Góry Suche
-
DST
89.19km
-
Teren
17.00km
-
Czas
05:16
-
VAVG
16.93km/h
-
VMAX
48.50km/h
-
Kalorie 3330kcal
-
Podjazdy
1080m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Miałem w planie jechać na Wielką Sowę ale w tamtych stronach odbywał się rajd samochodowy, więc pojechałem w Góry Suche.
Między Głuszycą a Rybnicą Leśną jest takie miejsce, zwane Rybną Doliną.
Można tam zatrzymać się na nocleg i zjeść świeżutkiego pstrąga.
W planie miałem z Rybnicy Leśnej podjechać pod schronisko Andrzejówka ale wydało mi się to zbyt łatwym planem i żeby utrudnić sobie życie zjechałem do Unisławia, do Kowalowej a następnie do Sokołowska.Dobrze wiedziałem co robię, gdyż od Sokołowska do schroniska Andrzejówka podjeżdżałem nie raz.Za Sokołowskiem kończy się asfalt i zaczyna się droga szutrowa, której nachylenie sięgnęło nawet 29%.
-Toż to już prawie jak na Przełęczy Karkonoskiej-pomyślałem sobie-tylko że tam jest asfalt.Po podjechaniu największej stromizny, kiedy nachylenie spadło do 18 a następnie 13%, wydawało mi się, że to płaski teren.Przy schronisku Andrzejówka zatrzymałem się tylko chwilkę i ruszyłem w kierunku Ruprechtickiego Spicaka ale wcale nie miałem zamiaru zdobywać szczytu tej górki.
Góry Suche
Powietrze tego dnia było naprawdę przejrzyste. W oddali widać było zarys ośnieżonych Karkonoszy
Powietrze jednak było lodowate a silny wiatr jeszcze potęgował uczucie chłodu.
Wydobyłem z plecaka kurtkę i założyłem bo czułem, że marznę.
Przed podejściem na Ruprechticki Spicak zjechałem sobie na niebieski szlak, który nie jest tam oznaczony, chyba ścięli drzewa z oznaczeniami szlaku.
Po drodze mijam niesamowity, stary cmentarz z kilkoma ocalałymi, drewnianymi krzyżami.
Założę się, że nie chcielibyście się znaleźć w tym miejscu w środku nocy bo nawet w biały dzień wygląda niesamowicie.
Na dole widok Łomnicy a w oddali Głuszyca na tle Gór Sowich
Wąska droga, trzeba uważać bo z lewej dosłownie przepaść.Zleciałoby się do samej Łomnicy...
Dotarłem bez przygód do Przełęczy Pod Czarnochem i jazda przez Głuszycę do Świdnicy.Niestety, droga powrotna była co prawda z górki ale pod tak silny wiatr, że trzeba było mocno kręcić, żeby wogóle jechać.
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Rundka po pracy
-
DST
66.89km
-
Czas
03:14
-
VAVG
20.69km/h
-
VMAX
51.60km/h
-
Kalorie 2575kcal
-
Podjazdy
783m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po pracy objechałem standardową rundkę, podjeżdżając pod Modliszów, Dziećmorowice, Jedlina Zdrój, Walim.Nachylenia podjazdów do 13%
Leśno błotna Apokalipsa
-
DST
91.02km
-
Czas
05:47
-
VAVG
15.74km/h
-
VMAX
42.90km/h
-
Kalorie 3552kcal
-
Podjazdy
1144m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rano pogoda była kiepska, więc myślałem, że znowu tylko wodę będę woził.Zrobiłem jeden kursik a tu pogoda się poprawia, więc skierowałem się do Głuszycy, nie mając planu co będzie dalej.W Głuszycy podjąłem decyzję jazdy na Łomnicę, myśląc o podjeździe na Rogowiec, jednak po drodze plany uległy zmianie i pojechałem w kierunku schroniska Andrzejówka.
Podjazd od Łomnicy do Andrzejówki jest bardzo wymagający.W tym miejscu doszedł do 22% nachylenia.
Na całym podjeździe nachylenie wahało się między 14-18% ale droga jest sucha i wygodna, jak na Góry Suche przystało.
Na koniec podjazdu widok na szczyty Waligórę i Suchawę.Teraz tylko zjazd do Andrzejówki i do Rybnicy a następnie Głuszycy.
