Po piwo do Czech
-
DST
95.00km
-
Teren
2.00km
-
Czas
04:28
-
VAVG
21.27km/h
-
VMAX
46.00km/h
-
Kalorie 4378kcal
-
Podjazdy
837m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kolega polecił mi czeskie piwo Svijany , jako najlepsze z dotychczas przez niego smakowanych.
Postanowiłem więc posmakować i ja tego piwka.Sobota wydała mi się najlepszym dniem na wyjazd, nie namyślałem się więc długo i pojechałem.Po powrocie schłodziłem najpierw browarek a po kilku godzinach sięgnąłem po buteleczkę...Mówię Wam, Svijany to prawdziwe piwo, smakuje wybornie, nie to co te sprzedawane w Polsce wyroby piwopodobne.
&feature=player_detailpage">Opis linka
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Rundka po pracy
-
DST
51.00km
-
Czas
02:21
-
VAVG
21.70km/h
-
VMAX
42.00km/h
-
Kalorie 1862kcal
-
Podjazdy
397m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tradycyjnie po pracy przejażdżka do Jedliny przez Dziećmorowice.
Pradziad zdobyty
-
DST
165.00km
-
Czas
08:27
-
VAVG
19.53km/h
-
VMAX
50.00km/h
-
Kalorie 6885kcal
-
Podjazdy
2550m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pomysł wyjazdu na Pradziad zawdzięczam relacji, jaką ze swojej wyprawy na tę „górkę” zamieścił Toomp. Po przeczytaniu jego relacji i ja zapragnąłem wjechać na ten szczyt, tym bardziej, że nigdy wcześniej tam nie byłem a trasa wydała mi się bardzo atrakcyjna.
Z początku planowałem całą trasę przejechać rowerem, jednak po głębszej analizie postanowiłem skorzystać z szynobusu i trasę rowerową rozpocząć w Kamieńcu Ząbkowickim.
Kiedy obudziłem się w sobotę rano, pogoda w Świdnicy nie zachęcała do wyjazdu.
-Chyba nici z dzisiejszego wypadu-myślałem patrząc posępnie na niebo usłane ciemnymi chmurami.
Pomyślałem jednak, że do Kamieńca skoczę szynobusem i najwyżej pokręcę się wokół jezior: Paczkowskiego i Otmuchowskiego, zwiedzę Paczków, w którym dawno nie byłem i jak pogoda się popsuje do reszty to wrócę szynobusem, ale jeśli pogoda się poprawi to jadę na Pradziad. Mając więc plan awaryjny, w dobrym humorze zacząłem szykować się do wyjazdu.
Trasę ze Świdnicy do Kamieńca pokonywałem rowerem wiele razy i nie miałem ochoty tego dnia marnować czasu i siły na jazdę tą nudną już dla mnie trasą. W niecałą godzinkę szynobus dowiózł mnie do Kamieńca a czas jazdy koleją umiliły mi rozmowy z ciekawymi ludźmi. W Kamieńcu pogoda była już super. Żałowałem nawet, że założyłem długie spodnie, przez co było mi za gorąco, jednak na szczycie Pradziada cieszyłem się, że je mam na sobie, bo było tam naprawdę dość chłodno tego dnia.
Od Kamieńca jednak trzeba było już kręcić a łatwo nie było. Z Byczenia do Paczkowa obłędnie nudna, prosta, wielokilometrowej długości betonowa droga, o nachyleniu 0% pozwoliła jednak na dobrą rozgrzewkę. Z Paczkowa wybrałem boczną drogę i granicę z Czechami przekroczyłem przejściem Dziewiętlice-Bernatice i dopiero przed Žulovą wjechałem na główną trasę. Jazda rowerem głównymi drogami w Czechach jest inna niż w Polsce, jechałem więc sobie bezstresowo.
Na trasie wspaniałe widoki ale też długie i strome podjazdy, miejscami dochodzące do 14%.
Tego dnia mam doskonałe samopoczucie, mimo to rozważnie pokonuję podjazdy, oszczędzając siły na później.
Daleko po prawej stronie widać szczyt Pradziad
Kiedy w oddali zobaczyłem szczyt Pradziad, zacząłem mieć wątpliwości, czy dam radę tego dnia tam wjechać...
-Przecież to jeszcze tak daleko i tak wysoko...- myślałem patrząc na odległy szczyt z wieżą-Skoro jednak Toomp dał radę, to ja też na pewno się nie wycofam.
