pioter50 prowadzi tutaj blog rowerowy

Wiosna się skończyła

  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 13 stycznia 2013 | dodano: 13.01.2013

Spojrzałem z balkonu w kierunku Gór Sowich.Nie widać gór a widok uświadomił mi, że "wiosna" własnie się skończyła i trzeba będzie kręcić na znienawidzonym ,stacjonarnym.

A to dzisiejszy, poranny widok z mojego balkonu w kierunku Gór Sowich.



Dotarły też do mnie zamówione, nowe buty, bo skoro rower zmodernizowany, to i buty nowe muszą być.



Pomału się rozkręcam...

  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 10 stycznia 2013 | dodano: 10.01.2013

Od kilku dni jeżdżę sobie po pracy na wałbrzyską strefę, żeby na tamtejszych podjazdach popracować nad spadającą formą.Dzisiaj dane mi było zobaczyć nawet pasmo ośnieżonych Karkonoszy.Zatęskniłem już do tych gór.Tak sobie pomyślałem, że może i w tym roku, już w marcu uda się pojechać na Przełęcz Okraj...?
Podczas tych moich wyjazdów nic się szczególnego nie dzieje.Nie zabieram też ze sobą garmina, ani licznika, więc nie wiem, ile kilometrów przejeżdżam.Z pewnością jednak nie są to długie trasy.Za to wczoraj zaatakowały mnie dwa duże groźne psy a dzisiaj jeden, też duży i niebezpieczny.Z obu przygód wyszedłem obronną ręką ale tak sobie pomyślałem, że gdybym nie woził ze sobą niczego do obrony, to przed dwoma takimi psami trudno by mi było się obronić.Piszę o tych moich przygodach, żeby was przestrzec.Świat to nie Disneylad i czasem można zapłacić srogą cenę za niefrasobliwość.Wczorajsza sytuacja była naprawdę groźna, dzisiejsza zresztą też, choć może trochę mniej, że względu na to, że był tylko jeden pies, może więc zaopatrzcie się w coś, co w razie takiego ataku może uratować wam skórę.Szczęście to jest coś, na co nie należy liczyć , niekiedy może was opuścić i zrobi to w najmniej odpowiedniej chwili...



Koniec roku w Górach Sowich

  • DST 64.00km
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 31 grudnia 2012 | dodano: 31.12.2012

Od pewnego czasu przestałem wpisywać wyjazdy do BS.Wynika to z chronicznego braku czasu, który trapi mnie od dość dawna.Musiałem z czegoś zrezygnować, żeby zyskać trochę czasu i ofiarą cięć czasowych padł właśnie rowerowy dziennik na BS.Choć nie bez bólu.Będę wpisywał wyłączne naprawdę konkretne trasy.Wybaczcie więc ale tak musi być.
Dzisiejszy wyjazd nie był niczym szczególnym, jednak jest to koniec roku i tą drogą chciałem życzyć Wam wszystkim Szczęśliwego Rowerowego 2013 roku.


Pomyślałem, że wypad na Wielką Sowę będzie fajnym zakończeniem roku.Na trasie powitały mnie piękne widoki, mróz i huraganowy wiatr




Widoki w drodze na Wielką Sowę


Było tak ślisko, że w tym miejscu zawróciłem.Było już naprawdę blisko szczytu Wielkiej Sowy.Lód powodował, że nie dało się ani jechać, ani iść...


To nie jest śnieg.To jest lód...




Oblodzona droga powrotna.Każdy krok musi być dobrze przemyślany...



Mogłem się oczywiście uprzeć i zdobyć szczyt.Byłem już bardzo blisko.Rozsądek jednak nakazywał odwrót.Było bardzo ślisko, nie było ludzi.Gdybym się wywrócił i coś sobie złamał, o co było bardzo łatwo, to przy tym zimnie, jakie panowało na Wielkiej Sowie mogło by się skończyć fatalnie.Wiele sobie w tym roku udowodniłem i ten jeden raz nie muszę.Jeszcze raz życzę wszystkim wspaniałego rowerowego 2013 roku.



