Praga:dzień drugi-niedziela, powrót z Pragi
-
DST
246.00km
-
Podjazdy
2027m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
Powrót z dwudniowego wyjazdu do Pragi.Obie relacje i fotki zostaną zamieszczone w najbliższym możliwym terminie.
Niedzielny poranek budzi nas w praskim hostelu.Szybki prysznic, śniadanie i wyjeżdżamy.Droga daleka a Artur musi w poniedziałek iść do pracy.Droga wyjazdowa dość powolna ze względu na kiepską, brukowaną nawierzchnię, która jest zabójcza dla kół naszych szosówek.Garmin stracił mapę i pokazuje tylko kierunek wyjazdu, nie pokazując, czy jedziemy dobrą drogą.23km jazdy po mieście i jesteśmy na trasie.Mamy ochotę jeszcze zajechać po drodze do Nymburka, co trochę komplikuje nam nawigowanie i zdarza nam się trochę pobłąkać.Na szczęście oprócz Garmina mam jeszcze mały atlas Czech i busolę, więc w końcu trafiamy tam gdzie chcemy.Mój organizm bardzo szybko spalił niezbyt obfite śniadanko.Zaczynam szybko słabnąć a na samą myśl o słodkich batonach energetycznych, jakimi ponoć żywią się kolarze, dostaję jeszcze większych mdłości.Wiedząc że za niedługo zaczną się mocne podjazdy, mówię do Artura, że jak zaraz nie zjem czegoś normalnego to za chwilę wjadę do rowu i tak już zostanę.Na szczęście w jakiejś wiosce trafiamy na knajpkę, w której zasiadamy do konkretnego jedzonka.Zjadam makaron z kurczęcym gulaszem a Artur knedle w jakimś sosie.Smakuje to wszystko wybornie a po niecałej godzince zaczyna mi się dobrze jechać.W samą porę przed mocnymi podjazdami był ten posiłek.Mieliśmy się nie śpieszyć ale Artur chciał wcześniej wrócić, w końcu ja mam wolny poniedziałek ale on musi do pracy iść , kręcimy więc dość konkretnie i jakoś nie czuję już skutków wczorajszego kręcenia.W drodze powrotnej w Jicinie musimy przeskoczyć z rowerami przez płotek oddzielający kierunki ruchu na szosie prowadzącej do Trutnova, co wprawia nas w dobry nastrój, bo trzeba było wyczekać moment, w którym nie będzie samochodów, co nie było łatwe na tej ruchliwej trasie, a następnie biegiem, przerzucenie rowerów przez płot i znowu biegiem, zanim pędzące z prędkością ponad 100km/h samochody zmiotą nas z asfaltu.Udało się i znowu jedziemy.Teraz ciśniemy już cały czas do samego Trutnova.W Trutnowie czuję się, jakbym był już w domu, choć przecież zostało ponad 70km do przejechania i podjazd do Kralovca.Ostrożny przejazd przez rozkopaną drogę z Trutnova do Lubawki.W Lubawce zjadam ostatniego batona.Musi on wystarczyć aż do domu.Jedziemy krajową piątką z Lubawki do Kamiennej Góry.Jest dość ciepło , więc picie szybko nam się kończy i jeszcze w Starych Bogaczowicach musimy dotankować.Jeszcze tylko podjechać ten znienawidzony przeze mnie Cieszów i lajtowa jazda do domu.W Komorowie czuję, że znowu mam pusty żołądek ale to już bez znaczenia, przecież jesteśmy blisko i możemy zwolnić.Zajeżdżamy do Świdnicy, jesteśmy zadowoleni z wyprawy.
Wszystko udało się znakomicie a o małych problemach już nie chcemy pamiętać.Chyba nie pisałem, że w sobotę w Jicinie złapałem kapcia w tylnim kole.No cóż, szczegół, który wyleciał mi z głowy :)
Dzięki Artur za udział w kapitalnej wyprawie do Pragi.Pewnie jeszcze nie raz zmontujemy razem konkretną trasę.
Wyjeżdżamy.Most Karola w niedzielny poranek
Ostatnie spojrzenie na hradczański zamek i w drogę
W Nymburku
Nymburk
Okolice Jicina
Jicin, gdzie zbójował sławny rozbójnik Rumcajs
Pięknie widać Czerną Horę
Daleko po prawej widać szczyt Śnieżki
Kategoria 200 i więcej, Czechy
Praga: dzień pierwszy sobota, wyjazd do Pragi
-
DST
237.00km
-
Podjazdy
2161m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
W sobotę rano , z Arturem jedziemy do Pragi.Na razie tylko dwie fotki, reszta w późniejszym terminie.
