200 i więcej
Dystans całkowity: | 6160.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 68:45 |
Średnia prędkość: | 20.58 km/h |
Maksymalna prędkość: | 66.00 km/h |
Suma podjazdów: | 58124 m |
Suma kalorii: | 56582 kcal |
Liczba aktywności: | 27 |
Średnio na aktywność: | 228.15 km i 11h 27m |
Więcej statystyk |
Ostatni dzień wyprawy.Kalisz-Świdnica.
-
DST
203.00km
-
Podjazdy
795m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tym ostatnim odcinkiem trasy, zakończyliśmy naszą rowerową wyprawę.Każda podróż musi się jakoś skończyć.Nasza zakończyła się szczęśliwie , ostatnim odcinkiem trasy, który zaczął się 18 kilometrów przed Kaliszem a skończył w Świdnicy.
Tak wyglądała całość trasy wyprawy, której łączna długość wyniosła 1494km
Pobudka w zajeździe Maxim, 18km przed Kaliszem. Zjadamy obfite i smaczne śniadanko i z żalem opuszczamy przyjazny zajazd Maxim. Dzisiaj ostatni etap naszej podróży. Okazuje się, że wiatr nie zmienił kierunku ani siły, więc będzie to już trzeci dzień piłowania pod wiatr.
Na krótko zatrzymujemy się w Kaliszu i jedziemy, jedziemy, jedziemy...Po drodze nie ma już wielu atrakcji, koncentrujemy się więc na jeździe. Łatwo nie jest. Tak zwane płaskie tereny mają to do siebie, że co prawda nie ma tu podjazdów, ale nie ma też zjazdów. Każdy kilometr trzeba wykręcić .Jeśli do tego dojdzie jazda pod silny wiatr na nieosłoniętym terenie, to trzeba się nieźle spocić, żeby przejechać 200km.Tak naprawdę jednak na dłuższych odcinkach trasa wcale nie jest taka płaska. Teren jest mocno pofałdowany, tych niby zjazdów wcale się nie odczuwa, za to podjazdy jak najbardziej, czuje się, zwłaszcza jeśli jedzie się pod silny wiatr. Trzeci dzień jazdy pod ten wiatr daje się nam już mocno we znaki. Przed Wrocławiem wiatr jednak jakby zmienił kierunek i wieje nam z boku. Jest trochę łatwiej.
Po około 130km zatrzymujemy się w jakimś zajeździe przed Wrocławiem i zjadamy ostatni obiad tej wyprawy. Wrocław okazuje się najgorszym miastem na naszej trasie. . Jazda przez to miasto jest masakryczna, ze względu na ruch samochodowy i pozwężane drogi. To prawdziwie wrogie dla rowerzysty środowisko .Na początku jadę szosą z samochodami ale po jakimś czasie wydaje mi się to zbyt ryzykowne i uciekam na chodnik. Jadę trochę chodnikami, trochę ścieżkami rowerowymi. Artur uparcie jedzie szosą razem z samochodami. Po jakimś czasie tracę go z oczu. Nie ma szans żebym pobłądził we Wrocławiu, bo dość dobrze się tam orientuję, Artur twierdzi, że zna Wrocław. Spotykamy się na Bielanach, na drodze krajowej 35, którą jedziemy do Marcinowic. W Marcinowicach jednak odbijamy na Stefanowice, Gruszów , Wilków i Pszenno. Wreszcie Świdnica. Na krzyżówce koło TESCO rozstajemy się. To w tym miejscu zaczęła się nasza podróż i przygoda i tu się kończy. Zamknęliśmy to małe kółko. Jazda nad morze w niecałą dobę, przejazd wybrzeżem na Hel a następnie powrót, w całości zrealizowane na rowerach, wyjąwszy krótką przeprawę promową z Helu do Gdyni, w końcu to tylko 20km statkiem. Jest powód do satysfakcji.
Nie opisałem wszystkiego, co działo się na tej wyprawie, bo musiał bym książkę napisać a i tak pewnie nikt by tego w całości nie przeczytał. Czasu zresztą też mi na to brak. Nie wszystko też , co ciekawe sfotografowałem, bo pewnie do dziś byśmy nie wrócili. Myślę, że zdobyłem trochę doświadczenia, czegoś się nauczyłem o wielodniowych wyjazdach na rowerze. Chyba złapałem prawdziwego bakcyla. Możliwe, że w przyszłym roku znowu coś zaplanuję, coś jeszcze większego... Mam całą zimę na snucie planów i oglądanie map. Możliwe też, że jeszcze kogoś zaproszę na kolejną wyprawę...Czuję też, że straciłem trochę kilogramów i od powrotu nie mogę przestać jeść. Cały czas czuję głód. Mam nadzieję, że to się niedługo skończy bo stracę majątek na jedzenie...
Ogólnie jesteśmy zadowoleni z siebie i ze sprzętu, który sprawił się niezawodnie, chociaż Artur i tak twierdzi, że sobie nie pojeździł.
Ratusz w Kaliszu
Oleśnica
Widok Ślęży po wyjeździe z Wrocławia sprawia, że czujemy się już prawie w jak w domu...
Kategoria 200 i więcej, Nad morze 2013
Do Novego Mesta na knedle
-
DST
202.00km
-
Podjazdy
1983m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na wstępie chcemy podziękować Miejskiemu Zakładowi Energetyki Cieplnej w Świdnicy za sprezentowanie nam nowych strojów rowerowych, w których mamy teraz jeździć, prezentując nazwę i logo tej firmy.Tym sposobem MZEC Świdnica staje się sponsorem naszej małej ekipy wyjazdowej :).Stroje widać na poniższych fotkach. A teraz do rzeczy.