Niedzielna przejażdżka

  • DST 41.00km
  • Kalorie 1816kcal
  • Podjazdy 596m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 2 grudnia 2012 | dodano: 02.12.2012

Taka sobie wycieczka do Zagórza.


Tak wczoraj po południu wyglądała Ślęża z mojego okna.No... może troszkę ją przybliżyłem... ;)


A to już dzisiaj nad Jeziorem Bystrzyckim.Jak ja nie cierpię tego jeziora...


Podjazdów ponad 20% nie zabrakło dziś


Czasem było z górki


Tu jest już błoto, jednak dzisiaj zamarzło, więc jadę dalej/b]


[b]No i wreszcie jakiś widoczek, choć zamglony



Tą drogą pojadę innym razem


Zawracam...


Teraz też jest 20% ale z górki ;)


Zostawiam rower i przedzieram się przez chaszcze, żeby zrobić ten widoczek


I znowu...jak ja nie cierpię tego jeziora...ale dobra, niech już będzie


Tu wylegiwała się jakaś zgraja dzików.Pewnie uciekły na mój widok... ;)


Fajna ta droga...


Miałem już wracać, lecz po drodze wstąpiłem na Zamek Grodno


Na starych murach widać nowe cegły.Kolejne ściany są odbudowywane


Rundka wokół szczytu wzgórza taką fajną ścieżką


Jest wąska ale ma doskonałą nawierzchnię


Postanowiłem zobaczyć, jak teraz wygląda grobowiec dawnych właścicieli zamku.Konieczna była wspinaczka z rowerem

Ostatnio byłem tu, jako mały chłopiec z tatą.Wejście było wtedy otwarte a wewnątrz walały się stare trumny...Teraz, przez kraty zobaczyłem tylko puste pomieszczenie...



Trójgarb po raz drugi

  • DST 63.00km
  • Kalorie 2332kcal
  • Podjazdy 940m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 23 listopada 2012 | dodano: 23.11.2012

Ceklem dzisiejszego wyjazdu był szczyt Trójgarbu.Poprzednim razem zdobywałem Trójgarb od strony Starych Bogaczowic, więc tym razem przypuściłem atak na szczyt od strony Lubomina.Pogoda była bardzo fajna.W masywie Trójgarbu ani żywej duszy, z wyjątkiem dzika, który ułożył się do snu chyba zbyt blisko ścieżki, ktrą podążałem.Biedak, gdy mnie usłyszał, zerwał się wystraszony i pognał łamiąc gałęzie.Zrobiło mi się żal dzika ale cóż, układanie sobie legowiska zbyt blisko ścieżki to chyba nie najlepszy pomysł.
Na szczycie nie miałem wiele czasu bo dzień się kończył, a ja miałem wracać nieznaną mi drogą, jednak udało mi się znaleźć kesz w dość krótkim czasie.Garmin zawiesił się tylko raz i doprowadził mnie wprost do skrytki.Powrót nieznanymi mi ścieżkami, garmin gubił satelity i czasem kręcił mapą w kółko, wprowadzając mnie w błąd.Udało mi się jednak wyjechać z lasu przed zapadnięciem zmroku i asfaltem od Starych Bogaczowic wróciłem do domu.W przyszłym roku muszę koniecznie zjeździć te ścieżki w masywie Trójgarbu.Na szczycie leśnicy wycięli trochę drzew i zrobił się ładny widok ale była za duża mgła, żeby robić fotki.


Leśnicy nieźle tu nawywijali ale błota nie ma




Widoczek w czasie podjazdu


Uda się przejechać pod tym "szlabanem", czy nie uda...? ;)


Na szczycie Trójgarbu, kesz znaleziony :)


Tak niewinnie wyglądał...


