem a teraz czas na nudzenie foto... ;)
Na początku trasy widok Chełmca po wschodzie Słońca jest tak wyrazisty, że robię zoom-a.Widać, że wieża widokowa mocno wystaje ponad drzewa, więc widok z niej powinien być dobry
Mgła nie zachęcała do kontynuowania jazdy
Rosa osadzała się na pajęczynach, oj pająki będną dziś głodne bo w taką sieć nikt się nie złapie...
Przed zjazdem do Kamiennej Góry...
W Kowarach pięknie
Przed Karpaczem zastanawiam się, czy uda mi się dotrzeć dzisiaj na ten szczyt...
Tymczasem kilka fotozbliżeń przed wjazdem do Karpacza
Kellysowi należy się odpoczynek
Ulubiony widoczek Toompa ;)
Karpacz i Zalew Sosnówka
Hotel Gołębiewski w Karpaczu, widziany ze szczytu Śnieżki(zoomx40)
Zalew Sosnówka widziany ze szczytu Śnieżki(zoomx40)
Pozostałe widoki ze szczytu
Luční bouda (zoomx40)
Studnicni hora(Studzienna Góra)
Dom Śląski widziany ze szczytu Śnieżki(zoomx40)
Daleko widać drogę na zboczu góry...
...i na zbliżeniu widać ludzi, którzy idą tą drogą.
Jeszcze kilka kadrów z kamerki, która pracowała podczas jazdy
W czasie podjazdu dostaję brawa...
<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=vugdtnusetnoospn" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria 1000 mnpm i więcej, 150 i więcej, 1500mnpm i więcej, Śnieżka
Šerák zdobyty
-
DST
158.00km
-
Kalorie 5303kcal
-
Podjazdy
2056m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj dorzuciłem kolejny szczyt górski do kolekcji a jest nim czeska góra Šerák.
Šerák stał się moim celem od momentu przeczytania relacji z wyjazdu Ryjka na ten szczyt.Kiedy poczytałem o Šeráku i obejrzałem fotki, powiedziałem sobie, że i ja muszę tam wjechać.
Od tego momentu, wszystkie wyjazdy na Chełmiec a także ostatni wyjazd na Przełęcz Okraj oc czeskiej strony, miały wyłącznie za zadanie przygotować mnie do wyjazdu na Šerák bo analizując teoretycznie trasę, wiedziałem, że łatwo nie będzie.
Jako że w piątek miałem zaplanowany urlop i prognoza pogody była korzystna na ten dzień i czzułem się już dobrze przygotowany kondycyjnie, więc decyzja wyjazdu zapadła na ten dzień.
Wbrew prognozom, poranek nie zachęcał do wyjazdu.Widok sporej ilości ciemnych chmur zasiał wątpliwość, jednak intuicyjnie czułem, że będzie dobrze.Spakowałem potrzebne i niepotrzebne rzeczy i szynobusem pojechałem do Kamieńca Ząbkowickiego.Plan zakładał przejazd z Kamieńca do Klodzka., z kąd również szynobusem miałem wrócić do Świdnicy.Mogłem oczywiście całą trasę przejechać rowerem, jednak szkoda mi bylo czasu na jazdę kolejny raz dobrze znanymi mi drogami.cały tydzień zastanawiałem się, jaką konfigurację sprzętu wybrać na tę trasę, na której było sporo asfaltowych dróg ale i nieznanych mi szutrów przecież też nie brakowało.W końcu wybór padł na Kellysa z oponami terenowymi 2,1...To najgorsza możliwa konfiguracja na asfalt ale najlepsza na szuter.Miałem jeszcze pomysł, żeby jechać na cienkich oponach a do torby załadować grube opony bezdrutówki, zwijane i w trasie dokonać dwukrotnie zmian ogumienia.Komplet opon potrafię zmienić w 10 minut, więc 20 minut łącznej przerwy w trasie nie zrobiło by wielkiej różnicy, bo na asfaltach nadrobił bym prędkością i oszczędził trochę sił.Nie znalazłem jednak w tygodniu czasu, aby podjechać do sklepu po opony bezdrutowe.