Posuwałem się więc do przodu, odganiając precz niegodne myśli.
Cała trasa składa się z czterech wielkich podjazdów. Pierwszy podjazd do Lipová-lázně na wysokość około 564mnpm, po nim jest mały zjazd, następnie podjazd na ponad 900mnpm, następnie dość stromy zjazd, po którym trzeba podjechać już na ponad 1000mnpm, następnie zjazd do 844mnpm do Karlovej Studánki i stąd już tylko jazda w górę aż na szczyt Pradziad. Oszczędzając siły na tych , co mniejszych podjazdach, zjawiłem się w Karlovej Studánce w dość dobrej formie, na szczyt jechałem więc sobie dość żwawo, jak na moje skromne siły. Dość powiedzieć, że na wjeździe wyprzedził mnie tylko jeden rowerzysta, którego i tak przed szczytem wyprzedziłem, choć walczył dzielnie.
A to mój wjazd na Pradziad z kamery na kierownicy.
Kliknij Tu aby obejrzeć Film
Nie wiem dlaczego na blogu nie pokazuje się film, podaję więc link....
Za to na zjeździe wyprzedzali mnie wszyscy bo nie mając skłonności do ryzykanctwa, starałem się nie przekraczać 50km/h. Inni rowerzyści wyprzedzali mnie, jakbym piechotą szedł.
Na szczycie oczywiście sesja zdjęciowa.
Elektrownia
Pradziad
Ekipa rowerzystów z Polski też robiła sobie fotki. Kiedy usłyszałem że Polacy, sam zaoferowałem, że zrobię im wszystkim fotkę. Ucieszyli się, dali mi cztery swoje aparaty i z każdego musiałem cyknąć im grupową fotkę. Później wszyscy pognali na złamanie karku, wyprzedzając mnie na zjeździe do Karlovej Studánki.
Zjazd z Pradziada
Na szczycie Pradziad chłodno. Ubieram najpierw bluzę a przed zjazdem ortalionkę a i tak w Karlovej Studánce trochę mnie telepie z zimna. Cieszę się, że ubrałem te długie spodnie, choć w drodze powrotnej znów jest mi w nich za gorąco.Te trzy mocne podjazdy w drodze powrotnej dają mi się mocno we znaki ale śpieszę się, gdyż z wyliczeń wynika, że mogę nie zdążyć na ostatni szynobus z Kamieńca do Świdnicy. Jeśli nie zdążę na czas, będę musiał przejechać rowerem dodatkowo około 60km.Czuję w nogach te podjazdy i nie mam ochoty na pozaplanowe kilometry, jadę więc ile sił w nogach a wiele tych sił już nie ma. Nie ma także czasu na jedzenie, choć jeszcze coś w torbie do jedzenia jest. Mało za to mam picia...Pędzę więc do przodu, nie zapominając jednak o włączaniu kamery na zjazdach. W końcu karta pamięci w kamerze zapełnia się, więc to już koniec filmowania, teraz już tylko do przodu a czas ucieka...W Paczkowie wjeżdżam na betonówkę i staram się dociskać bo zostało już tylko pół godzinki do odjazdu szynobusu z Kamieńca... Ta betonowa droga to prawdziwy koszmar a do tego jeszcze pod wiatr. Na szczęście jej nachylenie to 0%.Jednak ja już nie mam sił, prawie nie mam już wody a język i gardło suche jak pieprz. W końcu wjeżdżam do Byczenia a tam ostatni kawałek ale pod górkę, czas jednak jest nieubłagany i do odjazdu szynobusu zostało kilka minut.
-Nie mogę przecież tak głupio przegrać tej walki- myślę sobie i ostatkiem sił cały podjazd z Byczenia do stacji kolejowej w Kamieńcu jadę na stojąco, dając z siebie wszystko co we mnie zostało. Dojeżdżam do stacji kolejowej, wchodzę na peron i w tym momencie szynobus też wjeżdża na peron, wyciągam butelkę z piciem, zostały tylko dwa łyki ale one dosłownie ratują mi życie, robi mi się trochę ciemno przed oczami, czuję skutki odwodnienia .Na pytanie jednego z czekających na pociąg, w którym miejscu przekroczyłem granicę, nie potrafię odpowiedzieć, w głowie mam kompletną pustkę. Po chwili jednak dochodzę do siebie, wsiadam do szynobusu i nareszcie mogę odpocząć. Do szynobusu wsiada też dwóch obładowanych sakwami rowerzystów, którzy jadą do Przemyśla, aby tam rozpocząć rowerową wyprawę na Ukrainę. Mam więc znowu z kim pogadać w czasie podróży. Na koniec życzę im udanej wyprawy, wysiadam z szynobusu i powoli jadę do domu.
