Rundka po pracy
-
DST
50.00km
-
Czas
02:25
-
VAVG
20.69km/h
-
VMAX
36.00km/h
-
Kalorie 2164kcal
-
Podjazdy
425m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj standardowa, spokojna rundka po pracy.
Burza
-
DST
23.00km
-
Czas
01:00
-
VAVG
23.00km/h
-
VMAX
40.00km/h
-
Kalorie 893kcal
-
Podjazdy
209m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Miała być rundka po pracy ale dojechałem tylko do Poniatowa i musiałem zawrócić do domu, ze względu na nadciągającą burzę. Miałem szczęście bo burza zaczęła się, kiedy wszedłem do mieszkania.
Przełęcz Karkonoska 2
-
DST
219.00km
-
Czas
11:06
-
VAVG
19.73km/h
-
VMAX
47.00km/h
-
Kalorie 7982kcal
-
Podjazdy
2598m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Podczas pierwszego, tegorocznego wyjazdu na Przełęcz Karkonoską nie miałem jeszcze kamerki sportowej, którą teraz montuję sobie na kierownicy roweru, przed każdym wyjazdem.
Bardzo chciałem mieć film ze zjazdu z Przełęczy Karkonoskiej do czeskiego Vrchlabi.
Ponadto wieszczą nam tu rychły koniec lata, więc powtórne zdobycie Przełęczy Karkonoskiej wydało mi się wystarczająco ambitnym celem, na tak piękny, wolny dzień.
Jak zwykle grzebię się strasznie i w trasę wyruszam dość późno, jednak mając dobre światła nie przejmuję się tym zbytnio.
Jedzie mi się wyśmienicie aż do Kamiennej Góry ale tam dopada mnie gwałtowne osłabienie. Doskonale znam te objawy, nie ma ono nic wspólnego z kondycją, potrafi mnie dopaść nawet po kilku kilometrach albo w ogóle bez wysiłku. Pewnie jakaś lekka cukrzyca. Nie zatrzymuję się jednak tylko zwalniam do minimum bo wiem, że po kilku kilometrach przejdzie. Przeszło przed samym podjazdem na Przełęcz Kowarską.
-W samą porę- pomyślałem z ulgą.
Już jest O.K. Przełęcz Kowarską pokonuję gładko, następnie zjazd do Kowar. Kowary są bardzo zaniedbane ale ostatnio wiele się tu dzieje. Na dnie rzeki grzebie koparka, wzdłuż ulic stoją nowe latarnie, owinięte jeszcze folią ochronną. Nie zatrzymuję się, nie mam czasu. Chciałbym na szczycie Przełęczy Karkonoskiej stanąć o godz 14 a mam wątpliwości, czy uda mi się tam dotrzeć do godz 15. W Sosnówce trwa akurat jakiś wyścig kolarski i droga jest zamknięta. Policjant jednak mówi, że mogę jechać ale ostrożnie i trzymając się blisko prawej strony. Przewaga roweru nad samochodem, wszędzie nam wolno jechać :) Jadę więc drogą nad zalewem, co chwilę mijając się z kolejnymi grupkami kolarzy z wyścigu. Widać , że to bardzo amatorski wyścig. Starsi panowie na kolarzówkach ale i młodszych amatorów nie brakuje.
Szkoda, że nie widzę tu naszych chłopaków, codziennie przecież trenują, mogliby sobie w takim wyścigu wystartować. W pewnym momencie mignęła mi jakby znajoma twarz kolarza... a może to tylko złudzenie.
W Przesiece, na przystanku ”tramwajowym”(ci co tam byli, wiedzą o jaki przystanek chodzi)
wreszcie zjeżdżam z trasy wyścigu i jadę w kierunku Przełęczy. Ostatnie 4500 metrów. To tak niewiele a jakże treściwie w tym miejscu.