------------------------------------------------------------------------
Dużo jeździłem rowerem po Czechach i mam na swoim koncie nie małą listę czeskich miast. Wiele razy jednak pytano mnie, czy byłem na rowerze w Pradze. Przyznam, że zawsze było to dla mnie kłopotliwe pytanie, zacząłem więc myśleć o takim wyjeździe. Już w zeszłym roku byłem prawie gotów na wyjazd jednak okoliczności nie pozwoliły na realizację tego planu. W tym roku wreszcie wszystko ułożyło się tak, że mogę jechać do Pragi.
Jedziemy z Arturem. Praga to miasto legenda. Nie można dojechać do tablicy z nazwą miasta , wrócić i powiedzieć, że było się w Pradze. Chcemy chociaż trochę pozwiedzać, skosztować piwa i miejscowej kuchni, więc wyjazd musi być dwudniowy. Najważniejsze, żeby cała trasa, w obie strony została zrealizowana na rowerze.Z początku była mowa, że po przyjeździe do Pragi znajdziemy jakiś nocleg ale mnie nie podoba się takie rozwiązanie. Po przyjeździe do Pragi będziemy mieli mało czasu na zwiedzanie a jego część zmarnujemy na poszukiwanie noclegu. Kilka dni wcześniej więc, pobuszowałem po internecie za tanim noclegiem, który byłby w rozsądnej odległości od Hradczan.Udaje mi się znaleźć hostel, w którym za dwa jednoosobowe pokoje zapłaciliśmy 630koron.Rezerwuję bez namysłu.Taka cena noclegu w Pradze jest śmiesznie niska.
W sobotę rano ruszamy.Z początku nie śpieszymy się.Trzeba dobrze rozgrzać organizm bo przed nami dwa dni konkretnych dystansów i sporo podjazdów.Na Podjazdach do Rybnicy i z Łącznej do Chelmska dajemy sobie luzik..Na zjeździe do Trutnova 300 metrowy odcinek drogi jest totalnie rozkopany, udaje nam się jednak jakoś przejechać.Konkretnie zaczynamy jechać dopiero za Trutnovem.Tu już nie ma odpuszczenia, w końcu chcemy być w Pradze po południu, żeby mieć czas na zwiedzanie bo w niedzielę rano musimy wracać.Mam w swojej naturze, że dobrze zaczyna mi się jechać dopiero po około 50 kilometrach.Tak jest i tym razem.Po wyjeździe z Trutnova utrzymujemy całkiem niezłe tempo.Po drodze mijamy wiele miejscowości, w tym słynny z rozbójnika Rumcajsa Jicin.Chętnie byśmy zwiedzili to miasto ale czas ucieka.Przed samą Pragą tempo mocno nam spada, jesteśmy trochę ujechani.W końcu była to jazda prawie bez przerw.Kilkudziesięcio kilometrowe proste odcinki dróg, wymagają naprawdę silnej psychiki.Na szczęście piękne widoki trochę urozmaicają nam tę jazdę.Najgorzej jednak, że gps-u znikają mapy.Na szczęście ocałały zapisy zaplanowanych tras i kilka najważniejszych waipointów.Gps, pomimo braku mapy bezbłędnie doprowadza nas do hostelu.Na Hraczanach podjazd jest tak stromy, że nawet w Karpaczu takiego nie ma.Na domiar złego, jest to jazda po nierównym bruku.Na cienkich, twardo napompowanych kół rowerów szosowych, jazda jesk fatalna.Gps, nie mając mapy, pokazuje tylko kierunek do celu, więc czasem jedziemy pod prąd a czasem chodnikiem.W końcu jednak docieramy do hostelu.Nie spodziewałem się tu takiej górki.Podjeżdżając widzę idącą z przeciwka grupę Polaków.Mają na koszulkach orły i napisy:"Polska" .
-Cześć Polacy-wołam do nich.
-Cześć, cześć, siemanko-odpowiadają wesoło.
Ponoć za granicą lepiej jest nie spotykać innych Polaków, my jednak tylko pozdrowiliśmy ich przelocie.
