1000 mnpm i więcej
Dystans całkowity: | 5466.54 km (w terenie 16.00 km; 0.29%) |
Czas w ruchu: | 74:33 |
Średnia prędkość: | 19.91 km/h |
Maksymalna prędkość: | 66.00 km/h |
Suma podjazdów: | 64133 m |
Maks. tętno maksymalne: | 156 (91 %) |
Maks. tętno średnie: | 133 (78 %) |
Suma kalorii: | 62462 kcal |
Liczba aktywności: | 28 |
Średnio na aktywność: | 195.23 km i 10h 39m |
Więcej statystyk |
Kralova Studanka
-
DST
216.00km
-
Podjazdy
2277m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
Doczekałem się zamówionych do szosówki, nowych opon.Czegoś chyba niedopatrzyłem zamawiając je, bo zamiast rozmiaru 23C, dostałem 25...Wiele polskich dróg ma nie najlepszą jakość, więc może troszkę grubsze opony w tym roku poprawią mi komfort jazdy szosówką .Skoro dla Lincolna pierwsza trasa na nowych kołach musiała mieć nie mniej niż 100km, to już dla szosówki na nowych oponach nie mniej niż 200km-pomyślałem sobie i na sobotę takiej długości trasę postanowiłem zrobić.Miałem pojechać na Szosę Stu Zakrętów i Polanicę, ale trasę tę zaproponowałem kolegom, którym odradziłem planowany przez nich wyjazd do Karpacza na ten dzień, ze względu na zapowiadaną, niepewną pogodę w Karkonoszach.Postanowiłem wymyślić coś innego.Przypomniałem sobie, że do Kralovej Studanki, z Bernatic, wiedzie inna droga niż ta, którą dotychczas jeździłem.Jeżdżąc na Pradziada, zawsze jechałem przez Zulovą i Jeseniki.Na mapie znalazłem trochę dłuższą, ale nieznaną mi drogę przez Vidnavę i Vrbno pod Pradedem.Przez chwilkę mignęła mi myśl, żeby przy tej okazji wjechać też na Praded ale szybko ją porzuciłem.W tym roku mam już przejechanych sporo kilometrów, ale tylko jedną trasę 200km.Uważam więc, że troszkę za wcześnie na trasę 300km.Nie to, żebym nie czuł się na siłach przejechać takiego dystansu.Po prostu jestem zwolennikiem stopniowego, długiego przygotowywania organizmu do długich tras.Praded stał tam, zanim ludzie wymyślili dla niego nazwę i pewnie będzie jeszcze długo po tym, jak ludzkość przestanie istnieć na tej planecie, nie ma więc pośpiechu, zdążę wjechać na jego szczyt.
Wstałem jak zawsze bardzo wcześnie, ale zanim się wygrzebałem, zrobiło się zbyt późno, jak na taką trasę, postanowiłem więc, że do Kralovej Studanki pojadę rowerem ale powrót rowerem będzie "tylko" do Kamieńca Ząbkowickiego bo po prostu zabraknie mi dnia, wszak jest to tylko wycieczka a nie wyścig.Mam zamiar jechać nie za szybko, uważnie rozglądając się, zwłaszcza na drogach, którymi miałem jechać pierwszy raz.
Przeciwny wiatr dał mi się we znaki na trasie do Studanki.Na szczęście najgorsze podjazdy wiodły przez gęsty las, który dał osłonę od wiatru.Najgorzej było na odcinku z Vrbna pod Pradedem do Kralovej Studanki.Na tym, dość łagodnym podjeździe o długości około 8km, wściekły wiatr prawie zatrzymywał mnie w miejscu .W Kralovej Studance zjawiłem się około godz 15 i miałem przejechane 141km.Trochę późno, nawet jak na powrót tylko do Kamieńca.Miałem tylko nadzieję, że wiatr nie zmienił kierunku, bo nie zdążę na szynobus i dodatkowo 60km będę musiał jechać po ciemku.Pospacerowałem, zwiedzając miejscowość, napiłem się doskonałej wody mineralnej ze słynnego ujęcia i czas było wracać.Zdawałem sobie sprawę, że trzeba podjechać dwa duże podjazdy: jeden na 1000 mnpm a drugi na 930mnpm.Był jeszcze trzeci podjazd w drodze powrotnej, ale tamten ma się nijak do tych dwóch, więc o nim nie wspomnę.Wiatr na szczęście nie zmienił kierunku, leciałem więc jak na skrzydłach.Kiedy zajechałem do Kamieńca, okazało się że szynobus ma 30-to minutowe opóźnienie.Czas ten zleciał niezauważenie na rozmowie z bikerem z Wrocławia, który też czekał na pociąg.
Warto było zrobić to rozpoznanie drogi do Kralovej Stodanki przez Vidnavę i Vrbno pod Pradedem.Wąskie, leśne asfaltówki, na których nie ma samochodów, piękne widoki, po drodze dwa leśne źródła, w których można zaopatrzyć się w wodę.Jedno jest przy drodze, więc zauważy je każdy, ale drugie jest bardziej w głębi lasu, więc zapatrzony w prędkości rowerzysta raczej go nie dostrzeże.Przy okazji tego wyjazdu dostrzegłem bardzo ciekawy cel, który muszę kiedyś zrealizować, ale napiszę o nim dopiero, kiedy tam pojadę.Trasa na Praded przez Vidnavę i Vrbno pod Pradedem, choć nieco dłuższa, jest o niebo łatwiejsza niż przez Żulovą i Jeseniki.Jest też o wiele atrakcyjniejsza i to własnie tamtą drogą wybiorę się, kiedy kolejny raz pojadę na Praded.Warto też bylo na spokojnie zwiedzić sobie Kralovą Studankę, na co w poprzednich wyjazdach na Praded nie mogłem sobie pozwolić.Piękna miejscowość i doskonała woda mineralna.Zadowolony też jestem z nowych opon.Co prawda są one większe niż chciałem ale akurat na tej trasie sporo było kiepskiej jakości nawierzchni.Była nawet asfaltówka posypana drobnym grysem, więc takie "terenowe" opony na szosówce pozwoliły mi na bezstresową jazdę po takich drogach.Nowo poznane drogi i dystans 216km sprawia, że postawione zadania na ten dzień zostały w pełni zrealizowane.
No to żegnajcie Pieszyce
Wjazd do Zamku Owiesno
Zamek Owiesno.Księżniczki jednak w nim nie spotkałem.