W tę sobotę chcieliśmy zrobić jakiś większy wyjazd, ale Artur ma dziś nockę, więc pojechaliśmy tylko na knedle do Novego Mesta nad Metuji.Jechało nam się doskonale, w Novym Mieście byliśmy dość wcześnie , ale mogliśmy już zamówić knedle z gulaszem z dzika.Smakowało wybornie, cena też bardzo przystępna, jak na tak doskonałe danie, w tak zabytkowym miasteczku.Drogę powrotną obieramy przez Szosę Stu Zakrętów.Upał dał się nam nieźle we znaki, więc wylaliśmy sporo potu na tej trasie, ale wyjazd był bardzo udany.
Tak wygląda Nove Mesto nad Metuji z daleka
A tu my w nowych strojach, podarowanych nam przez MZEC Świdnica, przed zamkiem w Novego Mesta nad Metuji
Nove Mesto nad Metuji.Rynek
Artur zamawia knedle z gulaszem z dzika.Smakowały tak, że nie zdążyliśmy knedlom fotki zrobić.
Mamy okazję podziwiać piękne czeskie jezioro Rozkosz
Nabieramy wodę w Kudowie Zdroju.przed nami Szosa Stu Zakrętów.
Kudowa Zdrój.Park zdrojowy
Za Arturem widać Szczeliniec Wielki
Robię zoom na szczyt Szczelińca
Kategoria 200 i więcej, Czechy
Praga:dzień drugi-niedziela, powrót z Pragi
-
DST
246.00km
-
Podjazdy
2027m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
Powrót z dwudniowego wyjazdu do Pragi.Obie relacje i fotki zostaną zamieszczone w najbliższym możliwym terminie.
Niedzielny poranek budzi nas w praskim hostelu.Szybki prysznic, śniadanie i wyjeżdżamy.Droga daleka a Artur musi w poniedziałek iść do pracy.Droga wyjazdowa dość powolna ze względu na kiepską, brukowaną nawierzchnię, która jest zabójcza dla kół naszych szosówek.Garmin stracił mapę i pokazuje tylko kierunek wyjazdu, nie pokazując, czy jedziemy dobrą drogą.23km jazdy po mieście i jesteśmy na trasie.Mamy ochotę jeszcze zajechać po drodze do Nymburka, co trochę komplikuje nam nawigowanie i zdarza nam się trochę pobłąkać.Na szczęście oprócz Garmina mam jeszcze mały atlas Czech i busolę, więc w końcu trafiamy tam gdzie chcemy.Mój organizm bardzo szybko spalił niezbyt obfite śniadanko.Zaczynam szybko słabnąć a na samą myśl o słodkich batonach energetycznych, jakimi ponoć żywią się kolarze, dostaję jeszcze większych mdłości.Wiedząc że za niedługo zaczną się mocne podjazdy, mówię do Artura, że jak zaraz nie zjem czegoś normalnego to za chwilę wjadę do rowu i tak już zostanę.Na szczęście w jakiejś wiosce trafiamy na knajpkę, w której zasiadamy do konkretnego jedzonka.Zjadam makaron z kurczęcym gulaszem a Artur knedle w jakimś sosie.Smakuje to wszystko wybornie a po niecałej godzince zaczyna mi się dobrze jechać.W samą porę przed mocnymi podjazdami był ten posiłek.Mieliśmy się nie śpieszyć ale Artur chciał wcześniej wrócić, w końcu ja mam wolny poniedziałek ale on musi do pracy iść , kręcimy więc dość konkretnie i jakoś nie czuję już skutków wczorajszego kręcenia.W drodze powrotnej w Jicinie musimy przeskoczyć z rowerami przez płotek oddzielający kierunki ruchu na szosie prowadzącej do Trutnova, co wprawia nas w dobry nastrój, bo trzeba było wyczekać moment, w którym nie będzie samochodów, co nie było łatwe na tej ruchliwej trasie, a następnie biegiem, przerzucenie rowerów przez płot i znowu biegiem, zanim pędzące z prędkością ponad 100km/h samochody zmiotą nas z asfaltu.Udało się i znowu jedziemy.Teraz ciśniemy już cały czas do samego Trutnova.W Trutnowie czuję się, jakbym był już w domu, choć przecież zostało ponad 70km do przejechania i podjazd do Kralovca.Ostrożny przejazd przez rozkopaną drogę z Trutnova do Lubawki.W Lubawce zjadam ostatniego batona.Musi on wystarczyć aż do domu.Jedziemy krajową piątką z Lubawki do Kamiennej Góry.Jest dość ciepło , więc picie szybko nam się kończy i jeszcze w Starych Bogaczowicach musimy dotankować.Jeszcze tylko podjechać ten znienawidzony przeze mnie Cieszów i lajtowa jazda do domu.W Komorowie czuję, że znowu mam pusty żołądek ale to już bez znaczenia, przecież jesteśmy blisko i możemy zwolnić.Zajeżdżamy do Świdnicy, jesteśmy zadowoleni z wyprawy.