Na pierwszym kilometrze nachylenie dochodzi do 32%, później jest mniej stromo ale tam pracują drwale. Droga po jednej i drugiej stronie obstawiona belkami drewna. W pewnym momencie muszę się zatrzymać bo jeden z drwali turla belkę w moją stronę. Jeden z jego kolegów trochę nawet go za to obsztorcował. Po chwili jadę dalej. Ostatnie 500 metrów zawsze było najtrudniejsze, jednak pokonuję je i docieram na Przełęcz Karkonoską. Jest godz 13:50 a więc 10 minut przed planem, jestem zadowolony. Mała rundka honorowa na Przełęczy i jazda do schroniska „Odrodzenie”.
Przy schronisku nie zatrzymuję się ani na chwilę, zawracam i od razu zaczynam zjazd.
Wreszcie zaczynam realizować prawdziwy cel mojego wyjazdu, włączam
kamerę i zaczynam zjazd do Vrchlabi. Jadę wzdłuż rzeki Łaby podziwiając widoki a kamerka kręci film. Zatrzymuję się tylko raz, aby dużą kamerą sfilmować jedno ujęcie rzeki i okolicy zjazdu.
Przejazd przez środek miasteczka Vrchlabi kończy filmowanie. W Trutnovie jestem o godz 17.
Podjazdy z Vrchalabi do Mladych Buków dały mi się we znaki i mam opóźnienie. Już jestem pewien, że nie obejdzie się bez jazdy po ciemku. Chciałbym jednak jeszcze za dnia przejechać przez Rybnicę Leśną bo tam droga naprawdę jest dziurawa.
Z Trutnova do Chvalca droga też pod górkę. Nie mogę niczym ugasić pragnienia i myślę sobie, czy może nie napić się dobrego, czeskiego piwka, jednak nie chcę łamać zasad i rezygnuję z tego pomysłu. W Chvalcu, w sklepie kupuję wodę mineralną i zaczynam podjazd, którego nie cierpię najbardziej ze wszystkich. Jest to podjazd z Chvalca do Adrspachu.
-Będę tu przyjeżdżał tyle razy, aż go w końcu polubię- myślę sobie, wspinając się pod stromy podjazd.
Poszło nadspodziewanie dobrze, jednak czas ucieka, Słońce zbliża się do horyzontu.
Podjazd w Zdonovie i przydrożny kamienny krzyż, jakich w północnych Czechach jest wiele.
Widziałem już ten krzyż ale tym razem przyjrzałem się lepiej i dostrzegam na nim czaszkę. Nie mam ochoty zatrzymywać się aby go sfotografować, przejeżdżam więc.
Jednak po kilkunastu metrach zawracam i robię fotki. W końcu docieram do przejścia granicznego Zdonov-Łączna i zjazd do Mieroszowa. Do Rybnicy Leśnej docieram o godz 7:30.Jest jeszcze widno ale między drzewami już dość szaro, włączam więc światła. Prawdziwe ciemności zapadają, kiedy jestem już w Zagórzu. Przejazd nad Jeziorem Bystrzyckim w kompletnych ciemnościach ale mój „rozpraszacz mroków” pozwala mi na jazdę z pełną prędkością. Zakup tej lampki był naprawdę strzałem w dziesiątkę. Kiedy docieram do Świdnicy, na basenie trwa zlot motocyklistów. Na parkingu przed lodowiskiem stoją setki motocykli, grają jakieś zespoły, zabawa trwa. Robię kilka fotek i jadę do domu bo jestem już trochę zmęczony.
Cel wyjazdu osiągnięty, film nakręcony i dość ambitna trasa zrealizowana. Czy mogę chcieć więcej?
"/>
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Standardowa rundka
-
DST
50.00km
-
Czas
02:47
-
VAVG
17.96km/h
-
VMAX
42.00km/h
-
Kalorie 2382kcal
-
Podjazdy
545m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Taka sobie popołudniowa przejażdżka po górkach.