Tym ostatnim, stromym podjazdem jestem tak wykończony, że z opóźnieniem docierają do mnie słowa młodej recepcjonistki hostelu, a ona widząc że nie od razu odpowiadam na pytania, mówi do mnie trochę po czesku a trochę po angielsku.W hostelu bierzemy szybki prysznic, przebieramy się i od razu idziemy na miasto.Doceniamy bliskość naszej kwatery do największej atrakcji Pragi, jaką jest hradczański zamek.Po drodze jednak wstępujemy do małej knajpki na uboczu, która nazywa się "Malovanka".Tu zjadamy obfity posiłek, złożony z knedli z gulaszem i puchar jakiejś surówki, której nazwę zna Artur i oczywiście wypijamy po małym kufelku.Czytałem, że w tych knajpkach na uboczu ceny są niewysokie a jedzenie świeże i smaczne.Okazało się to prawdą.Nie dałem rady zjeść wszystkiego a i połowa piwa też została niedopita.Po drodze zaliczamy jeszcze jedną knajpkę bo jakiś gość zgarnia nas z ulicy, pakuje do ciasnej windy, sadza przy stoliku i każe przynieść po kufelku niefiltrowanego Kozela.
Bylo wyborne.To nalepsze piwko tego dnia, jednak było koszmarnie drogie.Za te dwa piwa zapłaciliśmy tyle, co w "Malovance" za całe dwa obiady plus po dwa piwa.Kelner pyta, w jakim języku chcemy menu.Kiedy dowiaduje się że w polskim, woła: "jeszcze Polska nie zginęła" ale menu po polsku nie ma.Dziękujemy więc za dobre piwo i odchodzimy.
-Jak chcecie tyle zarabiać, to trzeba się lepiej postarać-pomyślałem.
W drodze powrotnej spotykamy tego samego gościa, co nas zgarnął do tej drogiej knajpki ale omijamy go z daleka, żeby nas znowu do tej windy nie wciągnął.Na wieczorny posiłek udajemy się do wcześniej upatrzonej trzeciej knajpki, w której zjadamy stertę pieczonych żeberek, frytki i sączymy doskonałej jakości piwko.I znowu sprawdziła się zasada, że w knajpkach na uboczu ceny są niewysokie a jadło i napoje doskonałe.W końcu wracamy na kwaterę.Przecież rano trzeba wstać i wracać do domu bo Artur musi w poniedziałek iść do pracy.Ja na szczęście załatwiłem sobie urlop na poniedziałek.I tak skończył się pierwszy dzień wyprawy do Pragi.
W tym tekście pewnie nie zawarłem wszystkiego, co działo się na tej trasie.Fotki też wrzucam jak popadnie, zazwyczaj bez opisów.Wybaczcie, brak czasu.Wyprawa do Pragi to już historia a życie idzie na przód.
Okolice Jicina, gdzie sławny rozbójnik Rumcajs umilał życie miejscowemu księciu panu
Jicin
W Podebradach woda jest dość smaczna, choć nie wiemy, czy nadaje się do picia.
Podebrady
Zamek w Podbradach
No i w reszcie Praga.
Robię sobie fotę w lustrze
Zamek Hradczany
I my tu jesteśmy
zaczełą się wspinaczka
Obiadek w Malovance
Taki podjazd tu jest
Tu piliśmy wyborne, niefiltrowane piwo
Czas na porządne jadło i dobre piwko
Kategoria Czechy, 200 i więcej
Relaksowa rundka do Kamiennej Góry
-
DST
80.00km
-
Podjazdy
842m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tradycyjna rundka po pracy do Kamiennej Góry.Pełny relaks dla rozgrzania organizmu.
Kategoria Rundka po pracy
Po wodę do źródełka
-
DST
54.00km
-
Aktywność Jazda na rowerze
Czas kończyć odpoczynek po ostatnim wyjeździe za niemiecką granicę.Dzisiaj po pracy zapiąłem sakwy do Lincolna, załadowałem je butelkami i pojechałem po wodę do źródła.Fajnie się jedzie z takim obciążeniem.
Kategoria Rundka po pracy
Bundesrepublik Deutschland
-
DST
293.00km
-
Podjazdy
2407m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj z Arturem postanowiliśmy przekroczyć granicę z Niemcami, jednak bez wywoływania Trzeciej Wojny Światowej ;).Przy okazji pojawiła się kolejna kategoria: Niemcy.
Dzisiaj tylko jedna fotka a jutro reszta.