Pilnujący zamku Owiesno krwiożerczy Cerber, który za dnia zamienia się w łagodnego i przyjaznego psiaka ;)
Zamek w Javorniku, widoczny z drogi do Dziewiętlic
Droga z Bernatic do Vidnavy
Vidnava, rynek
Tego miejsca nie zobaczy rowerzysta zapatrzony w licznik...
W górach widać resztki śniegu
Super podjazd z widokami
Tu zatankowałem bidon.Drugie źródło jest wiele kilometrów dalej ale w głębi lasu.Znajdą je tylko uważni obserwatorzy
Widok z podjazdu
Takimi leśnymi asfaltówkami jedzie się wiele kilometrów.Tu jest niezły podjazd.
Asfaltówka posypana drobnym grysem.Moje nowe oponki dobrze się tu sprawdziły.
No to zaczynamy zwiedzanie Kralovej Studanki
Ujęcie wody mineralnej.Czas skosztować wyśmienitej wody.
Koniec zwiedzania Kralovej Studanki.Czas na powrót...
Na koniec jeszcze jedna fotka odległego Pradziada...Jeszcze tam wrócę.
Kategoria 1000 mnpm i więcej, 200 i więcej, Czechy
Rundka z Okrajem w tle
-
DST
166.00km
-
Podjazdy
2562m
-
Sprzęt Lincoln
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zaszła konieczność zmiany opon w szosowym.Po zeszłorocznych wojażach strach już gdzieś dalej jechać na tych oponach.Zadzwoniłem do sklepu rowerowego na Wróblewskiego.Mają opony po 115zł sztuka.Za dwie 230zł.Rozejrzałem się na eBayu i znalazłem w Brytyjskim sklepie takie same opony po 72zł za sztukę...Nasi walą takie marże, że raczej u mnie nie zarobią.Opony z W.Brytanii dotrą do mnie za około 8 dni.Jak już pisałem wcześniej, sprawy ważniejsze od roweru spowodowały, że ten weekend poszedł na zmarnowanie.Żeby jednak nie tak do końca się zmarnował, dzisiaj zrobiłem rundkę z większą ilością podjazdów.Załadowałem w sakwy co tylko się dało.Ledwie ten rower z piwnicy wytaszczyłem, taki ciężki mi się wydawał.Jednak cóż robić, w moim przypadku trening samym rowerem nie ma sensu.Muszą być załadowane sakwy.Po drodze wpadłem na Przełęcz Okraj, choć tego w planie nie było.Po prostu przejeżdżałem tak blisko, że zaciągła mnie tam jakaś tajemna siła...Brak mi czasu na dłuższy opis, jak i na podpisanie fotek.i tak każdy pewnie wie, gdzie zostały zrobione.
Kategoria 1000 mnpm i więcej, 150 i więcej
Zdobyć Ještěd
-
DST
201.00km
-
Podjazdy
2151m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
Położony w okolicach Liberca szczyt Jested jest ostatnim zaplanowanym na ten rok poważnym celem, który chcę osiągnąć w tym roku. W pierwotnym planie zakładałem zdobycie szczytu i powrót w jeden dzień. Po tych wszystkich wojażach, jakie w tym roku zrobiliśmy, nie mam już zapału do tak długiego dystansu dobowego. Po naradzie z Arturem postanawiamy wyjazd rozbić na dwa dni. Wyjeżdżamy w sobotę rano. W planie jest zdobyć szczyt Jested, przenocować w Libercu i na drugi dzień wrócić do domu. Od początku czuję się jakiś osłabiony. Poprzedniego dnia wieczorem miałem podwyższoną temperaturę. Męczę się na byle podjeździe, palą mi się mięśnie i kolana, jadę tak, że dziecko na hulajnodze mogło by mnie wyprzedzić. Nie mam pojęcia co się dzieje. Jest fatalnie. Pewnie gdybym jechał sam, zrezygnował bym z tej jazdy. Jedzie jednak ze mną Artur i nie chcę mu zmarnować dnia. Robię więc dobrą minę do złej gry i jadę...Może jakoś się rozkręcę. Mimo wszystko udało się zrealizować całą trasę i zdobyć Jested. Miałem zrobić większy opis ale jakoś nie znajduję ku temu motywacji. Pokażę tylko trochę fotek, może kiedyś zamieszczę film z tego wyjazdu bo sporo filmu nakręciłem w czasie jazdy. Przy następnej okazji zamieszczę wpis z niedzielnego powrotu z Liberca.
Widoczki zrobione podczas wyjazdu.
Na Zakręcie Śmierci
Zamek Frydlant
Frydlant
Zamek Frydlant
Frydlant
Ještěd zdobyty
Widok na Liberec
Na dole Liberec
Widok ze szczytu
Na zakończenie dnia, udany szturm na Jested oblewamy doskonałym piwem bezalkoholowym.Czesi robią naprawdę wyborne piwo bezalkoholowe
Kategoria Czechy, 200 i więcej, 1000 mnpm i więcej
Relaksowo na Okraj
-
DST
150.00km
-
Podjazdy
2139m
-
Sprzęt Giant scr 4.0
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po czwartkowym zdobyciu Pradziada i przejechaniu 300km, uznałem że należy mi się 2 dni wypoczynku.Dzisiaj jednak jakiś rozruch się należał.Nie mogłem pojechać w dalszą trasę bo jutro muszę wypoczęty do pracy pójść.W tym roku kilka razy wjeżdżałem na Okraj ale od strony Lubawki i Bukówki jeszcze nie.Pomyślałem więc, że to dobra okazja, aby i z tej strony Okraj podjechać.Relaksowo, z muzyczką ruszyłem w drogę.Za Lubawką zobaczyłem na asfalcie dużego samca zaskrońca.Szybko zatrzymałem rower, żeby przepędzić gada z asfaltu, co by go jakiś samochód nie przejechał.Zaskroniec miał jednak zmiażdżone pół głowy.Nie mogłem już nic pomóc.Zabrałem go z asfaltu i położyłem w głębokiej trawie, żeby go samochody nie rozjeżdżały, żeby odszedł w spokoju.Przynajmniej tyle mogłem dla niego zrobić.Kiedy go brałem, unosił na wpół zmiażdżoną głowę, chcąc się jeszcze bronić.Żal było patrzeć i smutno mi było z jego powodu aż do samego Okraju.
Na Okraju było naprawdę zimno i przed zjazdem musiałem założyć kurtkę, którą zdjąłem dopiero przed Kamienną Górą.
Tak powycinany asfalt zostawili na niedzielę drogowcy, na drodze z Chełmska do Lubawki.Niemieccy motocykliści kręcili głowami ze zdumieniem.Wstyd na całego.Takie praktyki ponoć w całym kraju się stosuje.Pogratulować tylko.