Temu to już się chyba nie uda wzbić w przestworza, choć skrzydła rozpostarł ochoczo
Na dole Walim
Też chętnie bym się tak oparł
Rundka na Andrzejówkę
-
DST
70.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
04:06
-
VAVG
17.07km/h
-
VMAX
47.00km/h
-
Kalorie 3465kcal
-
Podjazdy
754m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś popołudniowa rundka do schroniska Andrzejówka w Górach Suchych.
Główną atrakcją tej trasy jest szutrowy podjazd niebieskim szlakiem rowerowym z Łomnicy do schroniska Andrzejówka, którego nachylenie sięga 29%.
Nie spodziewałem się dziś, że w Górach Suchych może być tak zimno.Możliwe, że temperatura spadła tam poniżej 7 stopni. Przed zjazdem do Głuszycy założyłem bluzę i ortalionkę a i tak podczas zjazdu było mi zimno. Widocznie kończy się już lato i trzeba przyzwyczajać się do chłodów.
Kopalnia Melarifu W Ruybnicy Leśnej
Waligóra i Suchawa wciąż tu są...
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Góry Stołowe i Czechy
-
DST
143.00km
-
Teren
2.00km
-
Czas
07:13
-
VAVG
19.82km/h
-
VMAX
63.00km/h
-
Kalorie 5583kcal
-
Podjazdy
1552m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj pętelka przez Czechy w Góry Stołowe i powrót też przez Czechy, choć inną drogą.
W planie mam jazdę w Góry Stołowe. Powinienem wyjechać, najpóźniej o godz 8 , żeby donikąd się nie śpieszyć. Zapomniałem upiec chleb, więc śniadanko słabiutkie a i na drogę ledwie trzy małe kromeczki zabrałem i banana. Grzebię się strasznie ale koniec końców wreszcie udaje mi się wystartować, jednak jest godz 11:30. Niezły poślizg, jak na taką trasę. Zabieram tylko światła bo nie wiem, czy znowu nie wrócę po ciemku.
Od początku jest pod wiatr i pod górkę i tak przez pierwsze 31km.Na przełęczy pod Czarnochem po prostu zimnica. Jestem kompletnie nieprzygotowany na taką pogodę, ubrałem się na letniaka i tylko ortalionkę mam w torbie ale gdyby spadł deszcz to chyba bym tu zamarzł.
Zamierzam zrezygnować z dalszej jazdy i zawrócić do Świdnicy, jednak najpierw chcę zobaczyć pogodę nad Czechami, zakładam więc ortalionkę i zjeżdżam do czeskich Janovicek. Z Janovicek dobrze widać, że nad Górami Stołowymi unoszą się ciemne, gęste chmury, które wyglądają, jakby były ze śniegu. Nad Czechami tylko trochę jest lepiej ale wieje mocny wiatr, więc kto wie, może rozpędzi te chmury. Zjeżdżam do Broumova, następnie Otovice, Martinkovice...
-Najwyżej w Radkowie skręcę na Tłumaczów i Nową Rudę-myślę sobie.
Na przejściu Granicznym Bozanov-Radków sceptycznie spoglądam na zachmurzone Góry Stołowe.
-Że też nie zabrałem ze sobą nogawek i bluzy z długim rękawem- myślę z żalem
Zjeżdżam do Radkowa, nie wiedząc jeszcze jaką decyzję podjąć ale coś jednak ciągnie mnie na podjazd do Karłowa. I tu, o dziwo, nie czuję chłodu. Może dlatego, że to długi podjazd?
Oszczędnie gospodaruję skromną ilością jedzenia, jaką zabrałem na drogę, choć cały czas odczuwam dotkliwy głód. Picia mam za to w nadmiarze, tylko że pić wcale mi się nie chce, pewnie dlatego, że jest chłodno. Przez całą drogę wypijam dosłownie jeden łyk...
Podjazd do Karłowa idzie mi gładko. Przypominam sobie, jak ostatnio ledwie wjechałem podjazd od Broumova do Janovicek, teraz nie poznaję siebie, jakbym był innym człowiekiem.
W Karłowie skręt na Ostrą Górę i jazda do Machov i do Polic przez Bezdekov.
