Wrzesień, 2012
Dystans całkowity: | 1047.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Suma podjazdów: | 14759 m |
Suma kalorii: | 25591 kcal |
Liczba aktywności: | 12 |
Średnio na aktywność: | 87.25 km |
Więcej statystyk |
Przełęcz Okraj od czeskiej strony
-
DST
171.00km
-
Kalorie 6444kcal
-
Podjazdy
2156m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Niespodziewanie znalazłem się dziś na Przełęczy Okraj, podjeżdżając od czeskiego Trutnova.
Piątek, sobota, niedziela.Tyle miałem wolnego ale pogoda nie była zbyt łaskawa.Dopiero w sobotę w południe kulnąłem się po piwko i zrobiłem małą rundkę.Cóż to jednak jest na trzy dni wolne od pracy.W niedzielę rano moje zniecierpliwienie pogodą i siedzeniem w domu sięgnęło zenitu.
-Zrobię chociaż krótką trasę do Kamiennej Góry- pomyślałem ze smutkiem ale i determinacją.
Spakowałem trochę jedzenia i picia i ruszyłem.Trasą przez Pogorzałę, Wałbrzych, Szczawno.W Czarnym Borze do Jaczkowa a tam skręt w lewo do Kamiennej Góry.W Kamiennej Górze spotykam bikera, który jedzie do Karpacza.Było dość wcześnie, więc postanowiłem wydłużyć trasę, pojechać do Lubawki a następnie przez Chełmsko, Mieroszów wrócić do domu.Do Lubawki jednak zajechałem dość szybko i pora wciąż wydawała mi się na tyle wczesna a Trutnov już na tyle bliski, że postanowiłem zrealizować stary plan podjechania Przełęczy Okraj od czeskiej strony.Pogoda nie wyglądała zbyt pewnie ale przecież, kiedy jechaliśmy na Pradziada, pogoda była bardziej niepewna a trasa dłuższa.Jazda do Trutnowa bardzo fajna, jadnak kiedy w Trutnovie zrobiłem zwrot w prawo, w kierunku Przełęczy, poczułem mocny wiatr od czoła.
-No to pięknie- pomyślałem-teraz czeka mnie 30km jazdy pod górkę i pod wiatr.
No ale cóż było robić, jadę.Po wyjeździe z Trutnova wiatr jest jeszcze mocniejszy, powoli jednak zaczynam się do niego przyzwyczajać.W koću jakie mam wyjście?
Jest chłodno ale ja zdejmuję bluzę i jadę w koszulce w krótkim.Wiele razy zjeżdżałem tą drogą wracając z Okraju ale jeszcze nigdy tu nie podjeżdżałem.Wszystko wygląda zupełnie inaczej, niż podczas zjazdu .Im dalej, tym bardziej stromo a wiatr nie ułatwia zadania.Jakieś 2km przed szczytem wyprzedza mnie czeski kolarz a wraz z nim śliczna dziewczyna na kolarzówce.
-Ahoj!!-zawołali do mnie.
To byli chyba jacyś zawodnicy ale i tak zrobiło mi się trochę nieswojo że taka dziewczyna mnie tu wyprzedza.Styl jazdy tego chłopaka był jednak nieefektowny i nieefektywny.Cisnął strasznie na niskiej kadencji, paskudnie to wyglądało, gdy tymczasem dziewczyna jechała w pięknym stylu, wiedziała do czego służą przeżutki i we właściwy sposób ich używała w zależności od stromizny wzniesienia.
-Echh, żebym miał tak chociaż z dziesięć lat mniej...- pomyślałem z żalem, że muszę pozwolić się wyprzedzić.
Pomyślałem jednak, że może chociaż trzymając ich tempo wjadę tuż za nimi na ten Okraj.Tym sposobem zachowam honor, że nie zostawili mnie gdzieś daleko za sobą.
Zbliżyłem się do nich na około 10 metrów, żeby nie siedzieć im na kole bo uważam, że było by nieładnie, zwłaszcza przy tym wietrze od czoła.Zrównałem prędkość do ich prędkości, spojrzałem na licznik...
-O kurza twarz, oni jadą pod tę górę 20km/h- zdumiałem się.