Wszystko udało się znakomicie a o małych problemach już nie chcemy pamiętać.Chyba nie pisałem, że w sobotę w Jicinie złapałem kapcia w tylnim kole.No cóż, szczegół, który wyleciał mi z głowy :)
Dzięki Artur za udział w kapitalnej wyprawie do Pragi.Pewnie jeszcze nie raz zmontujemy razem konkretną trasę.
Wyjeżdżamy.Most Karola w niedzielny poranek
Ostatnie spojrzenie na hradczański zamek i w drogę
W Nymburku
Nymburk
Okolice Jicina
Jicin, gdzie zbójował sławny rozbójnik Rumcajs
Pięknie widać Czerną Horę
Daleko po prawej widać szczyt Śnieżki
Kategoria 200 i więcej, Czechy
Praga: dzień pierwszy sobota, wyjazd do Pragi
-
DST
237.00km
-
Podjazdy
2161m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
W sobotę rano , z Arturem jedziemy do Pragi.Na razie tylko dwie fotki, reszta w późniejszym terminie.
------------------------------------------------------------------------
Dużo jeździłem rowerem po Czechach i mam na swoim koncie nie małą listę czeskich miast. Wiele razy jednak pytano mnie, czy byłem na rowerze w Pradze. Przyznam, że zawsze było to dla mnie kłopotliwe pytanie, zacząłem więc myśleć o takim wyjeździe. Już w zeszłym roku byłem prawie gotów na wyjazd jednak okoliczności nie pozwoliły na realizację tego planu. W tym roku wreszcie wszystko ułożyło się tak, że mogę jechać do Pragi.
Jedziemy z Arturem. Praga to miasto legenda. Nie można dojechać do tablicy z nazwą miasta , wrócić i powiedzieć, że było się w Pradze. Chcemy chociaż trochę pozwiedzać, skosztować piwa i miejscowej kuchni, więc wyjazd musi być dwudniowy. Najważniejsze, żeby cała trasa, w obie strony została zrealizowana na rowerze.Z początku była mowa, że po przyjeździe do Pragi znajdziemy jakiś nocleg ale mnie nie podoba się takie rozwiązanie. Po przyjeździe do Pragi będziemy mieli mało czasu na zwiedzanie a jego część zmarnujemy na poszukiwanie noclegu. Kilka dni wcześniej więc, pobuszowałem po internecie za tanim noclegiem, który byłby w rozsądnej odległości od Hradczan.Udaje mi się znaleźć hostel, w którym za dwa jednoosobowe pokoje zapłaciliśmy 630koron.Rezerwuję bez namysłu.Taka cena noclegu w Pradze jest śmiesznie niska.
W sobotę rano ruszamy.Z początku nie śpieszymy się.Trzeba dobrze rozgrzać organizm bo przed nami dwa dni konkretnych dystansów i sporo podjazdów.Na Podjazdach do Rybnicy i z Łącznej do Chelmska dajemy sobie luzik..Na zjeździe do Trutnova 300 metrowy odcinek drogi jest totalnie rozkopany, udaje nam się jednak jakoś przejechać.Konkretnie zaczynamy jechać dopiero za Trutnovem.Tu już nie ma odpuszczenia, w końcu chcemy być w Pradze po południu, żeby mieć czas na zwiedzanie bo w niedzielę rano musimy wracać.Mam w swojej naturze, że dobrze zaczyna mi się jechać dopiero po około 50 kilometrach.Tak jest i tym razem.Po wyjeździe z Trutnova utrzymujemy całkiem niezłe tempo.Po drodze mijamy wiele miejscowości, w tym słynny z rozbójnika Rumcajsa Jicin.Chętnie byśmy zwiedzili to miasto ale czas ucieka.Przed samą Pragą tempo mocno nam spada, jesteśmy trochę ujechani.W końcu była to jazda prawie bez przerw.Kilkudziesięcio kilometrowe proste odcinki dróg, wymagają naprawdę silnej psychiki.Na szczęście piękne widoki trochę urozmaicają nam tę jazdę.Najgorzej jednak, że gps-u znikają mapy.Na szczęście ocałały zapisy zaplanowanych tras i kilka najważniejszych waipointów.Gps, pomimo braku mapy bezbłędnie doprowadza nas do hostelu.Na Hraczanach podjazd jest tak stromy, że nawet w Karpaczu takiego nie ma.Na domiar złego, jest to jazda po nierównym bruku.Na cienkich, twardo napompowanych kół rowerów szosowych, jazda jesk fatalna.Gps, nie mając mapy, pokazuje tylko kierunek do celu, więc czasem jedziemy pod prąd a czasem chodnikiem.W końcu jednak docieramy do hostelu.Nie spodziewałem się tu takiej górki.Podjeżdżając widzę idącą z przeciwka grupę Polaków.Mają na koszulkach orły i napisy:"Polska" .
-Cześć Polacy-wołam do nich.
-Cześć, cześć, siemanko-odpowiadają wesoło.
Ponoć za granicą lepiej jest nie spotykać innych Polaków, my jednak tylko pozdrowiliśmy ich przelocie.