Lubię takie miejsca w górach
Widoczny szczyt Śnieżki a na zboczu daleko, malutkie, ledwo widoczne schronisko Jelenka, które w zeszłym roku i w tym roku też podjechałem.
Wylegują się jakieś bizonopodobne potwory...
Kiedyś przyjadę tu na góralu i objeżdżę te urokliwe drogi
Udało mi się też ustrzelić boćka, zanim odleciał
Na nodze widnieje obrączka
Po drodze jeszcze pstrykam nasze Góry Sowie...
...i kawałek Wałbrzyskich
Tym sposobem i relaks i rozruch mam dzisiaj z głowy.
Mapka trasy
Kategoria 1000 mnpm i więcej, 150 i więcej
Pradziad 1491mnpm
-
DST
300.00km
-
Podjazdy
3641m
-
Sprzęt Giant scr 4.0
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pradziad ponownie zdobyty, 300km przejechane, cała trasa na rowerze.
Relacja jutro.
Relacji nie będzie.Zawiesił mi się komputer i całą relację wcięło.Nie mam już czasu na pisanie nowej.Muszą wystarczyć fotki...
Pradziad
Na szczycie Pradziada 1491mnpm,I znowu tu jestem ;)
Widoczny w oddali Złoty Stok
Park Techniki Średniowiecznej w Złotym Stoku
W drodze na Pradziada trzeba się wspiąć najpierw na 930 metrów a później na 1000m
https://lh3.googleusercontent.com/-JaZuhcnhsPQ/UbqZXRJbHSI/AAAAAAAAH50/K2tXP8MsXgg/s640/P1010652.jpg
Owczarnia
Widziana z Pradziada elektrownia szczytowo-pompowa
Wreszcie zjazd.W oddali widoczna elektrownia szczytowo-pompowa
W okolicach Kralovej Studanki nie brakuje takich miejsc.Zapatrzeni w licznik rowerzyści, tego nie zobaczą
Ostatnie spojrzenie na Pradziada przed zjazdem do Vapennej
Na zakończenie dnia zajechałem do Lubachowa po zaporę jeziora a tam...walą dymy z kominów a w powietrzu czuje się smród palonego plastiku.Tego się w Czechach nie zobaczy.
Mapka trasy
Kategoria 1000 mnpm i więcej, 300 i więcej, Czechy
Schronisko "Jelenka"
-
DST
151.00km
-
Podjazdy
2249m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rano padało ale później troszkę się przejaśniło, wziąłem więc Lincolna, żeby troszkę potrenować po okolicy i tak mnie trochę zniosło w Karkonosze...
Schronisko "Jelenka", do którego dziś dojechałem, znajduje się w Karkonoszach za Przełęczą Okraj, na wysokości 1260mnpm.Podjazd do Jelenki łudząco przypomina ten na Przełęcz Karkonoską, tylko asfalt jest o niebo lepszy.Dwa kilometry przed schroniskiem dopadła mnie ulewa a następnie gradobicie.Trzeba było delikatnie naciskać korby bo tylne koło buksowało w miejscu na gradowych kulkach, kiedy mocniej się nacisnęło na pedały.Udało mi się jednak dotrzeć do schroniska bez zatrzymywania.
Rowerzystów jak na lekarstwo.Innych turystów też niewielu, co bardzo mnie cieszy bo miałem sporą swobodę.
W Gostkowie znajduję drzewko szczęścia.To będzie dobry dzień.
Strzelam szaraka
Po czeskiej stronie za Okrajem wjazd w drogę prowadzącą do Jelenki
Kilka widoczków
Muszę tylko dojechać na tę zamgloną górkę w oddali...
...małe zbliżenie na zamglony cel w oddali
Schronisko Jelenka 1260mnpm.Pada deszcz i sypie grad a ja robię pamiątkową fotkę.To białe na asfalcie to grad...Niewiele brakowało a nie dało by się po nim wjechać bo nachylenie jest dość strome i tylne koło buksowało.Dałem jednak radę.
Czas na powrót.Zjeżdżając mogę sobie pozwolić na fotki drogi prowadzącej do schroniska Jelenka.
Fotka tego nie oddaje ale nachylenie jest prawie jak na drodze prowadzącej na Przełęcz Karkonoską
Może tu będzie można trochę lepiej ocenić nachylenie
Ta para Czechów to prawdziwi twardziele.On na plecach ma nosidło, w którym jest dziecko.Może kiedyś przez przypadek znajdą w necie tę fotkę...
Prawie jak Karkonoska...
W drodze powrotnej obowiązkowa pamiątka na Okraju.
I obowiązkowa fotka w kierunku Zalewu Bukówka.Tak to dzisiaj wyglądało.
Na podjeździe za Chełmskiem ostatni rzut oka na Karkonosze.Pogoda tam się poprawia...
Odsłonił się nawet kawałek Śnieżki
A to zrobiło się na niebie niedługo po moim powrocie...
...zdaje się, że miałem dzisiaj fart...
Kategoria 150 i więcej, Czechy, 1000 mnpm i więcej
Jelenka
-
DST
138.00km
-
Kalorie 4765kcal
-
Podjazdy
1961m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Schronisko Jelenka jest położone na wysokości 1260mnpm po czeskiej stronie Karkonoszy, niedaleko Przełęczy Okraj.Razem z kolegami: Tadeuszem i Markiem postanowiliśmy dzisiaj zdobyć schronisko na rowerach.Pogoda od samego początku była bardzo wietrzna.W Karkonoszach miało się wrażenie, że to huragan.Bardzo zimno i wilgotno.Koledzy jadą na szosówkach a ja Lincolnem na kołach '26, przez co nie mogę za nimi nadążyć.Dla mnie jednak najważniejsza jest nie prędkość a cel, jakim jest zdobycie schroniska Jelenka.
Podjeżdżamy na Przełęcz Okraj
Marek wjeżdża na Przełęcz Okraj
Przełęcz Okraj.Widok na czeską stronę.Mgła i huraganowe porywy wiatru...
Na Przełęczy Okraj przez chwilkę się wahamy, czy nie zawrócić bo pogoda jest naprawdę fatalna.Po chwili narady jedziemy jednak dalej.
Początek podjazdu do Jelenki.Tu jeszcze nie wiemy co nas czeka dalej
Dalej było bardzo fajnie, choć bardzo stromo...