Po odkręceniu wyjąłem zawartość


Logbook.Robię wpis, wkładam kilka monet z okresu PRL, chowam z powrotem i maskuję


Zjeżdżam z Trójgarbu. Zaczyna się karkołomna ścieżka nad urwiskiem


Widok ze ścieżki zmusza mnie do zatrzymania się i zrobienia kilku fotek ale jest już późno,jest słabe światło i mgliście.Kiedyś tu wrócę i zrobię lepsze fotki




Toomp pewnie był by zachwycony tą ścieżką ale ja niespecjalnie przepadam za takimi, nie mam jednak wyboru, muszę tędy jechać bo jest już za późno na szukanie innej drogi


No i wreszcie szeroką autostradą wprost do Starych Bogaczowic

<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>



Wielka Sowa

  • DST 79.00km
  • Kalorie 2946kcal
  • Podjazdy 1228m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 22 listopada 2012 | dodano: 22.11.2012

Na aurę nie ma co narzekać bo jak na tę porę roku, to jest wyśmienita.Może już nie na długie wyjazdy, że względu na krótki dzień, ale po okolicy można przecież pojeździć a ja ostatnimi czasy zaniedbałem Góry Sowie.Pomyślałem więc sobie, że szczyt Wielkiej Sowy to może nie jest zbyt ambitny cel ale to dobry powód, aby w taki dzień jak dzisiejszy, ruszyć się z domu.Tym bardziej, że w końcu Sowa to tysięcznik a lepszy taki tysięcznik niż żaden ;)
Skoro mam jechać po dawno nie odwiedzanych przeze mnie drogach to i nad Jeziorem Bystrzyckim postanowiłem się przejechać.Wiele się tu zmieniło od czasu ostatniego mojego przejazdu tymi drogami.Wiszący most nad jeziorem wyremontowany, droga z Zagórza do Jugowic rozgrzebana...W Walimiu, na środku jezdni stał duży pies, który na mój widok skoczył w moim kierunku szczekając.-Pewnie z radości na mój widok- pomyślałem i chcąc psu również okazać swoją radość huknąłem z pistoletu na jego cześć...Chyba jednak psu nie przypadł do gustu mój sposób okazywania radości, bo od razu odskoczył, a następnie szybko schował się do przydrożnego rowu.-Hmmm...no cóż, szkoda-pomyślałem z żalem chowając pistolet.Na "Patelni Mistrzów" chciałem poszukać kesza ale trenował tam jakiś rajdowiec, było kilka osób, które robiły mu zdjęcia i filmowały popisy, pojechałem więc dalej.Obawiałem się, że z Przełęczy Walimskiej na Sowę może być duże błoto.Było mokro ale wielkiego blota nie było.Za to była mgła i to dość gęsta a wokół panowała niesamowita cisza.Może dzięki tej mgle nie było turystów.Po prostu żywej duszy nie spotkałem aż do szczytu, gdzie powitał mnie jedyny żywy tam stwór, kot z przyciętym uchem, który na mój widok podbiegł do mnie, żeby się rozgrzać.Biedak miał pustą miskę obok wejścia do wieży i miałczał bardzo zachrypniętym głosem.Niestety, nie miałem niczego, co kotu mogło by się nadawać do zjedzenia.Spróbowałem znaleźć kesz ale szybko zamokły mi rękawiczki i zmarzły mi palce rąk.Musiałem więc odpuścić i rozpocząć odwrót, zjeżdżając do Rzeczki, Walimia a następnie do Jedliny, Wałbrzych-Kozice, Poniatów i Pogorzała...Nie udało mi się dziś znaleźć żadnego keszu, może dlatego, że nie szczególnie się do poszukiwań przyłozyłem. Mimo to wycieczkę uznaję za nad wyraz udaną.Fajnie było obejrzeć dawno nie widziane miejsca.


Mieli rozebrać ten most a tymczasem nieźle go odpicowali :))


Wyżej będzie mgła...




To moje ulubione warunki jazdy w lesie i w górach


Wieża na szczycie tonie we mgle


Stwór zamieszkujący szczyt Wielkiej Sowy, biegnie mi na spotkanie


A to skutek nakazowo-represyjnej polityki władz w temacie pozbywania się elektro-śmieci.Tak wygląda całe rządzenie tym krajem.