Na sobotę mamy dość ambitny plan, pogoda ma być dobra.Pobudka o 3 rano, rzut oka na prognozę pogody...zapowiada się fatalnie, mają być deszcze..Dzwonię więc do Artura i odwołujemy wyjazd.Można spać dalej, wyjazdu nie będzie.Budzę się po godz 7 a za oknem całkiem niezła pogoda, szybko patrzę na prognozę pogody i...znowu wszystko pozmieniali.Ma być piękna pogoda przez cały dzień.-A niech to...-myślę sobie i szybko dzwonię do Artura.Nie jest przekonany, czy powinniśmy realizować pierwotny plan bo jest na to zbyt późno.-Spróbujmy, zrobimy co będzie możliwe-przekonuję.Artur zgadza się, umawiamy się na wyjazd o godz.8.Trochę późno ale mam optymistyczne nastawienie.Niestety mój optymizm mocno więdnie po przejechaniu pierwszych kilkunastu kilometrów pod silny wiatr.Czuję się jakbym przejechał stówę a wiem, że całą drogę do Zgorzelca będziemy mieli właśnie pod ten wiatr, na domiar złego na otwartej przestrzeni, bez żadnej osłony.Nawet przez myśl mi jednak nie przychodzi, aby zrezygnować z celu, jaki na dziś mamy.Cale 145km jazdy pod silny wiatr, który doslownie mnie zmasakrował.Żadne góry, nie daly mi tak w kość jak tem wiatr.Do Zgorzelca wjechałem wykończony, Artur wydawał się być w lepszej formie.Mimo wiatru, do samego Zgorzelca udaje nam się utrzymać średnią powyżej 26km/h a płasko na tej trasie to nie jest.Pocieszaliśmy się, że z powrotem będzie nas ten wiatr popychał.Powrót rzeczywiście był z wiatrem ale był on zaledwie lekkim zefirkiem w porównaniu z huraganowymi podmuchami, z jakimi musieliśmy walczyć, jadąc do Zgorzelca.Dobrze jednak, że przynajmniej wiatr nie zmienił kierunku...
Po przekroczeniu granicy robimy malą rundkę po Görlitz , robimy kilka szybkich fotek i zaczynamy powrót, bo czasu jest naprawdę niewiele.W drodze powrotnej też nie jest łatwo.Lekki wiatr co prawda wieje nam w plecy ale za to mocnych podjazdów jest więcej.
Jedną z wielkich atrakcji, jakie mamy po drodze, jest Zamek Czocha.Zwiedzamy go z wielką frajdą.Widoki Gór Izerskich i Karkonoszy w jednym ciągu, jakie mamy okazję oglądać w czasie naszej jazdy powrotnej też stanowią nie lada atrakcję.Artur pędzi ostro do przodu, ale ja czasem zatrzymuję się, żeby zrobić fotkę i zostaję wtedy daleko z tyłu.Artur jednak zawsze czeka na mnie, kiedy orientuje się, że mnie nie ma.Najgorzej, że jestem strasznie wygłodniały, w plecaku mam jedzenie a nie mam kiedy zjeść.Czasem, kiedy robię fotkę, albo stajemy na czerwonym świetle, udaje mi się szybko chapnąć kilka suszonych daktyli.Dobrze, że przynajmniej mam co pić.Trzeba przyznać, że suszone daktyle dają niezłego kopa.Przecież większość tej trasy zrobiłem żywiąc się właśnie nimi.Wracając już wiemy, że braknie nam kilku kilometrów do osiągnięcia 300km.Artur chce dokręcić ale ja nie mam na to ochoty.Gdyby miał to być mój życiowy rekord, to pewnie bym dokręcił, jednak to tylko kolejna trzysetka.Z drugiej strony, chcę mieć tę trasę na mapce bez żadnych dokręceń, do tego dochodzi pusty żołądek.Jadę więc prosto do domu.Do naszego miasta wjeżdżamy już na światłach ale nie jest jeszcze ciemno.Szkoda, że prognoza pogody bardzo opóźniła nasz wyjazd, bo mogliśmy zwiedzić jeszcze kilka atrakcji, które miałem w planie a na które zabraklo czasu, jednak i tak uznaję ten wyjazd za bardzo udany, Co do wielokilometrowej jazdy pod wiatr, no cóż, przeżyliśmy.Myślę, że dzięki temu wiatrowi, sprawdziliśmy na ile jesteśmy w stanie jechać w tak trudnych warunkach.Ma to swoją cenę , ale i swoją wartość.