Zaczęło się od 19% i nie odpuściło do końca
Zdjęcia robione w drodze powrotnej
Te fotki to kadry z kamerki, która cały czas pracowała
Droga wygląda jak na Przełęcz Karkonoską.Wrażenie potęguje mgła i huraganowe porywy wiatru
Marek zawraca bo koła jego roweru ślizgają się na oblodzonej nawierzchni, Tadeusz też odpuszcza ze względu na stromiznę i lód...
...Ja jadę dalej pomimo coraz trudniejszych warunków, bo mam inny niż koledzy rower
Nachylenie 25% i lód na drodze.Trzeba bardzo uważać, żeby nie zaliczyć gleby.Posuwam się jednak uparcie do przodu
Wreszcie z mgły wyłania się budynek schroniska Jelenka
Ostatkiem sił docieram do schroniska, robię pamiątkową fotkę.Jest sukces 1260mnpm.
Przy schronisku Jelenka
Teraz tylko zjazd
Zawracam z powrotem.Koledzy nie czekają bo zimnica jest taka, że chyba by zamarzli.
W drodze powrotnej focę jeszcze podjazd na Przełęcz Okraj od czeskiej strony i bez chwili dalszej zwłoki wracam do domu
Na Przełęczy Kowarskiej dostaję telefon od Tadeusza z pytaniem czy mam skuwacz do łańcucha bo urwał mu się łańcuch.
W Ogorzelcu Tadeusz czeka na mnie.Skuwam mu łańcuch i po 5 minutach jedziemy razem do domu
Wyprawa była wyjątkowo udana dla mnie bo zrealizowałem cały plan, zdobywając Jelenkę ale i koledzy mają powody do satysfakcji bo wjechać na Okraj przy dzisiejszej pogodzie było niemałym sukcesem.W przyszłym roku wykorzystamy podjazd do Jelenki, jako trening przed zdobywaniem Przełęczy Karkonoskiej.
<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=efpyyhavzkqmpmbv" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria 100 i więcej, 1000 mnpm i więcej, Czechy
Śnieżka zdobyta
-
DST
173.00km
-
Podjazdy
2915m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj postanowiłem zdobyć Śnieżkę, realizując całą trasę na rowerze.Wykorzystałem też piękną pogodę i ostatni dzień zaległego urlopu :).Na razie tylko jedna fotka, reszta w późniejszym terminie.W garminie padła bateria na koniec trasy i nie mogę wydobyć z niego trasy przejazdu.Może jutro się uda, jeśli nie, to będę musiał ręcznie odtworzyć trasę.Będę chyba musiał wysłać garmina do serwisu, celem wymiany akumulatora.
------------------------------------------------------
Toomp ma rację, trzeba szybko decydować się, jeśli chce się zdobyć Śnieżkę jeszcze w tym roku.Mam jeszcze w zanadrzu jeden dzień zaległego urlopu a prognoza pogody na piątek wygląda zachęcająco.Biorę ten urlop, w piątek rano wstaję o 4 rano, żeby bez pośpiechu się wyszykować w trasę.Wyjątkowo udaje mi się niczego nie zapomnieć i wyruszam po godz 6 ...
Muszę znowu jechać Kellysem bo tylko on jeden z moich trzech rowerów nadaje się do wjazdu na Śnieżkę.Kellys to jednak klamot i jazda nim w tak długą trasę to już nie wyczyn tylko masochizm.
Niebo jest pogodne ale temperatura nie przekracza 8 stopni.Powinienem jechać przez Świebodzice-Ciernie, Cieszów...Na samą myśl jednak o tym kierunku robi mi się mdło.Wybieram więc trudniejszy początek na Pogorzałę Wałbrzych, Szczawno.Początkowo mam zamiar ze szczawna pojechać do Starych Bogaczowic ale ten kjierunek też mi nie pasuje.Wybieram więc Lubomin i Czarny Bór, choć wiem, że napodjeżdżam się już w pierwszej części trasy a na domiar złego zerwał się wiatr i wieje mi w twarz.Już w Wałbrzychu jest tak zimno, że zakładam czapkę pod kask.Na zjeździe do Czarnego Boru mgła ogranicza widoczność.Im dalej, tym mgła coraz bardziej gęstnieje.Wilgoć i niska temperatura zmuszają mnie do założenia rękawiczek z długimi palcami.Zauważam, że kierujące samochodami kobiety uśmiechają się na mój widok.Nie wiem co oznaczają te uśmiechy.Pewnie myślą sobie: "dokąd jedziesz w taką pogodę żałosny durniu?".Bardziej jednak niepokoi mnie ta mgła.W Kamiennej Górze jest fatalnie.Zastanawiam się, czy jazda na Śnieżkę w taką pogodę ma sens.Jednak Śnieżka jest wysoko i tam mgły może nie być.Jadę więc dalej.Za Kamienną Górą mgła kończy się a zaczyna ładna pogoda.Po zjeździe do Kowar jest wreszcie ciepło, zdejmuję więc Ortalionkę i zmieniam rękawiczki na bezpalcowe.Bluzy jednak nie zdejmuję bo Słońce niby grzeje ale wiatr jest jakiś lodowaty.
Pogoda jest tak wspaniała, że przestaję zwracać uwagę na wiatr od czoła.Przed Karpaczem zatrzymuję się i robię kilka fotek Śnieżce i okolicy.Patrząc na jej szczyt zastanawiam się, czy uda mi się dzisiaj tam dostać.Podjazd w Karpaczu do świątyni Wang poszedł bez problemu.