Miał to być koniec atrakcji w tym dniu jednak jadąc przez Głuszycę zobaczyłem drogę prowadzącą w las.Coś mnie podkusiło aby pojechać tą drogą.A miałem już taką wygodną, asfaltową drogę do domu...
Znowu podjazdy 10-15%
Ale widok Głuszycy na tle gór jest wart wysiłku.
Po wjeździe w las, piękny widok nie zapowiadał horroru, który musiałem przejść brnąc w błocie na podjazdach o nachyleniu 16%, przenosząc rower przez zwalone pnie drzew i przedzierając się przez leśną gęstwinę.W końcu wylądowałem przy kwaterze Hitlera na Włodarzu, zjechałem do Jugowic i już bez przygód dotarłem do domu.Garmin bardzo się dzisiaj przydał bo pozwolił mi mocno skrócić jazdę po lesie w nieznanym mi terenie.
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Woziwoda
-
DST
66.96km
-
Czas
04:01
-
VAVG
16.67km/h
-
VMAX
45.90km/h
-
Kalorie 2108kcal
-
Podjazdy
351m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Miałem dziś wolny od pracy dzień i w związku z tym wyjazdowe plany rowerowe, jednak fatalna pogoda sprawiła, że musiałem tamte plany porzucić.Pomyślałem jednak, że nawożę rodzicom więcej tej wody ze źródła w Jagodniku a przy okazji i trochę kilometrów rowerkiem zrobię.Wziąłem więc dwie 5-litrowe butelki, jedna na bagażnik, druga do plecaka i zrobiłem 5 rund, przywożąc staruszkom łącznie 50 litrów wody.Na tej trasie nie ma podjazdów ale za każdym powrotem miałem obciążenie 10 litrów wody i silny, zacinający deszczem wiatr w twarz.Po piątej rundzie byłem już nieźle zmoczony deszczem a pogoda była coraz gorsza, dałem więc już spokój na dzisiaj z wożeniem wody.Mają staruszkowie mały zapasik źródlanej wody na jakiś czas.
A to moje rundki dzisiejsze.
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Do pracy i pod wodę
-
DST
19.00km
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj jestem jednym z tych, którzy do pracy pójść musieli.Oczywiście do pracy pojechałem rowerkiem, tak jest codziennie i nie ma innej opcji.Po pracy miałem zamiar zrobić sobie przerwę w jeżdżeniu i wreszcie ugotować normalny obiad.Zadzwonili jednak rodzice z pytaniem, czy nie przywiózłbym im wody ze źródełka, skoro zawsze niedaleko jakiegoś codziennie przejeżdżam.Cóż miałem zrobić?.Po pracy załadowałem 6 litrową butlę na bagażnik i pojechałem do najbliższego, znanego mi źródełka w Jagodniku i zawiozłem staruszkom.
Po pracy standardowa pętla
-
DST
66.26km
-
Czas
03:09
-
VAVG
21.03km/h
-
VMAX
51.40km/h
-
Kalorie 2492kcal
-
Podjazdy
734m
-
Aktywność Jazda na rowerze
To jedna z moich standardowych , codziennych tras, które robię po pracy.Nie brakuje na niej smakowitych podjazdów 7-12%, ale i zjazdów też jest kilka.Trasa atrakcyjna pod względem treningowym, jak i widokowym.
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Do podziemnego miasta na Osówce
-
DST
67.70km
-
Czas
03:28
-
VAVG
19.53km/h
-
VMAX
40.30km/h
-
Kalorie 2481kcal
-
Podjazdy
620m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po pracy wybrałem się do podziemnego miasta, które wydrążone jest w górze Osówka.Obiekt jest częścią hitlerowskiego kompleksu "RIESE".Na miejscu okazało się, że padły mi akumulatorki w aparacie, więc cyknąłem kilka fotek komórką.Zamieszczę je w późniejszym terminie.
Wejście do podziemnego miasta na Osówce
Strumień z krystalicznie czystą i lodowatą wodą na Osówce.Szczególnie w letnie upały jego widok jest szczególnie przyjemny.Piwko wychłodzone w tym potoku smakuje wybornie.
Wyjście z podziemnego miasta na Osówce
Trzeba pamiętać, że chcąc zwiedzać podziemne miasto, nawet latem trzeba mieć se sobą kurtkę i długie spodnie bo temperatura w podziemiach utrzymuje się na poziomie +4 stopni przez cały rok.