Już na starcie miałem silny wiatr od czoła i tak było aż do Kłodzka.Jedynie podczas jazdy po leśnych szutrach nie czuło się wiatru, choć i tu na podjazdach było kilka miejsc, gdzie wiatr mocno utrudnił mi życie.Kellys z tymi oponami to prawdziwy klamot.Nawet na dużych zjazdach wiatr sprawiał, że trzeba było mocno kręcić, żeby w ogóle jechać.Te wiatrzysko sprawiło, że po 56km jazdy, kiedy to wreszcie skręciłem na podjazd w kierunku Šeráka, czułem się, jakbym podjechał Pradziada.Kiedy jednak schowałem się w lesie, pomimo podjazdu zacząłem szybko odzyskiwać siły.Sam podjazd od miejscowości Domašov to 10km, jednak im dalej, tym bardziej stromo.Nachylenia wachają się od 8-28%, czasem gps pokazał nawet 32% ale to były chwilowe nachylenia.Spora część trasy to 10-11% nachylenia.Na podjeździe spotkałem tylko dwoje czeskich rowerzystów, poza tym było bezludnie.Dopiero przed samym szczytem napotkałem spore grupy pieszych turystów.Po wjeździe na szczyt nagroda w postani zapierających dech widoków.Robię sporo fotek i i zaczynam zjazd.Goni mnie czas bo ostatni szynobus z Kłodzka do Świdnicy odjeżdża po godz 18...Przed zjazdem upuszczam trochę powietrza z kół, dzięki temu mogę pozwolić sobie na szybszy, bezstresowy zjazd.W połowie drogi do Ramzowej zaczyna kropić deszcz.Nie przejmuję się tym jednak, mam dobre ciuchy i jestem zahartowany na takie sytuacje.Od Ramzowej kolejny podjazd.Znowu czuję, że jest pod wiatr ale tylko do ściany lasu, jednak mocno mnie spowalnia a czas ucieka.Mam sporo jedzenia ale czasu na jego spożycie brak, więc posilam się wyłącznie suszonymi daktylami, popijając czystą wodą.Ten posiłek daje niezłą energię, nie obciążając organizmu trawieniem.Na końcu podjazdu trochę pokićkała mi się droga.W moim wieku wzrok jest już słabszy i na 2 calowym gps-ie niewiele widzę.W końcu zdezorientowany odpalam 7 calowy tablet, który posiada świetną mapę topograficzną i gps.
Wożę go własnie dla takich sytuacji.Szybko orientuję się gdzie dokładnie jestem i gdzie powinienem pojechać.Jadę wzdłuż granicy i docieram do niby asfaltowej, lecz mocno zniszczonej drogi po polskiej stronie, która bezbłędnie prowadzi mnie do Starego Gierałtowa.
W oponach mam wciąż obniżone ciśnienie powietrza bo droga jest jak szutrowa a ja chcę jechać jak naszybciej, nie zważając na kamienie.W końcu las się kończy i w twarz uderza mnie silny wiatr, słabo napompowane opony powodują mocny spadek prędkości.Trzeba się zatrzymać i dopompować koła na twardo.Po tym zabiegu rower jedzie odczuwalnie lżej, jednak sailny wiatr sprawia, że trzeba ostro kręcić, żeby utrzymać rozsądną prędkość.Już wiem, że na ostatni szynobus do Świdnicy nie zdążę...Jest jednak szansa na ostatni szynobus do Wałbrzycha, pod warunkiem, że utrzymam średnią na tej trasie 25km/h.Do Stronia dojeżdżam ze sporym zapasem czasu i nie zatrzymując się skręcam w kierunku Lądka.Po tym zwrocie wiatr mam z boku i utrzymuję prędkość 36km/h z wyjątkiem jednego podjazdu przed samym Lądkiem.