Dziewczyna nie wykazywała żadnych oznak zmęczenia, swobodnie rozmawiała z chłopakiem i śmiała się.Ja tymczasem nie byłem w tak dobrej formie ale postanowiłem, że do szczytu nie pozwolę zwiększyć dystansu.W końcu to tylko 2km...To była jednak tylko moja walka a nie ich.Nie obejrzeli się do tyłu ani razu, nie ciekawiło ich, czy daleko mnie zostawili, czy może ich gonię.Nie istniałem dla nich.Pomyślałem sobie wtedy, że chyba tylko my Polacy mamy jakieś dziwne kompleksy i problemy psychiczne z tym wiecznym ściganiem się na drogach i udowadnianiem całemu światu, jacy to my dobrzy we wszystkim jesteśmy i jacy to gotowi jesteśmy walczyć do upadłego za nasz wątpliwy honor.Na szczycie Okraju było dość chłodno, więc po wjeździe od razu załozyłem bluzę.Kliknąłem kilka fotek, załozyłem jeszcze ortalionkę i jazda na dół.Na zakręcie widokowym jeszcze kilka fotek i pruję na dół.W Ogorzelcu było już ciepło i musiałem znowu pozdejmować ciuchy do krótkiego rękawu.Całą drogę do domu miałem wiatr od czoła ale i tak jakoś fajnie mi się jechało.Myślałem, że do Świdnicy dotrę nie wcześniej niż o godz 19, gdyż dość późno wystartowałem, jednak w domu byłem już o godz 17:17.Byłbym wcześnie, gdybym nie zatrzymał się nad Zalewem Komorowskim.Bardzo zadowolony z takiego wyniku po powrocie otworzyłem buteleczkę schłodzonego, smakowitego Namyslowa.
To był dobry dzień i dobra trasa.Dzisiaj wogóle nie czuję, że wczoraj gdzieś jeździłem, jednak wypoczynek się należy i będzie przerwa w jazdach.Tymczasem na kolejny weekend zapowiada się piękna pogoda.Trzeba więc będzie pomyśleć o jakiejś trasie.
Góry tego dnia mocno zamglone były ale kil;ka fotek zrobiłem.Nie może być przecież takiego wyjazdu bez żadnej fotki.
Droga krajowa nr5 z Kamiennej Góry do Lubawki.Tylko kilka samochodów spotkałem na tej drodze
Widoki podczas jazdy krajówką nr5
Lubawka
Pałacyk w Horni Marschov
W Horni Marschov
Większość podjazdu wiedzie wzdłuż rzeki
Jak się patrzy nie tylko na licznik, można dostrzec urokliwe wodospady
Dzielny czeski kolarz wspina się na Przełęcz
No i dotarłem na Okraj.Jest tu dość chłodno
Zjechało się tu pełno tego złomu...
Szczyt góry tonie w chmurach
Mimo zamglenia Zalew Bukówka jest widoczny
Na szczycie tej góry stoi ambona a na zboczu widać fragment szosy. Postanowiłem trochę przybliżyć te miejsca...
...to jest właśnie ambona na szczycie góry, na fotce powyżej...
...a tu jest fragment szosy, widocznej na zboczu góry, dwie fotki wyżej...
Widoczki były trochę zamglone ale i tak było co podziwiać.
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>
Po piwko do Witoszowa
-
DST
54.00km
-
Kalorie 1836kcal
-
Podjazdy
570m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pogoda pod psem.Właściwie to dobra pogoda, żeby napić się dobrego piwa, wsiadłem więc na rower i pojechałem do małego sklepiku w Witoszowie, bo właśnie tam dostarczono nową partię świerzutkiego Namysłowa.Po zakupie, załadowałem piwko do torby na bagażniku i ruszyłem w drogę powrotną, która wiodła przez Pogorzałę, Wałbrzych Stare Bogaczowice, Cieszów i Ciernie.W Strudze spoglądam w kierunku Chełmca.Nie widać go, cały tonie w chmurach.Jeszcze przed Cieszowem złapał mnie deszcz ale niewiele sobie z tego robiłem.Na samą myśl o piwku w torbie uśmiechałem się a deszczyk był ciepły jak majowy.Kończąc dość stromy podjazd w Cieszowie spotykam jadących z przeciwka dwóch gości na kolarzówkach, którym widać deszcz też nie przeszkadzał.
-Podjechałeś?!-woła zdumiony na mój widok jeden z nich.
-Jakoś dałem radę- odpowiadam śmiejąc się w duchu
Mocno rozbawiła mnie ta sytuacja, widocznie nie wyglądam na gościa, który mógłby podjechać taką górkę.Gdyby oni tylko wiedzieli jakie górki zdarza mi się podjeżdżać...
Teraz mam już piwkow domu, schłodzę je tylko i za kilka godzin będę mógl rozkoszować się wspaniałym jego smakiem.
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>