Leśna asfaltówka na Osówce
Mała Sowa widoczna z drogi na Osówkę
Droga z Walimia na Osówkę dochodzi do 15% nachylenia.
Walim widoczny z drogi na Osówkę.Tu jest naprawdę stromo.
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Głazy Krasnoludków i Krzeszów
-
DST
121.23km
-
Czas
06:26
-
VAVG
18.84km/h
-
VMAX
52.00km/h
-
Kalorie 3800kcal
-
Podjazdy
1148m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jest w Gorzeszowie taki mały i mało znany rezerwat przyrodniczy o nazwie Głazy Krasnoludów.Właśnie dziś moim celem własnie ten rezerwat był, oraz Krzeszów, gdzie znajduje się pocysterska bazylika mniejsza.Fotki i opis w najbliższym, możliwym czasie, teraz muszę upiec chleb i zjeść jakiś obiad.
Na razie tylko mapka trasy
Kolejny, wolny od pracy dzień i przyznam, że czuję jeszcze przedwczorajszy wyjazd w Góry Stołowe, jednak żal pięknej pogody sprawia, że jadę, tym razem gdzieś bliżej i po mniejszych górkach. Pomyślałem o Głazach Krasnoludków w Gorzeszowie bo dawno tam nie byłem a miejsce jest prawdziwie czarowne. Po Głazach Krzeszów a następnie improwizacja. Pierwsze 32km pod górkę, która kończy się w Rybnicy, no i oczywiście pod wiatr. Cała droga do Gorzeszowa upływa mi na rozkoszowaniu się pogodą i widokami, które są naprawdę atrakcyjne. Do roweru dopięte mam sakwy, w których jest cała masa niepotrzebnych mi w trasie rzeczy, ja uważam jednak, że w pewnych okolicznościach mogą się okazać niezbędne i to przeświadczenie wystarczy abym zdecydował się taszczyć je przez całą drogę. Muszę przyznać, że choć sakwy stawiają duży opór powietrza, hamując prędkość jazdy i zwiększają ciężar roweru, to jednak zauważyłem też pozytywne skutki zabierania ich z sobą nawet na małe wyjazdy. Zaobserwowałem, że samochody wyprzedzając, omijają mnie szerszym łukiem, co sprawia, że mam większy komfort psychiczny w czasie wyjazdów. Już w Kochanowie zaczyna się prawdziwa kraina przydrożnych krzyży, kapliczek i figurek świętych, które są świadectwem władzy krzeszowskiego zakonu. Stoją one zarówno przy drodze, w obejściach zabudowań gospodarczych, jak i w szczerym polu. Miejscowa ludność musiała mieć cały czas świadomość, kto włada tymi ziemiami, komu należy się oddawanie czci i płacenie podatków. Gdybym chciał je wszystkie fotografować, pewnie do tej pory nie zdołałbym wrócić do domu ;).
Dojeżdżam do Gorzeszowa i robię fotkę Czarciej Skale
Następnie skręt w lewo na żółty szlak pieszy a czarny rowerowy. Na początku jest to wąska asfaltówka, drogowskazy prowadzą wprost do Głazów Krasnoludków, więc nikt nie powinien zabłądzić. Za wsią asfaltówka zmienia się w szutrową drogę ale jest ona szeroka i sucha. Wygodnie się nią więc jedzie do samego rezerwatu, choć trzeba troszkę podjechać.
Tak wygląda szutrówka do rezerwatu.
Wejście na teren rezerwatu
Jest to dzień powszedni, więc w rezerwacie jestem całkiem sam. Zostawiam rower pod drzewem i idę trochę pozwiedzać. Czuje się tu coś pierwotnego...Zwiedzając rezerwat, można wejść na sam szczyt skał, ścieżkami prowadzącymi między skałami ale trzeba uważać bo nie ma tam żadnych zabezpieczeń i nieostrożny turysta może spaść. Skały mają bardzo ciekawe formy, przypominające te z Gór Stołowych.
Fotka zrobiona latem
Część fotek załączyłem z wcześniejszego wyjazdu.
Robię kilka fotek i chwilę zastanawiam się nad dalszą jazdą szutrem w kierunku Olszyn, jednak ta ta droga oddalała by mnie mnie od Krzeszowa, więc wracam do Gorzeszowa a następnie jadę do Krzeszowa. Po drodze w Krzeszówku cykam fotkę kościoła i widocznego już w oddali zespołu klasztornego w Krzeszowie.