Czechy na mojej trasie opustoszałe, jakby wymarłe, samochodów jak na lekarstwo. We wszystkich napotkanych knajpkach jednak pełno ludzi, że palca nie wetkniesz. Jadę więc sobie śmiało środkiem jezdni. Za Policami skręcam do Lachov. Całkiem niezły to podjazd ale i tak lepiej tam jechać niż do Pekov, gdzie następnie trzeba by było podjechać na Przełęcz Honske Sedlo.
Znam doskonale tę przełęcz, podjeżdżałem ją wiele razy i zdążyłem znienawidzić, głównie dlatego, że jest tam dość długi, prosty odcinek podjazdu, na którym czescy kierowcy prują w obu kierunkach samochodami ile im fabryka dała, tworząc dla rowerzysty niebezpieczne sytuacje.
Zjazd do Lachov, z przeciwka jadą trzy samochody osobowe, w pewnym momencie jeden nagle wjeżdża na mój pas, żeby wyprzedzić, daję ostro po hamulcach a kierowcy migam ostrym światłem. Jakoś się minęliśmy ale przez sekundkę było gorąco. Kierowca na moje ostre światło kiwnął ręką przepraszając.
-No tak, polski kierowca- myślę , spoglądając na numery rejestracyjne. Może pomyślał, że jestem czeskim rowerzystą , który może zadzwonić na policję po takim jego zachowaniu. Za taki numer czeski policjant Polakowi wlepiłby pewnie maksymalny mandat.
Nie mam jednak złości, odkiwnąłem mu ręką ale już wiem, że trzeba uważać bo jestem coraz bliżej granicy i coraz więcej tu polskich kierowców. Dalsza jazda do granicy a następnie do domu już bez przygód. Na zaporze Jeziora Bystrzyckiego spotykam znajomego z pracy, z którym ucinam sobie dłuższą pogawędkę. Ubieram ortalionkę bo czuję się trochę przemarznięty i jadę do domu. Trochę ostatnio brakuje mi przygód z psami. Co prawda na zjeździe w Benesovie wybiegł na drogę duży Labrador ale nie zainteresował się mną ani troszkę. Zwyczajnie mnie zlekceważył.
-No cóż- myślę sobie ze smutkiem- w życiu nie można mieć wszystkiego.
Szczyt Koruna w Czechach
Nad Górami Stołowymi ciemne chmury
A nad Tłumaczowem całkiem niezła pogoda
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Po piwo do Czech
-
DST
103.00km
-
Teren
2.00km
-
Czas
04:57
-
VAVG
20.81km/h
-
VMAX
43.00km/h
-
Temperatura
35.0°C
-
Kalorie 3911kcal
-
Podjazdy
811m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj wyjazd po piwko co Czech.Upał niesamowity.Podjazd pod Rybnicę Leśną poszedł jak z nut ale już podjazd pod Janovicki jechało mi się fatalnie.Byłem tym zaskoczony bo ostatnim razem podjeżdżałem tam bez problemów.
Może to przez ten upał.Czuję się, jakbym ze 200km przejechał po najgorszych górach a przecież to tylko standardowy wyjazd po piwo.
Termometr za oknem jeszcze o godz 18 pokazywał 32 stopnie w cieniu.
Niech tylko piwko się schłodzi to się pokrzepię po tej jeździe.
Standardowa rundka
-
DST
63.00km
-
Czas
02:55
-
VAVG
21.60km/h
-
VMAX
41.00km/h
-
Kalorie 2754kcal
-
Podjazdy
576m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Standardowa rundka do Rybnicy Leśnej.
Spacerek nad Jezioro Bystrzyckie
-
DST
41.00km
-
Czas
02:03
-
VAVG
20.00km/h
-
VMAX
33.00km/h
-
Kalorie 2102kcal
-
Podjazdy
262m
-
Aktywność Jazda na rowerze
W ramach odpoczynku po ostatniej trasie, zrobiłem sobie rowerowy spacerek nad Jezioro Bystrzyckie. Nabrałem wody ze źródełka, oczywiście spotkałem tam pana Bolka, z którym razem wróciliśmy do Świdnicy.