Tak oto tego dnia mam wielką satysfakcję ze zdobycia szczytu Pradziad. A wszystko dzięki relacji, którą na swoim blogu zamieścił Toomp.
<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=ndimwqppqtsqunkq" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria 150 i więcej, Czechy, 1000 mnpm i więcej
Rundka po pracy
-
DST
57.00km
-
Czas
02:54
-
VAVG
19.66km/h
-
VMAX
38.00km/h
-
Kalorie 2075kcal
-
Podjazdy
425m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiejszy dzień był po prostu fatalny.Przynajmniej dla mnie.Parno, mało tlenu w powietrzu, jechało mi się ledwo ledwo.W drodze powrotnej spotkałem Tadeusza.Kiedyś przejeździliśmy kilka tysięcy kilometrów razem, więc trzeba było trochę pogadać.Jechaliśmy więc sobie powoli, prowadząc rozmowę.
Rundka po pracy.Przełęcz Sokola
-
DST
77.00km
-
Czas
03:31
-
VAVG
21.90km/h
-
VMAX
41.00km/h
-
Kalorie 3166kcal
-
Podjazdy
691m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po sobotnich, karkonoskich atrakcjach zrobiłem sobie dwa dni przerwy, które słusznie mi się należały.Czas był już jednak najwyższy, aby wrócić do tradycyjnych rundek po pracy.
Dzisiaj podjazd na Przełęcz Sokolą od Walimia.W drodze powrotnej spotkałem pana Bolka, zawróciłem więc, i razem z nim jeszcze raz okrążyłem jezioro w Lubachowie i tak jakoś przejechało mi się te 77km.
Świdnica-Harrachov-Świdnica
-
DST
267.00km
-
Czas
12:06
-
VAVG
22.07km/h
-
VMAX
56.00km/h
-
Kalorie 9047kcal
-
Podjazdy
2548m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Od dłuższego czasu czekam na sobotę, w którą mógłbym pojechać do Harrachova i tym razem wreszcie pogoda pozwoliła na realizację mojego planu. Tak się złożyło, że dwóch kolegów również miało zamiar osiągnąć ten cel ale jadąc w odwrotnym kierunku.
-Fajnie by było móc się spotkać gdzieś na trasie- pomyślałem.
Trasę, jak zawsze, miałem zamiar pokonać samotnie, jednak los chciał inaczej. Jednemu z nich stanęły na przeszkodzie sprawy rodzinne i wyjazd musiał odwołać, drugi-Marek- nie chciał jechać sam i z żalem ale wyjazd też odwołał. Wiedziałem, że od dawna bardzo zależało mu na wyjeździe do Harrachova, więc łamiąc swoje zasady, zaproponowałem, że jak chce, może się zabrać ze mną, jednak prędkość jazdy nie będzie taka, z jaką przyzwyczaił się jeździć, ponieważ ja jeżdżę o wiele wolniej. Nie żałowałem swojej decyzji bo Marek na swojej kolarzówce, zazwyczaj jechał kilkaset metrów przede mną a czasem kilka kilometrów, co sprawiało, że i tak jechałem sobie sam, słuchając muzyki z mp3 i było fajnie.
W trasę wyjechaliśmy o godz 6 rano i dzięki temu mieliśmy spory kawał drogi spokojnej jazdy, prawie bez samochodów na jezdni.
-Popatrz, kolarz jedzie pewnie też w Karkonosze- mówi Marek, wskazując ubranego na niebiesko kolarza, kiedy stoimy pod LIDL-em w Kamiennej Górze. Tego kolarza spotkaliśmy później na Przełęczy Kowarskiej i okazało się, że to Piotrek, mój znajomy z bikestats, który właśnie tego dnia wybrał się na Przełęcz Karkonoską. Jakiego trafu trzeba, żeby spotkać znajomego z bikestats a do tego jeszcze mieszkańca Świdnicy, 60 kilometrów do domu.
