pioter50 prowadzi tutaj blog rowerowy

Niespodziewanie do Czech...

  • DST 83.00km
  • Czas 04:52
  • VAVG 17.05km/h
  • VMAX 48.00km/h
  • Kalorie 2506kcal
  • Podjazdy 977m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 18 lutego 2012 | dodano: 18.02.2012

Miał być podjazd do Modliszowa, zjazd do Złotego Lasu, Lubachów i do domciu...Tak miało być, jednak już w Modliszowie jakoś mi się nie chciało skręcić do Złotego Lasu a na domiar złego spotkałem tam dawnego, szkolnego kumpla, który na mój widok zażartował pytaniem, czy nie jadę przypadkiem na piwko do Czech...
Nawet mi się to nie śniło, miałem tylko zjechać do Wałbrzycha i Dziećmorowicami do domu wrócić ale i to jakoś tak mi nie wyszło.W Wałbrzychu nie skręciłem do Diećmorowic, tylko pojechałem prosto na podjazd do Unisławia Śląskiego, obiecując sobie, że tylko tę górkę podjadę i wracam.To też mi nie wyszło.Coś ciągnęło mnie dalej.W końcu znalazłem się na czeskiej granicy a w myślach zaczęła mi się kołatać nieśmiała myśl...Adrspach!
-Nie, nie - jak natrętną muchę zacząłem odganiać myśl jazdy do czeskiego Adrspachu.
Nie chcąc jednak, żeby nogi same poniosły mnie do niechcianego celu, czym prędzej zawróciłem i pomknąłem z powrotem do domu, nie kupując nawet dobrego, czeskiego piwka i ledwie robiąc pamiątkową fotkę na czeskiej granicy.

Powiem tylko, że górka z Wałbrzycha do Unisławia długa jest i wymagająca.Polecam do potrenowania, jeśli ktoś wybiera się w większe "hopki" ;)


Przed nowym rondem, za Julianowem


Zima w pełni


Wałbrzych-Kozice-zjazd.


Na czeskiej granicy


W Kowalowej


Droga z Kowalowej do Sokołowska


Stożek Wielki w Unisławiu Śląskim


Droga do Czech.Unisław


Droga z Unisławia do Rybnicy jest nieprzejezdna


Ruiny kościoła w Unisławiu


Droga z Wałbrzycha do Unisławia-zjazd a z powrotem podjazd ;)


A pod górkę całkiem fajnie się jechało

<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>




komentarze
pioter50
| 16:48 poniedziałek, 20 lutego 2012 | linkuj Ra, o moim garminie możesz poczytać tutaj.Ja jednak popełniłem mały błąd, kupując akurat model, który jest bardziej przeznaczony dla zawodnika niż dla turysty.Nie wykorzystuję większości jego funkcji treningowych, jak np. wirtualnego przeciwnika.Pojawił się już nowszy i droższy model EDGE800.Dla turysty takiego jak ja, bardziej przydatny byłby Garmin Dakota.
Lea, myślę że niedługo wybierzesz się do Czech po piwko i doskonały rum, więc po drodze zwiedzisz sobie ten kościół.Jeszcze niedawno zarośnięty był krzakami, że nijak fotki nie można było zrobić.Ktoś tam jednak zrozumiał jego znaczenie, jako atrakcji turystycznej i krzaki zostały wycięte.I poczekaj jeszcze, bo cmentarz jest na razie śniegiem zasypany.
Ra1984
| 12:12 poniedziałek, 20 lutego 2012 | linkuj Pioter a tak z ciekawości to jakiego masz tego Garmina , ostatnio troszkę się zastanawiam nad takim sprzętem.
lea
| 09:17 poniedziałek, 20 lutego 2012 | linkuj Koniecznie muszę niedługo się wybrać do Unisławia. Te ruiny są rewelacyjne! I do tego jeszcze stary cmentarz za nimi?! Masz dar Pioter do nieświadomego namawiania mnie na niektóre trasy :-)
pioter50
| 09:08 poniedziałek, 20 lutego 2012 | linkuj Lea, wśród tych drzew za kościołem jest stary, poniemiecki cmentarz.Zapomniane, zarośnięte groby dawnych mieszkańców Langwaltersdorf, bo tak brzmi jego niemiecka nazwa.
Lutra, przecież z niczego nie musisz się nikomu usprawiedliwiać.Lea ma rację, tylko wymieniliśmy poglądy :)
lea
| 07:29 poniedziałek, 20 lutego 2012 | linkuj Ależ Lutra, mój drogi internetowy "rywalu" - my się przecież wcale nie spieramy :) Toż to miła i kulturalna wymiana zdań, swoją drogą, z tego co widzę, zdań na dany temat bardzo podobnych :P