Niedaleko Wang widzę przed sobą dwóch młodych chłopaków na pięknych rowerach górskich.Mogę tylko pomarzyć o takim rowerze.Skręcają na kostkę podjazdową do świątyni, zsiadają z rowerów i prowadzą pod górkę.Mijając ich mówię "cześć chłopaki" i podjeżdżam do świątyni Wang.Tam muszę się zatrzymać, żeby kupić bilet wstępu do Karkonoskiego Parku Narodowego.Miła pani instruuje mnie, że na terenie Parku nie wolno jechać rowerem i mogę tylko prowadzić rower.Obiecuję więc tej pani, że będę się starał prowadzić i naprawdę się starałem, tyle że niewiele mi z tych starań wyszło.W tym czasie dwóch chłopaków, których mijałem przechodzi przez bramę parku, w stronę kasy nawet nie spojrzeli.Kasjerka wyskoczyła za nimi z krzykiem.Wytłumaczyli jej, że są miejscowi i nie muszą kup;ować biletów."Rowewery prowadzimy!" poinstruowała nas na koniec.Grzecznie więc prowadzimy a kasjerka przygląda się nam badawczo.Idę z chłopakami do pierwszego zakrętu i kiedy tylko kasy już nie widać, wsiadamy na rowery i jedziemy.Zaczął się ostry podjazd i chłopaki zaczęli coś mówić o konieczności oszczędzania sił.Ja jednak nie przyjechałem tu po to, żeby się poddać a już na pewno nie na samym na samym początku. Ten podjazd 18-22% przecież nie może mnie zmusić do zejścia z roweru.Podjeżdżałem przecież ponad 30% podjazdy.Zostawiam więc chłopaków i jadę dalej sam.Na tej Kostce podjeżdża mi się fatalnie.Widziałem jak amortyzatowy u chłopaków pięknie amortyzowały na nierównościach, podczas gdy mój zachowywał się jak sztywny widelec.Na twardych oponach rower cały czas podskakuje.Tak się dalej jechać nie da.Na pierwszym wypłaszczeniu zatrzymuję się i upuszczam sporo powietrza z przedniego koła.Po tym zabiegu jedzie się już znośnie..Niepokoi mnie jednak duża ilość pieszych na trasie.Są miejsca, gdzie są prawdziwe tłumy ludzi.Są uprzejmi i życzliwi.na mój widok szybko robią mi więcej miejsca niż potrzebuję i wołają do innych turystów, aby zeszli mi z drogi.Jestem im naprawdę wdzięczny za tę życzliwość, tym bradziej że wiedzą, iż nie wolno mi tu jechać.
Mam jeszcze jedno utrudnienie.W Kellysie jest założona kaseta z 9-cioma trybami.Jednak łańcych i kaseta mają już za sobą tysiące kilometrów i łańcuch nie chce już współpracować z 3-ma największymi zębatkami.Mogę użyć tylko pierwszcyh 6 trybów.Później jednak przerzucam na siódmy tryb.Łańcuch niedobrze pracuje z siódmym trybem.Coś chrobocze, chrzęści, terkocze ale na szczęście nie przeskakuje.To jednak wszystko co mogę zrobić a szkoda.Chętnie użył bym ostatniej zębatki...Turystów jest dużo i coraz trudniej jest się przebijać do przodu.Na kilkanaście metrów przed końcem podjazdu jakaś ledwie idąca pod górę staruszka, z góry małżeństwo z dwojgiem dzieci i jeszcze jacyś ludzie...zrobiło się gęsto i zostałem zablokowany, musiałem się zatrzymać.Próbowałem odczekać chwilkę ale w tym miejscu schodzący cały czas mijali się z wchodzącymi.Podjechanie w takim tłumie na wąskiej drodze nie bylo możliwe.W tym miejscu to już jednak nie miało znaczenia.Te kilkanaście metrów więc podszedłem uznając, że trasa jest skończona.Na szczycie sesja zdjęciowa, w trakcie której zgubiłem futerał do aparatu.Po zdjęciach czas na powrót. Do schroniska muszę(tłum turystów) i chcę iść a nie jechać.Chcę się po drodze nacieszyć widokami, co podczas jazdy nie bardzo było by możliwe, bo musiał bym się koncentrować na kierowaniu rowerem.Jazda na dół trwa o wiele krócej niż podjazd ale i tak nie jest lekko bo na trasie idą tłumy turystów.Podczas zjazdu mijam się z dwoma rowerzystami wspinającymi się na szczyt.Jeden jedzie a drugi prowadzi rower.
Kiwam im przyjaźnie ręką. Cieszę się, że ja już mam ten podjazd za sobą.Lodowaty wiatr sprawia, że znowu zakładam ortalionkę. Nad Śnieżką pojawiają się chmury...Jadąc na dół w pewnym momencie słyszę coś podejrzanego.Szybko zatrzymuję rower i prowadzę.Zza zakrętu wyjeżdża samochód strażników parkowych.Kierowca uśmiecha się szeroko na widok że prowadzę rower ale jego koledzy tylko spoglądają na mnie jakoś wrogo...Kiedy samochód znika za zakrętem, wsiadam na rower i znowu zjeżdżam.W Karpaczu krótka przekąska i zjad. Wieje dość silny wiatr w plecy, więc bardzo szybko dojeżdżam do Kowar i teraz już tylko podjazd na Przełęcz Kowarską...No własnie, tylko...Teraz czuję ile kosztowała mnie wspinaczka na Śnieżkę I na Kowarską wlekę się jak obity pies.Czuję ogromny głód ale postanawiam zjeść dopiero na szczycie Przełęczy.W połowie podjazdu Zmęczenie gdzieś pierzchnęło i jedzie mi się całkiem nieźle, do uszu sączą się utwory Dire Straits.Na przełęczy zjadam wreszcie konkretniejsze jedzonko.W tygodniu kolega przywiózł mi wiadro śliwek i właśnie z nich nasmażyłem konfitur.Upieczony przeze mnie chlebek z tymi konfiturami smakuje wybornie na Przełęczy Kowarskiej po takim wysiłku.Do Kamiennej Góry lecę jak na skrzydłach, pchany podmuchami slinego wiatru w plecy.Warto było jechać pod ten wiatr do Karpacza, żeby teraz pojechać z wiaterkiem.Nowe i Stare Bogaczowice na doskonałym asflacie też przelatuję błyskawicznie, w głowie mam jednak ten paskudny, znienawidzony podjazd w Cieszowie.Nie jest on jakoś szczególnie trudny, jednak po długiej trasie zawsze daje w kość.O dziwo, tym razem podjeżdża mi się na nim dobrze.Do domu docieram pogwizdując sobie zadwowolony z tak dobrze spędzonego dnia.Cała ta wycieczka została przeze mnie zrealizowana przez sugestię Toompa, który kilka dni temu był na Śnieżce.Dzięki Toomp za tę sugestię, choć słowa które pisałeś w komentarzu nie były skierowane do mnie, tylko do Lei, mnie jednak skłoniły do realizacji tej trasy własnie teraz.Zdumiewa mnie tylko, że na tym klamocie zwanym Kellysem, daje się realizować takie trasy...
Wynudziłem Was przydługim tekstem a teraz czas na nudzenie foto... ;)
Na początku trasy widok Chełmca po wschodzie Słońca jest tak wyrazisty, że robię zoom-a.Widać, że wieża widokowa mocno wystaje ponad drzewa, więc widok z niej powinien być dobry
Mgła nie zachęcała do kontynuowania jazdy
Rosa osadzała się na pajęczynach, oj pająki będną dziś głodne bo w taką sieć nikt się nie złapie...
Przed zjazdem do Kamiennej Góry...
W Kowarach pięknie
Przed Karpaczem zastanawiam się, czy uda mi się dotrzeć dzisiaj na ten szczyt...