<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>



Stara fotografia

  • DST 43.00km
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 20 listopada 2012 | dodano: 20.11.2012

Po pracy, załadowany zakupami pojechałem zrobić małą rundkę.Takie tam wydłużenie drogi powrotnej do domu.Przejeżdżając przez las, zauważyłem na poboczu rozrzucone fotografie.Zatrzymałem się, żeby pooglądać fotki.Nigdy nie przepuszczam okazji do pooglądania fotek.Były to jakieś stare, pamiątkowe fotki.Czarno-białe i kolorowe.Jedna z nich przykuła moją uwagę i trochę rozbawiła, postanowiłem więc zabrać ją ze sobą i pokazać tu na blogu.



Drugi dzień poszukiwań na Ślęży

  • DST 58.00km
  • Kalorie 2311kcal
  • Podjazdy 775m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 18 listopada 2012 | dodano: 18.11.2012

Szukanie keszy w tłumie turystów, z jakim miałem dzisiaj do czynienia w masywie Ślęży, to niełatwa sprawa.
Przy Źródle Ślężan nie znalazłem keszu bo co chwilę przechodziły duże grupy turystów, którzy bacznie mi się przyglądali.Jedna z grup nawet zatrzymała się tu na śniadanko.Mieli ze sobą sforę psów.Kiedy spuścili ze smyczy trzy z nich, te od razu skoczyły w moją stronę ujadając.Nie zwracały wogóle uwagi na próby przywołania ich ze strony właścicieli.Na ten widok spokojnie obróciłem się frontem do psów, schowałem prawą rękę za plecy a następnie szybkim ruchem wysunąłem do przudu celując do psów...palcem .Miałem czarne rękawiczki, więc z daleka mogło się wydawać, że trzymam pistolet w dłoni.Na ten widok właściciele psów zamilkli, jakby ich zamurowało.Psy zatrzymały się gwałtownie ale jeszcze na mnie szczekały.
-Wracać, ale juuż!!-tonem nieznoszącym sprzeciwu powiedziałem do psów.Udałem, że celuję w nie nie na żarty.Powtórzyłem jeszcze raz i psy jak na komendę pobiegły do właścicieli a ja pogardliwie odwróciłem się do nich plecami.Dla zwierząt to wyraźna oznaka, że się ich nie obawiam i że wygrałem to starcie.Właściciele szybko zapięli smycze psom i coś tam między sobą szeptali, spoglądając co chwilę na mnie.Ubawiła mnie ta scenka, jednak przez tych wszystkich turystów nie znalazłem tu kesza i musiałem zrezygnować, bo nadchodziła kolejna fala turystów.Straciłem tu godzinę i nieźle zmarzłem.Musiał tu panować mróz bo kałuże były zamarznięte.Sukcesem za to okazalo się szukanie keszu przy Potrójnym Źródełku.Malutkie pudełeczko zostało znalezione bardzo szybko, zanim pojawili się turyści.W trzecim punkcie poszukiwań musiałem zrezygnować, bo musiał bym zostawić rower i oddalić się, tracąc go z oczu.Miałem ze sobą zabrać zamknięcie do roweru ale gdzieś go skutecznie wtryniłem, więc dalej jeżdżę bez zapięcia.
Na Wieżycy kolejna porażka, nieprzerwany ciąg turystów skutecznie uniemożliwił mi poszukiwania.Kiedy dojeżdżałem do Źródła Joanna, zobaczyłem tankujących wodę do butelek.Miałem już zrezygnować, jednak poczułem głód i postanowiłem coś przekąsić.
Nim zjadłem turyści sobie poszli i zostałem sam.Wiedziałem jednak, że czasu jest niewiele.
Szybko rozejrzałem się wokół źródła i spostrzegłem miejsce, które wydało mi się podejrzane.Tym razem było to celne trafienie.Wyjąłem pudełko, zrobiłem fotki, dokonałem wpisu, poczekałem aż przejdą kolejni turyści i schowałem pudełko z powrotem.Było już prawie ciemno, kiedy dotarłem do Prełęczy Tąpadła.Światła miałem jednak już zrobione po wczorajszej awarii i w torbie zapasową, tylną lampkę.Jechałem więc do domu bezstresowo.
To były naprawdę udane dwa dni, które spędziłem w górach i w lesie a wszystko dzięki geocachingowi.Jutro jednak muszę zrobić przerwę i odwiedzić rodziców.Trochę ich przez ten rower i nową zabawę zaniedbałem.