Tym ostatnim, stromym podjazdem jestem tak wykończony, że z opóźnieniem docierają do mnie słowa młodej recepcjonistki hostelu, a ona widząc że nie od razu odpowiadam na pytania, mówi do mnie trochę po czesku a trochę po angielsku.W hostelu bierzemy szybki prysznic, przebieramy się i od razu idziemy na miasto.Doceniamy bliskość naszej kwatery do największej atrakcji Pragi, jaką jest hradczański zamek.Po drodze jednak wstępujemy do małej knajpki na uboczu, która nazywa się "Malovanka".Tu zjadamy obfity posiłek, złożony z knedli z gulaszem i puchar jakiejś surówki, której nazwę zna Artur i oczywiście wypijamy po małym kufelku.Czytałem, że w tych knajpkach na uboczu ceny są niewysokie a jedzenie świeże i smaczne.Okazało się to prawdą.Nie dałem rady zjeść wszystkiego a i połowa piwa też została niedopita.Po drodze zaliczamy jeszcze jedną knajpkę bo jakiś gość zgarnia nas z ulicy, pakuje do ciasnej windy, sadza przy stoliku i każe przynieść po kufelku niefiltrowanego Kozela.
Bylo wyborne.To nalepsze piwko tego dnia, jednak było koszmarnie drogie.Za te dwa piwa zapłaciliśmy tyle, co w "Malovance" za całe dwa obiady plus po dwa piwa.Kelner pyta, w jakim języku chcemy menu.Kiedy dowiaduje się że w polskim, woła: "jeszcze Polska nie zginęła" ale menu po polsku nie ma.Dziękujemy więc za dobre piwo i odchodzimy.
-Jak chcecie tyle zarabiać, to trzeba się lepiej postarać-pomyślałem.
W drodze powrotnej spotykamy tego samego gościa, co nas zgarnął do tej drogiej knajpki ale omijamy go z daleka, żeby nas znowu do tej windy nie wciągnął.Na wieczorny posiłek udajemy się do wcześniej upatrzonej trzeciej knajpki, w której zjadamy stertę pieczonych żeberek, frytki i sączymy doskonałej jakości piwko.I znowu sprawdziła się zasada, że w knajpkach na uboczu ceny są niewysokie a jadło i napoje doskonałe.W końcu wracamy na kwaterę.Przecież rano trzeba wstać i wracać do domu bo Artur musi w poniedziałek iść do pracy.Ja na szczęście załatwiłem sobie urlop na poniedziałek.I tak skończył się pierwszy dzień wyprawy do Pragi.
W tym tekście pewnie nie zawarłem wszystkiego, co działo się na tej trasie.Fotki też wrzucam jak popadnie, zazwyczaj bez opisów.Wybaczcie, brak czasu.Wyprawa do Pragi to już historia a życie idzie na przód.
Okolice Jicina, gdzie sławny rozbójnik Rumcajs umilał życie miejscowemu księciu panu
Jicin
W Podebradach woda jest dość smaczna, choć nie wiemy, czy nadaje się do picia.
Podebrady
Zamek w Podbradach
No i w reszcie Praga.
Robię sobie fotę w lustrze
Zamek Hradczany
I my tu jesteśmy
zaczełą się wspinaczka
Obiadek w Malovance
Taki podjazd tu jest
Tu piliśmy wyborne, niefiltrowane piwo
Czas na porządne jadło i dobre piwko
Kategoria Czechy, 200 i więcej
Bundesrepublik Deutschland
-
DST
293.00km
-
Podjazdy
2407m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj z Arturem postanowiliśmy przekroczyć granicę z Niemcami, jednak bez wywoływania Trzeciej Wojny Światowej ;).Przy okazji pojawiła się kolejna kategoria: Niemcy.
Dzisiaj tylko jedna fotka a jutro reszta.
Na sobotę mamy dość ambitny plan, pogoda ma być dobra.Pobudka o 3 rano, rzut oka na prognozę pogody...zapowiada się fatalnie, mają być deszcze..Dzwonię więc do Artura i odwołujemy wyjazd.Można spać dalej, wyjazdu nie będzie.Budzę się po godz 7 a za oknem całkiem niezła pogoda, szybko patrzę na prognozę pogody i...znowu wszystko pozmieniali.Ma być piękna pogoda przez cały dzień.-A niech to...-myślę sobie i szybko dzwonię do Artura.Nie jest przekonany, czy powinniśmy realizować pierwotny plan bo jest na to zbyt późno.-Spróbujmy, zrobimy co będzie możliwe-przekonuję.Artur zgadza się, umawiamy się na wyjazd o godz.8.Trochę późno ale mam optymistyczne nastawienie.Niestety mój optymizm mocno więdnie po przejechaniu pierwszych kilkunastu kilometrów pod silny wiatr.Czuję się jakbym przejechał stówę a wiem, że całą drogę do Zgorzelca będziemy mieli właśnie pod ten wiatr, na domiar złego na otwartej przestrzeni, bez żadnej osłony.Nawet przez myśl mi jednak nie przychodzi, aby zrezygnować z celu, jaki na dziś mamy.Cale 145km jazdy pod silny wiatr, który doslownie mnie zmasakrował.Żadne góry, nie daly mi tak w kość jak tem wiatr.Do Zgorzelca wjechałem wykończony, Artur wydawał się być w lepszej formie.Mimo wiatru, do samego Zgorzelca udaje nam się utrzymać średnią powyżej 26km/h a płasko na tej trasie to nie jest.Pocieszaliśmy się, że z powrotem będzie nas ten wiatr popychał.Powrót rzeczywiście był z wiatrem ale był on zaledwie lekkim zefirkiem w porównaniu z huraganowymi podmuchami, z jakimi musieliśmy walczyć, jadąc do Zgorzelca.Dobrze jednak, że przynajmniej wiatr nie zmienił kierunku...