Kościół w Krzeszówku
W oddali widoczny kompleks klasztorny w Krzeszowie, jest naprawdę ogromny.
Jedna z przydrożnych figur
Zwiedzam teren klasztorny, bazylika akurat jest w trakcie remontu elewacji i zdobień zewnętrznych.
Narzędzie benedyktyńskiej sprawiedliwości pewnie i dziś byłoby najbardziej skutecznym środkiem na wychowanie społeczeństwa w poszanowaniu prawa i porządku.
Nieczynna brama na teren klasztoru
Zdobienie bramy wejściowej na teren klasztoru
Trafiłem na remont bazyliki...
Pozłacana figura na szczycie wieży bazyliki
Bazylikę zdobią potężne figury.
Kolejny etap to Betlejem, do którego prowadzi zaniedbana asfaltówka przez las.
Widok w drodze do gościńca Betlejem
Atrakcją gościńca Betlejem jest pawilon na wodzie. Robię fotkę ale chyba nie spodobało się to pilnującemu posesji psu bo strasznie na mnie ujadał. Obiecuję mu, że będzie sławny bo opublikuję jego fotkę i to trochę psa uspokaja :).Kiedy jednak odjeżdżałem to aż chciał siatkę pogryźć, chyba nie bardzo mi uwierzył ;).
A tak wygląda latem.Fotka zrobiona podczas innego wyjazdu.
Tym niemniej słowa danego psu dotrzymuję i fotkę zamieszczam
Od gościńca jadę na Przedwojów. Wspaniała droga przez las. Widoki, powietrze, czegóż więcej mi potrzeba?Zwłaszcza, że pod górkę :).Droga ta była kiedyś wąską asfaltówką ale z asfaltu w większości pozostały tylko kamienie podkładowe. Miejscami widać asfalt. Mój Lincoln ma jednak opony Michelin Country Gravel, więc nie straszne mu takie nawierzchnie. Sprawdziły się one doskonale w zeszłym roku na szutrach Gór Suchych, gdzie kamienie były bardzo ostre.
Podjazd się kończy i staję na punkcie widokowym z którego można podziwiać wspaniałą panoramę Krzeszowa i okolic. Zauważam, że rozsypało się mocowanie przedniej sakwy i trzyma się ona jedynie na obluzowanej , jednej śrubce. Próby skręcenia kończą się fiaskiem, gwinty nie łapią. Szkoda mi czasu na dalszą walkę. Przepakowuję z niej wszystko do tylnych sakw i samą sakwę też. Co ja bym zrobił bez tych tylnych sakw, miałem jeszcze kilka innych rozwiązań, łącznie z ciśnięciem przedniej sakwy do rowu ale ona jest naprawdę solidna i szkoda by było. Mocowanie zrobię w domu po swojemu i będzie służyć przez lata.
Droga z Betlejem do Przedwojowa
Krzeszów z punktu widokowego
Teraz tylko zjazd do Przedwojowa
Droga do Przedwojowa.Miejscami jest nawet asfalt
Zjeżdżam do Przedwojowa a następnie do Kamiennej Góry. Przed zjazdem do Kamiennej Góry robię ostatnią fotkę tego dnia, chowam kamerę i zjeżdżam do miasta.
Widok przed zjazdem do Kamiennej Góry
Zwiedzam Kamienną Górę, lecz fotek nie robię, jakoś nic szczególnego nie przykuło mojej uwagi. Z Kamiennej Góry do Szczawna Zdrój przez Czarny Bór. W Jabłowie miło jest jechać nowym asfaltem, choć pod górkę, ale co to za górki... Na podjeździe w Czarnym Borze jakiś gość na „góralu” próbuje mnie gonić.
Nie uciekam, od 3 lat nie bawię się już w takie podchody. Nikogo nie gonię, przed nikim nie uciekam. Po prostu sobie jadę.
-Pewnie zaraz mnie dogoni- myślę sobie z uśmiechem, ale on jakoś tak nie może mnie dojść...
W Szczawnie Zdrój ruch niesamowity, droga wąska. W Wałbrzychu kieruję się na Poniatów, następnie polną drogą na Julianów i do Modliszowa,w Modliszowie zjazd do Lubachowa. W Modliszowie spotykam rowerzystów z mapami, czyżby jakieś zawody rowerowe?
