pioter50 prowadzi tutaj blog rowerowy

Pomału się rozkręcam...

  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 10 stycznia 2013 | dodano: 10.01.2013

Od kilku dni jeżdżę sobie po pracy na wałbrzyską strefę, żeby na tamtejszych podjazdach popracować nad spadającą formą.Dzisiaj dane mi było zobaczyć nawet pasmo ośnieżonych Karkonoszy.Zatęskniłem już do tych gór.Tak sobie pomyślałem, że może i w tym roku, już w marcu uda się pojechać na Przełęcz Okraj...?
Podczas tych moich wyjazdów nic się szczególnego nie dzieje.Nie zabieram też ze sobą garmina, ani licznika, więc nie wiem, ile kilometrów przejeżdżam.Z pewnością jednak nie są to długie trasy.Za to wczoraj zaatakowały mnie dwa duże groźne psy a dzisiaj jeden, też duży i niebezpieczny.Z obu przygód wyszedłem obronną ręką ale tak sobie pomyślałem, że gdybym nie woził ze sobą niczego do obrony, to przed dwoma takimi psami trudno by mi było się obronić.Piszę o tych moich przygodach, żeby was przestrzec.Świat to nie Disneylad i czasem można zapłacić srogą cenę za niefrasobliwość.Wczorajsza sytuacja była naprawdę groźna, dzisiejsza zresztą też, choć może trochę mniej, że względu na to, że był tylko jeden pies, może więc zaopatrzcie się w coś, co w razie takiego ataku może uratować wam skórę.Szczęście to jest coś, na co nie należy liczyć , niekiedy może was opuścić i zrobi to w najmniej odpowiedniej chwili...




komentarze
angelino
| 17:42 środa, 16 stycznia 2013 | linkuj Dzisiaj odebrałem start 2, oby się nie przydał :-)>
angelino
| 10:29 niedziela, 13 stycznia 2013 | linkuj Fajnie, że piszesz relacje. Mam gaz, ale kupię sobie taki pistolecik.
domingo
| 08:24 piątek, 11 stycznia 2013 | linkuj Piotr masz rację. Jeżdżąc dużo rowerem, szczególnie po tzw. zadupiach, trzeba mieć coś na psy. Dużo też daje obycie z dużymi psami, ale jak się trafi psychol wśród psów, to bez konfrontacji się nie obędzie.
Taki as w rękawie (lub plecaku) daje też komfort psychiczny, że w razie czego mamy coś więcej niż rower na obronę. Z praktyki wiem, że w przypadku ataku najlepiej się zatrzymać i schylić się po kamień lub "nibykamień" - prawie każdy pies ucieka. Ale pozostaje ta bardzo mała grupa, która nie ucieka :)
Oby takie przygody nas omijały.
pioter50
| 07:13 piątek, 11 stycznia 2013 | linkuj Różnica między atakiem jednego psa a dwóch psów polega na tym, że jeden pies atakuje od czoła a drugi od tyłu.Jak więc się obronicie przed dwoma psami?A przed trzema?Taką przygodę możecie mieć jeden raz w życiu, może dwa a może nigdy...Ale po takiej przygodzie mogą wam zostać na zawsze potworne blizny na rękach, nogach, może i na twarzy.Pies umie liczyć i w grupie nie obawia się jednego człowieka.Gaz jest skuteczny ale kiedy nie ma wiatru.Zazwyczaj jednak coś tam wieje.Żel pieprzowy jest skuteczny podczas wiatru ale trzeba celnie nim strzelać.Pies ma super refleks i zrobi unik przed strzałem żelu, o czym wielokrotnie się przekonałem.Czy nie lepiej, zamiast kamienia wozić ze sobą malutki pistolecik hukowy Start2?Pistolecik Start2 jest niewielki ale ma mocną, metalową konstrukcję i po wystrzeleniu wszystkich naboi, stanowi groźną broń w ręku, bo to kawałek topornego metalu, którym można wyrżnąć psa w łeb.Stanowczo lepszy od kamienia.Posiada magazynek na 8 naboi hukowych, którymi strzelamy raz za razem, bez przeładowania.Ogień z lufy wali na 30cm, więc strzelając bezpośrednio psu w pysk mogę wypalić mu oczy bardzo gorącymi drobinami ładunku nabojowego.W ostateczności można do lufy wcisnąć kulkę łożyskową i po prostu psa zastrzelić ale to już nielegalne, drastyczne i nie polecam.Piszę tylko o możliwościach.Bez problemu wożę go w tylnej kieszonce koszulki, czy bluzy.Najbardziej skutecznym sposobem jest podpuścić atakującego psa jak najbliżej a następnie wystrzelić kierując lufę prosto w niego.Huk wystrzału, ogień i dym z lufy...Nie wytrzyma tego nawet pies, który jest psychicznie odporny na huk.Zawsze odskoczy a my jedziemy dalej, nie zatrzymując się.Jak jest duży pies albo kilka psów, strzelamy dwa, trzy razy.Nie strzelamy, kiedy pies jest daleko bo to mniej skuteczne, choć i tak większość psów już do nas nie podbiegnie po takim strzale, ktoś może mieć jednak pretensje, że strzelaliśmy nie w obronie.Po zakupie pistoletu dobrze jest odkręcić okładziny rękojeści i naoliwić mechanizmy, żeby się nie zaciął.Dbamy też, aby przed każdym wyjazdem rowerowym magazynek był pełny.Ani mnie, ani Markowi, nie zdarzyło się powtórnie spotkać psów, które odstraszyliśmy hukiem pistoletów.Te psy po prostu nie wychodzą na drogi ze strachu.Jest to też z naszej strony przysługa dla innych rowerzystów, którzy z tymi psami też już kłopotów mieć nie będą bo pies na widok roweru czmychnie.Wszystko to , co tu piszę jest wynikiem moich osobistych doświadczeń.Każde z Was podejmie oczywiście swoje decyzje w tym temacie.Mnie się jednak wydaje, warto wydać te niewielkie pieniądze i być bezpiecznym w obliczu atakujących psów.Popatrzcie, jak niewiele kosztuje i możecie zamówić go przez internet bo najnowsze przepisy już na to pozwalają.
anamaj
| 21:03 czwartek, 10 stycznia 2013 | linkuj Oj mnie w tamtym roku w Macedonii dwa razy zaatakował pies pasterski. Za drugim razem myślałam, że już po mnie, bo dookoła były tylko dzikie góry, ja i pies. No i owce. Do obrony miał mi służyc rower. Ale po jakimś czasie pies złapał inny trop i pobiegł przed siebie. Później widziałam go jeszcze raz, ale już się mną nie zainteresował.
Podobno dobrze jest w kieszeni wozić jakiś kamień. Niektórzy polecają gaz pieprzowy.
lutra
| 19:37 czwartek, 10 stycznia 2013 | linkuj Cześć Pioter.Przejeżdżałem dzisiaj obok miejsca opisywanej przeze mnie,stosunkowo łagodnej przygody z wilczurem.Przypomniałem sobie upadek i to jak w ciemności leżałem bezbronny jak biedronka na grzbiecie (jeśli owady też go mają) ;) . Przypomniałem sobie Twoje rady i przeszło mi przez myśl,że kupno "straszaka" jest równie ważne albo ważniejsze niż zakup rękawiczek.Pamiętam też inne własne przypadki i przygodę Ra,która miała miejsce w szczerym polu.Szkody mogą być nieodwracalne.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!