Po przekroczeniu granicy robimy malą rundkę po Görlitz , robimy kilka szybkich fotek i zaczynamy powrót, bo czasu jest naprawdę niewiele.W drodze powrotnej też nie jest łatwo.Lekki wiatr co prawda wieje nam w plecy ale za to mocnych podjazdów jest więcej.
Jedną z wielkich atrakcji, jakie mamy po drodze, jest Zamek Czocha.Zwiedzamy go z wielką frajdą.Widoki Gór Izerskich i Karkonoszy w jednym ciągu, jakie mamy okazję oglądać w czasie naszej jazdy powrotnej też stanowią nie lada atrakcję.Artur pędzi ostro do przodu, ale ja czasem zatrzymuję się, żeby zrobić fotkę i zostaję wtedy daleko z tyłu.Artur jednak zawsze czeka na mnie, kiedy orientuje się, że mnie nie ma.Najgorzej, że jestem strasznie wygłodniały, w plecaku mam jedzenie a nie mam kiedy zjeść.Czasem, kiedy robię fotkę, albo stajemy na czerwonym świetle, udaje mi się szybko chapnąć kilka suszonych daktyli.Dobrze, że przynajmniej mam co pić.Trzeba przyznać, że suszone daktyle dają niezłego kopa.Przecież większość tej trasy zrobiłem żywiąc się właśnie nimi.Wracając już wiemy, że braknie nam kilku kilometrów do osiągnięcia 300km.Artur chce dokręcić ale ja nie mam na to ochoty.Gdyby miał to być mój życiowy rekord, to pewnie bym dokręcił, jednak to tylko kolejna trzysetka.Z drugiej strony, chcę mieć tę trasę na mapce bez żadnych dokręceń, do tego dochodzi pusty żołądek.Jadę więc prosto do domu.Do naszego miasta wjeżdżamy już na światłach ale nie jest jeszcze ciemno.Szkoda, że prognoza pogody bardzo opóźniła nasz wyjazd, bo mogliśmy zwiedzić jeszcze kilka atrakcji, które miałem w planie a na które zabraklo czasu, jednak i tak uznaję ten wyjazd za bardzo udany, Co do wielokilometrowej jazdy pod wiatr, no cóż, przeżyliśmy.Myślę, że dzięki temu wiatrowi, sprawdziliśmy na ile jesteśmy w stanie jechać w tak trudnych warunkach.Ma to swoją cenę , ale i swoją wartość.
Jeszcze o nowej nawigacji, jaką niedawno kupiłem.To Garmin Oregon.Sprawdził się bardzo dobrze, a male problemy, jakie mieliśmy wynikają z mjej niewiedzy na temat tego urządzenia.Bardzo wygodnie planuje się na niej trasę w terenie.W Zgorzelcu musiałem właśnie zaplanować wyjazd z miasta do Leśnej, żeby zwiedzić Zamek Czocha i udalo mi się to bardzo szybko, kilkoma kliknięciami.Bez porównania lepiej i szybciej niż na Garminie 705 Edge, z którym jeździłem do niedawna.
Dzięki Artur ,że mimo późnej godziny wyjazdu, zgodziłeś się zrealizować ten plan i za fajną, wspólną wycieczkę.Oby Bóg dał jak najwięcej takich właśnie dni i wycieczek.
W Twardocicach
Szybka fotka w Lubaniu
Fotka przed Zgorzelcem
No i jesteśmy na moście granicznym.Po niemieckiej stronie widoczny Kościół farny św. Piotra i Pawła w Görlitz
Trochę zwiedzamy Görlitz.
Szybkie zwiedzanie miasta po niemieckiej stronie bo czasu mało...
W pewnym momencie pojawia się kawalkada Trabantów
Jedziemy w głąb miasta
Kiedyś to było jedno miasto ale teraz różnica między Zgorzelcem a Görlitz jest ogromna.To jakby inny świat.
Szykujemy się do najważniejszej fotki dnia.Tę zrobiłem przypadkowo bo aparat ma ekran dotykowy.Przypadkowo dotknąłem ekrtanu i fotka sama się zrobiła...
No i jest oficjalna fotka, która była celem dzisiejszego wyjazdu.
W drodze powrotnej zwiedzamy Zamek Czocha
Robię fotkę Arturowi ale pan po prawej stronie godzi się zrobić nam wspólne zdjęcie...
...za tę fotkę bardzo temu panu dziękujemy
Zamek Czocha w pełnej okazałości można podziwiać z nad jeziora.Wielu turystów nie wie o tym miejscu
W czasie całej drogi powrotnej do Jeleniej Góry, towarzyszą nam wspaniałe widoki Gór Izerskich i Karkonoszy.Karkonoszy na tej fotce nie widać.
Mamy okazję podziwiać Stóg Izerski
Robię fotki jak leci bo czas ucieka i trzeba jechać.
Śliczny ratusz w Gryfowie Śląskim
Bardzo daleko widać Jelenią Gorę
Widok na Jelenią Gorę.Jeszcze musimy trochę pokręcić, zanim tam dojedziemy
No i wreszcie zjazd do Jeleniej Góry.
Wielka reklama handlarzy samochodów ze Świdnicy zasłania i szpeci piękny widok Jeleniej Góry.Takie rzeczy powinny być zakazane.Pieniądz to nie wszystko szanowny narodzie....Są jeszcze inne, ważniejsze wartości.