Dojeżdżam do Świdnicy, na liczniku mam 117km, jadę więc do Muzeum Broni w Witoszowie, żeby dokręcić do 120km.Czuję się, jakbym przejechał 20km a nie 120...
To zdumiewające i bardzo przyjemne uczucie daje nadzieję na wiele dalekich wyjazdów w tym roku.
<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=lcmdnlfalowiaqpy" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria 100 i więcej
Góry Stołowe i Czechy
-
DST
170.53km
-
Czas
09:06
-
VAVG
18.74km/h
-
VMAX
50.40km/h
-
Kalorie 5742kcal
-
Podjazdy
1768m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj miałem wolny od pracy dzień, więc troszkę dłuższą trasę zrobiłem.Do Czeskiego Nachodu , Kudowy Zdrój a następnie Szosą Stu zakrętów do Radkowa.Opiszę jutro i zamieszczę fotki.
Plan mam niejasny, po głowie chodzi mi Harrachov...
-Czy jednak nie za wcześnie na taki wyjazd-myślę sobie-to jeszcze nie ta forma.
Decyzja pada na Góry Stołowe a jakoś takoś się ustawię, żeby w drodze powrotnej czeskie pifffko zakupić ;) .Jadę na Głuszycę, mając w zamiarze na Nową Rudę się kierować, jednak w ostatniej chwili zmieniam decyzję i w Głuszycy Górnej odbijam w prawo na Przełęcz Pod Czarnochem, aby przez Janovicki do Broumova zjechać.Była to ryzykowna decyzja bo podczas ostatniej mojej jazdy przez tę przełęcz musiałem brnąć piechotą po śniegu.Wolałem jednak to, niż jechać główną trasą na Nową Rudę w powszedni dzień, kiedy to wielkie ciężarówki prują tam na maxa.Droga na Przełęcz Pod Czarnochem okazała się przejezdna, nawierzchnia to było zamarznięte błoto, więc sprzętu nie upaćkałem zbytnio.
Wjazd na Przełęcz Pod Czarnochem ma zamarzniętą nawierzchnię...Nie łudźcie się, tu jest nachylenie 9-11%
...ale widoki i powietrze do oddychania super.
Na przełęczy Pod Czarnochem śnieg nie poddaje się łatwo.
Zjeżdżam do Broumova sycąc oczy widokami i zapachem wydobywającym się z Browaru Olivetin...
-Na pewno kupię sobie piwko wracając-uśmiecham się do swoich smakowitych myśli.
Z Broumova miałem skierować się do Tłumaczowa a następnie w prawo na boczną drogę do Radkowa ale w tym momencie naszła mnie myśl, że przecież tyle razy podjeżdżałem w Górach Stołowych od Radkowa a nigdy od Kudowy Zdrój.Nie zastanawiam się długo, z Broumova jadę do czeskich Polic a następnie do Hronova.
W życiu jednak nie ma dobrych rozwiązań, są tylko złe i jeszcze gorsze.Podjazd pod przełęcz Honske Sedlo nie jest łatwy ani od strony Pekov-pokonywałem go wiele razy-ani od strony Broumova, tym bardziej, że całą drogę od Broumova do Nachodu miałem pod wiatr a sakwy, które sobie dopiąłem stanowią skuteczny hamulec aerodynamiczny.Nie cofam się jednak, klamka zapadła.Po wjeździe na Honske Sedlo(średnie nachylenie 12%) mam dość, podjazdy na przełęcz Pod Czarnochem i jazda pod wiatr tyle kilometrów robią swoje a przecież to jeszcze nie ta forma do długich wyjazdów.
na Przełęczy Honske Sedlo.Broumovske Steny.
Mam ochotę zjechać do Mezimesti, zakupić piffko i wrócić do domu.Samotne wyjazdy mają to do siebie, że człowiek miewa takie chwile i sam musi sobie z nimi poradzić.
Pokusa pójścia na łatwiznę jest zawsze mocniejsza, kiedy jesteś sam a kiedy sobie z tym poradzisz, jesteś mocniejszy.Dlatego uwielbiam samotne wyjazdy.Gdybym poszedł na łatwiznę, czułbym się słaby, przegrany a dzień uważałbym za zmarnowany.Nie darowałbym sobie tego nigdy.