Tymczasem kilka fotozbliżeń przed wjazdem do Karpacza
Kellysowi należy się odpoczynek
Ulubiony widoczek Toompa ;)
Karpacz i Zalew Sosnówka
Hotel Gołębiewski w Karpaczu, widziany ze szczytu Śnieżki(zoomx40)
Zalew Sosnówka widziany ze szczytu Śnieżki(zoomx40)
Pozostałe widoki ze szczytu
Luční bouda (zoomx40)
Studnicni hora(Studzienna Góra)
Dom Śląski widziany ze szczytu Śnieżki(zoomx40)
Daleko widać drogę na zboczu góry...
...i na zbliżeniu widać ludzi, którzy idą tą drogą.
Jeszcze kilka kadrów z kamerki, która pracowała podczas jazdy
W czasie podjazdu dostaję brawa...
<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=vugdtnusetnoospn" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria 1000 mnpm i więcej, 150 i więcej, 1500mnpm i więcej, Śnieżka
Šerák zdobyty
-
DST
158.00km
-
Kalorie 5303kcal
-
Podjazdy
2056m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj dorzuciłem kolejny szczyt górski do kolekcji a jest nim czeska góra Šerák.
Šerák stał się moim celem od momentu przeczytania relacji z wyjazdu Ryjka na ten szczyt.Kiedy poczytałem o Šeráku i obejrzałem fotki, powiedziałem sobie, że i ja muszę tam wjechać.
Od tego momentu, wszystkie wyjazdy na Chełmiec a także ostatni wyjazd na Przełęcz Okraj oc czeskiej strony, miały wyłącznie za zadanie przygotować mnie do wyjazdu na Šerák bo analizując teoretycznie trasę, wiedziałem, że łatwo nie będzie.
Jako że w piątek miałem zaplanowany urlop i prognoza pogody była korzystna na ten dzień i czzułem się już dobrze przygotowany kondycyjnie, więc decyzja wyjazdu zapadła na ten dzień.
Wbrew prognozom, poranek nie zachęcał do wyjazdu.Widok sporej ilości ciemnych chmur zasiał wątpliwość, jednak intuicyjnie czułem, że będzie dobrze.Spakowałem potrzebne i niepotrzebne rzeczy i szynobusem pojechałem do Kamieńca Ząbkowickiego.Plan zakładał przejazd z Kamieńca do Klodzka., z kąd również szynobusem miałem wrócić do Świdnicy.Mogłem oczywiście całą trasę przejechać rowerem, jednak szkoda mi bylo czasu na jazdę kolejny raz dobrze znanymi mi drogami.cały tydzień zastanawiałem się, jaką konfigurację sprzętu wybrać na tę trasę, na której było sporo asfaltowych dróg ale i nieznanych mi szutrów przecież też nie brakowało.W końcu wybór padł na Kellysa z oponami terenowymi 2,1...To najgorsza możliwa konfiguracja na asfalt ale najlepsza na szuter.Miałem jeszcze pomysł, żeby jechać na cienkich oponach a do torby załadować grube opony bezdrutówki, zwijane i w trasie dokonać dwukrotnie zmian ogumienia.Komplet opon potrafię zmienić w 10 minut, więc 20 minut łącznej przerwy w trasie nie zrobiło by wielkiej różnicy, bo na asfaltach nadrobił bym prędkością i oszczędził trochę sił.Nie znalazłem jednak w tygodniu czasu, aby podjechać do sklepu po opony bezdrutowe.
Już na starcie miałem silny wiatr od czoła i tak było aż do Kłodzka.Jedynie podczas jazdy po leśnych szutrach nie czuło się wiatru, choć i tu na podjazdach było kilka miejsc, gdzie wiatr mocno utrudnił mi życie.Kellys z tymi oponami to prawdziwy klamot.Nawet na dużych zjazdach wiatr sprawiał, że trzeba było mocno kręcić, żeby w ogóle jechać.Te wiatrzysko sprawiło, że po 56km jazdy, kiedy to wreszcie skręciłem na podjazd w kierunku Šeráka, czułem się, jakbym podjechał Pradziada.Kiedy jednak schowałem się w lesie, pomimo podjazdu zacząłem szybko odzyskiwać siły.Sam podjazd od miejscowości Domašov to 10km, jednak im dalej, tym bardziej stromo.Nachylenia wachają się od 8-28%, czasem gps pokazał nawet 32% ale to były chwilowe nachylenia.Spora część trasy to 10-11% nachylenia.Na podjeździe spotkałem tylko dwoje czeskich rowerzystów, poza tym było bezludnie.Dopiero przed samym szczytem napotkałem spore grupy pieszych turystów.Po wjeździe na szczyt nagroda w postani zapierających dech widoków.Robię sporo fotek i i zaczynam zjazd.Goni mnie czas bo ostatni szynobus z Kłodzka do Świdnicy odjeżdża po godz 18...Przed zjazdem upuszczam trochę powietrza z kół, dzięki temu mogę pozwolić sobie na szybszy, bezstresowy zjazd.W połowie drogi do Ramzowej zaczyna kropić deszcz.Nie przejmuję się tym jednak, mam dobre ciuchy i jestem zahartowany na takie sytuacje.Od Ramzowej kolejny podjazd.Znowu czuję, że jest pod wiatr ale tylko do ściany lasu, jednak mocno mnie spowalnia a czas ucieka.Mam sporo jedzenia ale czasu na jego spożycie brak, więc posilam się wyłącznie suszonymi daktylami, popijając czystą wodą.Ten posiłek daje niezłą energię, nie obciążając organizmu trawieniem.Na końcu podjazdu trochę pokićkała mi się droga.W moim wieku wzrok jest już słabszy i na 2 calowym gps-ie niewiele widzę.W końcu zdezorientowany odpalam 7 calowy tablet, który posiada świetną mapę topograficzną i gps.
Wożę go własnie dla takich sytuacji.Szybko orientuję się gdzie dokładnie jestem i gdzie powinienem pojechać.Jadę wzdłuż granicy i docieram do niby asfaltowej, lecz mocno zniszczonej drogi po polskiej stronie, która bezbłędnie prowadzi mnie do Starego Gierałtowa.