Ostatnia fotka dnia.Widok przed zjazdem do Bolkowa
Granica z Niemcami zaliczona
No i mapka trasy
Kategoria 200 i więcej, Niemcy
Rundka z Arturem
-
DST
207.00km
-
Podjazdy
2165m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tej soboty miał być jakiś dalszy wyjazd.Zapowiedzi pogody były jednak dość niepewne.Zapowiadano deszcze i straszono burzami.Szkoda było jednak soboty.Umówiliśmy się więc z Arturem, że pokręcimy się wokół Świdnicy i doładujemy trochę kilometrów.
Chmurki straszyły ale obyło się bez burzy i deszczu.Fotek nie będzie bo zapomniałem aparatu.Zresztą, jadąc z Arturem i tak nie miałem szans na robienie fotek.Niewielka strata bo tereny, przez które jechaliśmy, mam już po wielokroć obfotografowane.Jazda byla fajna a Artur jechal dość łaskawie, więc trasa niespecjalnie mnie zmęczyła.Po powrocie musiałem jeszcze pojechać na zakupy.Nie wspominał bym o tym ale pojechałem na zwykłym rowerze, nieogolony, czerwony na twarzy(po wysiłku na trasie) i w byle jakich ciuchach.Chyba wyglądałem na nietrzeźwego menela , co nie umknęło uwadze policjantów partolujących ulice.Na mój widok natychmiast przyspieszyli, a kiedy mnie dogonili, nakazali zatrzymać się.
Policjanci skontrolowali moje dokumenty a następnie kazali mi dmuchnąć w jakiś śmieszny, elektroniczny przedmiot i jakież było ich zdziwienie, że jestem całkowicie trzeźwy.Po raz kolejny okazalo się, że nie wszystko jest tym, na co wygląda...Przyznaję, że uwielbiam wprowadzać w błąd otoczenie swoim wyglądem.Jako stary gaduła, musiałem uciąć sobie dłuższą pogawędkę z policjantem, który też okazał się zapalonym rowerzystą.To młody czlowiek.Jeździ od 3 lat i też już ma swoje osiągnięcia a że łapie takich, co to po alkoholu jeżdżą, no cóż, nie trzeba chlać jak się jeździ, bo tylko kwestią czasu jest, że się wpadnie a dobrze, jak się po alkoholu w jakimś wypadku nie weźmie udziału.Nie ma przy tym znaczenia, czy jedzie się po asfalcie, czy po szutrowych drogach.Wypadek na promilach to są poważne kłopoty.Ten policjant jakoś tak od razu wyglądał mi na rowerzystę hehe...;)
Tak oto, rowerowo zleciała mi sobota.Dzięki Artur za towarzystwo i fajną rundkę.
Kategoria 200 i więcej
Górkami Kotliny Kłodzkiej
-
DST
259.00km
-
Podjazdy
3489m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj z Markiem przejechaliśmy się po górkach Kotliny Kłodzkiej.Przejechaliśmy przez Góry Złote, Przełęcz Puchaczówkę, Przełęcz Spaloną, Zieleniec, Góry Stołowe od Dusznik i parę mniejszych podjazdów.Powrót przez Czechy.
W Bielawie i Górach Złotych deszcz zlał nas niesamowicie ale się nie wycofaliśmy.Szkoda nam było zmarnować sobotę.Od Lądka Zdroju pogoda była już coraz lepsza.
W Górach Złotych nie robiliśmy zdjęć bo tak lalo, że strach było aparat wyciągać.
No to bierzemy trasę na rogi
Widoki z Puchaczówki
Na Przełęczy Puchaczówka
Przy schronisku Jagodna na Spalonej.Odbywał się tu jakiś bieg w klapkach
Bieg wygrał Marek, choć klapek nie posiadał ;)
Schronisko Jagodna na Spalonej
Mostowice
W Zieleńcu
Marek musiał uzupełnić picie
Zieleniec
Widoki z parkingu za Zieleńcem.
Duszniki
Kudowa Zdrój
Na rynku w Hronovie
Kategoria 200 i więcej, Czechy, Góry Stołowe, Kotlina Kłodzka
Z Markiem nad Jezioro Pilchowickie i do Karpacza
-
DST
221.00km
-
Kalorie 7556kcal
-
Podjazdy
2909m
-
Sprzęt Giant scr 4.0
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj trasa nad Jezioro Pilchowickie i przez Cieplice Podgórzyn do Karpacza.Podjazd do Karpacza z Sosnówki w kierunku na Borowice.Nawaliliśmy dzisiaj sporo mocnych podjazdów.Nie będę się rozpisywał, wystarczy spojrzeć na fotki i mapkę, choć mapka trochę pourywana.Na szczęście Sigma zliczyła skrupulatnie kilometry.To był naprawdę dobry dzień, choć od Podgórzyna jechaliśmy prawie cały czas pod wiatr.Oj dał nam dzisiaj trener Wiatr w kość i wdzięczni mu za to jesteśmy :)
Zjazd do Dziwiszowa.