Zjazd do Polic przez Pekov jest fantastyczny(w końcu to nachylenie 8%) pomimo silnego , przeciwnego wiatru, do którego zaczynam się jednak przyzwyczajać.
nie zatrzymując się, przejeżdżam przez Police i kieruję się na Hronow.Czeskie miasteczka są jak perełki, niesamowicie zadbane.
Chatka na drodze z Polic do Hronova w Czechach.
Na drodze z Polic do Hronowa kolejka szynobusów jest wciąż czynna.
Wjeżdżam do Hronova, zatrzymuję się bo muszę poluzować zapięcie spd bo nie mogłem wyszarpnąć stopy z pedała, moją uwagę zwraca śliczny, kościółek.
Kościółek w Hronovie
Rynek w Hronovie robi wrażenie.
Złocona figura na kolumnie w rynku w Hronovie niesamowicie błyszczy w Słońcu.
Z Hronova jadę do Nachodu i zatrzymuję się dopiero na przejściu granicznym Nachod-Kudowa
Szybka pamiątkowa fotka na Przejściu granicznym Nachod-Kudowa
i jazda do centrum Kudowy,
Za przejściem granicznym zjeżdżam w lewo , w boczną drogę, żeby nie jechać główną trasą a po drodze widzę piękny kościółek w Kudowie-Słonem
Kościółek w Kudowie-Słonem
W parku zdrojowym w Kudowie
Park zdrojowy w Kudowie
Sanatorium "Zameczek" w Kudowie Zdrój
Park zdrojowy w Kudowie
Hotel Verde w Kudowie Zdrój
Krzyż z czaszką na wyjeździe z Kudowy Zdrój
Czas opuścić Kudowę Zdrój.Wjazd na Szosę Stu Zakrętów
Podjazd od Kudowy do Karłowa robię pierwszy raz.Zawsze jechałem do Kudowy...Jest bardzo wymagający.Nachylenia to 6-7-8-9%, bez chwili wytchnienia ale widoki i górskie powietrze super.Wyżej, przy drodze leży śnieg.Mijam Karłów i zatrzymuję się aby sfotografować Szczeliniec...
Szczeliniec Wielki wciąż tu jest...
W Górach Stołowych jest jeszcze śnieg.
Zaczynam zjazd i chcę nadrobić bo jest już późno ale w pewnym momencie konsternacja, na zakrętach ściekająca z topniejącego śniegu woda, zamienia się w lód i można fiknąć.jadę więc ostrożnie, z nadrabiania czasu nici więc.
Mój ulubiony "kamyczek", zawsze robię sobie tu fotkę.To białe pod kołami roweru to śnieg...
Poniżej asfalt jest już suchy i choć chłodno da się jechać szybciej, nadrabiam więc trochę czasu, prując do samego Radkowa.Sakwy skutecznie ograniczają moją prędkość, stawiając aerodynamiczny opór.
Nad Radkowem pogoda paskudna, zaczyna kropić deszcz.W zamiarze mam jazdę do Nowej Rudy i wtedy przypominam sobie, że jeśli tak zrobię to z zakupu czeskiego piwa nic nie będzie.Tak być nie może, za Radkowem skręcam na Tłumaczów i znów podjazdy rzędu 8-9%.W końcu niesamowity zjazd do Tłumaczowa.
Zjazd do Tłumaczowa od strony Radkowa.Tu nachylenie sięga miejscami 16-20 a nawet 25%. Kiedyś przyjadę tu aby to podjechać.Tym razem jednak sobie zjechałem.W Tłumaczowie wjeżdżam znowu do Czech i jadę przez Broumov do Mezimesti.
Jest już naprawdę późno a ja mam znowu pod wiatr...
-Ten wiatr chyba specjalnie coś kręci-myślę sobie i nie poddaję się.W końcu mam wyższą motywację...
Chowam kamerę, nie będzie już dzisiaj potrzebna, trzeba się śpieszyć.
Przez całą drogę z Tłumaczowa do Mezimesti pocieszam się, że kiedy skręcę na Starostin do będę miał wiatr z boku a może nawet w plecy...Jakież było moje zdumienie, kiedy własnie dopiero wtedy zaczęło mi wiać w twarz...
I tak nie mam już wyboru, muszę jechać.