Jezioro Pilchowickie
-
DST
200.00km
-
Czas
10:08
-
VAVG
19.74km/h
-
VMAX
53.00km/h
-
Kalorie 6970kcal
-
Podjazdy
2098m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wyjazd nad Jezioro Pilchowickie należy do moich corocznych, obowiązkowych celów wyjazdowych. Decyduję, że to właśnie dziś ten cel zrealizuję. Od rana strasznie się grzebię. Zachowuję się tak, jakbym jechał na wycieczkę do pobliskiego Zagórza a nie na 200 kilometrową trasę. Wyruszam dość późno, więc zabieram ze sobą niedawno kupioną latarkę przednią, być może będzie okazja wreszcie ją wypróbować, jeśli w drodze powrotnej zastanie mnie ciemność. Jak się później okazało, była to ze wszech miar słuszna decyzja. Od początku trasy mam dość dokuczliwy wiatr od czoła, który towarzyszył mi przez pierwsze 80km, poważnie spowalniają mi tempo jazdy. Nawet na ostrych zjazdach trzeba było kręcić, żeby wogóle jechać, więc kilometrów jakoś tak wolniutko przybywało. W miejscowości Sokola trafiam na wąską asfaltówkę, której wogóle nie mam na gps-ie, przypuszczam jednak, że pozwoli mi ona dojechać do Kwietników z pominięciem krajowej drogi nr3.Nie raz już taki eksperyment kosztował mnie dodatkowymi kilometrami, tym razem jednak, jazda nieznaną drogą opłaciła się. Od Kwietników aż do Lipy na polach niesamowity smród obornika i pył ziemi rozpylany przez potężne maszyny rolnicze, które spulchniają glebę.
Na dodatek nie da się szybko jechać bo jest pod górę i pod silny wiatr a do tego wzmagający się upał. W Lipie górki i wiatr ale przynajmniej już bez smrodu.
Z lipy do drogi krajowej nr3 potężny podjazd, wydaje się, że nie ma końca. Za Mysłowem muszę już niestety wjechać na krajową 3-kę i pokonać wielki podjazd w Kaczorowie. Ruch na tej trasie jest niesamowity, kombinuję więc, że jak tylko dotrę do zjazdu na Komarno to natychmiast ucieknę z tej drogi samochodowego szaleństwa.Z Kaczorowa zjazd i skręt na Komarno, tu wąska asfaltówka o skandalicznej nawierzchni, jednak samochodów zero. Opony mam 1,95 więc jadę sobie bezstresowo. Komarno całe rozkopane, budują kanalizację całej wsi. W pewnym miejscu koparka i wielka ciężarówka blokują całą szerokość drogi i pobocza. Kierowca uprzejmie zamyka drzwi kabiny i mówi, żebym spróbował jakoś przejść.
-Może pod ciężarówką mi się uda- myślę, patrząc na odległość między płotem posesji a ciężarówką.
Niosąc rower udaje mi się przecisnąć między ciężarówką a płotem posesji, na której niezadowolony z całej sytuacji czarny Nowofunland obszczekuje mnie zajadle. Wytłumaczyłem krótko wielkiemu psu, że chwilowo musi jakoś pogodzić się z niedogodnościami zaistniałej sytuacji, która zapewne obu nam nie jest, mnie na rękę a jemu na łapę. Wydaje się, że zrozumiał bo od tej pory już tylko poszczekiwał bez przekonania.
Za Komarnem wjeżdżam w szuter zielonego szlaku, który wiedzie przez przepiękne stawy rybne.