Jeszcze o nowej nawigacji, jaką niedawno kupiłem.To Garmin Oregon.Sprawdził się bardzo dobrze, a male problemy, jakie mieliśmy wynikają z mjej niewiedzy na temat tego urządzenia.Bardzo wygodnie planuje się na niej trasę w terenie.W Zgorzelcu musiałem właśnie zaplanować wyjazd z miasta do Leśnej, żeby zwiedzić Zamek Czocha i udalo mi się to bardzo szybko, kilkoma kliknięciami.Bez porównania lepiej i szybciej niż na Garminie 705 Edge, z którym jeździłem do niedawna.
Dzięki Artur ,że mimo późnej godziny wyjazdu, zgodziłeś się zrealizować ten plan i za fajną, wspólną wycieczkę.Oby Bóg dał jak najwięcej takich właśnie dni i wycieczek.
W Twardocicach
Szybka fotka w Lubaniu
Fotka przed Zgorzelcem
No i jesteśmy na moście granicznym.Po niemieckiej stronie widoczny Kościół farny św. Piotra i Pawła w Görlitz
Trochę zwiedzamy Görlitz.
Szybkie zwiedzanie miasta po niemieckiej stronie bo czasu mało...
W pewnym momencie pojawia się kawalkada Trabantów
Jedziemy w głąb miasta
Kiedyś to było jedno miasto ale teraz różnica między Zgorzelcem a Görlitz jest ogromna.To jakby inny świat.
Szykujemy się do najważniejszej fotki dnia.Tę zrobiłem przypadkowo bo aparat ma ekran dotykowy.Przypadkowo dotknąłem ekrtanu i fotka sama się zrobiła...
No i jest oficjalna fotka, która była celem dzisiejszego wyjazdu.
W drodze powrotnej zwiedzamy Zamek Czocha
Robię fotkę Arturowi ale pan po prawej stronie godzi się zrobić nam wspólne zdjęcie...
...za tę fotkę bardzo temu panu dziękujemy
Zamek Czocha w pełnej okazałości można podziwiać z nad jeziora.Wielu turystów nie wie o tym miejscu
W czasie całej drogi powrotnej do Jeleniej Góry, towarzyszą nam wspaniałe widoki Gór Izerskich i Karkonoszy.Karkonoszy na tej fotce nie widać.
Mamy okazję podziwiać Stóg Izerski
Robię fotki jak leci bo czas ucieka i trzeba jechać.
Śliczny ratusz w Gryfowie Śląskim
Bardzo daleko widać Jelenią Gorę
Widok na Jelenią Gorę.Jeszcze musimy trochę pokręcić, zanim tam dojedziemy
No i wreszcie zjazd do Jeleniej Góry.
Wielka reklama handlarzy samochodów ze Świdnicy zasłania i szpeci piękny widok Jeleniej Góry.Takie rzeczy powinny być zakazane.Pieniądz to nie wszystko szanowny narodzie....Są jeszcze inne, ważniejsze wartości.
Ostatnia fotka dnia.Widok przed zjazdem do Bolkowa
Granica z Niemcami zaliczona
No i mapka trasy
Kategoria 200 i więcej, Niemcy
Jeszcze raz po secie z Arturem
-
DST
102.00km
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj po robocie znowu pojechaliśmy z Arturem walnąć po secie ;)
Wiatr dał nam dzisiaj małą szkołę.Może to i dobrze.
Dzisiaj zabrałem aparat i pstryknąłem kilka fotek.Fotki zamieszczam jak leci i mapki trasy nie wklejam z braku czasu.
Ruiny pałacu w Maniowie Małym
Podziwiamy piękne amazonki
Kilka fotek Zalewu Mietkowskiego
No i ostatnia fotka, dwór w Piotrowicach
Kategoria Rundka po pracy
Z Arturem po secie
-
DST
108.00km
-
Podjazdy
1200m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zadzwoniłem dzisiaj do Artura i zapytałem: Walniemy dzisiaj po secie po robocie?-No nie ma sprawy- odrzekł Artur
Pojechaliśmy więc po pracy zrobić 100 kilometrów przejeżdżając przez Rybnicę, Krzeszów i Kamienną Górę.
No to jedziemy
We wnętrzu bazyliki w Krzeszowie
Wielka ta bazylika
Artur szykuje się do fotki przed bazyliką...
Niestety fotka nie wyszła.W końcu to tylko kamerka sportowa a nie aparat
Fajnymi asfaltami dziś jechaliśmy
Ale kapcia i tak nie udało się uniknąć
Mapki nie będzie bo nie mam już czasu, żeby ją tu wrzucić.