Na tym krótkim podjeździe poczułem, ile sił dzisiaj straciłem przez ten wiatr.Na wyjeździe z Lądka znowu ustawiam się twarzą do silnego wiatru i jest trochę pod górkę.Prędkość spada drastycznie a przecież mam już tylko 23km do przejechania.Dalej jednak jest już tylko z górki.W Żelaźnie już wiem, że zdążę i zmniejszam tempo żeby trochę odpocząć, jednak czas jakby przyśpieszył zmuszając znowu do ostrzejszej jazdy.Dojeżdżam do stacji PKP, mam 20 minut do odjazdu pociągu.Kupuję dużą wodę mineralną i wypijam połowę.Jedzenie zawiozę do domu, teraz zjadam tylko suszone daktyle, które sprawdziły się doskonale, jako odżywka w trasie.
Kiedy dojeżdżam do Jedliny Zdrój i wysiadam, na stacji panują egipskie cdiemności.Trzeba przejść przejściem podziemnym, gdzie jest całkiem czarno.Jestem na to przygotowany.Włączam reflektor diodowy, bez którego nie wiem, jak bym wogóle wyszedł ze stacji na szosę.Na drodze jest równie czarno a w dole widać światła Jedliny.Zjeżdżam do głównej szosy i drogą przez Jugowice i Zagórze jadę do Świdnicy.Zaliczyłem przy tej okazji nocną jazdę.Miałem wrażenie jakby wybuchła wojna i obowiązywało jakieś zaciemnienie.Jedynymi, dobrze oświetlonymi wioskami na trasie z Jedliny do Świdnicy były: Burkatów i Bystrzyca Dolna.My Polacy mamy wielką propagandę, że żyjemy na "zielonej wyspie", że jesteśmy europejskim krajem a tymczasem to tylko wielka pozoracja, bo nawet na oświetlenie ulic nas nie stać.Prawda jest taka, że żyjemy w totalnym czwartym świecie, bo trzeci wyprzedził nas już dawno.
Mimo ciemności z Jedliny do Świdnicy jechało mi się wyśmienicie.Wiatr uspokoił się całkiem a mocne światło roweru pozwalało mi na jazdę z pełną prędkością.Była to bardzo przyjemna, nocna jazda.Kiedy dojeżdżam do miasta, nie mogę sobie odmówić ostatniego podjazdu ul.Słowiańską pod centarz, który pokonuję z dziecinną łatwością.To jak runda honorowa po długiej trasie i dowód, że jeszcze na wiele mnie stać...Czuję radość, że znowu udało się zrealizować cel i wrócić szczęśliwie w jednym kawałku.I tak oto zakończył się jeden z moich najbardziej udanych dni w tym roku.Šerák zdobyty i dzięki Ryjek, że pokazałeś drogę na ten szczyt.
Na dobry początek
Jezioro Paczkowskie
W oddali widoczny Paczków
Zamek w czeskim Javorniku
Javornik
W oddali widoczny Praded...
Ciężki podjazd mają czescy rowerzyści.Ja na szczęście mam tu dzisiaj tylko zjazd.
Jesenik
W drodze na Szerak
Tu jest 1050mnpm.Jeszcze tylko 300 metrów w pionie... z małym "hakiem"...;)Kadr z kamerki.
Widoki z Szeraka
Ja tu jestem...
Widoki z Szeraka
Szczyt Pradziada widoczny z Szeraka
Po to tu przyjechałem i warto było
Jakaś chatka widoczna na szczycie góry poniżej
Widok w kierunku Ramzowej.
Zoom na hotel w Ramzowej.Za kilkanaście minut będę podjeżdżał tą drogą po lewej stronie.
Tymczasem muszę zjechać drogą wzdłuż wyciągu krzesełkowego.
Później już nie fotografowałem bo śpieszyłem się na pociąg do Kłodzka,Jednak kamerka na na kierownicy pracowała cały czas i kiedyś być może pokażę jakiś zmontowany film z tego wyjazdu.
<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=aeklisqoxwslbxkk" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Nocna część trasy z Jedliny do Świdnicy
<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=jalvcxcegwlfsndk" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria 1000 mnpm i więcej, 150 i więcej, Czechy