Od Przełęczy Kowarskiej jedziemy więc we trzech aż do Podgórzyna, gdzie Piotrek odbija w kierunku Przesieki a my jedziemy do Szklarskiej Poręby. Na asfalcie ruch samochodów niesamowity. Większość samochodów jedzie z rowerami, na których widnieją numery startowe.
-Pewnie trwają tu jakieś zawody- pomyślałem.
Rzeczywiście, na trasie w Piechowicach i Szklarskiej Porębie widać jadących na rowerach zawodników. Trwał tam pewnie jakiś maraton rowerowy.
Droga do Szklarskiej Poręby
Jazda główną drogą przez Szklarską Porębę do Jakuszyc nie jest przyjemna ze względu na niesamowity ruch samochodów. Zatrzymuję się, aby zrobić fotkę a później przez dłuższy czas nie mogę się włączyć do ruchu.
Podobnie później, kiedy zatrzymuję się aby kupić wodę. W tym czasie Marek, który i tak jechał szybciej, znika mi z pola widzenia i spotykamy się dopiero w Jakuszycach.
W Jakuszycach 5 minut przerwy, robimy kilka fotek i zjeżdżamy do Harrachova.
Jakuszyce
Jakuszyce
Zwiedzamy Harrachov, z podziwem oglądamy skocznie narciarskie.
Piękne są tu widoki ale czas na jazdę bo przed nami jeszcze większość dystansu.
Jedziemy, jedziemy, jedziemy...to w zasadzie jedyna czynność, którą zajmujemy się tego dnia :)
Widoki podczas zjazdu nad rzeką Izerą(Jizera).
Podjazd przed Vrchlabi
Liczyliśmy, że od Harrachova aż do Vrchlabi będzie wyłącznie z górki, jednak przed samym Vrchlabi zaskakuje nas długi podjazd.
Cerna Hora
Zjazd do Vrchlabi
Na lotnisku w Vrchlabi trwają pokazy szybowców i zawody rowerów górskich. My jednak nie zatrzymujemy się nigdzie.
Od Vrchlabi do Mladych Buków jest trochę pod górę i trochę z góry, od Mladych Buków do Trutnova droga już lajtowa, która po karkonoskich trudach należy się nam , jak psu buda.
Przejeżdżamy przez Trutnov bez zatrzymywania się, obierając kierunek na Adrspach.
Z Trutnova do Chvalca jedzie się całkiem nieźle, mimo że pod górkę.
Twór skalny na trasie z Trutnova do Chvalca.
Widok z podjazdu Chvalec-Adrspach
15% podjazd z Chvalca do Adrspachu
Od Chvalca paskudny podjazd do Adrspachu i jest to ostatni tak mocny podjazd na tej trasie, później już tylko zjazd, czasem jakiś mały podjazd bez znaczenia.
Dojeżdżamy do granicy w Starostinie, gdzie uzupełniamy zapas wody i ruszamy do domu.
Markowi się śpieszy, ostro pojechał do przodu, ja jadę sobie lajtowo, mam już dość dzisiejszej jazdy. W Rybnicy Leśnej na środku jezdni widzę sporej wielkości psa, który ugania się za samochodami. W pewnym momencie spostrzegł mnie, będzie atak.
Mam ja jednak swoje sposoby, zbliżam się powoli, kierując się wprost na psa.
-A ty co tu robisz na drodze, do domu, ale już!!-wołam do psa nie znoszącym sprzeciwu tonem.
Pies z początku nie chce zrezygnować, ujadając odbija w prawo, chce zajść mnie z boku, nie pozwalam mu na to, kieruję się znowu wprost na niego.
-Do domu, ale już!!!-wołam do psa, wskazując wyciągniętą ręką kierunek. To ważny gest dla psa.
W końcu pies nie wytrzymuje presji, odwraca się gwałtownie i ucieka w kierunku zagrody, chowa się za zakrętem, cwana bestia.. Liczy na to, że jak go minę to będzie mógł znów zaatakować. Ja jednak znam jego intencje. W dalszym ciągu jadę wprost na niego aż do bramy zagrody, w której widocznie mieszka.
-Do domu!!-nakazuję stanowczo.
Pies nie wytrzymuje, jednym, susem przeskakuje płot i ucieka daleko w głąb gospodarstwa.
Nie czuję strachu ani złości, w takich sytuacjach nie pozwalam sobie na emocje, pies ma czuć, że jestem zdecydowany ale nie zdenerwowany.
Czym innym jest pościg jakiegoś małego psa, który wywołuje tylko mój śmiech a czym innym spotkanie z dużym psem.