Stawy rybne w Komarnie
Tam spotykam nieznajomego rowerzystę, z którym ucinam sobie dłuższą pogawędkę, bo gość doskonale zna tereny i ich historię.Gość słysząc, że mam w planie stromy podjazd na Strzyżowiec, doradza abym jechał do Nielestna, gdzie nie ma podjazdów a następnie drogą wzdłuż Bobru dotrę sobie do zapory.Ten krótki podjazd do zapory niczym jest w porównaniu do ostrego, dobrze mi znanego podjazdu na Strzyżowiec, jadę więc zgodnie z radą gościa. Miał rację, droga do Nielestna i wzdłuż Bobru do zapory jest relaksowa.
Krzyż pokutny w Dziwiszowie
Pomnik żołnierzy niemieckich w Nielestnie
Na pomniku atrybuty waleczności i niezłomności niemieckich żołnierzy:stalowy hełm, bagnet, żelazny krzyż i dębowe liście
Most na rzece Bóbr w Pilchowicach
Po drodze stara stacja kolejowa, na której kręcono jedną ze scen do filmu „Jak rozpętałem Drugą Wojnę Światową”, ciekawe konstrukcje mostów i urządzenia hydrotechniczne a ponadto wspaniałe widoki. Jeden krótki, serpentynowy, ostry podjazd i wreszcie jestem na zaporze Jeziora Pilchowickiego.
Widok z zapory
Przejazd zaporą, kilka fotek i ruszam dalej bo pora późna a droga do domu daleka.
W planie był powrót przez Cieplice Zdrój, Podgórzyn i Przełęcz Kowarską, jednak późna pora powoduje, że zastanawiam się nad skróceniem trasy. Zjeżdżam do Siedlęcina i tam podejmuję ostateczną decyzję, że skrócenia trasy nie będzie. Mam dobre oświetlenie, więc nie ma powodu, mogę wrócić nawet w środku nocy. W Siedlęcinie przypomniałem sobie, ze przecież zabrałem ze sobą jedzenie i może czas coś przekąsić. Zatrzymuję się więc, robię fotkę wieży rycerskiej i zjadam co nieco...
Siedlęcin
Wieża rycerska w Siedlęcinie
Więcej na temat wieży można poczytać tu Wieża rycerska w Siedlęcinie
Znowu stromy podjazd do Siedlęcina Górnego. Nie ma rady, trzeba ten podjazd pokonać.
W Siedlęcinie Górnym przy jednym z gospodarstw stoi pies.
-No nie- myślę sobie-nie dość że upał, stromy długi podjazd, to może jeszcze scysja z psem mnie tu czeka-myślę ze złością.
Psu jednak upał też daje się widocznie we znaki bo tylko spogląda na mnie spode łba, nawet szczeknąć mu się nie chce.
-Może przed chwilą kogoś gonił i ma na razie dość?-pomyślałem trochę zawiedziony lenistwem psa.
Wreszcie zjazd, zjazd do samych Cieplic. Zauważam, że wiatr mam wreszcie w plecy, dość szybko docieram więc do Cieplic.
Cieplice Zdrój
Cieplice Zdrój
Kompletnie nie znam miasta, z pomocą gps-a docieram do deptaka, robię kilka fotek i kieruję się na Podgórzyn. Z Podgórzyna do Sosnówki i do Kowar. Przejeżdżam przez środek Kowar, przez jakąś romską dzielnicę. Cygańskie dzieciaki i kobiety chodzą po całej ulicy, biegają gadają, jadąc trzeba uważać, żeby na kogoś z nich nie wpaść. Jakaś kobieta pomaga wielkiemu Romowi ściągnąć koszulkę, Rom jest cały niebieski od tatuaży...
Wreszcie wyjeżdżam z Kowar wprost na podjazd pod Przełęcz Kowarską. Mam już przejechane 135km i trochę obawiam się tego długiego podjazdu, bo górek mam już dziś sporo za sobą a do tego jeszcze ten wiatr dał mi w kość, że o zapachu obornika nie wspomnę. Jedzie mi się jednak dobrze. Nie czuję podjazdu tak, jak się tego obawiałem i bez specjalnego trudu docieram na Przełęcz. Tu zjadam co nieco i zjazd do Kamiennej Góry. Wiatr mam w plecy, jedzie się super. W końcu należy mi się trochę lżejszej jazdy.