W Starostinie ładuję cztery piwa Kozel do sakw, co jeszcze bardziej zwiększa ciężar roweru i rozszerza sakwy na boki.Teraz dopiero naprawdę działają jak hamulce aero...Wjeżdżam do Polski i jadę do Unisławia a tammmm...ostatni duży podjazd do Rybnicy.Nie jest to jakiś specjalnie trudny dla mnie podjazd ale po takiej trasie człowiek ma wrażenie , że to Everest <lol>.Podjeżdżam sobie spokojnie, zmęczenie gdzieś sobie poszło i jazda naprawdę mnie cieszy tym bardziej, że wiem, iż z Rybnicy mam już z górki do samego domu.no może nie do końca ale to wszystko nic już nie znaczy.Rozkoszne, delikatne stukanie butelek Kozela w sakwach sprawia, że mam doskonały nastrój.Wracam do domu już po ciemku.To był kolejny dobry dzień.
Dokładam jeszcze fotkę z pomnikiem bohaterów Armii Radzieckiej poległych w walkach o Nachod.Stoi tuż przed granicą Nachod-Kudowa
Kategoria 150 i więcej, Czechy, Góry Stołowe
Kwatera Hitlera na Włodarzu 2
-
DST
55.23km
-
Teren
2.00km
-
Czas
03:00
-
VAVG
18.41km/h
-
VMAX
50.30km/h
-
Kalorie 1854kcal
-
Podjazdy
645m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zgodnie z obietnicą daną Karli76, właśnie dziś wybrałem się po raz drugi na Włodarz do kwatery Hitlera.Tym razem było otwarte, choć samego Hitlera tam nie zastałem ;) i zrobiłem kilka fotek.Pewnie w ciągu kilku dni zamieszczę te fotki w tym wpisie.Na razie program zajęć mam bardzo napięty i nie daję rady ze wszystkim.
Kupiłem nową kasetę i łańcuch do Lincolna, założyłem nowe sakwy, więc nadszedł czas próbnej jazdy moim starym rowerkiem, który ma już za sobą ponad 90tyś. kilometrów tras. Właściwie to już tylko rama i przednia przerzutka XT została ze starego osprzętu, dla mnie jednak jest to wciąż mój stary, dobry rower.
Skierowałem się na Włodarz aby zrobić kilka fotek.
Na początek hotel "Borys" w Zagórzu.Tu Angelino możesz założyć swoją bazę wypadową a jeśli będzie za drogo to polecam agroturystykę w Jugowicach.To naprawdę dobry punkt wypadowy na wyjazdy w ciekawe miejsca.
Draga z Jugowic na Włodarz.Wygląda płasko ale nie łudźcie się.Miejscami dochodzi do 10- 11% nachylenia
Leśna szutrówka, prowadząca do kwatery Hitlera na Włodarzu.
Teren kwatery Hitlera na Włodarzu
Pojazdy wojskowe stanowią eksponaty(nie z epoki niestety) muzeum kwatery.
W tym namiocie turyści mogą schronić się przed deszczem i słońcem i spokojnie coś zjeść.Często dla turystów pali się ognisko, przy którym można sobie coś upiec.Powiększyłem też cennik i godziny wejść do podziemi.Wchodzi się grupami z przewodnikiem.
Jeden z eksponatów muzeum na terenie kwatery Hitlera na Włodarzu.
Jeden z eksponatów , stoi obok wejścia do podziemi kwatery Hitlera.
Wejście do podziemi kwatery Hitlera na Włodarzu.Kaski dla turystów są obowiązkowe.
Wyjście z podziemi kwatery Hitlera na Włodarzu.Tędy wycieczki wychodzą, kończąc zwiedzanie.
Zniszczone ładunkami wybuchowymi budynki mieszkalne załogi Włodarza.
Zniszczone ładunkami wybuchowymi budynki mieszkalne załogi Włodarza.
Pomnik pomordowanych jeńców, którzy budowali kwaterę Hitlera na Włodarzu.
Pomnik pomordowanych jeńców, którzy budowali kwaterę Hitlera na Włodarzu.
Droga z Włodarza do Walimia albo odwrotnie ;)
Zjazd do Walimia od strony Włodarza
Zajazd "Hubert" w Walimiu.Tu możecie coś przekąsić ;)
W Walimiu podjechałem jeszcze do podziemnej fabryki, która także była częścią kompleksu "RIESE"
Most Bayleya prowadzący do wejścia do podziemnej fabryki w Walimiu.
Parking na terenie podziemnej fabryki w Walimiu, no i oczywiście mój Lincoln, który jazdę próbną zdał na 6+ tego dnia.