Czeskie Piwko mniam mniam... :)
-
DST
101.36km
-
Czas
05:14
-
VAVG
19.37km/h
-
VMAX
41.00km/h
-
Kalorie 3307kcal
-
Podjazdy
811m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Od dawna już mam smak na dobre piwo.Na takie, jakie tylko w Czechach mogę kupić.Miałem dzisiaj wolny dzień, więc zaplanowałem sobie wyjazd właśnie dziś.Po przebudzeniu konsternacja bo za oknem leje...Cóż- pomyślałem sobie- może to i lepiej, posiedzę sobie przy komputerze.Zmogło mnie jednak spanie, więc przysnąłem.Po przebudzeniu patrzę a tu Słońce świeci, co prawda spomiędzy chmur ale jednak...Była godzina 10:15.W Garminie rozładowana bateria bo zapomniałem naładować, podobnie jak baterie do aparatu.
-Pięknie- pomyślałem.Na chwilkę podłączyłem Garmina do ładowarki- dobre choć 15 minut, może wystarczy na tę trasę...O 11 ruszam w drogę.W Bystrzycy Górnej kupuję 4 baterie do aparatu ale na pierwszyej parze nie zrobiłem nawet jednej fotki , na drugiej parze udaje mi się zrobić dwie...Wywalam baterie do kosza.
-Tylko zbędny to balast-myślę.Trudno, tę trasę przejechałem setki razy i tyleż mam z niej fotek, nie muszę więc dzisiaj focić.
W Bystrzycy Górnej zaczyna się mżawka.To moja ulubiona pogoda, oby tylko nie przekształciła się w ulewę.Pierwsze 31km pod górę i pod wiatr, jednak daje to nadzieję na lepsze warunki powrotu.Po przekroczeniu granicy z Czechami kupuję ulubione piwko...Czeska sprzedawczyni doskonale rozumie po polsku, jednak lubi, kiedy mówi się po czesku.
-Na schledanou- mówię na odchodnym a ona obdarza mnie czarującym uśmiechem-Ja tu jeszcze wrócę- myślę sobie i rozpoczynam odwrót.Za nic nie chce mi się wracać tą samą drogą, jadę więc do Mezimesti, następnie Ruprechtice, Jetrichov, Broumov, przejeżdżam obok broumowskiego browaru i podjazd na Beneschov, następnie Janovicki, gdzie nachylenie wynosi 12%.Przydały się jazdy po górkach i wyjazd na Niedźwiedzicę.W Janovickach na asfalcie lód, zarzuca mnie kilka razy , więc zwalniam, nie mogę sobie pozwolić na glebnięcie bo w plecaku mam 4 piwa.I to jakie. Za Janovickami wjeżdżam na leśną drogę, która pokryta jest śniegiem, śniegolodem.Nie dość ,że ostro pod górę to jeszcze ten zmarznięty ale rozpadający się pod kołami śniegolód.Prędkość spada do 5,5km/h.Dojeżdżam do granicy a tam, po polskiej stronie nie ma drogi, Zasypana śniegiem.Idę więc jakieś 200 metrów i zaczyna być lepiej, da się nawet jechać, choć musi to być ostrożna jazda bo hamulce nie hamują po tym, jak nabrały śniegu a zjazd jest dość stromy.Dojeżdżam do Głuszycy Górnej, śniegu już tu nie ma, więc jazda do domu.Już przed Świdnicą wiem, że nie będzie 100km.W zasadzie nie ma to dla mnie znaczenia, jednak tym razem to byłaby pierwsza setka w tym roku.Po wjeździe do miasta dokręcam więc, aby przekroczyć 100km.Dlatego taka śmieszna strzałka na wykresie trasy jest.Teraz siedzę sobie w domu po obiadku a przede mną ceremonia zakosztowania wyśmienitego piwka "Kozel"."Za zdrowie pań, panowie..." ;)
Drewniany kościółek w Rybnicy Leśnej
Stożek Wielki w Unisławiu Śląskim to ponoć prawdziwy wulkan, choć nikt nigdy nie widział jego erupcji - nie mylić z erekcją ;)
Na przejściu granicznym Golińsk-Starostin umęczony Kellys oparł się o znak.Nie wiedział biedak, że jeszcze gorsze podjazdy go czekają tego dnia.
Przełęcz pod Czarnochem.Przejście graniczne Janovičky-Głuszyca.
Zasypana śniegiem droga do czeskich Janoviček.Tu zima panuje niepodzielnie.Właśnie tą drogą przyjechałem.
Nie mogłem się powstrzymać, musiałem sobie zrobić fotkę z Kellysem w tym miejscu.
komentarze
Butelkowe wolę polskie, no chyba, że Urguell:)