Źródło Ślężan.Poniosłem tu porażkę ale jeszcze tu wrócę


Keszu tu nie znalazłem ale za to dojrzałem wygrzewającego się potwora


Przy Potrójnym Źródełku jest sukces.Tym razem mam długopis i się wpisuję


Na zapomnianej ścieżce ławeczka z datą 1923...Nie smiałem oprzeć o nią rower


Na Wieżycy kolejna porażka.Za dużo turystów


Przy źródle Joanny jest sukces.Skrzyneczka trafiona


Zawartość


Logbook...


Niedaleko źródła mały obelisk z wyrwaną tablicą.Muszę poszukać informacji, co upamiętniał ów obelisk


Ostatni rzut oka na źródełko i czas na powrót bo już późno...

<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>



Poszukiwanie "skarbu" na Raduni

  • DST 53.00km
  • Kalorie 2214kcal
  • Podjazdy 1050m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 17 listopada 2012 | dodano: 17.11.2012

Rano trochę zamarudziłem bo trafiłem na film dokumentalny o Spartanach, póxniej jednak ruszyłem w kierunku Ślęży, żeby tam poszukach geocaching-owych skarbów.
Po drodze spotkałem bikera, z którym uciąłem sobie pogawędkę, oczywiście o rowerowych trasach.Po zakończeniu rozmowy skierowałem się na masyw Raduni.Tyle lat tu mieszkam a nigdy nie byłem na Raduni...Pierwszej skrytki nie znalazłem.Była wielka stromizna po jakimś starym wyciągu narciarskim.Musiałem zostawić rower niżej i oddalić się od niego jakieś 300 metrów.Było stromo, ślisko i niebezpiecznie.Dotarłem jednak do miejsca, w którym miał być schowek.Nie potrafiłem się jednak skupić na szukaniu.Myśl, że niezapięty rower został tak daleko nie dawała mi spokoju.Zaniepokojony tym, że w taki sposób łatwo mógłbym stracić rower, odpuściłem.Powrót był jeszcze trudniejszy.Ślisko, ukryte w trawie duże kamienie i długa trawa, która przydeptana jedną stopą, tworzyła rodzaj pułapki dla drugiej stopy.Łatwo można było się potknąś i stoczyć z tej stromizny.Z mieszanymi uczuciami wróciłem do roweru i pojechałem szukać skrzynki ukrytej w okolicach szczytu Raduni.Po drodze gps pokazał, że jestem na kursie kolejnego pojemnika.Znalezienie tego drugiego pojemnika poszło jak z płatka.Był blisko drogi, kilka metrów od miejsca, w którym postawiłem rower.Tym razem rower miałem na oku i mogłem spokojnie skupić się na szukaniu.Był to maleńki pojemniczek ze zrolowanym logbookiem.Nie było w nim nic więcej.Pisaka żadnego też a ja nie miałem swojego długopisu , więc nie wpisałem się.Na przyszłość muszę mieć ze sobą coś do pisania.
Objechałem szczyt Raduni dookoła i znalazłem nieoznaczoną ścieżkę, wiodącą na szczyt.
Znalezienie pojemnika ukrytego na szczycie Raduni również poszło gładko, choć był dobrze ukryty.To była prawdziwa skrzynia skarbów.Największy ze znalezionych przeze mnie.Jego wielkość naprawdę wprawiła mnie w zdumienie i zachwyt.Żałowałem tylko, że nie zabrałem niczego, co mógłbym tam dorzucić.Wszystko przez to moje roztargnienie.
Było już dość późno, więc po dokonaniu wpisu zacząłem zjazd na Przełęcz Tąpadła.
Miałem już wracać do domu ale coś podkusiło mnie, żeby jeszcze wjechać na szczyt Ślęży.
Byłem później trochę zły na tę swoją decyzję.Droga na Ślężę wysypana jest dużymi kamieniami i jazda po takiej nawierzchni nie była przyjemna.Zawsze jakiś diabeł podkusi mnie do zrobienia czegoś masło przyjemnego.Kiedy jednak zacząłem już jechać pod górkę, to nijak nie potrafiłem zrezygnować i zawrócić, choć miałem wielką na to ochotę.Widziałem na gps-ie, że w pobliżu znajduje się kilka schowanych pojemników, jednak było już późno i zrezygnowałem z poszukiwań.Była to dobra decyzja bo w drodze powrotnej nagle wyczerpały się baterie w tylnej lampce i gdybym jeszcze chwilę został w masywie Ślęży, to wracał bym bez tylnego światła.Poradził bym sobie oczywiście, bo z przodu mam dwa światła i jedno przepiął bym do tyłu, jednak wolę nie improwizować, jeśli mam inne rozwiązanie.
Dzień uważam za udany, pomimo nieznalezienia jednego pojemnika.Wnioski na przyszłość to zabierać coś do pisania, zabierać zapięcie do roweru, zabierać zapasową czerwoną lampkę i zawsze mieć ze sobą jakiś fant do dorzucenia do keszu.