A ruiny kościółka w Unisławiu - PRZERAŻAJĄCE!!! Idealne do porządkego horroru klasy B - "Powrót zabójczych ruin kościelnych" czy coś w ten deseń :-)
lutra
| 06:23 poniedziałek, 20 lutego 2012 | linkuj Oczywiście przyznaję wam rację .Spieramy się mimo,że postępujemy podobnie.Pioter,nie miałem zamiaru krytykować twojego postępowania,ani spierać się z Leą.To co robicie budzi mój wielki szacunek.Próbowałem tylko usprawiedliwić swoje poczynania na moją własną miarę i możliwości.Wiadomo przecież,że nie robię tego na poziomie wyczynowym.Mimo tego,że dla wielu naszych znajomych,nawet nie przejechanie dwóch kilometrów,lecz systematyczne stawanie do tego wysiłku w imię własnej pasji już jest wyczynem.
pioter50
| 04:08 poniedziałek, 20 lutego 2012 | linkuj Lutra, każdy robi co chce.Jedni jeżdżą w góry, inni wolą płaskie tereny, jeszcze inni skaczą tylko na skateparku, następni wyżywają się na ekstremalnych zjazdach.Nikomu nie mówię co ma robić, sam też jeżdżę tak, jak chcę.Rower to jednak niebezpieczna zabawka, nie tylko dlatego, że łatwo o groźny wypadek na nim.Ostro trenując trzeba kontrolować organizm i dostarczać mu niezbędne składniki, odpowiednio dozować wypoczynek.Jak jedziesz 10 godzin, wyciskając z organizmu maksy, to Twój wysiłek jest ekstremalny i powinien to kontrolować jakiś lekarz, obserwować doświadczony trener.Z braku wiedzy i doświadczenia, większość rowerzystów nie jest w stanie prawidłowo ocenić, co się z organizmem dzieje ale każdy gra hojraka.To taka polska natura.Organizm wciąż ma jakieś niedobory i bez takiego wysiłku, bo żywność to zazwyczaj wypełniacz żołądka bez wartości.Nie wystarczy zjeść jabłuszko, czy kapustę i bajdurzyć o dobrym samopoczuciu.Organizm kiedyś wystawi rachunek za niefrasobliwość w tym temacie.Uważam więc, że taki amator jak ja, powinien utrzymywać tempo turystyczne a nie wyścigowe.Każdy jednak robi to, co chce i lubi.
lutra
| 19:56 niedziela, 19 lutego 2012 | linkuj Ja to robię tylko dlatego,żeby mimo wieku nie odstawać od grupy.Jeśli trafia się wspólny wyjazd,nie odmawiam sobie tej przyjemności.Lea przyznaję Ci całkowitą rację.Podobnie jak Ty,lubię walkę staram się poprawiać to co wydaje mi się niedoskonałe.To nie złośliwość,ale dzieje się to troszkę na tej zasadzie,że jeśli chcemy pokonywać długie wzniesienia,wjeżdżamy na nie częściej.Ktoś inny mógłby zapytać po co wjeżdżać na Niedźwiedzicę a u mnie wzbudziłaś podziw.Według mnie,to tylko element przygotowania się.Na typowych wycieczkach nigdy tego nie robię.Zaprzeczył bym radości jazdy i wolności jaką daje nam rower.Skurcze dużych mięśni to nie przypadek.Ustaliłem przyczyny i chcę temu zapobiec,chcę zapamiętywać to co przyjemne zamiast pamiętania o bólu.A tak naprawdę ,to nie wiem,jaką mam średnią. :))) Bawię się dobrze bez tego.
lea
| 17:55 niedziela, 19 lutego 2012 | linkuj Piękna wycieczka! Gratuluję rewelacyjnego dystansu.