Z dużymi psami nie ma żartów, one znają swoją siłę i wiedzą, że są groźne, muszą czuć, że człowiek jest pewny siebie i zdecydowany, inaczej takie spotkanie może źle się skończyć.
Gdyby jednak coś poszło nie tak, zawsze jest jeszcze gaz na psy. To jednak ostateczność bo nie lubię robić krzywdy zwierzętom.
Jestem zmęczony i głodny, w domu nie mam obiadu, więc w Jugowicach zatrzymuję się w „Młynie” aby zjeść pyszne placki i dzwonię do Marka, żeby przypadkiem nigdzie na mnie nie czekał, on jednak nie miał zamiaru, no i dobrze, jesteśmy przecież blisko domu. Po skonsumowaniu placuszków z sosem i surówką, dojeżdżam sobie spokojnie do domu. Tak więc wyjazd do Harrachova i powrót przez Czechy został w tym roku zrealizowany.
Placuszki w "Młynie" wyglądają i smakują wybornie.
<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=umrypxivkhaijwjo" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria 200 i więcej, Czechy
Po pracy do Czech po piwko
-
DST
96.00km
-
Teren
2.00km
-
Czas
04:23
-
VAVG
21.90km/h
-
VMAX
40.00km/h
-
Kalorie 3432kcal
-
Podjazdy
740m
-
Aktywność Jazda na rowerze
-Zapasy mi się skończyły-pomyślałem z niepokojem patrząc na samotną butelkę czeskiego piwka w lodówce.
Pogoda wyśmienita, więc decyzja mogła być tylko jedna: połączyć przyjemne z...przyjemnym i w ramach rundki po pracy uzupełnić zapasik piwa w lodówce.Jak pomyślałem, tak też uczyniłem.W drodze trochę podokuczał mi wiatr ale pocieszyłem się, że przecież nie jestem jedynym rowerzystą, któremu wiatr daje dziś w kość.Do szczęścia brakuje mi tylko psiej pogoni ale że wczoraj pogoniły mnie trzy psy, więc jakoś to przeboleję.Popołudnie spędzone na rowerze i lodówka zapełniona butelkami wspaniałego napoju to dostateczna nagroda za dzisiejszy wysiłek.
A oto widoki, które towarzyszyły mi na dzisiejszej trasie.
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Rundka po pracy.Przełęcz Sokola
-
DST
65.00km
-
Czas
02:58
-
VAVG
21.91km/h
-
VMAX
44.00km/h
-
Kalorie 2405kcal
-
Podjazdy
625m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pogoda wciąż szaleje i ciężkie chmury szybko przemykały nad Górami Sowimi ale już nie padało.Pojechałem więc zrobić tradycyjną rundkę na Przełęcz Sokolą przez Głuszycę, Sierpnicę i Kolce.Nareszcie też jakiś konkretniejszy podjazd zrobiłem bo nachylenie dochodziło tam do 17%.
W górach Sowich wciąż niewyraźna pogoda.
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Rundka po pracy
-
DST
67.00km
-
Czas
03:01
-
VAVG
22.21km/h
-
VMAX
41.00km/h
-
Kalorie 2506kcal
-
Podjazdy
500m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pogoda wariuje.Chmury, słońce, czasem pokropi deszcz a do tego cały czas porywisty wiatr wieje.Po pracy jednak pojechałem zrobić tradycyjną rundkę.W góry się nie pchałem bo Góry Suche całe chmurami zakryte, podobnie jak Wielka Sowa, choć od strony Świdnicy Góry Sowie były całkiem ładnie widoczne, to od strony Jedliny tonęły w chmurach.
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Małe kółko
-
DST
50.00km
-
Czas
02:19
-
VAVG
21.58km/h
-
VMAX
41.00km/h
-
Kalorie 1780kcal
-
Podjazdy
375m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pogoda nie zachęca do dalszej trasy, zrobiłem więc tylko małe kółko do Jedliny Zdrój.
Miałem zamiar jeszcze podjechać na Przełęcz Sokolą ale deszczyk w Jedlinie zniechęcił mnie skutecznie do tego planu, trochę tam zmokłem.
Zawróciłem więc do domu, godząc się na to małe kółko.
Nie jest tak jednak źle, skoro pogoda pozwoliła choć trochę pokręcić.
Tymczasem celownik na dłuższą trasę przesuwam na następną sobotę...