Widok Śęży po podjechaniu górki w Wirach.Kiedyś nazywaliśmy ten podjazd górką płaczu.Dzisiaj to raczej górka śmiechu...;)


Zoom szczytu Ślęży


Wieża widokowa i kościół na Ślęży


Widok z Raduni


Pierwszy dzisiaj znaleziony pojemnik o nazwie "Głębokie źródło".Cyfra po literze D została zamazana bo jest elementem bonusu za wszystkie kesze z serii Ślężańskie Źródła.Musicie sami odnaleźć kesz, żeby zdobyć tę cyfrę.




Biedronki powychodziły, żeby ogrzać się w promieniach Słońca




Na szczycie Raduni




Szczęśliwy znalazca wielkiego pudełka na Raduni




Razem z pudełkiem wyjąłem zielonego pajaka.To chyba jakiś ufopająk.


Był bardzo szybki i ledwie udało mi się go sfotografować.


Zawartość pudełka


Logbook i ołówek tu są, więc wpisuję się niezwłocznie.

Naprawdę fajna przygoda.Coś się dzieje, nie tylko te kilometry...

<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>



Dopracowo dłuższą drogą

  • DST 30.00km
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 16 listopada 2012 | dodano: 16.11.2012

Który to już raz tracę rachubę dni tygodnia i „ucieka” mi jakiś dzień...Myślałem, że jest dopiero czwartek, tymczasem okazało się, że czwartek był wczoraj.Przyznam, że troszkę liczyłem na jesienno-zimowy spadek tempa życia.Mniej jeżdżenia, to więcej czasu na inne sprawy, myślałem sobie.Okazuje się jednak, że to nie takie proste...Jeżdżenia jest teraz znacznie mniej, ale dziwnym trafem nie znalazło to przełożenia na spadek mojego tempa życia.Miałem sobie przed pracą pojechać, poszukać skrzyneczki a tymczasem, skoro to piątek, to mus zrobić zwyczajowe, cotygodniowe zakupy.Nie było rady, poszukiwanie skarbów musi poczekać.Udało mi się tylko, podobnie jak wczoraj, wydłużyć nieco drogę do pracy.Pogoda dziś była piękna i wiatr o wiele słabszy niż wczoraj.Pod górkę jechało mi się tak jakoś lekko...W drodze powrotnej padła mi bateria w gps-ie, lecz mimo to ,udało mi się bez trudu trafić do pracy...;)