Sporo wysiłku poszło na zdobycie tej górki
Czernica
Pałac w Czernicy
Nielestno.Pomnik poległych w I Wojnie Światowej
Wiadukt w Nielestnie
Zapora na Jeziorze Pilchowickim
Widok z zapory
Na zaporze
Tablica upamiętniająca budowę zapory
Jezioro Pilchowickie
Widok na zaporę za stacji kolejowej
W Cieplicach
Cieplice
Zamglone pasmo Karkonoszy
Marek spogląda na Zamglone Karkonosze.W głowach mamy tylko jedno:podjechać do Karpacza bezpośrednio od Sosnówki
W oddali widoczny Zamek Chojnik
Sosnówka
Docieramy do świątyni Wang w Karpaczu
Miniaturka świątyni Wang
Zamglony widok Kowar
Hotel Gołębiewski w Karpaczu
W górnym Karpaczu Śnieżka jest dobrze widoczna
Szczęście że miałem moją starą Sigmę.Policzyła skrupulatnie dzisiejsze kilometry
Mapka trochę oberwana, ale pokazuje dzisiejszą trasę
Kategoria 200 i więcej
Karkonosze
-
DST
246.00km
-
Czas
11:59
-
VAVG
20.53km/h
-
Kalorie 9407kcal
-
Podjazdy
3444m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wyjazd z dwoma kolegami w Karkonosze.Na trasie pokonaliśmy Przełęcz Okraj od polskiej strony, Przełęcz Karkonoską od czeskiej strony, podjazd do Karpacza pod Wang od strony Sosnówki. Przełęcz Kowarską i Rozdroże Kowarskie od strony Kowar, Przełęcz Chełmską i Strażnicze Naroże...To tak z grubsza na razie.Relacja, fotki i filmy w późniejszym terminie.
Z dużym opóźnieniem uzupełniam wpis z tej trasy.Musiałem odwiedzić rodziców, zrobić film z trasy dla siebie i kolegów a wyszedł ponad 40-minutowy film.Trzeba było też zrobić krótki filmek na Youtube, przygotować zdjęcia...
O podjeździe na Przełęcz Karkonoską od czeskiej strony myślałem już od dawna, często też rozmawialiśmy na ten temat z Markiem.Ostatnio przygotowywałem się na tego typu trasę, mając też na myśli wyjazd na Praded.Swoim zwyczajem, miałem jechać sam, jednak zadzwonił Tadeusz, kolega z którym kiedyś przejeździliśmy na rowerach kilka tysięcy kilometrów,.Powiedział, że miałby wielką ochotę pojechać na Przełęcz Okraj.Tadeusz miał bardzo długą przerwę w jeżdżeniu ze względu na stan zdrowia ale ostatnio trochę potrenował, więc zaproponowałem, żeby jechał ze mną na Okraj, ja pojadę dalej sam a on po zdobyciu Okraju, wróci do domu sam.Markowi też spodobała się trasa, więc pojechaliśmy we trzech.Kiedyś z Markiem zdobywaliśmy razem Przełęcz Karkonoską od polskiej strony, byliśmy razem w Harrachovie i paru innych miejscach, więc towarzystwo było doborowe.Pogoda i humory dopisywały, złe przygody trzymały się od nas z daleka.
We trzech bez problemu docieramy na Przełęcz Okraj, tu żegnamy Tadeusza, który z Okrajem poradził sobie znakomicie i teraz rozpoczyna powrót do domu a my z Markiem ruszamy do Vrchlabi, aby od czeskiej strony zdobyć Przełęcz Karkonoską.W Vrchlabi na lotnisku impreza na całego, samoloty wyciągają w górę szybowce a obok zawody MTB.W rynku trafiamy na wielki start następnych zawodów MTB,.W Spindleruv Mlynie też trwa jakiś festyn, trafiamy na kawalkadę polskich motocyklistów, których pozdrawiamy machając rękami, oni też nam machają, atmosfera jest fantastyczna, widoki obłędne.
Po długim podjeździe zdobywamy Przełęcz Karkonoską i tradycyjnie podjeżdżamy do schroniska Odrodzenie.Tu decydujemy, że kolejnym podjazdem od Sosnówki wjedziemy do Karpacza.Dobrze wiemy co to za podjazd bo już kiedyś razem go podjeżdżaliśmy ale własnie o to chodzi, żeby tego dnia nie szukać ułatwień.Nie jest łatwo ale dajemy radę, zjeżdżamy przez cały Karpacz i kierujemy się do Kowar.Trwa dyskusja, czy jechać przez Kamienną Górę, czy wspiąć się na Rozdroże Kowarskie.Obaj z Markiem nie mamy ochoty na powrót przez Kamienną Górę, więc wybieramy opcję trudniejszą: jazdę przez Lubawkę i Chełmsko.Trzeba będzie podjechać Szczepanów i Przełęcz Chełmską ale od początku plan zakładał, że łatwo nie będzie.
Dpoadł mnie kryzys związany z brakiem jedzenia.Zaczynam się naprawdę wlec.
W Chełmsku orientuję się, że Marek chciał by zdążyć do domu na mecz, mnie na tym nie zależy a jestem już trochę zmęczony i mam cięższy rower na mniejszych, grubszych kołach.
Proponuję, żeby Marek jechał dalej sam, bo jadąc kolarzówką, na pewno zdąży na mecz.Rozstajemy się.Marek szybko oddala się a ja zatrzymuję się na szczycie Strażniczego Naroża, zjadam spokojnie kupiony w sklepie kawał sernika, wypijam sporo napoju, łapię drugi oddech i ruszam.
Po posiłku i odpoczynku jedzie mi się o wiele lepiej.Siły powróciły.W Unisławiu decyduję się na jazdę przez Wałbrzych, Kozice i Poniatów.Zawsze to kilka podjazdów więcej, choć kilometrów mniej, niż bym miał jadąc przez Rybnicę.Do domu docieram godzinę wcześniej, niż przypuszczałem.