Kategoria Rundka po pracy
Mały standard
-
DST
53.00km
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj tylko mała standardowa rundka po pracy na Lincolnie.Trzeba było zrobić przegląd szosówki po ostatniej trasie, skręcić rozsypaną kasetę itd.Musiałem też podszkolić się na nowym gps-ie, który niedawno kupiłem.Podczas ostatniego wyjazdu do Zielonej Góry po raz pierwszy zabrałem go w trasę a nic kompletnie o nim nie wiedziałem.Przysporzyło nam to trochę problemów z nawigowaniem.Po przeczytaniu instrukcji obsługi, wydaje mi się, że jestem troszkę mądrzejszy w tym temacie.Hmmm...a może tak mi się tylko wydaje?Na następnym wyjeździe pewnie to się okaże...
Kategoria Rundka po pracy
Zielona Góra
-
DST
369.00km
-
Podjazdy
2256m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
Z Markiem i Arturemdo Zielonej Góry i z powrotem.
Jutro zamieszczę tu jakąś fotkę i może coś napiszę.
Rower szosowy to sprzęt stworzony do dalekobieżnych tras, czyli do tego, co mnie rajcuje najbardziej.Tym razem za cel wyznaczyliśmy sobie Zieloną Górę.Początek trasy nie był zachęcający.Kolejny raz wyruszyliśmy podczas dość niepewnej pogody, która później pięknie się wyklarowała.W trasę, po raz pierwszy zabrałem ze sobą nowy gps Garmin Oregon, jednak będę musiał wklepać mu profesjonalną mapę i trochę się podszkolić, bo na darmowych mapach, które ma wklepane nie do końca moglismy na nim polegać.
Myśleliśmy że jedziemy na płaskie tereny, w praktyce wygląda to trochę inaczej.Wielkich gór to tam rzeczywiście nie ma, ale różnice poziomów, przekraczające czasem 100 metrów i ciągła jazda pod wiatr na nieosłoniętym terenie przez 190km zmieniają całkowicie mój pogląd na jazdę w tamtym terenie.W końcu przecież nazbierało się ponad 2000 metrów podjazdów na tej trasie.Jest jeszcze jeden czynnik.Obojętnie czy jest to podjazd czy zjazd, trzeba było mocno kręcić przez całe te 369km.Nie ma zmiłuj, tu się nie odpocznie na zjazdach.
Cała trasa dość urokliwa, pomimo braku gór.Powietrze tamtejszych lasów ma zupełnie inny zapach niż u nas.W samej Zielonej Górze nigdy wcześniej nie byłem, więc z wielką przyjemnością zwiedziłem to miasto.Trochę obawiam się o kolano, które odczuwam po tej trasie bo jednak średnia prędkość powyżej 27km/h na tak długim dystansie w moim wieku to już trochę za szybko.Mam tylko nadzieję, że kolano wydobrzeje przed następną większą trasą.
Trasa ta staje się moim życiowym dystansem, pokonanym w jeden dzień.Miało być więcej ale na koniec rozkręciła mi się kaseta i trzeba było zakończyć trasę takim wynikiem.Byłem jednak w stanie dokręcić do...Nieważne ,skoro się tego nie zrobiło ;)
Markowi i Arturowidziękuję za wspólne kręcenie.
Kożuchów.Bardzo ciepła nazwa miasteczka :)
Tak daleko odjechaliśmy a tak blisko Świdnicy jesteśmy...;)
No i jesteśmy w Zielonej Górze
Starówka Zielonej Góry
Posiłek i omówienie planu powrotu w Zielonej Górze
Jeśli komuś wydaje się, że tu nie ma gór to powiem, że tu różnice poziomów sięgnęły prawie 120 metrów.
No i mam nowy życiowy dystans dznia :)
Kategoria 300 i więcej
Seta po robocie
-
DST
101.00km
-
Podjazdy
1200m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj po pracy stu kilometrowa rundka.Między Kamienną Górą a Czarnym Borem złapało mnie kilka kropel deszczu ale zdołałem uciec przed większą ulewą, której pierwsze wielkie krople już zaczynały na mnie spadać.Ostatnio nie mam czasu na robienie fotek ani opisów.Postaram się jednak robić fotki na większych, weekendowych wyjazdach, jeśli takowe się zdarzą.
Kategoria Rundka po pracy