Niedzielny spacerek
-
DST
143.00km
-
Podjazdy
1473m
-
Sprzęt Fuji
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pogoda wyśmienita, więc udałem się na rowerowy spacerek.Brak mi czasu na opis ale jedno zdarzenie muszę opisać.Przejeżdżając przez Bobrów, widzę człowieka leżącego na środku asfaltu.Pijaniutki w sztok.Opiera się na łokciach, daremnie usiłując wstać.Nie waham się ani sekundy.Nie zastanawiam się, czy kierowcy dojrzą leżącego. Muszę zatrzymać samochody, które jadą za mną jakieś 50 metrów.Hamuję ostro, wrzucam rower na pobocze i staję tyłem do nadjeżdżających samochodów z rękami uniesionymi do góry.Samochody się zatrzymują, zatrzymuje się też rowerzysta w moim wieku.Razem ściągamy gościa z asfaltu.Kawał chłopa z niego.Waży chyba ze sto kilo a do tego jest bezwładny...Żaden z kierowców samochodów nie pokwapił się, aby pomóc.Dowcipkując odjeżdżają.Nie możemy jednak zostawić gościa leżącego przy drodze.Okazuje się, że mieszka samotnie w białym domku, jakieś 70 metrów.Trzeba będzie zataszczyć do do chaty.Bierzemy go pod ręce ale jemu chyba się to spodobało, że będzie niesiony. bo za nic nie chce nam tego zadania ułatwić i wisi sobie na naszych ramionach bezwładnie.jest naprawdę ciężki.-Poczekaj bratku, mam ja na ciebie super lekarstwo-pomyślałem i ucisnąłem na odpowiedni nerw, który to ucisk powoduje bardzo krótki, ale silny ból, że nieboszczyka by ocucił.Zamglone oczy z bólu natychmiast robią się trzeźwiejsze i gość zaczyna przebierać nogami tak, że tylko go prowadzimy podtrzymując, żeby nie upadł.Tym sposobem doprowadzamy gościa do domu.Na odchodnym podziękował nam, przyglądając mi się uważnie, ale z uśmiechem.-Musiało zaboleć hehe-pomyślałem, Krzywdy mu przecież nie zrobiłem, a to było dla jego dobra. Był naprawdę wdzięczny, że ściągnęliśmy go z asfaltu i zaprowadzili do domu. A co, pijany człowiek nie przestaje być człowiekiem i trzeba pomóc, jeśli widzi się podobną sytuację.
A teraz garść fotek z dzisiejszej trasy.
Kategoria 100 i więcej