Pomału się rozkręcam...
-
Aktywność Jazda na rowerze
Od kilku dni jeżdżę sobie po pracy na wałbrzyską strefę, żeby na tamtejszych podjazdach popracować nad spadającą formą.Dzisiaj dane mi było zobaczyć nawet pasmo ośnieżonych Karkonoszy.Zatęskniłem już do tych gór.Tak sobie pomyślałem, że może i w tym roku, już w marcu uda się pojechać na Przełęcz Okraj...?
Podczas tych moich wyjazdów nic się szczególnego nie dzieje.Nie zabieram też ze sobą garmina, ani licznika, więc nie wiem, ile kilometrów przejeżdżam.Z pewnością jednak nie są to długie trasy.Za to wczoraj zaatakowały mnie dwa duże groźne psy a dzisiaj jeden, też duży i niebezpieczny.Z obu przygód wyszedłem obronną ręką ale tak sobie pomyślałem, że gdybym nie woził ze sobą niczego do obrony, to przed dwoma takimi psami trudno by mi było się obronić.Piszę o tych moich przygodach, żeby was przestrzec.Świat to nie Disneylad i czasem można zapłacić srogą cenę za niefrasobliwość.Wczorajsza sytuacja była naprawdę groźna, dzisiejsza zresztą też, choć może trochę mniej, że względu na to, że był tylko jeden pies, może więc zaopatrzcie się w coś, co w razie takiego ataku może uratować wam skórę.Szczęście to jest coś, na co nie należy liczyć , niekiedy może was opuścić i zrobi to w najmniej odpowiedniej chwili...
komentarze
Taki as w rękawie (lub plecaku) daje też komfort psychiczny, że w razie czego mamy coś więcej niż rower na obronę. Z praktyki wiem, że w przypadku ataku najlepiej się zatrzymać i schylić się po kamień lub "nibykamień" - prawie każdy pies ucieka. Ale pozostaje ta bardzo mała grupa, która nie ucieka :)
Oby takie przygody nas omijały.
Podobno dobrze jest w kieszeni wozić jakiś kamień. Niektórzy polecają gaz pieprzowy.