W oponach mam wciąż obniżone ciśnienie powietrza bo droga jest jak szutrowa a ja chcę jechać jak naszybciej, nie zważając na kamienie.W końcu las się kończy i w twarz uderza mnie silny wiatr, słabo napompowane opony powodują mocny spadek prędkości.Trzeba się zatrzymać i dopompować koła na twardo.Po tym zabiegu rower jedzie odczuwalnie lżej, jednak sailny wiatr sprawia, że trzeba ostro kręcić, żeby utrzymać rozsądną prędkość.Już wiem, że na ostatni szynobus do Świdnicy nie zdążę...Jest jednak szansa na ostatni szynobus do Wałbrzycha, pod warunkiem, że utrzymam średnią na tej trasie 25km/h.Do Stronia dojeżdżam ze sporym zapasem czasu i nie zatrzymując się skręcam w kierunku Lądka.Po tym zwrocie wiatr mam z boku i utrzymuję prędkość 36km/h z wyjątkiem jednego podjazdu przed samym Lądkiem.
Na tym krótkim podjeździe poczułem, ile sił dzisiaj straciłem przez ten wiatr.Na wyjeździe z Lądka znowu ustawiam się twarzą do silnego wiatru i jest trochę pod górkę.Prędkość spada drastycznie a przecież mam już tylko 23km do przejechania.Dalej jednak jest już tylko z górki.W Żelaźnie już wiem, że zdążę i zmniejszam tempo żeby trochę odpocząć, jednak czas jakby przyśpieszył zmuszając znowu do ostrzejszej jazdy.Dojeżdżam do stacji PKP, mam 20 minut do odjazdu pociągu.Kupuję dużą wodę mineralną i wypijam połowę.Jedzenie zawiozę do domu, teraz zjadam tylko suszone daktyle, które sprawdziły się doskonale, jako odżywka w trasie.
Kiedy dojeżdżam do Jedliny Zdrój i wysiadam, na stacji panują egipskie cdiemności.Trzeba przejść przejściem podziemnym, gdzie jest całkiem czarno.Jestem na to przygotowany.Włączam reflektor diodowy, bez którego nie wiem, jak bym wogóle wyszedł ze stacji na szosę.Na drodze jest równie czarno a w dole widać światła Jedliny.Zjeżdżam do głównej szosy i drogą przez Jugowice i Zagórze jadę do Świdnicy.Zaliczyłem przy tej okazji nocną jazdę.Miałem wrażenie jakby wybuchła wojna i obowiązywało jakieś zaciemnienie.Jedynymi, dobrze oświetlonymi wioskami na trasie z Jedliny do Świdnicy były: Burkatów i Bystrzyca Dolna.My Polacy mamy wielką propagandę, że żyjemy na "zielonej wyspie", że jesteśmy europejskim krajem a tymczasem to tylko wielka pozoracja, bo nawet na oświetlenie ulic nas nie stać.Prawda jest taka, że żyjemy w totalnym czwartym świecie, bo trzeci wyprzedził nas już dawno.
Mimo ciemności z Jedliny do Świdnicy jechało mi się wyśmienicie.Wiatr uspokoił się całkiem a mocne światło roweru pozwalało mi na jazdę z pełną prędkością.Była to bardzo przyjemna, nocna jazda.Kiedy dojeżdżam do miasta, nie mogę sobie odmówić ostatniego podjazdu ul.Słowiańską pod centarz, który pokonuję z dziecinną łatwością.To jak runda honorowa po długiej trasie i dowód, że jeszcze na wiele mnie stać...Czuję radość, że znowu udało się zrealizować cel i wrócić szczęśliwie w jednym kawałku.I tak oto zakończył się jeden z moich najbardziej udanych dni w tym roku.Šerák zdobyty i dzięki Ryjek, że pokazałeś drogę na ten szczyt.
Na dobry początek
Jezioro Paczkowskie
W oddali widoczny Paczków
Zamek w czeskim Javorniku
Javornik
W oddali widoczny Praded...
Ciężki podjazd mają czescy rowerzyści.Ja na szczęście mam tu dzisiaj tylko zjazd.
Jesenik
W drodze na Szerak
Tu jest 1050mnpm.Jeszcze tylko 300 metrów w pionie... z małym "hakiem"...;)Kadr z kamerki.
Widoki z Szeraka
Ja tu jestem...
Widoki z Szeraka
Szczyt Pradziada widoczny z Szeraka
Po to tu przyjechałem i warto było
Jakaś chatka widoczna na szczycie góry poniżej
Widok w kierunku Ramzowej.
Zoom na hotel w Ramzowej.Za kilkanaście minut będę podjeżdżał tą drogą po lewej stronie.
Tymczasem muszę zjechać drogą wzdłuż wyciągu krzesełkowego.
Później już nie fotografowałem bo śpieszyłem się na pociąg do Kłodzka,Jednak kamerka na na kierownicy pracowała cały czas i kiedyś być może pokażę jakiś zmontowany film z tego wyjazdu.
<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=aeklisqoxwslbxkk" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Nocna część trasy z Jedliny do Świdnicy
<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=jalvcxcegwlfsndk" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria 1000 mnpm i więcej, 150 i więcej, Czechy
Pradziad i 300 kilometrów
-
DST
306.00km
-
Czas
14:51
-
VAVG
20.61km/h
-
Kalorie 10027kcal
-
Podjazdy
3355m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zdobyć Pradziada i przejechać 300km.To dwa cele, które na dziś sobie nakreśliłem.Oba cele osiągnięte.Reszta w późniejszym terminie bo jestem padnięty.
W tym miejscu chcę też gorąco pogratulować Markowi i Arturowi, którzy zdobyli Pradziada i również (dokręcając dodatkowo)przekroczyli dystans 300km.Gratuluję chłopaki!
Niestety, bateria w gps-ie nie wytrzymała całości trasy, dlatego mapka nie pokazuje całej trasy.Na szczęście miałem jeszcze licznik.Liczba przewyższeń też jest nieco zaniżona przez to, że bateria gps nie wytrzymała całej trasy.
Tego dnia na szczycie Pradziada.Na zdjęciu od lewej strony: Marek, Artur i Ja.