Z najtrudniejszych tras na ten rok pozostal tylko Praded i Harrachov.Nie jestem pewien, czy w tym roku pojadę do Harrachova bo jakoś mnie tam nie ciągnie ale Praded...Myślę, że w niedługim czasie przyjdzie mi się zmieżyć z trasą na Pradziada.Właśnie rozmawialiśmy z Markiem o wyjeździe na Pradziada.Szykuje się nam kolejna trudna trasa, którą pewnie niedługo zrealizujemy.
No to wyruszamy...
Tadeusz wjeżdża na Przełęcz Kowarską
Dziękujemy Tadeuszowi za towarzystwo i dalej jedziemy już tylko z Markiem
Robimy sobie pamiątkową fotkę z czeskim bikerem
Jak będziemy w wieku tego czeskiego bikera tak podjeżdżać Okraj jak on, to to będzie prawdziwy sukces
Zjazd z Okraju do Czech
Pałac w Vrchlabi
Ratusz w Vrchlabi
Krakonos na starcie maratonu MTB w Vrchlabi
W rynku Vrchlabi trafiamy na start maratonu MTB
Spindleruv Mlyn.Widok na Karkonosze
Spindleruv Mlyn.Marek fotografuje fantastyczny widok Karkonoszy
Schronisko "Odrodzenie".I znowu mnie tu przyniosło...
Marek też się cieszy, że znowu tu jest
Z Markiem na przełęczy Karkonoskiej.Pokonaliśmy Królową z obu stron
Widok z Przełęczy Karkonoskiej na polską stronę.Słynny podjazd wydaje się jeszcze bardziej stromy, kiedy się zjeżdża, aż trudno uwierzyć, że można podjechać rowerem taką stromiznę...Zauważyłem też, że ktoś odświeżył napisy na asfalcie.I fajnie, miło się czyta napis "Wielkie brawa dla wszystkich", kiedy ostatkiem sił zdobywa się Królową Podjazdów.To naprawdę podnosi na duchu.
Film z trasy
<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=znqjvgxrgejfhjir" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria 200 i więcej, Czechy, 1000 mnpm i więcej, Przełęcz Karkonoska
Schronisko Na Śnieżniku
-
DST
233.00km
-
Czas
11:41
-
VAVG
19.94km/h
-
Kalorie 8306kcal
-
Podjazdy
2688m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dotarłem dziś do Schroniska na Śnieżniku ale na szczyt postanowiłem się tym razem nie wdrapywać.Było późno, ze szczytu zszedłbym do schroniska około godz17.Było to dla mnie nie do przyjęcia.Dodatkowo sporo ludzi wchodzących na szczyt i schodzących.Uznałem, że cel rowerowy został osiągnięty.Wyżej rowerem wjechać się nie da.Przynajmniej nie moim Lincolnem.Jutro może uda mi się zamieścić jakąś fotkę i coś skrobnąć o trasie.
Opis trasy , który dziś sporządziłem nie spodobał mi się do tego stopnia, że postanowiłem go nie publikować.Fotki muszą wystarczyć.Dodam tylko, że było ciężko.Całą drogę aż do Wambierzyc miałem pod wiatr i dostałem przez ten wiatr nieźle w kość, zwłaszcza na podjazdach, których w drodze powrotnej nie brakowało.Za Wambierzycami wiatr uspokoił się. Oprócz jednej przygody z dużym psem w Wałbrzychu, kiedy to musiałem oddać strzał w powietrze, nie miałem żadnych przygód.W Czechach zaopatrzyłem się w doskonałe piwko, które za chwilę sobie wypiję za tę trasę.
Wiadukt w Kamieńcu Ząbkowickim
Wjazd do Złotego Stoku
Góry Złote, zjazd do Lądka Zdrój.Tu zginął Marian Bublewicz, kierowca rajdowy.W tym miejscu zawsze się zatrzymuję.
Stronie Śląskie widziane z podjazdu do Kletna
Tankuję wodę w źródle "Marianna" przy drodze do Jaskini Niedźwiedziej
Wejście do Jaskini Niedźwiedziej
Droga do Jaskini Niedźwiedziej
Dojazd do Schroniska Na Śnieżniku.Kadr z kamerki
Widoki ze schroniska
Nie mogłem sobie odmówić pamiątkowej fotki
Jeden z licznych strumieni
Widoki podczas zjazdu do Międzygórza
Międzygórze
Góra Igliczna z widocznym po prawej sanktuarium
Czarna Góra widziana z wjazdu do Bystrzycy Kłodzkiej
Widok na Góry Bystrzyckie podczas wyjazdu z Bystrzycy Kłodzkiej do Polanicy Zdrój
Tak sobie jeszcze pstrykam fotki...
Krzyż z czaszką.Stara Łomnica.
Krzyż z czaszką.Stara Łomnica.
Deptak w Polanicy Zdrój
Deptak w Polanicy Zdrój.Kadr z kamerki
Krzyż z czaszką na zjeździe do Wambierzyc
Krzyż z czaszką na zjeździe do Wambierzyc
Wiadukt w Wambierzycach
Broumov.W Czechach panuje moda na instalacje solarne.Pokrywa się nimi całe dachy bo pewnie czeski rząd temu sprzyja.
Tymczasem mapka trasy.
<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=gszmztohlrpehauk" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria 1000 mnpm i więcej, 200 i więcej