A co do jeżdżenia na prędkość - ja się pytam PO CO? Jeśli ktoś lubi to proszę bardzo, ale ja na pewno nie będę podporządkowywać swoich dystansów pod jak najlepszą średnią. A jej skok przyjdzie tak czy siak, gdy się kondycja poprawi :)
pioter50
| 15:17 niedziela, 19 lutego 2012 | linkuj Lutra, masz rację.Kiedyś, jak jeszcze zdarzało mi się jeździć w towarzystwie, też miałem zasadę niezostawiania nikogo, z tą różnicą, że nie czekałem na najwolniejszego, tylko jechałem jego tempem, razem z nim.A były to czasy, kiedy jeździłem z naprawdę dużymi prędkościami.Miałem kiedyś taki przypadek, że dużo starszy kolega źle się poczuł po kilkunastu kilometrach jazdy i zrezygnowałem z dalszej trasy i wróciłem z nim do domu, ku niezadowoleniu pozostałych.Co bym powiedział jego żonie, gdyby coś mu się stało a ja bym go zostawił, żeby sam wracał?Teraz jeżdżę sam, więc problem odpadł.Zresztą, teraz pewnie na mnie ktoś musiałby czekać hahaha...Nie zabieram już nikogo w trasy i nie przyłączam się do nikogo ale jak widzę rowerzystę na trasie, który grzebie coś przy rowerze to zawsze pytam, czy mogę jakoś pomóc.
lutra
| 09:32 niedziela, 19 lutego 2012 | linkuj To wyraz podziwu Pioter.Podróżowałem już w ten sposób razem z dużo młodszymi od siebie,wytrenowanymi ludźmi,jadącymi na kolarzówkach.Próbując ,mimo obciążenia sakwami dotrzymać im tempa,przeforsowałem wtedy mięśnie ud i opłaciłem to bolesnymi skurczami.Mimo moich próśb,nikt nie zostawił mnie w drodze.Tempo spadło a na szczytach podjazdów czekali na mnie wszyscy.To była pierwsza ale nie ostatnia podróż większą grupą.Od minionego lata pracuję nad osiągnięciem siły,która da się przełożyć na prędkość.Jeżdżę nieco "twardziej"na przełożeniach i pomału osiągam cel.Nie taki jest jednak sens wypraw takich jak nasze..Konkluzja ze strony moich towarzyszy była taka."Razem wyruszamy,razem wracamy".
Jestem pewien,że żadne z nas nie postąpiło by inaczej.
Poczucie wolności.Właśnie dlatego jeżdżę.Im mniej ograniczeń tym lepiej.
pioter50
| 04:39 niedziela, 19 lutego 2012 | linkuj To było tylko 83km przejechane spacerkiem.Od kilku lat jeżdżę dość powoli, zwłaszcza na zjazdach i wszyscy mnie wyprzedzają, więc Lutra, pewnie i ty mnie wyprzedzisz, nawet tego nie zauważysz, gdyby zdarzyło się nam jechać w tym samym kierunku..Tak naprawdę, to nigdy nie wiem gdzie pojadę i kiedy wrócę, kiedy wsiadam na rower.Na tym polega wolność , którą daje mi jazda na rowerze.
lutra
| 19:20 sobota, 18 lutego 2012 | linkuj Tak Pioter...Na co Cię stać wtedy,kiedy Ci się chce,miałem już okazję stwierdzić.Dzisiaj przekonałem się ,co potrafisz zrobić niechcący i to mnie dopiero przeraża.Chyba będę roił wszystko,żeby nie jechać z Tobą w tym samym kierunku. :)
Ra1984
| 18:50 sobota, 18 lutego 2012 | linkuj Fajna wycieczka :), a wykres przewyższeń przypomina różki diabełka. Dajesz sąsiad nieźle, podziwiam i gratuluję :).
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!