Kiedy w zeszłym roku, po relacji Toompa z wyjazdu na Pradziada, pojechałem zdobyć ten szczyt, potraktowałem tamten wyjazd, jako rekonesans.Chciałem poznać nieznaną mi część trasy.Posiłkowałem się wówczas szynobusem, obiecując sobie, że w tym roku całość trasy zrealizuję na rowerze.Od początku tego roku przygotowywałem się własnie do tej trasy.Tym przygotowaniom podporządkowane były wszystkie tegoroczne wyjazdy, łącznie z dwoma wyjazdami na Przełęcz Karkonoską i wyjazdem na Śnieżnik.Początkowo miałem pojechać sam.Zaproponowałem jednak Markowi wspólny wyjazd a później złożyliśmy propozycję wyjazdu Arturowi.Pogoda była bardzo niepewna, wszystkie prognozy, do jakich mieliśmy dostęp, zapowiadały opady deszczu.Już tydzień wcześniej musieliśmy zrezygnować z wyjazdu przez burze i gradobicia.Tym razem jednak burz i gradobić nikt nie zapowiadał a sam deszcz, to bylo za mało, aby mnie powstrzymać.Czuję, że to właśnie ten dzień jest przeznaczony do realizacji tej trasy i za nic się nie wycofam.Załadowałem plecak i torbę dodatkowymi ciuchami, oraz odpowiednią ilością jedzenia i picia.Jestem dobrze przygotowany.Startujemy o 5 rano, wszyscy trzej stawiliśmy się na starcie przed czasem, co jest dobrym prognostykiem na tę trasę.
Z początku mamy wiatr od czoła, jednak później ustawiamy się bokiem do wiatru.Bez przygód i problemów docieramy do Złotego Stoku, gdzie musiałem trzykrotnie strzelić, aby odstraszyć psa, który zaczął ścigać Marka.Jestem trochę za daleko od tej akcji, ale pies i tak podkulił ogon i czmychnął do zagrody.W Złotym Stoku przekraczamy granicę i kierujemy się do czeskiego Javornika.W Javorniku zatrzymuję się trzykrotnie aby zrobić fotki.Koledzy tymczasem znikają za widnokręgiem.Nie przejmuję się tym, chłopaki jadą na kolarzówkach i próba dogonienia ich kosztowała by mnie zbyt wiele wysiłku a pewnie i tak bym ich nie dogonił.Wiedziałem że tak będzie, więc już na początku trasy ustalamy, że nie mają na mnie czekać, ani tym bardziej wracać po mnie, gdybym się gdzieś zawieruszył.Spokojnie więc sobie jadę, czasem robiąc fotkę, czasem zatrzymując się na posiłek.W końcu docieram do Kralovej Studanki i z marszu zaczynam podjazd na Pradziada.Zatrzymuję się przy Owczarni, żeby zrobić fotkę szczytu Pradziada i później okazuje się, że była to dobra decyzja bo kilkanaście minut później szczyt "utonął" w chmurach i wykonanie takiej fotki byo by niemożliwe.Kiedy docieram na szczyt, koledzy już tam są.Pogoda błyskawicznie się psuje.Artur strasznie zmarzl i cały się trzęsie z zimna.Widzę, że chyba zaraz dopadnie go hipotermia.Musi przecież jeszcze zjechać z tego szczytu.Wyciągam z plecaka kurtkę kangurkę i rękawiczki z długimi palcami.Dziękuję Bogu, że zabrałem te rzeczy ze sobą.Daję je Arturowi, żeby założył.Robimy szybkie fotki pamiątkowe i uciekamy ze szczytu.Po szybkim zjeździe do Kralowej Studanki zatrzymuję się, żeby zjeść posiłek a koledzy odjeżdżają.Tego dnia już się nie spotkaliśmy.Mieliśmy wracać dokładnie tą samą drogą, którą tu przyjechalismy, jednak ja, na widok fatalnej pogody w Górach Złotych, za Żulową skręcam w prawo na Bernatice i Kamieniec Ząbkowicki.W Paczkowie wjeżdżam do rynku, żeby popatrzeć na świetnie zachowane mury obronne i baszty.Za Kamieńcem Ząbkowickim pada mi bateria w gps-ie.Włącza się on jeszcze kilkakrotnie na krótko aż w końcu pada całkiem.Klnę w żywy kamień bo przecież po to kupiłem ładowarkę solarną, która ma własny, pojemny akumulator, żeby zabezpieczyć się przed takimi zdarzeniami a nie zabrałem jej.Na szczęście mam jeszcze licznik.Będąc w Pieszycach dzwonię do Artura.Wieść, że szczęśliwie dotarli z Markiem do Świdnicy uspokaja mnie.Wiem, że do 300km braknie mi 22km.W Pieszycach jadę w kierunku wsi Kamionki ale na widok paskudnej pogody zawracam.W Burkatowie skręcam w kierunku Lubachowa i docieram prawie pod zaporę Jeziora Bystrzyckiego.Po drodze mignęła mi znajoma twarz jadącego w przeciwnym kierunku rowerzysty.To Ra1984.Ze zmęczenia zbyt późno kojarzę jego twarz.Do domu docieram z niedowierzaniem, że znowu tu jestem, że już nie muszę kręcić, wystarczy, że wejdę po schodach do domu...Jestem zmęczony i szczęśliwy.Pobiłem swój rekord długości trasy i zdobyłem Pradziada, realizując całą trasę na rowerze.Wykonałem postawione sobie zadania.Szkoda tylko, że gps nie zanotował pełnej ilości przewyższeń.Czy jeszcze kiedykolwiek zrobię taką trasę?Na razie, to nie chce mi się nawet patrzeć na rower hahaha...
Spora część fotek to kadry wycięte z filmu, który kręciłem kamerką zamontowaną na kierownicy.
Ekipa, która ruszyła na podbój Pradziada:Artur(w niebieskim) i Marek
Panorama przed Javornikiem.W oddali po lewej Pradziad
Zjazd do Javornika
Zamek w Javorniku
Pradziad coraz bliżej ale wciąż daleko...
Pierwszy parking i początek podjazdu na szczyt Pradziada
Drugi parking w drodze na szczyt...
Pogoda jest coraz gorsza, robię więc tę fotkę w obawie, że później może to już nie być możliwe.
Kadr z kamerki, skierowanej do tyłu w czasie podjazdu
Wieża zaczyna tonąć w chmurach a jeszcze przed chwilą była świetnie widoczna
Robimy sesję zdjęciową a jakaś dzielna rowerzystka właśnie zdobywa szczyt...
Po co ja polazłem w tę trawę...?
Tylko ten mały fragment gór był przez chwilkę widoczny
Uciekamy ze szczytu.W oddali Artur a po prawej Marek.ja oczywiście za nimi ;)
Ucieczka z Pradziada...
Paskudna pogoda nad Górami Złotymi i Złotym Stokiem.Tamtędy pojechali koledzy...
Baszta w Paczkowie
Jezioro Paczkowskie
Zamek w Kamieńcu Ząbkowickim
Kościół w Kamieńcu Ząbkowickim
Na zjeździe do Bielawy, widok znajomej góry jest pokrzepiający.
<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=buqtwasbgdopevuf" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria Czechy, 300 i więcej, 1000 mnpm i więcej