Przejeżdżam Kamienną Górę bez problemów.
Za Jaczkowem robi się jednak szaro, więc włączam światła, ale z przodu tylko małą migającą „pestkę” bo ja jeszcze widzę dobrze, chodzi tylko o to, aby mnie kierowcy widzieli.
Jazda przez Nowe i Stare Bogaczowice to prawdziwa przyjemność, ponieważ jest tam z góry i nowy asfalt, posuwam się więc dość szybko. Przed zjazdem do Świebodzic włączam z przodu nową latarkę bo jest już ciemno, mogę wreszcie wypróbować to cudo. Zjazd jest stromy, samochodów nie ma, włączam najostrzejszy tryb świecenia i... mam widok niemal jak w dzień, oświetlona daleko cała droga i oba pobocza, rewelacja, wprost zaniemówiłem, pruję więc na dół z pełną prędkością.
W Świebodzicach wyłączam reflektor, pozostając na migającej „pestce”. Wyjeżdżająca samochodem spod sklepu kobieta widzi, że jadę tylko ja rowerem, decyduje się wymusić mi pierwszeństwo. Szybko włączam reflektor na pełną moc, oślepiona kobieta wciska gwałtownie hamulec i przepuszcza mnie.
-A więc to naprawdę skutkuje- uśmiecham się do swoich myśli- szkoda, że tylko nocą.
Jazda przez Ciernie o tej porze to prawdziwa frajda, zero samochodów, ledwie oświetlona ulica.
W Milikowicach na wyjeździe ze wsi, przy drodze stoi duży pies. Prawie go nie widać, bo akurat w tym miejscu nie świeci żadna latarnia uliczna. Pies zobaczył mnie i do razu biegnie do ataku. Jeszcze raz mam więc okazję przetestować reflektor. Szybko wyszarpuję latarkę z uchwytu, włączam na pełną moc, kierując jednocześnie światło wprost w oczy psa. Zatrzymuje się gwałtownie, ja wyłączam całkiem reflektor i jadę dalej, oślepiony pies stoi w miejscu.
-Pewnie przez kilkanaście sekund nic nie będzie widział- myślę.
Mnie to wystarczy, żeby odjechać spokojnie.
Rzeczywiście, pies stoi na środku jezdni, jakby nie wiedział gdzie jest.
Na drodze z Komorowa do Witoszowa dosłownie egipskie ciemności, reflektor spisuje się znakomicie, pozwalając na jazdę z maksymalną prędkością. Przełączam w tryb minimalny tylko, kiedy mijam się z samochodami. Zdaję sobie sprawę z oślepiających właściwości najostrzejszego trybu reflektora. Nie chcę przecież nikogo oślepiać. Jeden z kierowców jadących z Witoszowa nie zmienił jednak świateł na mój widok i jedzie sobie na drogowych. Co tam, będzie zmieniał światła, przecież to tylko rowerzysta jedzie.
Przełączam na pełną moc świecenia, kierowca natychmiast zmienia światła na mijania, więc i ja natychmiast po tym osłabiam światło.
-Musiało zaboleć- śmieję się do siebie.
-W tym temacie skończyła się wasza bezkarność, panowie kierowcy, czas zacząć szanować rowerzystów- myślę sobie.
W całej rozciągłości nowo zakupiony reflektor zdał egzamin. Wart był swojej ceny.
Należy go jednak używać zgodnie ze zdrowym rozsądkiem, ponieważ każdy kij ma dwa końce.
Z Witoszowa szybko docieram do domu, jest godzina 21:36 a liczyłem, że przed godz 22 nie uda mi się wrócić.
Zrealizowałem cały plan, przejechałem 200km po wspaniałych drogach z pięknymi widokami i zapachami, że o oborniku nie wspomnę ;). Jezioro Pilchowickie w tym roku zaliczone.
<iframe src="http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=ztbwshttpuhgcvxd" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Kategoria 200 i więcej